Poeci nie istnieją?

1 dzień temu
Zdjęcie: Jerzy Jarniewicz


Pośród wydawców, którzy włączyli się do dyskusji o rynku książki, nie ma ani jednego, który wydawałby poezję. Przypadek? Nie, konsekwencja.

Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji

Dyskusja o statusie pisarzy uległa inflacji – rozrosła się do rozmiarów, które nie pozwalają jej śledzić, poświadczając jednocześnie, jak palący był to problem. Ja tu więc o czymś, na co nikt jeszcze nie zwrócił uwagi. Otóż jedną z rzeczy, którą dyskusja mi – nam – uświadomiła, jest zróżnicowanie wśród pisarzy, rozbieżność ich interesów przy pozornej wspólnocie celów: mobilizacja jednego grona pisarzy wzbudziła poczucie wykluczenia innych.

Zauważyliście, iż wśród osób piszących zabierających głos w dyskusji nie ma poetów? Doprecyzuję: nie ma poetów, którzy wydają TYLKO książki poetyckie (bo oczywiście głos zabrali też poeci, ale są oni także autorami publikującymi powieści, których nakłady znacznie przewyższają nakłady ich tomów wierszy. Zwróćmy uwagę, iż o ile są autorzy, którzy zaczynali od pisania wierszy, a przerzucili się całkiem na prozę, np. Andrzej Stasiuk czy Wojciech Kuczok, o tyle nie ma autorów, którzy by zaczynali od pisania powieści, a przerzucili się na poezję – na to nie pozwoli nikomu instynkt samozachowawczy).

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Inna prawidłowość: pośród wydawców, którzy włączyli się do dyskusji, nie ma ani jednego, który wydawałby poezję. Przypadek? Nie, konsekwencja. W dyskusji padają przykłady wysokości stawek i zaliczek, szczegółowych zapisów w umowie, etc., które nie mają nic wspólnego z tym, jak wyglądają te sprawy w przypadku wydawania książek poetyckich.

Poeci to literacki prekariat. A może ostrzej: poeci nie istnieją. A jeżeli istnieją, to tylko jako problem. Wydawcy – z zasady – nie wydają poezji, zostawiwszy to zadanie kilku małym oficynom, działającym a to przy domach kultury, a to przy bibliotekach, a to znów przy pismach młodoliterackich – albo publikującym, w funkcji listków figowych własnej nagości, dwa, trzy tomy wierszy rocznie. Działy kulturalne dużych, ogólnopolskich gazet czy czasopism społeczno-politycznych obchodzą książki poetyckie szerokim łukiem – nie uświadczysz tu recenzji tomu wierszy.

Co ciekawe, „Wyborcza” zaciekawiła się toczącą się dyskusją, opublikowała szereg wspierających pisarzy materiałów, deklarując, iż w sporze jest po stronie „zbuntowanych” pisarzy. Pisarzy? Tak, byleby nie byli poetami. Zainteresowanie sporem nie wynika bowiem ze zrozumienia znaczenia niedającej się urynkowić kultury, ani tym bardziej z przejęcia się skandaliczną pozycją pisarzy – zainteresowanie sporem to zainteresowanie „wydarzeniem dnia”.

Poeci nie istnieją. Hans Magnus Enzensberger napisał kiedyś, iż liczba czytelników poezji jest stała i wynosi, niezależnie od kraju, 1354. Nazwał problem, ale liczbę wziął z Księżyca. Odbierając pewną nagrodę literacką, powiedziałem kiedyś, iż czytelników współczesnej poezji jest tylu, ilu było Spartan poległych pod Termopilami: trzystu. I to nie jest bon mot: taka jest przeciętna sprzedaż premierowych książek z poezją współczesną w Polsce.

Ma to swoje dobre strony: dzięki temu jesteśmy reprezentantami – pozwolę sobie na pewną przesadę – jedynej działalności literackiej, która jest, z definicji, od rynku, polityki, przemysłu kulturalnego, mediów, etc., prawdziwie niezależna.

Honoraria za wiersze… dajmy spokój. Nie ma o czym mówić. A mam na myśli nie tylko honoraria za autorski tom wierszy, ale i za przekłady wierszy. Mam nadzieję, iż dziś nikt sobie nie wyobraża, iż napisanie tomu wierszy to kwestia kilku natchnionych godzin. A tym bardziej, iż przekład pięćdziesięciostronicowego tomu wierszy zajmuje mniej czasu niż przekład trzystustronicowej powieści. Przekład tomu współczesnej poezji to krew, pot, łzy – i, ostatecznie, duża satysfakcja. To wielomiesięczna, praktycznie nieopłacona praca.

Przyglądam się toczącemu się sporowi, trzymam kciuki za całe środowisko pisarzy, do którego przecież należę, i widzę, jak daleko, ze swoją pracą, jestem od świata, który się z tego sporu wyłania.

Poetów tu nie ma. Ale my istniejemy. My i tych naszych „trzystu”.

Idź do oryginalnego materiału