Rewolucja w kościelnych mediach jest potrzebna. Tylko nie w tym kierunku

3 godzin temu
Zdjęcie: Przeciszewski


W planie reformy mediów związanych z episkopatem mówi się o „zintegrowanej komunikacji pozytywnej”. Ale jeżeli Kościół będzie komunikował wyłącznie „pozytywne” treści, przestanie być wiarygodnym narratorem rzeczywistości.

W polskim Kościele rzymskokatolickim szykuje się medialna rewolucja. Episkopat planuje bowiem przekształcenie wszystkich zależnych od siebie podmiotów medialnych – Katolickiej Agencji Informacyjnej (KAI), Biura Prasowego KEP i serwisu Opoka.pl – w jedno wielkie Konsorcjum Medialne KEP.

Potwierdziły się więc zapowiedzi, o których pisał na tych łamach przed trzema miesiącami Zbigniew Nosowski w swojej analizie przemian w mediach kościelnych. Zapowiedziane zmiany spotkały się ze sprzeciwem dziennikarzy KAI i doprowadziły do złożenia dymisji przez redaktora naczelnego agencji, Marcina Przeciszewskiego.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Po 32 latach pracy w tej roli Przeciszewski ogłosił swoją decyzję, wyrażając w ten sposób sprzeciw wobec, jak to określił, likwidacji niezależności dziennikarskiej KAI. Choć agencja ma formalnie zachować swoją nazwę, planowane zmiany w praktyce oznaczają podporządkowanie jej strukturze Konferencji Episkopatu Polski i podległość wobec rzecznika prasowego.

PR zamiast niezależności

Zgodnie z dokumentem „Propozycja zmian w zarządzaniu podmiotów medialnych Konferencji Episkopatu Polski”, autorstwa rzecznika KEP, jezuity Leszka Gęsiaka, nowo utworzone konsorcjum ma zapewnić spójność i skuteczność komunikacyjną Kościoła w Polsce. W skład nowej struktury mają wejść dziennikarze KAI, pracownicy Biura Prasowego i serwisu Opoka.pl. Kluczowym elementem planu ma być utworzenie wspólnego newsroomu i wdrożenie tzw. „zintegrowanej komunikacji pozytywnej”, obejmującej treści tekstowe, fotograficzne i wideo oraz strategię reagowania w sytuacjach kryzysowych.

Taka wizja to de facto kopia watykańskiej reformy, wdrożonej za papieża Franciszka, tworzącej jedną Dykasterię ds. Komunikacji, kierowaną przez Paolo Ruffiniego. Jednak to, co działa w Watykanie, niekoniecznie zadziała w Kościele lokalnym. Projekt spotkał się więc z krytyką.

Kościół w Polsce nie potrzebuje dziś PR-owego parasola ochronnego. Potrzebuje mediów, które będą jego sumieniem, głosem i lustrem, nie megafonem

Michał Kłosowski

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Marcin Przeciszewski i Tomasz Królak, wiceszef agencji, wystosowali list protestacyjny do przewodniczącego Rady Programowej KAI, abp. Adriana Galbasa, podkreślając, iż zadaniem KAI nie jest realizowanie polityki PR episkopatu, ale rzetelne i niezależne informowanie o życiu Kościoła. Do abp. Galbasa trafiła również opinia prawna prof. Michała Królikowskiego, który ostrzegł, iż planowane działania mogą być sprzeczne z celem istnienia KAI zapisanym w jej akcie założycielskim.

Wszystko wskazuje na to, iż reformy mają jednak pełne poparcie episkopatu. Biskupi zapoznali się z planem już w lutym 2025 r., a ostateczne decyzje zapadły podczas ostatniego zebrania plenarnego KEP w Katowicach. Ponownie wybrano tam o. Gęsiaka na rzecznika biskupów – co też jest jasnym sygnałem, po czyjej stronie są sympatie kierownictwa KEP.

Pomieszanie dziennikarstwa, komunikacji i marketingu

Cała sytuacja unaocznia w dodatku głębokie napięcia wewnątrz Kościoła w Polsce. Nie da się pogodzić dążenia do centralizacji przekazu i pełnej kontroli informacyjnej z potrzebą zachowania niezależnego, profesjonalnego dziennikarstwa kościelnego. To ostatnie, zresztą nie tylko w Polsce, krok po kroku zaczyna schodzić ze sceny.

W naszym kraju zmiany w KAI mogą oznaczać koniec pewnej epoki – nie tylko dla agencji, ale i dla całego modelu komunikacji Kościoła w Polsce. Utworzona w 1993 r. agencja – dzięki swej autonomii – znacząco przyczyniła się do przezwyciężenia ówczesnego głębokiego kryzysu wizerunkowego Kościoła. A decydującą rolę w jej powstaniu odegrali tak dobrze rozumiejący współczesne media hierarchowie, jak abp Józef Życiński czy bp Jan Chrapek.

Nowość Nowość Promocja!
  • Wiesław Dawidowski OSA
  • Damian Jankowski

Leon XIV. Papież na niespokojne czasy
Książka z autografem

28,00 35,00
Do koszyka
Książka – 28,00 35,00

Dziś pytanie brzmi nie tyle, czy zmiany są potrzebne (to oczywiste!), lecz: czy nowy model zapewni rzeczywistą skuteczność i wiarygodność? A może raczej doprowadzi on do utraty zaufania opinii publicznej i wewnętrznych podziałów w Kościele? Czy nie jest to bowiem pomieszanie dziennikarstwa, komunikacji i marketingu?

