Raport wstydu w Bolzano. Księża dopuścili się niewyobrażalnych czynów

1 dzień temu

Dossier to licząca 631 stron dokumentacja, owoc pracy kancelarii Westpfahl Spilker Wastl z Monachium, która otrzymała zlecenie od samej diecezji. W porównaniu z krytykowanym raportem Konferencji Episkopatu Włoch, przedstawionym w dwóch częściach w 2022 i 2023 roku, teczka diecezji Bolzano obejmuje dłuższy okres i prezentuje nowe podejście, podkreślając systemowy wymiar przemocy. Diecezja, którą wzięto pod lupę, od dawna konfrontuje się z kwestiami nadużyć gorliwiej niż inne włoskie diecezje. Szybciej niż gdzie indziej otworzono na jej terenie ośrodek przyjmowania zgłoszeń o epizodach przemocy seksualnej ze strony duchownych, podczas gdy gotowość do samokrytyki i odsłaniania skandali jest pochodną bliskości kulturowej z Niemcami, gdzie już kilkanaście lat temu opracowywano relacje o plugawym obliczu Kościoła. W Italii opór, jaki istniał wobec tego rodzaju badań, opóźniał demaskację parafialnej pedofilii.

Kościół unikał tematu

Autorzy raportu – po analizie ponad tysiąca akt osobowych, artykułów z gazet i denuncjacji wysyłanych do biskupa, a także po przesłuchaniu 25 świadków i tych osób bezpośrednio zranionych, które odpowiedziały na apel kancelarii – przypuszczają, iż odkryli zaledwie wierzchołek góry lodowej. Wśród udokumentowanych sytuacji trzej mężczyźni odebrali sobie życie, po traumie nie umieli pogodzić się z przeszłością. Niektóre przedstawione w raporcie fakty „uwypuklają błędy lub zaniedbania popełnione przez osoby odpowiedzialne za diecezję Bolzano-Bressanone”. Księży, którzy dopuścili się nadużyć lub byli o to podejrzewani, traktowano jako wyjątki, co utrudniało ich rozliczanie zgodnie z uniwersalnym programem i stworzenie sensownego planu pomocy ofiarom. Poza tym, w linii generalnej, instytucja Kościoła intencjonalnie unikała zderzenia z ambarasującymi tematami, jak niedojrzałość seksualna kapłanów i inne typowe dla etyki kościelnej tabu ze strefy seksualności, a ponadto starano się unikać zgorszenia i afer, choćby za cenę nieuznawania cierpienia osób wykorzystywanych.

Było to cierpienie trudne do udźwignięcia, skrywane nadludzkim wysiłkiem, z braku przekonania, iż to sprawca, a nie ofiara poniesie karę. Za duszpasterzami zwykle stała diecezja, stosująca remedium: przeniesienie. Tylko niektórzy byli nakłaniani do poddania się terapii psychiatrycznej lub proszono ich, by nie udzielali chrztów. Obserwując te mechanizmy, krzywdzeni nie potrafili znaleźć w sobie odwagi, żeby przemówić, albo włączał się u nich mechanizm wyparcia. Jednak po hibernacji pamięci prędzej czy później przeżycia i związany z nimi strach wracały. Wspomina jedna z ofiar: „Minęło 50 lat, a ja pamiętam, jak byłam molestowana od 9. do 15. roku życia: przez to miałam problemy zdrowotne, zaburzenia odżywiania”. Takich świadectw jest więcej. Ofiary chciałyby, aby ta „rzeczywistość złożona z ciszy i zniszczonych żyć” nie była już więcej niczyim udziałem.

Idź do oryginalnego materiału