Żyjemy w niespokojnych czasach. Rodzina Muminków daje nam lekcję, jak się z nimi mierzyć: dbać o swoich bliskich i otwierać się na każdego potrzebującego. choćby jeżeli jest niewidzialny.
Mikołaj Rajkowski: Dlaczego Muminki?
Philip Ardagh (pisarz, autor „Świata Muminków”): W dzieciństwie moją ulubioną książką była
„Kometa nad Doliną Muminków”. Do dzisiaj lubię ją najbardziej ze wszystkich części cyklu – nie tylko dlatego, iż od niej zaczynałem. Skądinąd, w Wielkiej Brytanii jako pierwsza ukazała się książka „W Dolinie Muminków”, co z chronologicznego punktu widzenia nie ma sensu, bo nie dowiemy się z niej, skąd adekwatnie wzięły się te wszystkie postaci. Szczęśliwie sięgnąłem najpierw po „Kometę”. Jest w niej wszystko, co najlepsze w całej serii. Zawiera jedną z moich ukochanych scen: Muminek, uzbrojony w swój wierny scyzoryk, walczy z muminkożerną rośliną, za co później Panna Migotka odznacza go orderem z dekoracji bożonarodzeniowej.
To świetne wprowadzenie w świat Muminków: poznajemy najważniejsze postaci, jest tu humor i przygoda, ale także poczucie zagrożenia, i to na skalę kosmiczną.
– Tak, to także stały element tych książek. W pierwszej książce cyklu (odłóżmy na razie na bok kwestie kanoniczności), czyli w „Małych trollach i wielkiej powodzi” – już w tytule mamy katastrofę naturalną. Dlaczego ten temat ciągle powraca w książkach Jansson? Myślę, iż katastrofa wydobywa na wierzch to, co najlepsze i to, co najgorsze w ludziach (i trollach). Zwłaszcza w przypadku katastrofy naturalnej, której nie wywołuje żadna siła, z którą ewentualnie można by paktować czy negocjować.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Kiedy przychodzi powódź, to wszystko zależy od nas – od tego, jak się zachowamy. Jedni wykażą się odwagą, hartem ducha, zimną krwią, inni skulą się w kącie i będą czekać, aż ktoś inny coś zrobi. Piżmowiec, który bez przerwy mówi o końcu świata, niepotrzebności wszystkiego i o tym, iż dla filozofa nic nie ma znaczenia, w obliczu apokalipsy okazuje się cokolwiek nerwowy… Inaczej niż Mama Muminka, która zachowuje spokój i myśli o wszystkim. Oczywiście, wszyscy tak samo się boją, ale choćby tchórzliwe postaci, takie jak Ryjek, mogą zdobyć się na niesłychanie odważne czyny.
Jest w tym zresztą pewien paradoks, iż myślimy o Dolinie Muminków jako idylli, niemal rajskim ogrodzie, w którym zamieszkalibyśmy z chęcią, ale przecież jest ona pogrążona w permanentnym kryzysie. jeżeli nie powódź, to wulkan, nie mówiąc już o groźnych istotach, które ją regularnie nachodzą…
– Przerażająca Buka! Oczywiście, z wiekiem uświadamiamy sobie coraz mocniej, jak smutna jest to postać. Jest faktycznie dość posępna i robi realne szkody, ale to ona najbardziej cierpi od tego zimna, które wokół niej panuje. Ciągnie do światła nie po to, by je zgasić, ale po to, by się ogrzać. Ale wracając do pytania: tak, świat Muminków o tyle przypomina nasz świat, iż istnieją w nim zagrożenia, których nie można zlekceważyć. Na przekór temu, rodzina Muminków stara się czynić go lepszym miejscem. jeżeli chciałbym przenieść się do Doliny Muminków, to nie dlatego, iż jest bezpieczniejsza niż nasz świat, ale dlatego, iż mógłbym w niej liczyć na gościnność i szacunek.
