Posłuchaj rozważania:
Święty Stanisław Kostka już od najmłodszych lat wykazywał głęboką pobożność i pragnienie służenia Panu Bogu oraz życia w zgodzie z Bożym powołaniem co skłoniło go do decyzji o wstąpieniu do Zakonu Jezuitów.
Dziewięć miesięcy przebył Stanisław w nowicjacie na Kwirynale, dziewięć ostatnich miesięcy swojego życia.
Szybko rozeszła się po Rzymie wieść o cnotach i świętości młodziutkiego Polaka-nowicjusza.
„Był w Stanisławie — pisze naoczny świadek jego życia — żywy wszystkich cnót przykład i starsi innym go nowicjuszom ukazywali, aby tacy byli, jaki on był”.
„Nigdy go żaden smutnym i zatroskanym nie widział, ale zawsze z wesołą, wdzięczną i przyjemną twarzą. Z twarzy jego jakaś niby niebieska piękność jaśniała”.
Dziewięć miesięcy upłynęło od czasu przybycia Stanisława do Rzymu i choć „nauczyciele jego pilnie przestrzegali, aby serce jego zbytnią duchowieństwa siła, ciała nie tak potężnego, nie przemagało, a przed czasem naczynia śmiertelnego nie opuszczało”. Śmierć zawitała w mury zakonne. Przepowiedział ją Stanisław i wyprosił ją sobie na dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny swej najukochańszej Matki.
Dla otoczenia śmierć ta przyszła niespodzianie, nie poprzedziła jej bowiem żadna ciężka choroba, ani wypadek nieszczęśliwy. Bezpośrednio przed świętem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, Stanisław lekko zaniemógł: dostał gorączki i zimnicy. Rówieśnicy jego i nauczyciele nie widzieli jednak w tym nic groźnego i gdy Stanisław oświadczył im, iż przyszłej nocy życia dokona,- przyjęli słowa jego z uśmiechem i niewiarą. Ostatnie chwile świętego młodzieniaszka tak opisuje ks. Piotr Skarga:
„Po południu przyszła na niego mdłość, zimny pot i gdy Facius rektor mówił: Nic to, tak to bywa; on odpowiedział, iż tą niemocą umrę; i wnet się słowo jego ostatecznie iściło: poczęły w nim siły upadać i pilnie prosił, aby mu na ziemi umrzeć dopuścili. Czego mu rektor nie pozwalał; ale gdy nalegał prosząc, użaliwszy się go, na ziemię z wezgłówkiem położyć dopuścił; i tak na ziemi, Przenajświętsze Sakramenta z wielką swoją i drugich pociechą przyjmował. Sam na modlitwy czujnie odpowiadał. Uważali to wszyscy przytomni, skoro się do komory Ciało Pańskie ukazało, jakoby do swego zamiłowanego wyskoczyć chciał, na twarz się jego nadzwyczaj piękniejszą wesoły kwiat dziewictwa puścił. Wtem do ks. rektora obróciwszy się, rzekł: Krótki czas; a on dokładał słowa Apostolskie: Reliquum… etc. ale Stanisław na swą potrzebę dołożył: Gotujmy się; i jakoby dopiero znowu na one godzinę wieczności gotować się począł, dwakroć się spowiadał, jakoby tego potrzebował i braci przepraszał, iż im niedobre przykłady z siebie dawał.
Potem inne modlitwy skończywszy, z wesołą zawsze twarzą, prosił o krucyfiks, który w ręku trzymając, rozmowę nabożeństwa pełną, jaka mu do serca przychodziła, z Panem Jezusem uczynił. Dziękował za dane dobrodziejstwa, prosił o grzechów odpuszczenie w ręce jego ducha swego oddawał; i począwszy od nóg, wszystkie członki krucyfiksa z wielką słodkością całował. Także obraz Przeczystej Matki, którego używał, wziąwszy obejmował i całował. A iż na on ostatni raz wielkiej pomocy i wiele patronów szukać potrzeba; prosił, by mu czytano i przypominano Świętych, których był sobie na karcie spisał, który mu się na miesiąc, jako do Zakonu wstąpił, dostawali.
