Pamiętam ich twarze. To oni są prawdziwymi bohaterami tej historii

2 godzin temu
Zdjęcie: Kobieta i mężczyzna w Buczy


Nie chcę pogodzić się z handlem życiem, z opiewaniem Putina, z sugestiami, iż ból mieszkańców Ukrainy nie miał sensu. Dlatego o kolejnych wypowiedziach amerykańskiej administracji nie potrafię myśleć bez obrzydzenia.

Tekst ukazał się na Facebooku. Tytuł od redakcji Więź.pl

To nie będzie tekst o geopolityce, ani o dyplomacji, bo nie mam ochoty dzielić w tej chwili włosa na czworo. To będzie tekst o emocjach, o moralności, o ludziach, których spotkałem, o rozmowach.

Mam przed oczyma twarze ludzi, którzy opowiadają o tym, gdzie zginęli ich przyjaciele, wspominam rozmowę z kobietą, która do wojska poszła tuż po studiach, straciła na wojnie narzeczonego, a potem jej poprzedni chłopak trafił do niewoli. Mam w uszach opowieści kobiet zgwałconych w Buczy i obrazy strzaskanego życia w innych miejscowościach.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

I jeszcze słowa kobiety, która mówi, iż gdy odprowadza dzieci do przedszkola, to jest w niej obawa, czy się w ogóle zobaczą. Czy ona do nich dojedzie, i czy przedszkole nie zostanie zbombardowane.

Albo opowieść znajomego, który opowiada, iż próbuje nieść nadzieję dziewczynie przyjaciela, która przerwała z nim rozmowę, żeby pogadać chwilę z przyjaciółką… I nigdy już nie usłyszała głosu miłości swojego życia, bo w ciągu tych kilku minut od rozłączenia do kolejnego telefonu on stracił życie.

Inna historia: los lekarza z Mariupola, pana po sześćdziesiątce, który stracił dom w Mariupolu, a gdy uciekał, na jego oczach zastrzelono mu matkę. Rozsypał się, choć trwał. Rozsypał się, bo tam, gdzie żył, już nie wróci, a tu, gdzie jest, nie rozpocznie nowego życia.

I te historie o śmierci w błocie, o dronach, które niosą śmierć. O czekaniu na telefon, albo o czekaniu na śmierć. Obrazy cerkwi pełnych zdjęć mężczyzn, którzy zginęli, albo o których życie modlą się inni. I jeszcze historia dziecka, która modliło się, żeby tata wrócił z frontu, a on wrócił, ale bez obu nóg. Ono wierzy, iż modlitwa została wysłuchana, a on… płacze z bezsilności.

To są dla mnie obrazy tej wojny. I dlatego nie umiem, nie chcę pogodzić się z handlem życiem, z opiewaniem Putina, z sugestiami, iż ich ofiara, ich ból, ich cierpienie nie miało sensu. To nie Putin, nie Trump i choćby nie Zełenski są dla mnie bohaterami tej historii (choć ten ostatni najbardziej), ale ci zwykli ludzie. I dlatego o kolejnych wypowiedziach amerykańskiej administracji nie umiem myśleć bez obrzydzenia.

Tak, rozumiem, iż to jest polityka, ale nie umiem zapomnieć tych twarzy. Tych emocji. Za dużo było w naszej, polskiej historii zdrady, porzucenia, by myśleć teraz ze spokojem o zimnej geopolityce. Także dlatego, iż na ich miejscu możemy być my.

Idź do oryginalnego materiału