Chrześcijaństwo to miłość. To sposób, w jaki ktoś traktuje swoją żonę, męża, braci, siostry, rozmówców, klientów, podwładnych.
Po błogosławieństwach ubogich i płaczących przychodzi kolej na błogosławieństwo cichych. „Błogosławieni cisi, albowiem posiądą ziemię” (Mt 5,5). „Oto najwznioślejsze działanie, działanie najrzadsze i dlatego najbardziej konieczne. Cisza i tylko cisza ujawnia bezkres życia” (Maurice Zundel).
Kim są ludzie cisi? Użyte w Ewangelii greckie słowo praeis oznacza łagodnych, cierpliwych, delikatnych, życzliwych, niestosujących przemocy.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Wzorem może tu być sam Jezus. „Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem” (Mt 11,29) – mówi. Słowami i życiem ukazuje, na czym polega adekwatna relacja z ludźmi. Tak jak nauczał, tak też żył. Zachował postawę cichości wobec pseudo-sędziów, Piłata, katów, którzy Go przybijali do krzyża. Zamiast im złorzeczyć, modlił się za nich. „On, gdy Mu złorzeczono, nie złorzeczył, gdy cierpiał, nie groził, ale oddawał się Temu, który sądzi sprawiedliwie” (1P 2,23).
Błogosławieni niestosujący przemocy
W tym świetle rozumiemy, co znaczy być łagodnym i cichym. Wszelka agresja jest zaprzeczeniem Ewangelii, szczególnie, jeżeli ktoś chciałby stosować ją w obronie wiary, chrześcijaństwa lub zasad moralnych.
Agresja słowna, jaką daje się czasem słyszeć w różnych debatach, rozmowach, także w Sejmie, jest tragicznym antyświadectwem. Wyzywanie kogoś od agentów (np. innych państw), kpina, krzyk, ataki słowne (np. w imię obrony krzyża lub tradycji) to zaprzeczenie nauki Chrystusa. Poniżanie, ranienie słowami osób inaczej myślących, np. niewierzących, to dyskwalifikacja mówiącego. Nie daj Boże, jeżeli czyni tak osoba duchowna – wtedy zgorszenie jest wielkie, nie do naprawienia.
Wydaje się, iż obecne odchodzenie młodych od Kościoła wcale nie jest spowodowane laicyzacją, wpływem Brukseli, Berlina czy Moskwy, jak niektórzy usiłują nas o tym przekonać, ale agresywnym sposobem odnoszenia się do innych osób. Jedno poniżające słowo może kogoś odtrącić od wiary na długie lata. Jesteśmy krajem, który mieni się katolickim, ale wciąż nie nauczyliśmy się lekcji cichości. Ileż w nas zadziorności, zawiści, wrogości – i to jakoby w imię Ewangelii! W imię patriotyzmu…

Nie mam do tego żadnych uprawnień, ale mimo wszystko – jako ksiądz rzymskokatolicki – pragnę wyrazić to, co czuję w sercu: przepraszam za wszelką agresję ze strony chrześcijan, czy to duchownych, czy świeckich
ks. Andrzej Muszala
Błogosławieni cisi, łagodni, niestosujący przemocy. Błogosławieństwa są wskazaniami skierowanymi przede wszystkim do uczniów Chrystusa. Oni – jako pierwsi – winni je realizować. Dlatego tak druzgocące w skutkach są ataki chrześcijan na wyznawców innych religii, żarty, naśmiewanie się z kogoś, poniżanie na ambonie, w kancelarii parafialnej (np. par niesakramentalnych), w prasie, w radiu, które mieni się „katolickim”. Kto postępuje w taki sposób, daje dowód, iż nie rozumie, czym jest chrześcijaństwo. Z każdego wypowiedzianego słowa zdamy sprawę w dniu ostatecznym (por. Mt 12, 36).