Nie jest to też świat wolny od emocjonalnych cieni. Zwłaszcza w ostatnich dwóch książkach, „Tatuś Muminka i morze” oraz „Dolina Muminków w listopadzie”, w których dokonuje się wręcz pewna dekonstrukcja postaci, a przynajmniej naszych wyobrażeń o nich.
– To prawda. Na przykład Mamy Muminka, w której widzimy wzór doskonałej, kompletnie nieegoistycznej matki, oddanej w całości dobru rodziny. W toku narracji prawie zawsze obserwujemy ją, gdy robi coś dla innych – na przykład łódkę z kory dla Muminka. A kiedy zajmuje się czymś innym, na przykład ozdabia rabatki, to i tak myśli o nim, martwi się o innych, i tak dalej. Ale w końcu zauważamy, iż i ona potrzebuje czasu dla siebie, potrafi zatracić się, malując obraz na ścianie.
Widzimy, iż i ona bywa zirytowana, ma wszystkiego dość…
– Otóż to. Tatuś Muminka okazuje się z kolei kompletnym egocentrykiem, włóczy się z Hatifnatami, porzuca rodzinę albo zmusza ją do realizowania własnych ambicji. Ciągle niespokojny, nadęty, kiedy pisze swoje pamiętniki, puszy się w nich do granic możliwości, wszystko kręci się wokół niego. Przy czym, jeżeli mówimy o dekonstrukcji wyobrażeń, warto zauważyć, iż Jansson od samego początku jest celowo ambiwalentna w opisach postaci. Kiedy weźmiemy osobno tekst i ilustracje, są między nimi pewne rozbieżności. Kiedy Muminek pakuje się w bagno, Mama ma dla niego suche skarpetki na zmianę w torebce. A więc Muminki noszą skarpetki? Nie domyślilibyśmy się tego z rysunków.
Podobnie później, kiedy próbują rozpoznać Tatusia – który wówczas nie nosił jeszcze swojego charakterystycznego cylindra – ktoś mówi, iż ma on w zwyczaju chować ogonek w kieszeni. W jakiej znów kieszeni? Płaszcza, spodni? Nie wiemy. Kiedy Migotka przypina order Muminkowi w „Komecie”, ilustracja pokazuje, iż przytwierdza go szpilką bezpośrednio do ciała! Czemu w tej sytuacji powinniśmy ufać – opisom, z których wynika, iż Muminki noszą ubrania, czy z rysunków, na których widać wyraźnie, iż nie noszą? Od razu widać, iż nie możemy wykroczyć poza pierwsze wrażenie.
Kiedy jesteś twórcą Sherlocka Holmesa, Kubusia Puchatka czy właśnie Muminków, cała reszta schodzi na drugi plan. A iż w świadomości ludzi Tove pozostanie na zawsze „autorką Muminków”? Cóż, mogę sobie wyobrazić gorsze epitafium
Philip Ardagh
Podobnie kolejne książki odsłaniają nam nowe warstwy osobowości. Panna Migotka wydaje się dziś stereotypowo „dziewczyńską” postacią. Faktycznie, jest z pozoru dość typową postacią kobiecą z lat pięćdziesiątych, a więc niespecjalnie aktywną, przejętą głównie wyglądem. Byłoby to jednak dziwne, żeby taka postać wyszła spod pióra tak niezależnej i dynamicznej kobiety jak Tove. I rzeczywiście, jeżeli wyjdziemy poza pierwsze wrażenie, także Panna Migotka okazuje się postacią, która ma swoje pragnienia i dąży do ich realizacji. Czasami nie wychodzi jej to na dobre, jak wtedy, gdy zapragnęła mieć oczy rzeźby z dziobu statku. Potrafi też działać, wpada na różne pomysły, stara się pomagać, na przykład podczas polowania na Mameluka czy walki Muminka z rośliną…
Akurat w tej ostatniej sytuacji byłoby lepiej, gdyby tego nie robiła…
– To prawda, rzucony przez nią kamień nie tylko nie trafia celu, ale, co gorsza, uderza Muminka w głowę, ale przecież liczą się chęci! Innymi słowy, każda z postaci jest czymś innym, niż się z początku nam wydaje. W „Dolinie Muminków w listopadzie”, ostatniej książce cyklu – moim zdaniem najbardziej melancholijnej książce, jaką czytałem – widzimy to najwyraźniej, choć nie ma w tej książce samej rodziny Muminków. To wspaniała i niezwykle wyrafinowana powieść psychologiczna.
Właśnie w tej książce dostrzegamy, iż Włóczykij, który jest obiektem powszechnego uznania i podziwu, zarówno ze strony innych postaci, jak i czytelników, nie czuje się z tymi oczekiwaniami zbyt dobrze.
– Nieznośny ciężar bycia postrzeganym! jeżeli chodzi o Włóczykija, faktycznie czytelnicy często widzą go takim, jakim postrzega go zwłaszcza Muminek, i to raczej z tym wyobrażeniem, a nie z faktycznym Włóczykijem, najchętniej się utożsamiają. Przynajmniej mężczyźni – kobiety częściej chcą być jak Mała Mi. Tak przynajmniej wynika z moich obserwacji.
Mężczyznom imponuje niezależność Włóczykija, ale nie sądzę, żeby tak naprawdę chcieli się z nim zamienić miejscami. Nie tylko ze względu na ciężar oczekiwań – choć, zgadzam się, ma to spore znaczenie dla postaci, które muszą go dźwigać. Oprócz Włóczykija także Mama, o czym już mówiliśmy – w odróżnieniu natomiast od Tatusia, który raczej przegląda się we własnym, a nie cudzym spojrzeniu. Z drugiej strony, własne spojrzenie też wykrzywia.
I bywa, iż wcale nie mniej ciąży. W tym momencie nie mogę nie zapytać: z jaką postacią najbardziej się pan utożsamia?
– Cóż, prawdę powiedziawszy, obawiam się, iż najwięcej mam z Ryjka. Ryjek pragnie uznania, jego ulubione słowo to „ja”: ja, ja odkryłem jaskinię, ja byłem pierwszy, i tak dalej. Kocha klejnoty. Jedna z moich ulubionych scen w całej serii to odwiedziny w sklepie („Kometa nad Doliną Muminków”), kiedy Włóczykij przymierza nowe spodnie. Nie pasują na niego, są zbyt nowe, nie mają odpowiedniego kształtu. W międzyczasie reszta wycieczki robi sprawunki na własną rękę, mimo iż nie mają czym zapłacić…
Zachodzi tam bardzo podejrzana transakcja. Ekspedientka przyjmuje z powrotem spodnie, których nie chciał Włóczykij, jakoby na poczet pozostałych zakupów…
– Tak, to chyba nie ma fiskalnego sensu. Ale jakże urocza scena. Ryjek, oczywiście, jest najbardziej zainteresowany klejnotami, zwierciadłami, mieczami i tak dalej. Jest taki dziecinny. Ma sporo wspólnego z Tatusiem, który również lubi być doceniany. Dostrzegam to i u siebie, niestety. Nawiasem mówiąc, uważam, iż to bardzo, bardzo skromne z mojej strony, iż przyznaję się do swoich słabostek. Myślę, iż medal byłby nie od rzeczy.
Muminki to nie jedyne dzieło Tove Jansson. Była wszechstronną i bardzo świadomą artystką.
– Niestety, jej pozostałe dokonania zawsze będą w cieniu Muminków. Premiera filmu na podstawie
„Lata” – jej najlepszej książki „dla dorosłych” – która odbyła się w 2024 r.,
była okazją, by przypomnieć tę powieść publiczności, ale nie zasypała raczej tej przepaści. Z drugiej strony, gdyby Tove Jansson nie napisała Muminków, jej pozostałe utwory byłyby pewnie jeszcze bardziej zapomniane. W każdym razie widać w tych książkach, iż jej warsztat był bez zarzutu niezależnie od gatunku, a humor, postaci, percepcja – były po prostu cechami jej pisarstwa. Jako malarka zaś miała dobre wzorce od samego początku: jej matka była ilustratorką, a ojciec uznanym rzeźbiarzem.
