Pana żona kwalifikuje się do opuszczenia tego świata

3 godzin temu

Kiedy siedzimy w kawiarni w centrum Brukseli, nikt by nie pomyślał, iż kobieta naprzeciwko mnie złożyła kiedyś wniosek o eutanazję ze względów psychicznych. I iż udzielono jej na nią zgody.

Fragment książkiŻycie warte życia. Esej o samobójstwie, czymś typowo ludzkim”, tłum. Agata Teperek, Smak Słowa, Sopot 2025. Tytuł i śródtytuły od Więź.pl

Kiedy czytam warunki niezbędne do tego, żeby belgijski lekarz mógł – powiedzmy to brutalnie – zabić pacjenta leczącego się psychiatrycznie, czuję się skołowany. Od lat pracuję z ciężko i przewlekle chorymi, a takie pojęcia, jak „nieuleczalny” lub „bez perspektyw na poprawę”, są mi całkowicie obce. Może podchodzę do sprawy zbyt optymistycznie, a belgijscy lekarze są realistami? Ale moje doświadczenie wskazuje, iż to, co wydaje się beznadziejne, może ulec poprawie.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Kiedy pracowałem jako ordynator na oddziale leczenia osobowości borderline w sztokholmskim szpitalu Karolinska, część moich pacjentów została uznana wcześniej przez innych za beznadziejne przypadki, dla których nie da się już zrobić nic więcej. Osobowość borderline jest dziś nazywana osobowością chwiejną emocjonalnie podtypu granicznego i oznacza, iż kogoś dopadają silne uczucia, a on do końca nie rozumie, skąd się wzięły, i ma trudności, żeby nad nimi zapanować. Wpływa to na jego relacje z innymi ludźmi, a także z sobą samym, i przeważnie ma związek z silnym lękiem przed separacją. Często towarzyszy temu poczucie pustki i zachowania autodestrukcyjne.

Wniosek o eutanazję

Pewnego ranka w drodze do gabinetu spotkałem pracowników oddziału psychiatrycznego, którzy zebrali się przy wejściu do szpitala, żeby porozmawiać z ordynatorką, zanim jeszcze wejdzie do środka. Zamierzali jej oświadczyć, iż jeżeli nie wypisze pewnego „nierokującego” pacjenta, który w ich ocenie dezorganizuje pracę całego oddziału, to w ramach protestu wszyscy złożą wypowiedzenie.

Ordynatorka nie przystała na takie rozwiązanie i z czasem pacjent trafił do jednostki zajmującej się osobowością borderline, a jego stan powoli się poprawił. Przyjmujemy tam pacjentów, którzy robili sobie tak poważną krzywdę, iż stracono wszelką nadzieję, iż kiedyś będzie dobrze lub w każdym razie lepiej. Pewna kobieta próbowała się podpalić w trakcie rozmowy ze mną. Nieustannie szukała sposobu, żeby odebrać sobie życie. Rok później, dzięki terapii psychologicznej, a dokładnie: dialektycznej terapii behawioralnej, nie tylko mogła, ale także chciała żyć. […]

Nathalie Jacobs skądś to zna. Jest dwubiegunowa. Tak, sama tak się nazywa, nie mówi, iż ma zaburzenie afektywne dwubiegunowe, mówi, iż jest dwubiegunowa. Ma za sobą wiele prób samobójczych – nieudanych, przyznaje. To, iż ludzie często mówią o tym, iż nie udało im się zabić, być może odzwierciedla towarzyszące jej uczucia. Dwadzieścia dziewięć lat – pod wieloma względami jest dopiero na początku swojego życia. Mieszka z mężem w Brukseli. I wystąpiła o eutanazję.

Spotykam się z Nathalie, żeby dowiedzieć się, jak wygląda proces po złożeniu wniosku. Opowiada, iż odbyła kilka wizyt lekarskich. „Byłam u lekarza, który naprawdę zadawał bardzo dobre, wymagające pytania, który «nieźle mnie przemaglował». Dwóch pozostałych nieszczególnie mnie słuchało”, mówi.

Christian Rück, „Życie warte życia. Esej o samobójstwie, czymś typowo ludzkim”, tłum. Agata Teperek, Smak Słowa, Sopot 2025

„Miałam wrażenie, iż było im mnie żal w stylu «nie chciałbym żyć ani jednego dnia tak, jak żyje ta pacjentka», tak jakby nie widzieli choćby cienia szansy na to, żeby mój stan się poprawił. Sprawiali wrażenie, jakby nie wierzyli, iż mogą powstrzymać moje samobójstwo. Nie jestem pewna, czy – ani jak – ocenili, iż jestem zdolna do podejmowania świadomych decyzji.

Wydaje mi się, iż tak założyli, bo nic nie świadczyło o tym, iż jest przeciwnie. Byłam bardzo spokojna, elokwentna i znajdowałam się w takim «trybie bycia racjonalną», a więc nie wykazywałam oznak stanów lękowych, nagłej psychozy czy czegoś podobnego”.

