🎥🔉Perły z ostatnich dni życia ziemskiego Św. Tereni od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza.

salveregina.pl 3 dni temu
Zdjęcie: Św. Teresa od Dzieciątka Jezus


3 października. Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus.

Perły z ostatnich dni życia ziemskiego Św. Tereni od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza.

Źródło: Ks. Dr Alfred Wróblewski – Perły z ostatnich dni życia ziemskiego Św. Tereni od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, Rzym 1936r.

— Grób znajduje się w Bazylice Świętej Teresy w Lisieux we Francji.

Pan Jezus może nigdy tak jasno, tak dobitnie, tak uroczyście nie przemawiał, jak ukazując światu jedyną drogę zbawienia, dziś znaną pod nazwą: drogi duchowego dziecięctwa. Oto niektóre z tych Boskich zdań:

„Jeśli się nie staniecie jako dziatki nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” (Mat. 18, 3).

„Wyznam Tobie, Ojcze, Panie Nieba i ziemi, iżeś to zakrył od mądrych i rozumnych, a objawiłeś to maluczkim” (Łuk. 10, 21).

Ileż to stuleci minęło, a ludzkość nieczuła na te słowa miłości trwała w uporze i szaleństwie pychy, gardząc wyrazem dziecka!

I oto Bóg wybrał taką malutką, pokorną, ukrytą i światu nieznaną dzieweczkę o seraficznym sercu, zakonnicę Karmelu. Ukazał jej nieprzebrane skarby miłości Ojcowej Boga, Który wartość człowieka mierzy nie pychą jego czynu, mienia, wiedzy, i pozycji społecznej, ale usposobieniem, sądem, ufnością i ukochaniem dziecięcego serca względem Tego, którego w codziennej modlitwie wzywa Najsłodszym Imieniem: Ojcze!

Jej dał pełnię zrozumienia Bożego Słowa Ewangelii. Ona przejęła się miodem i słodyczą tych Słów Jezusowych, i na nich zbudowała on gmach swej, już nie teorii, ale Prawdy, którą wskazuje wszystkim szukającym pozagrobowego szczęścia i to na jedynej drodze duchowego dziecięctwa.

Oto bowiem 10-go lipca, 1897 r. Bóg przez usta Św. Tereni jakby pieczęcią Swą zatwierdził «Prawdę dziecięctwa».

— „Byli i Święci, którzy trwali w bojaźni potępienia swej duszy, — mówi Tereni jedna ze sióstr; — a ty się nie lękasz?”

Święta spokojnie odpowiada: — „Wiedz, siostro, iż malutkie dzieci nie idą na potępienie wieczne!”

Święta woła: — „Doskonałość jest łatwa i przystępna dla całego świata. Wystarcza uznać swą nicość i rzucić się jako malutkie dzieciątko w Ramiona Boże… Świętość nie zawisła od tej, lub innej praktyki; ale streściła się w usposobieniu serca, które skłania nas do pokory ukazującej naszą nieudolność i słabość, i bezgraniczną ufność zdającą się na Nieskończoną Dobroć Boga, jako Ojca naszego.

Być malutkim — być dziecięciem — oznacza sąd rozumu i wiary, który sobie samemu nie przypisuje żadnej cnoty i żadnego dobrego uczynku; ale wyznaje, iż te skarby Sam Bóg, złożył do rąk Swego dziecięcia, by się tym skarbem posługiwać wedle Swego Upodobania; jednak skarby te pozostają na zawsze Dobrem Samego Boga”.

To też Św. Terenia zachęca nas do wołania wraz z nią: — „Boże, chcę Cię kochać jak dziecko, ufać Ci jak dziecko, i u Twego Serca śnić o Twym Niebie jak dziecko, w niezłomnej wierze, iż to Twoje Niebo stanie się moim wraz z Tobą!”

