Od strażaka ochotnika do służby misjom. Niezwykła droga s. Agnieszki Kowalskiej

stacja7.pl 7 godzin temu

Od początku wstąpienia do Zgromadzenia Sióstr Klawerianek towarzyszy mi myśl „To nie jest mój plan. To Bóg tak chciał”. Takimi słowami również mogę podsumować ostatnie lata. Dlaczego? Jako młoda dziewczyna byłam dosyć ambitna, ale paradoksalnie często zostawiałam naukę na ostatnią chwilę. jeżeli nie czułam się przygotowana na 100% do egzaminu, wtedy nie szłam w ogóle do szkoły. Dziś, mając 31 lat, patrzę na to z uśmiechem. Chciałam być pierwsza, wyróżniać się, wzbudzać zainteresowanie innych, dopadała mnie zwyczajna pycha. Oczywiście, byli lepsi ode mnie, bo to bardzo zwodnicze myślenie i dążenie, a przede wszystkim fałszywa motywacja.

Poza tym nie potrafię siedzieć bezczynnie. Jestem osobą aktywną, dlatego zrodziło się we mnie pragnienie zostania strażakiem – bycia w gotowości, aby służyć innym. Za namową kolegi postanowiłam wcielić ten pomysł w życie. Byłam świadoma, iż taka służba będzie wiązała się z niemałą odpowiedzialnością i dyspozycyjnością w każdym momencie.

ZOBACZ>>> „Język jest ważny, ale ważniejsze jest świadectwo i obecność”. Ks. Arkadiusz Nowak o misjach w Afryce

Pierwszy dźwięk syreny strażackiej w telefonie

Po technikum poszłam na studia do Wyższej Szkoły Menedżerskiej w Warszawie. Miałam pracować w dziale rachunkowości – taki był mój pierwszy plan. Niezależnie od tego należałam do Wspólnoty Przymierza rodzin “Mamre”, wstąpiłam do scholi parafialnej, chodziłam na Warszawską Akademicką Pielgrzymkę Metropolitalną, gdzie po raz pierwszy publicznie powiedziałam o moim powołaniu, oraz rozpoczęłam szkolenie strażaka ratownika przy OSP w Milanówku. Wszędzie było mnie pełno, ale miałam jeden cel: pomagać ludziom. To była moja misja.

Pamiętam, jak pewnego dnia, podczas niedzielnego obiadu z rodziną, usłyszałam pierwszy dźwięk syreny strażackiej w moim telefonie. Odeszłam od stołu, wskoczyłam na rower i pojechałam do jednostki OSP. Do dziś czuję emocje, które mi towarzyszyły. Słysząc alarm, nie wiedziałam co mnie czeka, gdy dojadę do remizy, ale byłam pewna, iż ktoś czeka na pomoc. Po założeniu munduru strażackiego pojechaliśmy na miejsce zgliszczy po pożarze spalonej hali. Takiego dnia po prostu się nie zapomina. To doświadczenie uświadomiło mi, jak każda sekunda jest ważna i iż w takich momentach moje zamiary schodzą na dalszy plan, a najważniejsza staje się pomoc drugiej osobie.

Zastanawiałam się nad dalszym szkoleniem na strażaka ratownika, ale zostało to w marzeniach, ponieważ wydarzyło się coś innego…

fot. Archiwum prywatne

Odrzucenie Bożego planu

Rekolekcje ewangelizacyjne w 2011 roku były jednym z mocniejszych wydarzeń w moim życiu. Podczas modlitwy uwielbienia, pojawiło się zaproszenie, aby osoby, które Pan Bóg powołuje do życia zakonnego, podeszły do modlitwy. Coś mnie mocno poruszyło, ale od razu przeciwstawiłam się temu natchnieniu i nie podeszłam. Modliłam się w sercu: To nie mogę być ja. To ktoś inny. To uczucie towarzyszyło mi przez kolejne kilka lat. Kłóciłam się z Bogiem, odrzucałam Jego plan, modląc się w duchu: Panie, Ty się pomyliłeś. Miałam potem wiele momentów, które rozpalały w moim sercu ten płomień, ale skutecznie go tłumiłam.