Na koniec, gdy go pytano, co by go bolało? Powiedział: Nic mnie nie boli; i drugi raz spytano, jeżeliby gotów był na Głos Boży z ciała wychodzić? Rzekł: Gotowe serce moje Boże, gotowe serce moje; i w jednej ręce trzymając paciorki z odpustami, a w drugiej świecę poświęconą, mówiąc często i powtarzając Jezus i Marya, z ciała wyszedł i żyć w Panu Bogu począł. Tak snadnie i mile ona dusza szczęśliwa z ciała, które zawsze mu jako wierny towarzysz usługowało, wychodziła, iż żywa barwa na twarzy, i w oczach jasność zostawała; drudzy zaś mniemali, aby jeszcze żywym był. I trwała na twarzy ona piękność bardzo miluchna, jakoby się pomału i wdzięcznie uśmiechał.
Jest pewne świadectwo, iż mu się ukazała Przeczysta Matka Boża, z wielą około siebie panienek dziewic. A wielu ich upatrywało, iż trochę przed skonaniem, oczy jakoby zawarte mając, a jakoby zasypiając, wargami ruszał, i jakoby się uśmiechał, czegoś bardzo słodkiego na on straszliwy czas kosztując. O trzeciej po północy godzinie dokonał, o której drudzy mniemają, iż Najświętsza Marya Panna do Nieba wzięta jest; ten taki czas, i choroba druga, a nie ciężka i wedle zdania lekarzy nieszkodliwa, tak zacne skonanie i młodzieńca onego dobrze zdrowego, takie siły pokazują to, iż ona śmierć nie tak była z przyrodzenia, jak nad zwyczaj i bieg pospolity z Rozkazania Boskiego”.
O świcie, kwadrans na czwartą 15 sierpnia 1568 r. oddał Stanisław swą jasną i nieskalaną duszę Panu Bogu. Obecni sądzili, iż zasnął. Dopiero gdy podano mu do pocałowania obraz Najświętszej Maryi Panny, skonstatowano śmierć.
Szybko rozeszła się po mieście wieść o skonie świątobliwego młodzieńca. Tysiące osób przybyło, aby widzieć go po śmierci, otrzymać coś na pamiątkę po nim. „A on spoczywał słodko uśmiechnięty z zamkniętymi oczyma, jedynym znakiem śmierci. Przy jego zwłokach stanął jeden z późniejszych kardynałów i rzekł: „Dziw! jeden młodzieniec Polak umiera, a oto wszystko doń spieszy. Co z nami będzie, gdy pomrzemy w starości?” Uzupełniając charakterystykę Świętego, ks. Piotr Skarga dodaje: „Żył lat 18. Był wzrostu miernego, twarzy pięknej, białej, jakby anielskiej, do której się rumianość panieńska przymieszywała. Włosa był czarnego, oczy miał przeźroczyste, a od łez, które z słodkości duchownej płynęły, mokre”.
Nie tylko w Polsce, we Włoszech i w Niemczech gwałtownie się poczęła szerzyć cześć dla zmarłego, ale jak mówi współczesny mu pisarz sięgnęła choćby do ziem odkrytych, do Indyj Wschodnich i Zachodnich. W sprawie tej zabrała głos Stolica Apostolska w r. 1604. w którym to roku, za Papieża Klemensa VIII odbyła się w Rzymie beatyfikacja Stanisława Kostki. Bullę kanonizacyjną, ogłaszającą Stanisława Świętym, podpisał przed trzystu laty, dnia 31 grudnia 1726 roku Papież Benedykt XIII.
Zbliżająca się trzechsetletnia rocznica kanonizacji Św. Stanisława Kostki posiada dla nas szczególne znaczenie. Żyjemy w czasach powszechnego upadku etycznego, zachwiania się fundamentów moralności publicznej i prywatnej, w czasach w których zło we wszelkich formach panoszy się jawnie i tryumfuje.
