Potrzebujemy wspólnotowych działań i opowieści, a nie oburzenia. Wybory 2025

7 godzin temu
Zdjęcie: Rafał Trzaskowski


Jeśli ktoś nie dorósł do demokracji, to ci profesorowie i dziennikarze, którzy sugerują, iż ich współobywatele są niewystarczająco okrzesani do wybierania władzy.

Zgodnie z tym, co przewidywaliśmy na łamach Więź.pl i tygodnika „Więź co Tydzień”, pierwsza tura wyborów prezydenckich zapowiedziała nowy obraz polskiej polityki. Tyle iż póki co… kilka się w niej zmieniło.

Wygrał Rafał Trzaskowski tuż przed Karolem Nawrockim, a więc druga tura będzie kolejnym starciem duopolu PO-PiS. Kolejne dwa miejsca zajęli kandydaci antysystemowi: z nich Sławomir Mentzen został już prawie znormalizowany w głównym nurcie polityki, zaś Grzegorz Braun swoimi, nieraz graniczącymi z bandytyzmem, działaniami wciąż sytuuje się poza nim. Kolejne miejsca zajęli Szymon Hołownia oraz lewicowa dwójka: Adrian Zandberg i Magdalena Biejat.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Najwięcej uwagi przyciągnęły wyniki Mentzena i Brauna. Ze strony profesorek i profesorów, influencerek, aktorek – szeroko pojętych elit – przeczytałem już wyrazy oburzenia, festiwal strachu i histerii przed nadchodzącymi gwałtami i pogromami, bo jakoby duża część Polaków zadeklarowała się jako faszyści (wrócę do tego wątku później).

Duopol słabnie

Wynikom kandydatów prawicy warto się przyjrzeć i je zrozumieć, a nie grzmieć na rodaków. Chcąc skupić się na rezultacie wyborów, zostawiam na boku fakt niezrozumiałej bezradności organów ścigania wobec skandalicznych działań Grzegorza Brauna.

Czego tak naprawdę dowiedzieliśmy się o sobie jako społeczeństwie i polskiej polityce w pierwszej turze wyborów prezydenckich? Słabnie siła duopolu PO-PiS, a kluczowym czynnikiem są tu różnice pokoleniowe. O ile wśród najstarszych wyborców kandydaci dwóch największych partii zgarnęli ponad 85 proc. głosów, o tyle wśród najmłodszych ich sumaryczny wynik spadł poniżej 25 proc. To jeszcze nie koniec duopolu, o czym decyduje demografia i starzenie się społeczeństwa.

Rozszczelnienie jest jednak głębokie, a głosowanie na Trzaskowskiego czy Nawrockiego staje się obciachowe dla młodych. Dochodzi więc do politycznego ojcobójstwa młodej prawicy (Konfederacji) na starej (PiS), a także w mniejszym stopniu młodej lewicy i liberałów na starych liberałach i postkomunistach.

Kolejnym kluczowym wnioskiem jest wyraźne społeczne niezadowolenie z rządów Donalda Tuska i jego koalicjantów, na czym zresztą najgorzej wychodzą ci drudzy. O ile Rafał Trzaskowski zgarnął poparcie sympatyków Koalicji Obywatelskiej – zresztą podobnie jest w przypadku Karola Nawrockiego oraz zwolenników Prawa i Sprawiedliwości – o tyle Szymon Hołownia i Magdalena Biejat nie dorównali wynikom swoich formacji. Częściowo jest to efektem demobilizacji – niektórzy ich wyborcy z 2023 r. zostali w tej chwili w domach, bo są niezadowoleni z rządów koalicji 15 października – a częściowo ludzie, którzy dali im zwycięstwo półtora roku temu, dziś poparli opozycyjnych Mentzena i Zandberga.

