Osobliwa komisja kardynała Rysia ds. nadużyć seksualnych księży

19 godzin temu

14 listopada, podczas konferencji prasowej w kurii łódzkiej, ogłoszono powstanie Niezależnej Komisji Historycznej ds. Zbadania Przypadków Nadużyć Seksualnych w Archidiecezji Łódzkiej. Dekret powołujący komisję kardynał Grzegorz Ryś podpisał 22 października.

Publiczne zaprezentowanie składu i celów działań nastąpiło dopiero trzy tygodnie później, w czasie spotkania, w którym uczestniczyli wszyscy członkowie oraz metropolita łódzki (> link). Ogłoszenie tego przedsięwzięcia przedstawiono jako wyraz przejrzystości i odwagi instytucji kościelnej.

W praktyce budzi to wiele wątpliwości. Najpoważniejsza dotyczy samej definicji niezależności. Komisję powołuje zwierzchnik archidiecezji; organ ma badać działania duchownych podległych kardynałowi; komisja działa w pomieszczeniach udostępnionych i nadzorowanych przez kurię; komisja otrzymuje wszelkie pełnomocnictwa od kard. Rysia. Trudno zatem mówić o niezależności w rozumieniu naukowym lub instytucjonalnym. To sytuacja, w której strona zainteresowana sama powołuje organ mający ocenić jej własne działania. Budzi to proste skojarzenie: jakby podejrzany wyznaczył własnego prokuratora i jeszcze oczekiwał uniewinnienia.

Regulamin prac komisji, który mógłby uzasadniać traktowanie jej jako gwarancji autonomii badawczej, w rzeczywistości tę autonomię ogranicza. Badacze mogą współpracować z archiwami państwowymi, IPN, organami ścigania oraz organizacjami pozarządowymi, ale wyłącznie po uzyskaniu pełnomocnictwa od metropolity. Każdy kontakt z instytucją świecką, każda kwerenda i każde pozyskanie materiałów zależy od zgody hierarchy. To rozwiązanie podporządkowuje prace komisji osobie, której pozycja może być przedmiotem oceny.

Równie istotne są przepisy dotyczące dokumentacji. Komisja działa w lokalu udostępnionym przez kurię i jedynie tam może badać akta należące do archidiecezji. Wszystkie materiały powstałe w trakcie prac mają być po ich zakończeniu zwrócone do archiwum kurialnego, gdzie zostaną ostatecznie zdeponowane. Oznacza to pełną kontrolę instytucji kościelnej nad całym zasobem źródłowym, zarówno w trakcie prac, jak i po ich zakończeniu.

Informacje o przebiegu działań przekazuje wyłącznie rzecznik komisji, po wcześniejszej konsultacji z członkami. Nie przewidziano jawności debat, sporów ani różnic zdań. W przeciwieństwie do standardów badań naukowych, w regulaminie nie pojawia się pojęcie niezależnego osądu czy swobody interpretacji. Struktura informacyjna została podporządkowana jednemu głosowi.

Brakuje także danych o kosztach funkcjonowania komisji. W komunikatach kurii nie ma informacji o wynagrodzeniach, źródle finansowania, umowach lub budżecie. Nie wiadomo, czy członkowie pracują pro bono, czy otrzymują świadczenia z funduszy archidiecezji. jeżeli finansowanie pochodzi od Kościoła, powstaje kolejny konflikt interesów: instytucja oceniana utrzymuje organ, który ma ją ocenić.

Regulamin przewiduje obowiązek zgłaszania przypadków podejrzenia przestępstwa organom ścigania, ale dopiero po wewnętrznej konsultacji komisji. Pierwszym filtrem pozostaje zatem struktura kościelna. Dopiero potem sprawa trafia do państwowych instytucji.

Wątpliwości narastają także z powodu historii działań nieżyjącego już ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Gdy próbował przedstawiać opinii publicznej wyniki własnych badań dotyczących nadużyć i zaniedbań, napotykał opór władz kościelnych, które wielokrotnie ograniczały jego działalność.

Czytaj: „O Kościele, lustracji, historii, polityce i… poezji – rozmowa z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim”.

Jeśli Kościół utrudniał niezależne inicjatywy księdza znanego z odwagi cywilnej, trudno przyjąć, iż komisja powołana i nadzorowana przez hierarchę będzie mogła działać bez ograniczeń.

Kardynał Ryś w bramce. Zdjęcie bardzo symboliczne. Foto / źródło: Archidiecezja Łódzka / FB. Kliknij, aby powiększyć.