Plany episkopatu, by przekształcić Katolicką Agencję Informacyjną i inne media kościelne w jedno scentralizowane Konsorcjum Medialne KEP, mogą w teorii wydawać się słuszne: spójny przekaz, efektywna komunikacja, szybka reakcja kryzysowa. W praktyce jednak niosą ze sobą poważne zagrożenia: dla wiarygodności, misji i roli Kościoła w przestrzeni publicznej, a także w kwestiach finansowania.

KAI przecież – mimo iż była instytucją kościelną – przez ponad 30 lat wypracowała sobie pozycję wiarygodnego źródła informacji, cenionego także poza Kościołem. Dziennikarze agencji opisywali życie Kościoła nie tylko w tonie apologetycznym, ale również z wewnętrzną krytyczną uczciwością, co budowało zaufanie zarówno u wiernych, jak i w mediach świeckich. Likwidacja tej niezależności, podporządkowanie redakcji strukturze PR i scentralizowanie przekazu grożą utratą autentyczności i zdewaluowaniem wartości dziennikarstwa kościelnego.

Propaganda zamiast rzeczywistości?

W planie reformy mówi się o „zintegrowanej komunikacji pozytywnej”. Ale jeżeli Kościół będzie komunikował wyłącznie „pozytywne” treści, przestanie być wiarygodnym narratorem rzeczywistości.

Ktoś odpowie, iż zewnętrznych krytyków Kościoła jest tak wielu, iż wewnętrzna krytyka nie jest konieczna. Nie zgodzę się: inaczej jest, gdy błędy Kościoła i duchowieństwa czy choćby świeckich katolików punktują media świeckie i nieprzychylne w dużej mierze instytucji jako takiej; inaczej, gdy czynią to motywowani wewnętrznym kompasem moralnym krytyczni dziennikarze. W przypadku KAI lojalność wobec kościelnej hierarchii od lat jest oczywistością.

Bestseller Nowość
  • Marek Kita

Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Książka z autografem

36,00 45,00
Do koszyka
Książka – 36,00 45,00

Ewangelia nie potrzebuje propagandy – potrzebuje światła prawdy, która często boli, ale przemienia. I to właśnie jest rolą dziennikarzy katolickich, którzy potrafią napisać przykrą często prawdę, wciąż jednak kierując się miłością do Chrystusa.

Kościół, który będzie ukrywał swoje problemy lub je pudrował, stanie się instytucją podejrzaną i nieprzejrzystą – szczególnie w dobie spadku zaufania społecznego i zmagań z kryzysami (jak choćby pedofilia, spadek powołań, sekularyzacja). Komunikacja instytucjonalna, nie tylko Kościoła, ale też wielu innych instytucji państwowych i globalnych, jest najlepszym tego przykładem.

Różnorodność stylów, języków, sposobów mówienia o Bogu i Kościele była dotąd siłą kościelnych mediów w Polsce. KAI, Opoka.pl czy redakcje diecezjalne, pomimo różnic, mówiły wielogłosowo, oddolnie, lokalnie. Próba zredukowania ich do jednego „centralnego przekazu” może skutkować przekazem bezosobowym, korporacyjnym i niewiarygodnym duchowo.

Będzie to przeciwskuteczne. Nie tak powinna wyglądać komunikacja instytucjonalna Kościoła. Kościół nie jest korporacją, ale wspólnotą i potrzebuje komunikacji, która oddycha wiarą, nie tabelkami.

Erozja zaufania

Jeśli więc głównym celem medialnym Kościoła stanie się promocja instytucji, a nie głoszenie Ewangelii, to nastąpi pomieszanie priorytetów. Media kościelne powinny informować, tłumaczyć, konfrontować i dawać świadectwo, a nie tylko chronić wizerunek, co zdaje się sugerować kierunek reformy, na którą zdecydowali się polscy biskupi. Tylko wtedy media kościelne pozostaną przestrzenią dialogu z człowiekiem współczesnym, także z tym, który szuka, wątpi, krytykuje.

Cała ta sytuacja to nie tylko kwestia reformy mediów kościelnych, ale także symbol poważnego kryzysu zaufania w łonie samego Kościoła. Odrzucenie dialogu, ignorowanie opinii ekspertów, podejmowanie decyzji w zaciszu gabinetów to działania, które bardziej przypominają centralę polityczną niż wspólnotę uczniów. Kościół, który traci słuch na głos swoich ludzi, zdradza ducha synodalności, którą sam głosi.

Plan stworzenia Konsorcjum Medialnego KEP może więc na papierze wyglądać nowocześnie i systemowo. Tak, zmiany są potrzebne. Ale obrany kierunek przemian prowadzi w rzeczywistości do zubożenia debaty, unifikacji myślenia i erozji zaufania; a przynajmniej rodzi takie zagrożenia, na które próżno szukać odpowiedzi w planie, który leży dziś na stole. Kościół w Polsce nie potrzebuje dziś PR-owego parasola ochronnego. Potrzebuje mediów, które będą jego sumieniem, głosem i lustrem, nie megafonem.

Zamiast więc „przeorać” media kościelne, warto je odnowić, zapewniając chociażby odpowiednie finansowanie, ale pamiętając też o duchu wolności, zaufania i szacunku dla profesjonalizmu. Inaczej będziemy świadkami końca nie tylko KAI, ale i wiarygodnej obecności Kościoła w przestrzeni publicznej, zaś wizerunek Kościoła w mediach świeckich zamiast poprawiać się, jeszcze bardziej będzie szorować po dnie.

Przeczytaj również: Czym zaszkodziła Kościołowi Monika Białkowska?

Idź do oryginalnego materiału