Hołownia: zaufanie, które nie spełnia marzeń

Upartyjnienie telewizji publicznej, afery związane z kilkoma ministrami rządu, brak konstruktywnych reform w kluczowych obszarach społecznych (ochrony praw pracowniczych, mieszkaniówki, ochrony zdrowia), fatalna komunikacja i gra na zwłokę w sprawach kluczowych inwestycji infrastrukturalnych (elektrownia jądrowa, CPK i związana z nią rozbudowa sieci kolejowej), afera z reklamami sponsorowanymi z zagranicy w trakcie kampanii wyborczej, deregulacja gospodarki z kompletnym zignorowaniem strony pracowniczej, ponowne upartyjnienie państwowych spółek, zamykanie i prywatyzacja istotnych przedsiębiorstw bez uwzględnienia głosu społeczności lokalnych – listę zaniedbań i niedociągnięć można ciągnąć długo. Ludzie mają po prostu dość tego rządu. Ale zgodnie z żelazną logiką duopolu – to mniejsze partie koalicyjne tracą poparcie, a nie sam duopol.

W tym kontekście Polska 2050, PSL i Lewica stoją przed istotnymi decyzjami dla swojego dalszego istnienia. Przed każdą z tych partii stoi perspektywa wchłonięcia przez Koalicję Obywatelską. Zwłaszcza dla PL2050, której struktury i tożsamość ideowa wciąż są dość słabe, jest to realny scenariusz. Czy to jednak scenariusz pożądany?

Grzegorz Braun wielokrotnie nazywany był faszystą. I być może nim jest, ale to nie znaczy, iż są nimi jego wyborcy. To przede wszystkim ludzie najbardziej wkurzeni polityką i sytuacją w kraju

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Wydaje się, iż ewentualny zysk głosów byłby dla Koalicji nieznaczny, a spora część wyborców po prostu straci swoje ugrupowanie. A przecież to właśnie różnorodność partii koalicji 15 października dała temu sojuszowi większość parlamentarną w 2023 r. Wspólna lista pod egidą KO nie wygrałaby tamtych wyborów.

W ogóle Szymon Hołownia jest chyba jednym z największych przegranych, a może raczej: największych pechowców tej kampanii. Pięć lat temu miał realne szanse na zostanie prezydentem, gdyby PO nie wymieniła w trakcie kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na Rafała Trzaskowskiego. Gdyby obecne wybory odbywały się rok temu, w epoce „Sejmfliksa”, sondaże dawały mu realną szansę na walkę o druga turę. Nie jest Hołowni póki co pisana ta wymarzona prezydentura i na nic zdają się bardzo wysokie wyniki zaufania społecznego.

Czas decyzji dla lewicy

Magdalena Biejat z jednej strony zdecydowanie poprawiła wyniki Nowej Lewicy w wyborach prezydenckich z ostatnich lat, a na dodatek zdobyła największe poparcie dla kobiety w historii tych elekcji. A jednocześnie przegrała ze swoim dawnym partyjnym kolegą, Adrianem Zandbergiem, który startował z poziomu niemal zero i ze zdecydowanie mniejszymi zasobami niż Biejat.

Teraz lewicę czeka czas decyzji. Po pierwsze, o przywództwie w partii Nowa Lewica. Starać się będzie o nie prawdopodobnie ponownie Włodzimierz Czarzasty, ale prawdopodobnie też najlepsza lewicowa ministra, Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Po drugie, musi też zapaść decyzja, czy do wyborów parlamentarnych w 2027 r. obie partie lewicowe iść będą wspólnie, oddzielnie, a może Nowa Lewica dołączy do KO?

I jeszcze słowo o Adrianie Zandbergu, który osiągnął bardzo dobry wynik. Przede wszystkim jego samodzielna, wyrazista kampania niezwykle zmobilizowała struktury partii Razem, a przecież jeszcze pół roku temu ugrupowanie to było jednocześnie za i przeciw rządowi Donalda Tuska. Przykłady Konfederacji i Grzegorza Brauna pokazują, iż własna wyrazistość budowana latami może przynieść zaskakująco wysokie rezultaty wyborcze. Niemal 5 proc. w pół roku dla Razem to znakomity początek.