SPRAWDŹ TEŻ>>>Aktor Rob Schneider o swoim nawróceniu: Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie

Pragnienie zostania strażakiem ustępuje miejsca innej służbie

Pamiętam grudzień 2013 bardzo dobrze. Pojechałam na spotkanie ekumeniczne Taizé do Strasburga z mojej parafii pw. Św. Jadwigi Śląskiej. To wtedy zmienił się kierunek mojego życia, a pragnienie zostania strażakiem powoli ustępowało miejsca innej służbie. Czasem widocznie człowiek musi wyjechać do Francji, aby odkryć powołanie. Jak to zwykle bywa podczas organizacji wyjazdów, w jednym autokarze jechały grupy z różnych parafii. Wtedy spotkałam siostry klawerianki, które dołączyły do nas z sąsiedniej miejscowości.

Krótkie, zwykłe spojrzenie w kierunku sióstr odmieniło moje życie i pozostało w moim sercu i w pamięci. Wiedziałam, iż „chcę je poznać” i czułam, iż to nie było przypadkowe. Odkryłam w sobie powołanie, którego wcześniej nie potrafiłam przyjąć. Zapragnęłam poznać ich apostolat i zobaczyć jak wygląda ich życie codzienne. Pan Bóg zaskoczył mnie, a od tego momentu zaczęłam bardziej wsłuchiwać się w Jego głos i pytać, gdzie jest moje miejsce. Spotkałam się również z zarzutem bliskich mi osób, iż to siostry mnie namówiły do wstąpienia, ale to nie było tak. To była moja decyzja.

fot. Archiwum prywatne SSPC

Studia, praca i niejedno wyzwanie

Z powodu mojego powołania, spotykałam się z niezrozumieniem najbliższych oraz znajomych. Trudno jest mi to przyjąć, ale staram się zrozumieć i nie mieć do nikogo pretensji, ponieważ na pewno jest trudno najbliższym pogodzić się z takim moim wyborem. Wiem jednak, iż wstąpiłam z własnej woli i był to jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu – choć niełatwy.

W momencie wstąpienia do zgromadzenia studiowałam i pracowałam w obsłudze Call Center PZU. Choć chciałam rzucić wszystko, przełożeni poprosili mnie o jedno: miałam skończyć studia, będąc w zgromadzeniu. Zgodziłam się i będąc w formacji, jeździłam na uczelnię. Dzięki temu mam ukończone studia ekonomiczne.

Do Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Św. Piotra Klawera wstąpiłam 1 października 2014 roku. Dzień wstąpienia był dla mnie wyzwaniem. Część mojej rodziny wiedziała o moich planach, ale domyślając się, iż jest to dla nich trudne i nie chcąc, żeby ktokolwiek mnie zatrzymał, spakowałam swoje rzeczy do walizki i czarnych worków. Wyszłam z domu, kiedy nikogo nie było, i odjechałam taksówką. Po drodze wstąpiłam do pracy mojego taty i pożegnałam się. Nie było mi łatwo, ale wiem, iż nie umiałam inaczej. Było za dużo emocji, niezrozumienia. Zdaję sobie sprawę, iż mój wybór – a adekwatnie odpowiedź na Boże zaproszenie – niejednokrotnie wywołuje radość, wdzięczność, a czasami niezrozumienie czy odrzucenie. Dzisiaj przyznanie się do wiary, a jeszcze bardziej wybór życia zakonnego może wydawać się czymś „dziwnym” lub „niemodnym”. Tak samo było z Jezusem, Jego nauka była dla wielu niezrozumiała.

ZOBACZ>>>Była programistką zanim stało się to modne! Wyjątkowy talent siostry zakonnej

fot. Archiwum prywatne SSPC

„Jako młoda dziewczyna chciałam gasić pożary, dziś….”

Jestem Misjonarką Św. Piotra Klawera, osobą szczęśliwą i spełnioną. To wszystko dzięki relacji z Jezusem, Jego miłości. Oczywiście, nie brakuje dni trudnych, ale wiem iż Bóg jest obecny i nad wszystkim panuje. Jako dziewczyna chciałam zostać strażakiem i gasić pożary, dziś, za przykładem założycielki bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, pragnę podtrzymywać w swoim sercu żar do misji i dzięki temu wzniecać ten płomień w sercach innych.

Źródło

atom
Idź do oryginalnego materiału