Kiedy otrzymała zgodę na eutanazję, wyznaczono datę jej śmierci półtora roku później. Jej własna psychiatrka, u której się leczyła, jeszcze zanim eutanazja zaczęła wchodzić w grę, nie sprzeciwiała się jej planom, ale zajęła krytyczne stanowisko. Skupiły się na tym, co mogą zrobić, żeby te ostatnie lata lub miesiące były maksymalnie znośne i pod względem jakości życia stały na najwyższym poziomie.

„Postawiła mi więc wyzwanie, żebym odważyła się marzyć. Tym sposobem rzuciła mi wyzwanie, żebym żyła pełnią życia, odważyła się poznać nieco lepiej samą siebie i swoje zdolności, i skłoniła mnie do tego, żebym zaczęła doceniać dobre strony życia, których mogłabym się mocno trzymać, mimo choroby”, opowiada Nathalie.

Śmierć zostaje odwołana

Mając świadomość, iż umrze, mogła zmienić różne rzeczy w swoim życiu. Napisała list do rodziców, iż nie chce utrzymywać z nimi kontaktu. Rzuciła pracę. Zakończyła toksyczne przyjaźnie. Po tym, jak żyła zawsze tak, jak należy, mogła wreszcie wyzbyć się poczucia, iż musi być we wszystkim najlepsza i taka, jak inni tego od niej oczekują albo jak jej się wydawało, iż inni tego od niej oczekują. Nie miało to już aż takiego znaczenia, bo i tak miała niedługo umrzeć.

Od lat pracuję z ciężko i przewlekle chorymi, a takie pojęcia, jak „nieuleczalny” lub „bez perspektyw na poprawę”, są mi całkowicie obce. Moje doświadczenie wskazuje, iż to, co wydaje się beznadziejne, może ulec poprawie

Christian Rüick

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Tylko jej mąż i najbliżsi przyjaciele wiedzieli o jej decyzji. Stali się tacy mili. Bo co im niby zostało? „Tłumili swoje uczucia”, ocenia Nathalie.

Nathalie jednak odwołała własną śmierć, wybrała życie i żyje dalej jeszcze trzynaście lat później. Kiedy siedzimy tak razem w kawiarni w centrum Brukseli, nikt by nie pomyślał, iż kobieta naprzeciwko mnie złożyła kiedyś wniosek o eutanazję ze względów psychicznych i udzielono jej na to zgody. Tak to już bowiem jest z samobójstwem, iż rzadko kto daje po sobie cokolwiek poznać.

„Ale dlaczego adekwatnie tego nie zrobiłaś?”, pytam. „Tak dużo się nauczyłam”, odpowiada Nathalie. „Nauczyłam się, jak sprawić, żeby moje życie było okej. Nie takie zgodne z oczekiwaniami społecznymi, ale takie, w którym mogłabym zdjąć maskę”. Zaczęła myśleć, iż być może mimo wszystko mogłaby dobrze żyć, może nie „idealnie w neoliberalnym społeczeństwie”.

„Żałowałaś kiedyś, iż nie zdecydowałaś się ostatecznie na tę eutanazję?”, pytam. „Nie, nigdy! W ogóle o tym nie myślałam”.

Przy okazji badań pod kątem ewentualnej eutanazji mówi się w Belgii o ścieżce śmierci i życia. Czy łatwiej jest dostrzec ścieżkę życia, kiedy w razie potrzeby można ratować się ucieczką w śmierć? „To trudne pytanie”, twierdzi Nathalie, ale tak, tak jej się wydaje. Dzięki temu dokonała zmian w swoim życiu wcześniej, niż byłoby to możliwe w innej sytuacji.

„Miałam też szczęście, bo spotkałam ludzi, którzy nie reagowali fobią na moje słowa. Szczęśliwym trafem spotkałam lekarkę otwartą na dyskusje o tym, co najtrudniejsze. Inni lekarze reagowali odmiennie i przepisywali mi nowe leki lub starali się mnie uratować w inny sposób. jeżeli ma się przewlekłe myśli suicydalne, to w końcu trudno jest otworzyć usta tak, żeby nie wpakowano do nich zaraz jakiegoś nowego leku albo żeby nie zamknęli człowieka w szpitalu. Moja psychiatrka była zdecydowanie przeciwko eutanazji, ale zarazem była otwarta na to, żeby o tym rozmawiać, to ogromna zaleta”.

Samobójstwo nie określa życia człowieka. Rozmawiają Halszka Witkowska i Katarzyna Jabłońska

Co w takim razie Nathalie myśli dzisiaj o udzielaniu pomocy w zakończeniu życia pacjentom chorym psychicznie? Czuje się zawiedziona systemem. „Serce mi pęka, kiedy czytam o młodych ludziach, którzy poddają się eutanazji. Nie zrozum mnie źle, może wciąż życzyliby sobie pomocy w zakończeniu życia, gdyby mieli czterdzieści albo pięćdziesiąt lat, bo życie potrafi być okrutne i nie do zniesienia. Ale teraz w ogóle nie mają czasu, nie mają tego czasu, którego wymaga leczenie”.