Święta Terenia często wraca w rozmowach do tego Skarbu Miłości Ojca ku nam. Czyliż nie pamiętne są jej słowa z 11-go lipca, 1897 r.:

— „Zdawać by się mogło, iż ufność swą ku Bogu opieram na fakcie zachowania duszy w stanie Łaski. Wiedz jednak, iż choćbym popełniła wszystkie zbrodnie, ufność pozostałaby nietkniętą; bo wszystkie grzechy rzucone aktem miłości do Serca Bożego, padłyby weń jak kropla wody w morze płynącego ognia”.

Często powtarzała: — „Nie zapominajcie o tym, iż ogień miłości w tym życiu bardziej oczyszcza duszę, niż ogień Sprawiedliwości w Czyśćcu”.

W liście do ks. Belliere, swego duchowego brata, pisze: „Pamięć na moje błędy upokarza mnie i ostrzega, bym nigdy własnym nie ufała siłom, ale równocześnie wzmaga ufność w Nieskończoną Dobroć i Miłość Boga ku nam”.

Gdy bowiem 30-go lipca, 1897 roku, jedna ze sióstr rzekła: — „O jak ciężko jest cierpieć to i tak jak ty cierpisz…”

Święta odpowiedziała: — „O nie! nie ciężko, bo mogę jeszcze wymówić: Boże, kocham Cię! A to zupełnie wystarczy!”

Bezgłębna prawda w tych paru wyrazach ukryta: Akt miłości ku Bogu pokrywa wszystko.

Chcąc jednak, by się stały i naszą ostatnią mową, należy za życia powtarzać je miliony i miliardy razów. Nimi dzień każdy i każdą pracę rozpoczynać, i nimi okrywać usta w śnie nocnym. — Boże kocham Cię, — niech wchodzi do serca i zeń wychodzi jak oddech ożywczy i zdrowy, a nagroda tych słów w echu Miłości Ojcowej Boga, nie minie nas w ostatniej życia godzinie, by przekonać we wieczności, iż to zupełnie wystarczy!

Na harfie miłości ku Bogu poczęła coraz rzewniej, coraz czulej i coraz silniej grać pieśnią błagania, by ją raczył obrać jako pracownicę i pomoc w dziele ratowania dusz od zguby wiecznej, — aż 9-go czerwca, 1895 r. Złożyła się Trójcy Najświętszej jako dobrowolna ofiara na ołtarzu najmiłościwszej Miłości, dla nawrócenia grzeszników.

Dnia 9-go czerwca 1897 r., padły z ust Św. Tereni słowa proroczej obietnicy. Gdy bowiem jej siostra Maria wyraziła swą boleść wobec zbliżającej się śmierci swej ukochanej siostrzyczki, Terenia uroczyście rzekła:

— „Ujrzycie deszcz róż. Po śmierci sprawię, iż z Nieba deszcz róż spadać będzie na ziemię”.

Obietnicę te rozjaśniają słowa z 12-go lipca 1897 r.:

— „Pan Bóg spełni wszystkie moje życzenia i prośby w Niebie, gdyż na ziemi nigdy nie szłam za swoją wolą, ale zawsze wypełniłam Wolę Bożą”.

Dnia 17-go lipca wracając do tej myśli rzekła:

— „Niebo moje spędzę na czynieniu dobra na ziemi… Nie spocznę póki będzie choć jedna dusza potrzebująca zbawienia”.

Wobec tych słów nie dziw, iż 1-go sierpnia zaręczyła:

— „Jestem przekonaną, iż cały świat mnie ukocha!… bo choć wszystko mija na tym śmiertelnym świecie, choćby malutka Terenia, ale ona wróci!”

Święta Terenia zawsze mawiała, iż doczesna jej pielgrzymka nie będzie długą. Na wiek dojrzały jednak i na starość patrzała okiem Wiary tej, która wartość życia mierzy nie ilością lat, ale ciężarem dokonanych czynów.