Zapoznanie się z regulaminem (czytaj: > tu) nie rozwiewa żadnych z tych obaw. Zależy on od dekretu metropolity, określa sposób działania komisji zgodnie z prawem kanonicznym, podporządkowuje wszelkie kontakty zewnętrzne kurii, zamyka dokumenty w przestrzeni kurialnej, reguluje przepływ informacji, a na końcu przewiduje zwrot całości materiałów do archiwum kościelnego. Komisja nie ma autonomii finansowej, archiwalnej, informacyjnej ani badawczej. Samo użycie słowa niezależna nie czyni jej niezależną.

Najważniejsze pytania pozostają bez odpowiedzi. Jak organ powołany przez kardynała ma badać działania podległych mu duchownych? Kto finansuje prace komisji? Kto będzie decydował o ostatecznym kształcie raportu? Co stanie się z dokumentami, które mogą obciążyć kurię? Czy raport zostanie opublikowany w całości, czy tylko w wersji zaakceptowanej przez władze kościelne?

Deklaracja przejrzystości w takiej konstrukcji wygląda raczej na próbę kontrolowania narracji niż na rzeczywistą gotowość ujawnienia prawdy. Komisja może działać rzetelnie, jeżeli pozwolą na to jej członkowie, ale sama architektura jej powołania sprawia, iż od początku otacza ją cień zależności, którego nie usunie żaden komunikat prasowy.

Kard. Grzegorz Ryś podczas konferencji zapewnił, iż jest „bardzo otwarty na wyniki wszystkich tych badań”. Jak podkreślają członkowie komisji, na raport końcowy trzeba będzie jednak poczekać cztery–pięć lat. To długi horyzont czasowy, biorąc pod uwagę skalę samego zjawiska: w archidiecezji łódzkiej przez ostatnie osiemdziesiąt lat posługiwało ponad 1350 księży, a od 1945 roku do dziś wyświęcono 964 duchownych.

Skład powołanej komisji jest zróżnicowany, choć niekoniecznie pod względem specjalizacji kluczowych dla rzetelnych badań historycznych. W jej gronie znaleźli się prawnik i sędzia, historyk, psycholog–seksuolog oraz dziennikarz. Jedyną osobą z przygotowaniem stricte historycznym jest dr Sebastian Adamkiewicz. Pozostali członkowie posiadają kompetencje przydatne – w zakresie prawa, psychologii czy komunikacji – ale nie wynikają one z doświadczenia w analizie źródeł historycznych, pracy archiwalnej czy badań nad kontekstem epoki.

Obok członków komisji powołano również dwie osoby odpowiedzialne za pomoc prawną i archiwalną ze strony kościelnej: ks. dr. Zbigniewa Tracza, kanclerza kurii, oraz ks. mgr. Dominika Sujeckiego, notariusza kurii.

Tymczasem udział niezależnych badaczy zewnętrznych – zwłaszcza zawodowych historyków – mógłby pozwolić prowadzić prace bez obciążeń instytucjonalnych, z pełną swobodą publikowania wyników w opracowaniach naukowych i bez konieczności oglądania się na interes kurii. W tak wrażliwej materii niezależność nie jest dodatkiem, ale warunkiem wiarygodności.

Powołanie komisji można uznać za krok w kierunku realnego rozliczenia, uznania krzywd i odbudowy zaufania społecznego, o ile jej prace będą prowadzone rzetelnie, z poszanowaniem osób pokrzywdzonych oraz z zachowaniem pełnej niezależności. Samo utworzenie gremium stanowi jedynie początek procesu, którego wiarygodność zależy od konkretnych działań: zapewnienia wsparcia świadkom, publikacji raportu końcowego oraz wdrożenia zaleceń.

Ostrożny optymizm jest w tej sytuacji uzasadniony. Powołanie komisji nie gwarantuje osiągnięcia pełnej sprawiedliwości, ale stwarza możliwość podjęcia przez Kościół łódzki próby zmierzenia się z trudną przeszłością w sposób systemowy.

Doświadczenia „Gazety Trybunalskiej” z kontaktami z łódzką kurią nie pozwalają jednak patrzeć na tę inicjatywę bez zastrzeżeń. W choćby prostych sprawach przedstawiciele archidiecezji unikali kontaktu z niezależnymi mediami, co potwierdza opisany przypadek odmowy udzielenia informacji w sprawie odwołania proboszcza Leszka Drucha w Sulejowie.

Czytaj: „Sulejów. Proboszcz Leszek Druch odwołany. W tle coś nieładnie pachnie”.

Tego typu praktyki nie sprzyjają budowaniu zaufania ani przekonaniu, iż proces wyjaśniania przeszłych nadużyć będzie przejrzysty i otwarty.

→ red.

16.11.2025

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

• więcej o Kościele: > tutaj

Idź do oryginalnego materiału