Mówi, iż sama potrzebowała czasu, żeby poczuć się lepiej, dojrzeć. Niektóre rzeczy stają się prostsze z wiekiem, co trudno jej było zrozumieć, gdy sama była młodsza. Zdecydowanie zbyt łatwo można uzyskać w Belgii zgodę na otrzymanie zabójczego zastrzyku, a bezpieczniki w tym systemie są za słabe, twierdzi. Można by się spodziewać, iż system jest rygorystyczny i nastawiony na to, żeby chronić ludzi, ale wcale tak nie jest. […]

To było jak cios w brzuch

Ziemia zatrzęsła się Marcowi pod nogami, kiedy Nathalie wspomniała, iż nie chce już dłużej żyć. Tak w ogóle. Chce poddać się eutanazji i umrzeć, wyjaśniła. Już sporo czytała na ten temat. Dostali skierowanie i pojechali do centrum oferującego pomoc w zakańczaniu życia do innego belgijskiego miasta.

Marc mówi: „Tam spotkała się z psychiatrą. Tak, ona sama. Siedziałem w poczekalni i sądziłem, iż w którymś momencie tej rozmowy wezwą mnie do gabinetu, ale nie. Wydało mi się to dziwne”.

Choć wszystko zdawało się Marcowi przytłaczające w niemal nierzeczywisty sposób, dobrze pamięta, jak Nathalie otrzymała niewiarygodnego wręcz kopa, kiedy dotarło do niej, iż może nie będzie musiała już żyć. Było to czymś pozytywnym pośród tego jakże mrocznego okresu, twierdzi Marc. Ale bardzo trudno było mu się pogodzić z tym, iż ona faktycznie chce umrzeć i zostawić go tu samego.

Promocja!
  • Krzysztof Grzywocz

Na początku był sens

28,00 35,00
Do koszyka
Książka – 28,00 35,00 E-book – 25,20 31,50

„Naprawdę mnie zaskoczyło, jak kilka powodów, argumentów i zdiagnozowanych schorzeń było koniecznych, żeby wniosek Nathalie został pozytywnie rozpatrzony” – opowiada. Jak powiedział mu lekarz: „W zasadzie nie potrzebuję do tego zbyt długich wyjaśnień, mnie to wystarczy, pana żona kwalifikuje się do opuszczenia tego świata”.

„To było jak cios prosto w brzuch. Myślałem sobie, iż to wszystko idzie nieco zbyt gładko, ale, no cóż, co mogłem zrobić – mówi nieco zrezygnowany. – Po prostu nie mogłem sobie wyobrazić, iż jej już naprawdę nie da się nijak pomóc”.

Najmocniej zapadło mu w pamięć to, co sobie powtarzał: „Wniosek o eutanazję rozpatrzono pozytywnie i to daje jej chociaż trochę spokoju ducha”. Ale w ciągu pół roku Nathalie mogła zażądać uśpienia, jeżeli wolno użyć tego słowa. Kiedy ten dzień się zbliżał, Marc coraz mocniej odczuwał panikę. Myślał, iż niedługo nastąpi ten definitywny moment, gdy będzie musiał się z nią pożegnać i straci najwspanialszą osobę w swoim życiu.

Zastanawiało mnie, jak wspiera się partnera lub partnerkę, którzy ubiegają się o eutanazję. „Przecież ona miała umrzeć. Ta decyzja miała wpłynąć na twoje życie, i to nieodwracalnie. Czy możliwe jest w ogóle, żeby wspierać kogoś w takiej sytuacji?”, pytam, spanikowany lekko już na samą tę myśl.

„Jasne, iż ją wspierałem”, odpowiada Marc. „Rozumiałem przecież, iż chce zastąpić zwyczajne samobójstwo, szukając profesjonalnej pomocy w zakończeniu życia”.

Ale mimo wszystko czuł się z tym samotny i było to dla niego dziwne. Żaden z lekarzy nie zaprosił go do dyskusji. Nikt go nigdy o nic nie zapytał, nikogo nie interesowała jego perspektywa ani uczucia. „Zostałem z tym wszystkim sam”, mówi. „Na szczęście zawsze mogłem porozmawiać o tym z Nathalie”.

Dziś zastanawiam się, jak to możliwe, iż nie myślał więcej o sobie. W pełni pochłaniały go próby sprawienia, żeby Nathalie poczuła się lepiej. Krył się pod tym jednak ogromny smutek. Marc wyraża to tak: „Coś takiego nie opuszcza twojego domu ani twojej psychiki”.

Idź do oryginalnego materiału