To też jedyną jej troską było wypełnić każdy dzień takim skarbem czynów pokory i miłości, jakby jutra nie miała doczekać.

Oto najpiękniejsza róża rzucona przez nią na drogę duchowego dziecięctwa. Choć lata siwizną znaczą głowę i ciało chylą zwolna do grobowego dołu, jednak wypełnione wiernością w Służbie Bożej i pracą udoskonalenia cnót i zdobycia skarbu zasług wlewają do duszy jędrność, siłę i czar wiosenny. Dusza oddana Chrystusowi w pełnieniu Praw Boga i Kościoła jest zawsze młoda, choćby ciało było złamane pod ciężarem lat stu.

Głębią duszy Św. Tereni jest nie tylko poddanie się najdoskonalsze Woli Bożej zsyłającej cierpienia, ale jakby wchłonięcie tych cierpień w głąb, jak ożywcze powietrze, i dojście do stanu rozmiłowania się i bezgranicznego ukochania boleści. A to ukochanie wywoływało takie uśmiechy szczęścia, jakby była nie człowiekiem, ale Aniołem w ludzkiej ciała powłoce.

Dnia 19-go sierpnia, 1897 roku, Św. Terenia po raz ostatni przyjęła Pana Jezusa w Komunii Świętej do dziewiczego serca. Niebo tylko wpisało do ksiąg Wiekuistej Chwały treść rozmowy Świętej z Umiłowanym Zbawcą. Może stanęła jej przed oczami jej Pierwsza Komunia, z 8-go maja, 1883 roku, o której pisze w autobiografii:

— „O jak słodkim był ten pierwszy pocałunek Jezusa złożony na mej duszy; był to pocałunek Miłości. Czułam, iż jestem kochaną, to też odwzajemniając się za Miłość powiedziałam Panu Jezusowi: Kocham Cię, Jezu, oddaję Ci się zupełnie na zawsze! Jezus o nic mnie nie prosił”. Od dawna bowiem On i Jego Terenia spojrzeli na siebie i zrozumieli się. Jednak w tym dniu nasze spotkanie nie było tylko wzajemnym spojrzeniem na siebie — o nie! ono było zupełnym zjednoczeniem. Terenia znikła, jak kropla w oceanie, pozostał Sam Jezus, On był Panem i Królem!

Tym Panem i Królem i Jedynym Władcą Tereni pozostał do ostatniej sekundy doczesnego życia, obejmując coraz bardziej wszystkie władze duszy Swej umiłowanej ptaszyny, jak się nazywała wobec swego Boskiego Orła, rzeźbiąc niejako Swą Postać w jej sercu. A postać ta, nie tracąc nigdy na uroku i słodyczy Boskiego Dziecięctwa, przybierała kształty Męża Boleści jawiąc Najświętsze Oblicze, i tron Krzyża, na którym spełnił Boskie Swe Dzieło Odkupienia.

Krzyż, który czarem swym wstrząsnął trzyletnim serduszkiem malutkiej Tereni, gdy po raz pierwszy przejęła się kazaniem o Męce Pańskiej, nie przestał jej świecić jako najpewniejszy drogowskaz do Nieba. Do tego Krzyża przytulona szła drogą Karmelu, a gdy cierpienia ostatniej choroby przykuły ją do łoża, i powstrzymały wszelkie zajęcia klasztorne, pozostała jej tylko jedna najsłodsza praca, pieszczenia listkami Pana Jezusa na malutkim krzyżyku, z którym się nie rozstała choćby w skonaniu.

Gdy w dniu ostatniej Komunii Świętej, dano Tereni krzyżyk do ręki, Święta wpatrzyła się weń długo. Łzy miłości perłami ozdobiły jej oczy, a usta wypowiedziały słowa, które tej miłości seraficznej ku Panu Jezusowi są najcudniejszą pieczęcią:

— „On już umarł! Tak wolę, by Go na każdym Krzyżu rzeźbiono i malowano, jak na tym… Głowa schylona, oczy zamknięte, umarł już, więc patrząc Nań myślę: Mój słodki Jezus już przestał cierpieć!”