Nie byłaby jedyną w historii zakładniczką sukcesu swojej najpopularniejszej kreacji…
– Otóż to: kiedy jesteś twórcą Sherlocka Holmesa, Kubusia Puchatka czy właśnie Muminków, cała reszta schodzi na drugi plan. Trudno, tak po prostu jest. Co mi bardzo imponuje, Tove nie zrezygnowała ze swoich pasji, nie rzuciła malarstwa na rzecz pisania, ani odwrotnie, nie zniechęcała się ani nie czuła niedoceniana. Wielka siła osobowości. A iż w świadomości ludzi pozostanie na zawsze „autorką Muminków”? Cóż, mogę sobie wyobrazić gorsze epitafium.
Czy w trakcie pracy nad książką dowiedział się pan czegoś, co szczególnie pana zaskoczyło?
– Opowiem najpierw o moim pierwszym zaskoczeniu związanym z Muminkami, które przeżyłem na długo, zanim w ogóle pomyślałem, iż kiedyś będę o nich pisał. Pierwszą książkę o Muminkach –
„Kometę”, jak już wspominałem – kupiłem sobie sam, nic o nich wcześniej nie wiedząc. Kiedy pokazałem ją ojcu, okazało się, iż dobrze wie, kim są Muminki. Znał je jednak nie z książek, tylko z komiksów w „The Evening Standard”. Muminki w tych komiksach są trochę inne niż w książkach…

- Maria Czarnecka
- Ewa Kiedio
Zostały mi słowa miłości
I to jak! Alkohol, nikotyna, przestępczość zorganizowana… Dobrze, iż ojciec nie zabronił panu jej przeczytać, znając je za pośrednictwem komiksów.
– To prawda! Dziś, kiedy ktoś pyta mnie o ulubioną książkę z dzieciństwa, bez zastanowienia odpowiadam: „Kometa nad Doliną Muminków”. Moja żona mówi mi, iż powinienem od czasu do czasu powiedzieć coś innego dla urozmaicenia, ale cóż, takie są fakty. Najwyraźniej powtarzałem to na tyle często, iż zacząłem być uważany za specjalistę od Muminków. Sofia Jansson, którą poznałem swego czasu w ambasadzie Finlandii, wciągnęła mnie do różnych inicjatyw związanymi z Muminkami, między innymi do wystawy, do której miałem opracować katalog.
Zmuszony do pogłębionego badania zacząłem faktycznie gromadzić wiedzę na temat Muminków i ich autorki. Muszę jednak podkreślić, iż przy pracy nad książką ogromny wkład miała Amanda Lee, której zawdzięczam ogromną ilość materiału do opracowania. Odpowiadając wreszcie na zadane pytanie, myślę, iż to nie tyle jakiś konkretny fakt, ile właśnie sama rozległość dorobku Tove, była dla mnie najbardziej zaskakująca. Niewiarygodna precyzja rysunku, połączenie świetnego warsztatu, niesamowitej wyobraźni i po prostu – talentu.
Czy nie obawiał się pan, iż pisanie kompendium wiedzy o Muminkach jest nieco, proszę wybaczyć, Migotkowym zajęciem?
– Cóż, przeszło mi to przez myśl. Nie widzę w tym jednak ostatecznie nic strasznego. Migotek uwielbia zebrania (pod warunkiem, iż im przewodniczy), zakłada komitety, na których czele zasiada, lubi organizować sobie pracę, co prawda czasem kosztem innych… Pisanie książki na szczęście najczęściej obywa się bez takich ceremonii, większość pracy mogę wykonać, siedząc w domu w piżamie. Co zresztą tak właśnie przeważnie wygląda. Z drugiej strony, książka o Muminkach była w dużej mierze owocem zbiorowego wysiłku – researcherów, designerów, artystów. Na okładce książki moje nazwisko nie widnieje – i słusznie.
Wspomnieliśmy już o komiksach, autorstwa samej Tove Jansson, a później także jej brata, Larsa. Może zatem kilka słów o innych adaptacjach…
– Sama Tove wystąpiła notabene w teatralnej produkcji „Lata Muminków”, w roli tylnej części lwa. jeżeli chodzi o inne adaptacje… „Muminki na Riwierze” nie odniosły dużego sukcesu, może dlatego, iż nie kojarzyły się w żaden sposób z typowymi przygodami Muminków, które działy się w lasach, na wyspach, w śniegu i tak dalej, ale nie na plaży. Od razu coś nam nie pasuje. Wielka szkoda, bo film sam w sobie jest wspaniały.
Uwielbiam także polski serial lalkowy. Surrealistyczny, dziwaczny, podobnie jak twórczość Jansson. Wiem, iż niektórzy widzowie trochę się go bali. Odbiegał stylem od ilustracji książkowych, w przeciwieństwie do japońskiej kreskówki, która rysunkiem nawiązywała do książek. Z drugiej strony, postaci mniej przypominały oryginał.
Książki Tove wydają się wdzięczne do adaptacji, ale w rzeczywistości jest to bardzo trudne, bo każdy element jest w nich równie ważny. jeżeli odejdziemy za daleko od stylu ilustracji – to już nie będzie to. jeżeli zmienimy zachowanie postaci – tak samo. jeżeli uprościmy, niedobrze, jeżeli dokomplikujemy, jeszcze gorzej. Dlatego, mimo iż niektóre z adaptacji bardzo lubię, mam nadzieję, iż są docelowo drogą do książek, a nie zastępstwem.
Polski serial był emitowany w brytyjskiej telewizji z nową ścieżką dźwiękową, która niedawno wyszła na płycie.
– Tak, jest bardzo dziwna, a przez to świetnie pasująca do obrazu. Za tę adaptację odpowiadała skądinąd Anne Wood, która stworzyła „Teletubisie”. Miałem przyjemność współpracować z nią nad projektem, który ostatecznie nie ujrzał wprawdzie światła dziennego, ale dzięki niemu mogłem poznać tę wspaniałą, twórczą osobę. Naprawdę lubię tę adaptację, także dlatego, iż jest wierna duchowi książek, ale ich nie naśladuje, robi coś po swojemu, na prawach swojego medium. I bardzo dobrze – nie ma sensu rywalizować z książkami i ilustracjami Tove, bo one są niedoścignione i całkowicie oryginalne. Trzeba inspirować się jej gestem artystycznym.
Muminki są w tej chwili globalnym fenomenem. Możemy zżymać się na cały ten komercyjny blichtr, ale to na swój sposób zdumiewające – twórczość Jansson jest, zdawałoby się, całkowicie niekomercyjna. Jak do tego doszło?
– Myślę, iż zaczęło się od komiksów. To był pierwszy krok w stronę większej rozpoznawalności postaci, docierania do ludzi, którzy pewnie nie sięgnęliby po książki. Postaci z komiksów zaczęły zakorzeniać się w ludzkiej świadomości: ten kanguropodobny stwór to Ryjek, przyjaciel Muminka, który zachowuje się tak a tak; te hipopotamowate w sukienkach to Paszczaki, które mają swoje paszczakowe sprawy. Kiedy ktoś wziął do ręki książkę, mógł stwierdzić: wiem już, o co tu chodzi, znam te postaci, ciekawe, co wymyślą tym razem.
Później, kiedy powstał wspomniany rynek muminkowych gadżetów, mogli kupować je z podobnych powodów – o, kubek z Panną Migotką, coś w sam raz dla mnie. Na szczęście nie jest to przypadek Kubusia Puchatka, w którym te wszystkie produkty pochodne przykryły całkowicie oryginał. W centrum są zawsze książki.
Myśląc o Tove Jansson, czasem sprowadzamy ją do pewnej karykatury, widzimy w niej eskapistkę, która ukrywała się przed światem na maleńkiej wysepce na Bałtyku. To chyba niezupełnie prawdziwy obraz?
– Tak, to oczywiście stereotyp. Na pewno lubiła samotność, późne lata życia najchętniej spędzała ze swoją partnerką na wysepce, ale w młodości była prawdziwie światową kobietą, żyła w centrum środowisk artystycznych, była zaangażowana w teatr, malowała, ilustrowała czasopisma. Wszyscy ją znali i ona znała wszystkich. Nic dziwnego, iż z czasem takie życie ją zaczęło męczyć. Możemy to oczywiście utożsamiać z kryzysami Tatusia, który również chciał rzucić wszystko i zamieszkać w latarni na bezludnej wyspie. Tak, ale to wciąż tylko okres w jej życiu. Równie ważny, jak inne.
Miała też swoje poglądy polityczne, filozoficzne, była bardzo oczytana.
– Tak, miała wyraziste poglądy, wręcz ryzykowne. Krytykowała Hitlera, kiedy Finlandia była w sojuszu z Trzecią Rzeszą. Krytykowała też Sowietów, co również miało okazać się niebezpieczne kilka lat później. Była bardzo odważna.
Jakie lekcje płyną dla nas dziś z Muminków? Poza tą, oczywiście, żeby nigdy nie gwizdać w teatrze.
– Żyjemy w niespokojnych czasach. Komety, powodzie, Rosja, Trump. Nie odwracamy wzroku od zagrożeń, staramy się z nimi walczyć. Jednocześnie dbamy o swoich bliskich. Jednoczymy się w obliczu tych niebezpieczeństw. Rodzina Muminków – używam słowa „rodzina” w najszerszym sensie – daje nam lekcję, jak to robić. Jak otwierać się na każdego potrzebującego, który pojawi się na naszym progu. choćby jeżeli jest niewidzialny.
Oczywiście, mogą wyniknąć z tego różne problemy – Topik i Topcia, na przykład, sprowadzają do domu Muminków rozgniewaną Bukę, która chce odzyskać klejnot. Niewidzialna dziewczynka wrzuca Tatusia do wody. Goście nie zawsze są idealni, nie zawsze zachowują się tak, jak byśmy chcieli, nie muszą myśleć tak, jak my i robić tego, co my. Nie wszystko będzie różowo. Ale dopóki rodzina trzyma się razem, jest w stanie wytrzymać bardzo wiele. Nie sądzę, żeby ta lekcja mogła się zdezaktualizować.
Czy Muminki wpłynęły na pana własną twórczość?
– Bardzo trudne pytanie. Odkąd pamiętam, fascynowały mnie książki – jako przedmioty, zanim jeszcze nauczyłem się porządnie czytać. Podkradałem ojcu jego stare terminarze, bo były ładnie oprawione i przypominały książki, więc coś w nich bazgrałem. Uczyłem się przelewać swoją wyobraźnię na papier, ćwiczyłem układanie historii, ilustrowanie ich. W końcu zaczęło mi to wychodzić całkiem nieźle, w przeciwieństwie do wszystkiego innego. Duża część mojej motywacji do pisania bierze się stąd, iż niczego innego nie potrafię. Nie umiem choćby prowadzić samochodu.
Ostatnia książka, czyli „Dolina Muminków w listopadzie”, jedna z najsmutniejszych, ale i najpiękniejszych, jakie napisano, powstała po śmierci matki Tove
Philip Ardagh
Czy nauczyłem się czegoś od Tove? Z pewnością, ale trudno mi powiedzieć, czego i jak. Nie naśladuję jej – a przynajmniej nie robię tego świadomie – za to podziwiam jej warsztat, charakteryzację postaci… Myślę, iż każdy pisarz, jeżeli chce dobrze pisać, musi nauczyć się robić to po swojemu. Nie mogę wskazać palcem – „o, tego nauczyłem się z « Muminków»”. Ale jeżeli pomyśli tak czytelnik – nie będę protestował, oczywiście, to będzie zaszczyt.
W typowej książce dla dzieci zwykłej osobie – chłopcu, dziewczynce, czasem całej rodzinie – przydarza się coś niezwykłego, z biegiem akcji ta niezwykłość tylko się pogłębia. Tymczasem w Muminkach jest niejako na odwrót: to najniezwyklejsza rodzina w niesamowitym świecie, która w każdej książce stara się osiągnąć jakąś stabilizację…
– To prawda, ale jest w tym wszystkim inny element wspólny: coś dzieje się inaczej niż zwykle. Większość opowiadanych historii zakłada, iż ktoś jest w nich rzucony na głęboką wodę, zostaje zakłócona jakaś norma, następuje wstrząs. Chłopiec po śmierci rodziców dostaje się pod opiekę okrutnego wujostwa. Król wydaje niesprawiedliwy edykt. Ktoś dowiaduje się, iż jest wybrańcem losu albo otrzymuje magiczne nasiona.
Tym, co wyróżnia Muminki, są faktycznie w pierwszym rzędzie niezwykłe postaci, ale też świat przedstawiony, bardzo nordycki: mroczne lasy, niespokojne morza, skaliste wysepki. Opisane i narysowane przez niezwykłą artystkę. Zawsze wierną sobie – każda książka jest napisana z osobistej potrzeby, a nie kontynuowania na siłę cyklu.
Ostatnia książka, czyli „Dolina Muminków w listopadzie”, jedna z najsmutniejszych, ale i najpiękniejszych, jakie napisano, powstała po śmierci matki Tove. To tłumaczy jej nastrój, ale poskutkowało też wyobcowaniem części czytelników, zwłaszcza młodszych. Ale może docenili ją, jak podrośli? Mam taką nadzieję.
Muminków nie spotkał los, który stał się udziałem tylu innych kreacji literackich. Nie stały się, przepraszam za wyrażenie, franczyzą. Nikt nie pisze kontynuacji, tie-ins, prequeli, sequeli ani nic podobnego.
– Tak, całe szczęście. Mamy oczywiście cały asortyment muminkowych gadżetów, ale szczęśliwie kilka muminkowej tandety. Na szczęście – tym razem ja przepraszam za wyrażenie – „marka” jest w dobrych rękach, odpowiadają za nią ludzie, którym zależy na jakości, a nie na szybkim zysku. Kontrola jakości jest bardzo sumienna, projekty muszą zostać zatwierdzone, produkty muszą mieć określoną trwałość. I to działa. Oczywiście o żadnych „książkach na licencji” mowy być nie może.
Mimo iż książek o Muminkach jest tylko dziewięć. Pewnie chcielibyśmy, żeby było ich więcej.
– Pewnie tak, ale powinniśmy raczej być wdzięczni, iż je mamy. Cała spuścizna Tove Jansson, wliczając korespondencję, rysunki, rękopisy – jest przeogromna. Pisała tyle listów, iż aż trudno uwierzyć, iż miała czas na cokolwiek innego. Na przykład na napisanie tych dziewięciu cudownych książek.
Philip Ardagh – angielski autor książek dla dzieci, znany przede wszystkim z serii książek o przygodach Eddiego Dickensa. Napisał ponad 100 książek, w tym beletrystykę dla dorosłych i beletrystykę dla dzieci. W Polsce ukazała się m.in. jego książka „Świat Muminków stworzony przez Tove Jansson”.
Przeczytaj również: Tove Jansson. Dziecko wychowane przez morze