Ludzie, którzy atakują słownie swoich bliźnich, powołują się nieraz na „święty gniew”, jaki Jezus wyraził, przepędzając przekupniów ze świątyni lub wyrażając się w mocnych słowach typu: „Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą” (Łk 11,44), lub „Zejdź mi z oczu, szatanie” (Mt 16,23). ale nie zauważają, iż zdania te były kierowane do osób… duchownych, a nie świeckich! Wobec tych drugich Jezus zawsze okazywał łagodność, miłosierdzie, wyrozumiałość, choćby gdy byli grzesznikami (por. kazus kobiety cudzołożnej lub Zacheusza).
Przepraszam
Nie mam żadnych uprawnień do tego, by napisać niniejsze zdanie, ale mimo wszystko – jako ksiądz rzymskokatolicki – pragnę wyrazić to, co czuję w sercu: przepraszam za wszelką agresję ze strony chrześcijan, czy to duchownych, czy świeckich. Przepraszam! Rany, jakie zadali słuchającym, są powodem mojego wielkiego smutku.
Jeśli ja sam wobec kogoś okazałem się zbyt surowy, przepraszam potrójnie! Niech ta osoba zwróci się do mnie, jeżeli tylko chce, i powie, co jej leży na sercu. Wysłucham, przyjmę, zrobię, co mogę, aby wynagrodzić.

- Marek Kita
Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Współczesna psychologia uczy nas, iż agresja słowna może być stosowana także w rodzinie lub jakiejś wspólnocie. Przejawia się ona w gnębieniu drugiej osoby, używaniu słów, których celem jest świadome ranienie. Czasem agresja wyraża się też w milczeniu. Zdarza się, iż mąż notorycznie dokucza swojej żonie niedopowiedzeniami, mimiką, parskaniem, opryskliwością, szantażem, traktowaniem jej jak wiatr. Wszystko to jest sprzeczne z trzecim błogosławieństwem. Gdyby ktoś taki chodził potem do kościoła, przyjmował Komunię świętą, afiszował się ze swoją wiarą – dawałby dowód skrajnej obłudy.
Błogosławieni cisi, łagodni. Mamy uczyć się tej postawy od Jezusa, ale też i od pierwszych chrześcijan. Oni nikogo nie atakowali, choć sami byli poniżani, gnębieni, prześladowani, fałszywie oskarżani, zabijani. Nikogo nie wyzywali od „bezbożników”, ale modlili za swoich oprawców, jak i za władcę, który wysyłał ich na okrutną śmierć. Kochali wszystkich bez wyjątku, pamiętając na słowa Jezusa: „Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują,tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,44-45).
To miłość dowodzi autentycznej wiary, szczególnie miłość nieprzyjaciół – tych, którzy myślą inaczej lub są powodem naszych łez. Chrześcijaństwo to miłość. To sposób, w jaki ktoś traktuje swoją żonę, męża, braci, siostry, rozmówców, klientów, podwładnych.
Dlaczego Gandhi nie został chrześcijaninem?
Powstaje tu pytanie: czy zatem cichość nie oznacza słabości oraz przyzwolenia na czynienie zła? Nie. Okazuje się, iż właśnie taka postawa stanowi najbardziej skuteczną formę walki o sprawiedliwość w imię zasady „zło dobrem zwyciężaj”.
Za przykład może tu posłużyć Mahatma Gandhi, który w walce o wyzwolenie Indii spod kolonialnej zależności od Wielkiej Brytanii stosował metodę tzw. biernego oporu. Polegała ona na rezygnacji z używania siły fizycznej (zasada non violence). Gandhi przekonał społeczeństwo hinduskie do przyjęcia zasady pokojowego oporu, wyrażającego się w strajkach głodowych, obywatelskim nieposłuszeństwie, modlitwie, poście, dialogu lub milczącym proteście.
Pisał: „Wszędzie, gdzie zachodzi konflikt, wszędzie, gdzie stajecie wobec przeciwnika, zwyciężajcie go miłością. Trzeba kochać swoich przeciwników, a sposobem osiągnięcia tego jest przyznanie im takiej uczciwości w ich zamierzeniach, jaką przypisujemy sobie. Nie chodzi o pozbawianie przeciwników siły do walki, ale o usunięcie jej z ich serca. Prawdy broni się, nie każąc cierpieć przeciwnikowi, ale cierpiąc samemu. To, co można uzyskać terrorem, trwa tylko tyle, ile sam terror. Cel tkwi w środkach jak drzewo w nasieniu”.
Do historii przeszedł tzw. marsz solny, po którym wiele osób zostało aresztowanych. Sam Gandhi także był więziony przez dwa lata. Po tych wydarzeniach presja opinii publicznej była tak wielka, iż skłoniła Anglików do ustępstw, a ostatecznie – po kilkunastu latach – do uznania niepodległości Indii. I stało się to minimalnym kosztem. Ofiar biernego oporu było o wiele mniej, niż gdyby doszło do otwartego konfliktu między obu państwami.
Wszelka agresja jest zaprzeczeniem Ewangelii, szczególnie, jeżeli ktoś chciałby stosować ją w obronie wiary, chrześcijaństwa lub zasad moralnych
ks. Andrzej Muszala
Sam Gandhi zginął w zamachu kilka lat później, podczas odbywania swojej pielgrzymki. W swoim życiu skłaniał się ku chrześcijaństwu, szczególnie – jak mówił – z powodu wzniosłości Kazania na Górze. „Nie tylko ja, ale i całe Indie najwięcej zawdzięczamy mężowi, którego stopa nigdy nie dotknęła naszej ziemi. Tym mężem jest Jezus Chrystus” – powiedział. Od konwersji powstrzymał go jednak… styl życia chrześcijan. Jak sam stwierdził, nie spotkał prawdziwych uczniów Chrystusa.
Czy nie powinno nam to dać wiele do myślenia? Czy nie jest czymś zadziwiającym, iż o wartości trzeciego błogosławieństwa przekonuje nas niechrześcijanin?
Wojna z samym sobą
Gilbert Cesbron pisał: „Rezygnacja z użycia gwałtu jest wszystkim tylko nie pacyfizmem, neutralizmem, a już na pewno nie jest tchórzostwem. W rzeczywistości wymaga więcej siły, odwagi i wytrwałości niż patriotyzm tradycyjny, gdyż zmusza do podwójnej wierności: swojemu krajowi, ale również Ewangelii”.
Według francuskiego pisarza rezygnacja z przemocy „to jedyna mająca przyszłość forma patriotyzmu, o którym Romain Gary powiedział, iż «jest miłością swoich, podczas gdy nacjonalizm jest nienawiścią do innych». […] Odrzucenie przemocy jest triumfem środków ubogich”.
Nie jest to łatwe… Jesteśmy jako Polacy narodem dość porywczym i emocjonalnym… ale czyż właśnie tutaj nie znajduje się najważniejszy teren naszej walki?
Znowu Cesbron: „Postawa odrzucenia przemocy nie jest wrodzona. Doświadczam tego każdego dnia – ja, który osiągnąłem zaledwie to, iż zmuszam się do niej. Kiedy będę mógł powiedzieć jak patriarcha Atenagoras: «Najcięższą wojnę trzeba prowadzić z sobą samym: trzeba się rozbroić. Prowadziłem tę wojnę całe lata, była ona straszna, ale jestem rozbrojony». Jest to jednak walka porywająca. Cóż bardziej godnego podziwu niż człowiek gwałtowny zadający gwałt sobie?”.
Rozważania ks. Andrzeja Muszali z cyklu „Droga błogosławieństw” będziemy publikować w kolejne niedziele i dwie ostatnie środy Wielkiego Postu 2025. Wszystkie teksty będą dostępne tutaj.