W tych słowach ukryte nie tylko serce Św. Tereni, ale i bezmiar tej seraficznej miłości ku Panu Jezusowi, o której nieraz marzyła i o którą bezustannie prosiła.

Św. Terenia wybrała i oparła całe swe życie na dwóch wyrazach: — cierpienie i miłość, by nimi jak skrzydłami unieść się aż do szczytu świętości, gdzie słońcem jaśnieje Najświętsze Imię: Bóg!

W przeddzień śmierci mówi: „Nie omyliłam się… Cokolwiek napisałam o cierpieniu jest prawdą”.

„Krzyż towarzyszył mi od kolebki, a Jezus sprawił, iż do szaleństwa ukochałam ten Krzyż, i doszłam do przekonania, iż dzień bez cierpienia jest straconym. Nie pragnę by mnie Bóg zwolnił od boleści — bo cierpienie złączone z miłością ku Jezusowi, jest jedyną rzeczą, która wywiera urok na mą duszę”.

Ile w tych słowach zachęty dla nas! Zda się, iż Święta nam mówi: Nie myśl samolubnie o sobie, nie dla siebie cierp i pracuj, ale dla Boga i bliźnich, a losy swe złóż do Boskiej Rany Serca Jezusowego. Ono cię po śmierci od Czyśćca ocali.

Przekonanie o swej nicości, pokora ciągłą pracą pogłębiana, zupełne opanowanie swej woli, i dziecięce zdanie się na Bożą Opatrzność tłumaczą nam te tak liczne zdania Tereni o potrzebie i potędze Łaski Bożej!

OSTATNI DZIEŃ 30-go września 1897 roku.

Zegar wskazywał godzinę siódmą i minut 20 wieczoru.

Ptaszęta, które przez długie godziny konania śpiewały tak głośno, iż pieśnią swą głuszyły ostatnie modły sióstr przy łożu Tereni, nagle umilkły. Twarzyczka zmarłej tak wypiękniała, iż dawała pozór anielskiego dziewczątka lat dwunastu. Wyraz ten pozostał aż do zamknięcia trumny dnia 4-go października. Św. Terenia przepowiedziała sobie śliczny pogodny wieczór. Choć cały dzień był pochmurny, i deszczem jesiennym groziło, w chwili zgonu wypogodziło się, i całe niebo roziskrzyło gwiazdami, jakby w radosnym hymnie tej gwiazdeczki, co u stóp tronu Trójcy Najświętszej zapłonęła w Niebie, i której Imię do końca świata nieść będą dzieje deszczu róż, Świętej Tereni od Dzieciątka Jezus.

Pierwsze swe róże Terenia z Nieba rzuciła na swój ukochany klasztorek. Jedna z sióstr od dłuższego czasu nieuleczalnie cierpiącą na anemię mózgową natychmiastowo zupełnie została uzdrowiona, gdy głową dotknęła nóg anielskiej zmarłej.

Inna ze sióstr, wchodząc do swej ubożuchnej celi w której nigdy żadnych kwiatów nie było, znalazła ją jakby przepojoną wonią fiołków. Dwie siostry zakonne widziały wspaniały wieniec w kształcie promiennej korony unoszący się ponad klasztorem i płynącą w niebo, aż znikł w przestworzu.

Na wieść o zgonie Świętej tłumy pospieszyły do bram klasztoru. Gdy wedle zwyczaju umieszczono zwłoki Tereni u kraty zakonnej, przez dwie doby kościółek był wypełniony po brzegi ludem cisnącym się, by choć dotknąć książeczką do nabożeństwa, krzyżykiem, lub koronką szat kryjących te święte szczątki zmarłej, którą powszechny głos ludu Świętą nazywał i jak do Świętej zwracał się z modlitwą.