W sumie z wynikiem Joanny Senyszyn lewica osiągnęła ok. 10 proc. poparcia. To mimo wszystko wzrost od 2023 r., co daje pewne nadzieje na przyszłość dla tej formacji.

Faszyzm u bram?

Jak w takim razie rozumieć trzecie i czwarte miejsce dla Sławomira Mentzena i Grzegorza Brauna z łącznym poparciem ponad 20 proc.? Nie znaczy to, iż co piąty Polak jest zwolennikiem faszyzmu. Obaj kandydaci ugrali kapitał polityczny dzięki trzem okolicznościom.

Nowość Promocja!
  • Magdalena Bajer

Obrońcy. O niszczeniu praworządności

31,20 39,00
Do koszyka
Książka – 31,20 39,00 E-book – 28,08 35,10

Po pierwsze, dzięki wspomnianemu rozczarowaniu rządami koalicji 15 października. Po drugie – dzięki wieloletniej, konsekwentnej pracy, budowaniu przekazu i kanałów dotarcia do elektoratu, obchodzeniu mediów głównego nurtu i ciągłym spotkaniom z obywatelami. Dzięki temu ci niezadowoleni – zwłaszcza na wsi i częściej mężczyźni – wskazali na nich jako politycznych powierników gniewu.

Konfederacja dziś nie jest już „skrajną prawicą” w takim samym znaczeniu, jak była nią 10 lat temu. Znormalizowała się przez ciężką pracę nad komunikacją, budowanie opowieści o „samochodzie, domu i grillu dla każdej polskiej rodziny”, o rosnących nierównościach majątkowych (część klasy średniej odczuła w ostatnich latach relatywny do bogatszych spadek jakości życia), ale też dzięki normalizacji dyskursu skrajnej prawicy w europejskim mainstreamie na czele z Donaldem Tuskiem. Język brexitowców i konfederatów sprzed lat słyszeliśmy w ostatnich miesiącach przecież z ust polskiego premiera i… Rafała Trzaskowskiego.

Grzegorz Braun wielokrotnie nazywany był faszystą. I być może nim jest, ale to nie znaczy, iż są nimi jego wyborcy. To przede wszystkim ludzie najbardziej wkurzeni polityką i sytuacją w kraju, których kandydat Konfederacji Korony Polskiej torpeduje opowieścią o innych, którzy jakoby mieliby być winni trudnej sytuacji Polaków. Kozłami ofiarnymi, rzucanymi przez Brauna cynicznie na pożarcie, są Ukraińcy, Żydzi, muzułmanie, wszelcy inni. To szalenie niebezpieczna narracja, która może kojarzyć się z najbardziej krwiożerczymi ideologiami.

Ale nie należy mylić palca wskazującego na księżyc z księżycem. A tym jest wspomniane wkurzenie, pogorszenie jakości życia wraz z narastaniem różnic majątkowych i społecznych między bogatymi a biednymi, metropoliami a prowincją. Polska wchodzi tym samym w polityczne buty Europy Zachodniej i powiela jej błędy. W tym sensie wzrosty skrajnej prawicy będą tym znaczniejsze, im bardziej bezideowe, egoistyczne i pozbawione troski o słabszych rządy możnych. W Polsce jesteśmy dziś tego świadkami.

Potrzeba działania, a nie oburzenia

Druga tura wyborów zdecydowanie nie jest rozstrzygnięta. Ogólnopolska Grupa Badawcza, która przygotowała najdokładniejszy sondaż przedwyborczy, a także zrealizowała exit poll dla TV Republika, pokazała, iż w tej chwili dużo bliżej zwycięstwa jest Rafał Trzaskowski. Chce na niego głosować 47,2 proc. wyborców, na Karola Nawrockiego 38 proc., a 14,8 proc. osób nie wie, na kogo odda głos. Można zakładać, iż większość z nich zagłosuje na kandydata PiS, ale cześć zostanie prawdopodobnie w domach, a o poparcie innych powalczą obaj kandydaci.

Wynik będzie prawdopodobnie „na żyletki”. Będzie miał on istotny wpływ na najbliższe lata polskiej polityki. Ale procesów, które dzieją się w tle, nie powstrzyma. Duopol będzie słabnąć, a kolejne wybory parlamentarne prawdopodobnie tylko ten efekt umocnią. Od konkretnych działań polityków – ale też szerzej elit – zależy, czy skorzysta na tym przede wszystkim prawica (włącznie z tą skrajną), liberałowie czy lewica. Dlatego lepiej wstrzymać oburzenie i zastanowić się, jak chcemy przekonać do własnych idei współobywateli.

Żeby nie być gołosłownym, podam trzy przykłady z setek komentarzy, na które natrafiłem. Profesor Małgorzata Michel z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która jako specjalistka od resocjalizacji od niedawna pracuje dla Ministerstwa Sprawiedliwości, ostrzega, iż czeka nas fala mordów i przemocy wymierzonych w Żydów i ludzi o ciemniejszym kolorze skóry. Natomiast Kamila Biedrzycka w programie „Express Biedrzyckiej” rozmawiała m.in. z prof. Radosławem Markowskim. Wspólnie dywagują nad tym, czy… Polacy są wystarczająco wykształceni i racjonalni na demokrację. Z kolei grafika Matyldy Damięckiej przedstawia tyły głów mężczyzny i kobiety, nad którymi czytamy odpowiednio: mój głos wszystko zmieni i mój głos nic nie zmieni. Kark mężczyzny pełen jest wytatuowany symbolami swastyki, falangi, przekreślonej Unii Europejskiej i szczepionki.

Kto naprawdę nie dojrzał do demokracji?

Sądzę, iż te trzy reakcje pokazują ślepe uliczki elitarnej histerii, które mogą zadziałać jak samospełniające się przepowiednie. Nie ma bowiem wyraźnych podstaw do twierdzenia, iż w Polsce narasta atmosfera pogromowa, a nasi współobywatele zamierzają mordować z pobudek rasistowskich. Obarczanie mężczyzn piętnem propagatorów nazizmu jest nie tylko nieprawdziwe – podobnie zresztą jak sugerowanie bierności kobiet, których wyższy odsetek poszedł do urn niż mężczyzn – ale też obraźliwe dla niemal połowy populacji.

Jeśli elity faktycznie uwierzą w tego typu opowieści i zaczną ją suflować społeczeństwu, same wystawią sobie świadectwo utraty kontaktu z rzeczywistością, pogardy wobec współobywateli i wepchną ich w objęcia każdego, kto obieca walkę z odrealnionymi elitami. I tak elity same sprowadzą na siebie koszmar, który wyśniły.

Jeśli ktoś nie dorósł do demokracji, to raczej ci profesorowie i dziennikarze, którzy – zamiast rozumieć procesy społeczne – oskarżają współobywateli i sugerują, iż są oni niewystarczająco okrzesani do wybierania władzy. Rzecz jasna, dotyczy to także zwolenników prawicy i jej elit. Podobnie nie dojrzeli do niej bowiem tacy profesorowie jak Andrzej Zybertowicz, którzy odmawiają polskości wyborcom koalicji rządzącej.

Jeśli czegoś powinniśmy wymagać od elit, to tworzenia opowieści jednoczących, tworzących mosty dialogu między grupami o różnych interesach. Potrzebujemy wspólnotowych działań i opowieści, a nie oburzenia. Bo niezależnie od różnic państwo mamy przecież wspólne.

Idź do oryginalnego materiału