Ciemne, wrogie Kościołowi Świętemu i narodowi moce prowadzą wytężoną akcję mającą na celu poderwanie autorytetu religii i tradycji. Użycie życia stało się hasłem dnia, zgnilizna moralna zatoczyła szerokie kręgi, porywając w swe wiry przyszłość narodu, młodzież polską. Stało się rzeczą jasną, iż bez podstaw etycznych, bez myśli o wartościach duchowych naród żyć i rozwijać się nie może. To też coraz potężniej rozlegać się poczynają nawoływania do podjęcia pracy około odbudowy fundamentów moralności w państwie. W tych chwilach przełomowych, decydujących o losach i przyszłości narodu, jako słup ognisty wskazujący drogę wiodącą do jasnego jutra, do odrodzenia narodu, zjawia się przed nami Patron Polski, Św. Stanisław Kostka.
U stóp jego ołtarzy biją źródła odrodzenia moralnego narodu i w Nim, w jego świętości i w mocy jego charakteru znajdziemy lekarstwo na wszystkie choroby czasów naszych.
„Dzięki tylko biernocie i tchórzostwu dobrych panoszy się u nas bezczelnie i bezkarnie wszelki wróg Pana Boga i Ojczyzny naszej” – o tym właśnie w chwili obecnej szczególnie nam pamiętać należy.
Bierna i ustępliwa dobroć nas nie zbawi. Czasy domagają się od nas mocy, niezłomności charakteru, gotowości bojowej do walki ze złem. Wzorem doskonałym tej świętości aktywnej, czynnej, jest właśnie Św. Stanisław Kostka.
Pokora, karność i bezwzględna czystość Św. Stanisława nie była również czymś biernym, ale wynikała z siły jego charakteru, z jasnej świadomości dobrego i złego. „Posłuszność jego mówi ks. Piotr Skarga, nie przychodziła mu z tępego i gnuśnego rozumu, ale z cnoty i ducha prostego, który mu był dany. Bo miał ostry i jasny rozum i mądrą w sobie nad lata radę”. Moc charakteru i praca usilna nad sobą dała świętemu to, iż w krótkim czasie długą cnót drogę odprawił i zamyślonej odpłaty dostał”. „Większy jestem i do większych rzeczy stworzony i dla tych tylko żyć pragnę” – odpowiedział Św. Stanisław tym, którzy go z drogi obranej groźbą sprowadzić usiłowali.
W słowach tych zawarte jest wezwanie dla nas wszystkich.
Chwila jest dzisiaj dla narodu „osobliwa”, decydująca.
Czystości obyczajów, świętości serc, i woli silnej nam potrzeba, odwagi, siły przeciwstawienia się złemu ciążącemu nad narodem, i karnego skupienia na okopach Kościoła Świętego i Ojczyzny.
Z odmętów potopu ratowała nas Niebieska nasza Pani – Ona to wskazała drogę Św. Stanisławowi Kostce, a zarazem wytyczyła jasny szlak wiodący do odrodzenia narodu, do jego podźwignięcia się i chwały. Tędy przeto za głosem Królowej naszej droga nasza.
W tych czasach kryzysu Wiary, moralnego i etycznego, Św. Stanisław Kostka pozostaje niezłomnym przykładem Wiary, odwagi i świętości. Jego życie, poświęcone Panu Bogu i służbie bliźniemu, jest dla nas inspiracją do podjęcia walki ze złem i odbudowy fundamentów Wiary i moralności w naszych społecznościach.
Niech przykład Św. Stanisława Kostki umocni nas w Wierze i prowadzi do pogłębiania relacji z Panem Bogiem, abyśmy mogli stawić czoła wyzwaniom współczesności i dążyć do życia w świętości. Jego wstawiennictwo niech będzie dla nas wsparciem, a jego życie – inspiracją do codziennej walki o dobro i prawdę.
Św. Stanisławie Kostko, Patronie Polski, módl się za nami i prowadź nas ku odrodzeniu duchowemu i moralnemu.