Dnia 4-go października, ziemia okryła trumienkę Tereni. Krzyżyk drewniany z napisem: „Chcę spędzić me Niebo czyniąc dobro na ziemi”, ozdobił mogiłkę cmentarną.

Od dnia błogosławionej śmierci Św. Tereni, czyli od wieczoru 30-go września 1897 roku, począł płynąć ze ziemi do Tronu Boga hymn wdzięczności za Łaski i cuda otrzymane za przyczyną Siostry Tereni od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza. Hymn ten niemal z dniem każdym wzmagał się w siłę i potęgę, gdyż wzrastała liczba serc przejętych wiarą i wdzięcznością.

Był to orszak czcicieli zmarłej w Lisieux młodziutkiej zakonnicy Karmelu.

Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w Lisieux 1910 roku. W 1911, akta procesu były już w Rzymie. W 1912 roku złożono do stóp Piusa X siedem tomów, którymi objęto dotychczasowy «Deszcz Róż» Siostry Tereni, i błaganie świata o uwielbienie tej wielkiej Służebnicy Bożej.

Roku 1914 rozpoczyna się w Rzymie proces kanoniczny. A choć huczy nad światem straszliwa, mordercza i krwawa nawała, choć zda się świat cały stanął w sojuszu z piekłem do bratobójczej walki, praca Nieba w sprawie Siostry Tereni nie ustaje; tak, iż ówczesny Prefekt Świętej Kongregacji Obrzędów (do której należą sprawy beatyfikacyjne), kardynał Vico rzekł:

— „Spieszmy się z ukończeniem procesu Tereni, by nas nie wyprzedził głos narodów całego świata!”

Benedykt XV usuwa 10-go grudnia 1918 r. zaporę ustanowioną przez Papieża Benedykta XIV mocą której miało upływać lat piędziesiąt od śmierci Sługi Bożego do rozpoczęcia sprawy beatyfikacyjnej. A choć zaledwie minęło lat 24 od zgonu Tereni, sam w długiej i wspaniałej mowie ogłasza 25-go stycznia 1921 r. heroizm cnót Siostry Tereni i zdobiąc ją tytułem Wielebnej, zachęca do rychłego przeprowadzenia procesu kanonicznego w celu beatyfikacji.

Ojcu Świętemu Piusowi XI przypadł w udziale ten niezwykły w dziejach Kościoła zaszczyt. On to, 29-go kwietnia 1923 r. ozdobił skroń swej pierwszej Błogosławionej aureolą, by również swą pierwszą Świętą dać całemu światu dnia 17-go maja, 1925 roku.

Święta, która przepowiedziała, iż wszyscy ją kochać będą, jak od pierwszej chwili wstąpienia w progi Wiekuistej Chwały rozpoczęła swą pracę na ziemi, tak po dziś dzień nie ustaje w składaniu dowodów prawdy słów wypowiedzianych 17-go lipca, 1897 roku:

— „Czuję, iż misja moja niedługo się rozpocznie. Misją moją będzie skłanianie ludzi do ukochania Pana Boga tak, jak ja Go kocham, i ukazywania duszom mojej malutkiej drogi! jeżeli Bóg wysłucha mą prośbę, niebo moje spędzę na ziemi aż do końca świata. Tak! bo chcę przebyć Niebo na czynieniu dobra na ziemi! Nie spocznę w pracy tej do końca świata, póki będą na ziemi dusze potrzebujące pomocy na drogach zbawienia… Serce moje wypełnia euforia na samą myśl tej ukochanej pracy!”

O niechże wobec tej obietnicy rozpali się w naszych sercach płomień nie tylko podziwu dla naszej Świętej, nie tylko miłości ku tej seraficznej dziewicy, ale i ufności bezgranicznej. Św. Terenia chce nas wspomagać w prośbach w imię naszego dobra i zbawienia duszy, do niej zanoszonych.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału