To, co się działo wokół ponownego otwarcia paryskiej katedry, a co znalazło wyraz w przemówieniu laickiego prezydenta, wciąż pokazuje, jak bardzo europejska tożsamość zbudowana jest m.in. na dziedzictwie chrześcijańskim.
Przy okazji ponownego otwarcia po pożarze i remoncie jakiejś innej katedry, można by się ograniczyć tylko do kontekstów historycznych, liturgicznych czy kościelnych. Gdy jednak mowa o paryskiej Notre-Dame, te konteksty okazują się niewystarczające. Trzeba jeszcze dodać inne: polityczne, społeczne czy kulturowe.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.
Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Katedra pw. Najświętszej Maryi Panny w Paryżu nie jest bowiem jak każdy inny kościół biskupi. To katedra par excellence, w sensie kulturowym prototyp wszystkich katedr. To świątynia, która przedostała się do wyobraźni popkulturowej. Oraz – co bardzo ważne – katedra w stolicy Francji, kraju, w którym obowiązuje republikańsko rozumiana laïcité, czyli laickość.
Czyja jest Notre-Dame?
Jak wszystkie kościoły we Francji zbudowane przed rokiem 1905, paryska katedra nie jest własnością Kościoła, ale państwa. Kościół je wyłącznie użytkuje, ale istnieje powszechny konsensus, iż nic się w nich nie może dziać bez zgody władz świeckich. Ta „właścicielska dwoistość” – duchowa i prawna – od samego początku odbudowy po pożarze z 15 kwietnia 2019 r. generowała problemy na linii arcybiskupstwo Paryża -władze cywilne.
Jednym z punktów spornych była decyzja co do czasu i miejsca wygłoszenia przemówienia przez Emmanuela Macrona, prezydenta Republiki Francuskiej. Jak po uroczystościach pisano we francuskiej prasie, problem pomogła rozwiązać pogoda, która spowodowała, iż przemówienie zaplanowane na dziedzińcu katedry prezydent ostatecznie wygłosił we wnętrzu świątyni po jej symbolicznym otwarciu przez abp. Laurenta Ulricha, a jeszcze przed samą liturgią.
Wskazane wyżej konteksty sprawiły, iż sobotnia mowa (7 grudnia 2024 r.) prezydenta Macrona była w pewnym sensie ciekawsza od homilii abp. L. Ulricha wygłoszonej podczas niedzielnej homilii inauguracyjnej. To oczywiste, arcybiskup związany był bowiem kontekstem liturgicznym Mszy, prezydent mógł sobie pozwolić na szerszą perspektywę.
Trzeba przyznać, iż jak na przemówienie prezydenta republikańskiej Francji była to mowa bardzo obfita w wątki duchowe. Owszem, Macron mówił o katedrze nie tylko jako świątyni, ale także jako zabytku, kulturowym i historycznym punkcie odniesienia paryżan i Francuzów, ale nie było w tym przemówieniu jakichś sygnałów chęci przejęcia czy zawłaszczenia katedry.
Sobotnia mowa prezydenta Macrona była w pewnym sensie ciekawsza od homilii abp. L. Ulricha wygłoszonej podczas niedzielnej homilii inauguracyjnej
ks. Andrzej Draguła
Przez całe przemówienie prezydent używał zaimka notre (nasza), włączając w ten mnogi podmiot adekwatnie wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób utożsamiają się z katedrą Notre-Dame, ale jednocześnie zachowywał adekwatny porządek rzeczy. Już na samym początku powiedział, iż „przygotowujemy się do oddania jej katolikom, Paryżowi, Francji i całemu światu”. A jedno z ostatnich zdań brzmiało: „Monseigneur, notre Dame de Paris vous est redonnée”, co znaczy, iż katedra zostaje „oddana” arcybiskupowi Paryża.
Ciekawe jest to, iż na oficjalnej stronie Pałacu Elizejskiego w tym miejscu przemówienia użyto zapisu „notre Dame” zamiast „Notre-Dame” jak w to jest przyjęte w języku francuskim. Taki zapis zmienia akcent znaczeniowy z kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny na samą osobę Pani, czyli Maryi. Trudno powiedzieć, czy to pomyłka pisarska, czy zmiana zamierzona, która – ze względu na specyfikę języka francuskiego – dostrzegalna jest tylko w piśmie, ale nie w mowie.
Od św. Ludwika do Trumpa
Trudno jednoznacznie powiedzieć, który z symbolicznych wymiarów katedry prezydent uznał za dominujący.
Katedra jest dla niego najpierw „szczęśliwą metaforą” tego, czym powinien być naród (Nation) i czym powinien być świat. Mówił o pragnieniu każdego i zaangażowaniu wszystkich, o dążeniu do przekraczania siebie i odwadze podejmowania się tego, co niemożliwe, o braterstwie i o wielkich projektach, które są możliwe tylko przy współpracy wielu. Nie było w tym przemówieniu bezpośrednich odwołań do sytuacji politycznej we Francji, w Europie czy na świecie, ale – jak się zdaje – można było odczytywać ten aspekt przemówienia jako wezwanie do zgody narodowej i podejmowania działań na rzecz pokoju, co w kontekście sobotniego spotkania Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim u prezydenta Republiki Francuskiej dla komentatorów było oczywiste.
Trzeba przyznać, iż Macron nie ograniczył się wyłącznie do wymiarów społecznego czy humanistycznego katedry i procesu jej odbudowy. Kilkakrotnie w swoim przemówieniu prezydent przywoływał – między innymi – te epizody z historii katedry, które wiążą się z jej sakralną naturą.
Wspomniał św. Ludwika, króla Francji, który przywiózł ze Wschodu koronę cierniową Chrystusa (Couronne d’épines). Wspomniał francuskiego poetę i polityka Paula Claudela, który „pochylony u stóp filaru, powrócił do nadziei pewnego grudniowego wieczoru 1886 roku”, a dokładnie w dzień Bożego Narodzenia, podczas nieszporów, słuchając Magnificat, czyli pieśni Maryi. W końcu prezydent wspomniał sam pożar, podczas którego „krzyż i pieta […] ukazały się w szczególnym blasku”, a „Dziewica [trwała] przy filarze, nienaruszona, nieskazitelna, zaledwie kilka centymetrów od upadłej wieżyczki”.
Zjednoczeni w modlitwie
Muszę przyznać, iż kiedy słuchałem tego przemówienia, zrobiło na mnie wrażenie, iż prezydent laickiej Francji nie ma zahamowania, by w oficjalnym przemówieniu użyć wobec osoby Maryi terminów, które tak często pojawiają się w teologii i pobożności maryjnej: intacte, immaculée, a więc: nietknięta i niepokalana, choć oczywiście w kontekście przemówienia te słowa nabrały sensu nie tyle teologicznego, co konkretnego, chodziło przecież o figurę Matki Bożej nietkniętą przez zniszczenie.
- Ks. Andrzej Draguła
Kościół na rynku
Warto też zauważyć te fragmenty przemówienia, które nawiązywały do wartości modlitwy i wiary. Mówiąc o pierwszych reakcjach na pożar katedry, prezydent wspomniał nie tylko o wierzących, którzy – zjednoczeni w modlitwie – gromadzili się przed francuskimi ambasadami „od Rzymu do Moskwy”, ale włączył do nich także „poganiaczy wielbłądów wzdłuż Nigru [którzy] zsiadali ze swoich zwierząt, aby zgodnie ze swoją religią modlić się za Notre-Dame”.
Wymiar duchowy katedry powraca w wielu momentach tej inauguracyjnej mowy. Prezydent zauważa na przykład, iż wydarzenie z 15 lutego 2019 r. można postrzegać w kategoriach „przypadku, przeznaczenia bądź opatrzności”. „Nasza katedra mówi nam – deklaruje Macron – jak bardzo sens i transcendencja pomagają nam żyć na tym świecie”. Notre-Dame staje się dla niego symbolem dziedzictwa, „które jest większe niż my” i które „może zniknąć każdego dnia”, ponieważ „nasze katedry są śmiertelne”.
Katedry, owszem, same w sobie są śmiertelne i nikt nigdy nie zagwarantuje, iż Notre-Dame nie pochłonie kiedyś kolejny pożar, ale nieśmiertelne jest to, o czym one mówią.
Wszyscy jesteśmy z katedry
W przemówieniu prezydenta nie mogło oczywiście zabraknąć Wiktora Hugo, którego powieść „Katedra Maryi Panny w Paryżu” (w Polsce znana także pod tytułem „Dzwonnik z Notre-Dame”) rozsławiła katedrę, a także dała jej – o czym sam autor ani wiedzieć, ani marzyć nie mógł – życie popkulturowe. Ten wielki francuski pisarz przybywał do katedry, „wędrując, marząc, szukając cienia Quasimodo”. Filmowe, animowane, muzyczne, teatralne adaptacje, przeróbki i parafrazy tego ikonicznego dzieła Hugo przyczyniły się do popularyzacji paryskiej Notre-Dame, która stała się symbolem określonej kultury.
Jak zauważa Małgorzata Czerwińska, „paryska Notre-Dame bywa metonimią Paryża, jakakolwiek katedra może funkcjonować jako metonimia Francji, Europy, kultury zachodniej albo choćby kultury ludzkiej w ogóle”[1]. W tej funkcji z paryską Notre-Dame może konkurować chyba tylko katedra w Chartres, która była natchnieniem wielu poetów i jest bohaterką wielu tekstów literackich, jak choćby powieści „Katedra” Jorisa-Karla Huysmansa, francuskiego pisarza holenderskiego pochodzenia z II połowy XIX wieku. Do niej nawiązuje także Michel Houellebecq w „Uległości”.
Zrobiło na mnie wrażenie, iż prezydent laickiej Francji nie ma zahamowania, by w oficjalnym przemówieniu użyć wobec osoby Maryi terminów, które tak często pojawiają się w teologii i pobożności maryjnej
ks. Andrzej Draguła
Warto tutaj wspomnieć oczywiście także katedrę w Reims czy Amiens wizytowane przez Stanisława Wyspiańskiego i opisywane przez Jerzego Wolffa, malarza i księdza związanego z Laskami, w jego niewydanej drukiem pracy „Trzy róże z kamienia”. Do tego dodajmy niedokończoną katedrę w Beauvais, bohaterkę powieści Hanny Malewskiej „Kamienie wołać będą”.
Wszyscy w jakimś sensie „jesteśmy z katedry”, o czym świadczy żywotność tego kulturowego toposu francuskiej katedry gotyckiej, a w nim samej Notre-Dame de Paris. Wystarczy, by sobie przypomnieć obraz „Katedra” Zdzisława Beksińskiego, na którym widać jakże typową fasadę świątyni z dwiema uciętymi wieżami i ogromną rozetą nad portalem wejściowym. Ten łańcuch znaczeń wyrastających z gotyckiej katedry prowadzi aż do powieści Jacka Dukaja „Katedra” i animacji Tomka Bagińskiego pod tym samym tytułem z roku 2002. A trzeba by jeszcze dodać całą listę poetów, którzy katedrę, a w szczególności Notre-Dame de Paris, uczynili przedmiotem swych lirycznych westchnień: Herbert, Różewicz, Przyboś, Wierzyński, Kamieńska, Pasierb, Miłosz, Jastrun, Zagajewski.
Zmartwychwstanie i inne słowa
Na koniec pozwolę sobie na refleksję, która wyrasta poza interpretację tekstu przemówienia prezydenta Republiki Francuskiej. Na paryskim lotnisku Orly-Charles de Gaulle można sobie wziąć aktualny informator turystyczny. Ten wydany na jesień 2024 r. ma na okładce fragment katedry i slogan „Notre-Dame, la résurrection”, czyli „zmartwychwstanie”. Oczywiście, można dyskutować o drugim, laickim życiu religijnych terminów i stwierdzić, iż to tylko façon de parler, konwencja mówienia. Daleki jestem od hurraoptymistycznych wizji „nawrócenia Francji”, które opierają się na uproszczonych stereotypach „najstarszej córki Kościoła”, jak Francję nazwał św. Jan Paweł II, dopytując się, co zrobiła z własnym chrztem.
Obserwując z bliska to, co działo się 7 i 8 grudnia we Francji, jednocześnie z tyłu głowy miałem całe passusy z książki „Koniec ery chrześcijańskiej” autorstwa Chantal Delsol, francuskiej przecież filozofki. Tak, prawdą jest, iż stary chrześcijański świat odchodzi w przeszłość, ale chyba wciąż jeszcze nie wiemy, jaką rolę odegra w przyszłości to, co niektórzy chcieliby już nazwać „masą upadłościową chrześcijaństwa”.
O tabu i bluźnierstwie z ks. Andrzejem Dragułą rozmawia Karol Grabias
Ks. Gautier Mornas, odpowiedzialny w episkopacie Francji za dziedzictwo, przyznał: „Skonsultowaliśmy się ze wszystkimi zespołami we Francji, które towarzyszyły dorosłym w ich przygotowaniach do chrztu przez ostatnie pięć lat. Prawie 35 proc. ochrzczonych przyznało, iż dziedzictwo religijne było głównym i obiektywnym powodem ich nawrócenia”.
Oczywiście, nie każde wkroczenie w mury katedry Notre-Dame czy innej świątyni musi się skończyć powtórzeniem cudu, który był udziałem Claudela. Myślę jednak, iż to, co się działo wokół ponownego otwarcia paryskiej katedry, a co znalazło swój wyraz w przemówieniu laickiego prezydenta, wciąż pokazuje, jak bardzo europejska tożsamość zbudowana jest między innymi na dziedzictwie chrześcijańskim, które wyraża się w kulturze, muzyce (nie zapomnijmy o „Totus Tuus” Henryka Mikołaja Góreckiego wykonanym podczas otwarcia drzwi Notre-Dame), architekturze, literaturze czy sztukach pięknych. Determinacja i zaangażowanie tak wielu ludzi, organizacji i inicjatyw w odbudowę katedry pokazują, iż to nie jest rekonstrukcja przeszłości, ale konieczność ocalenia siebie, źródeł naszej tożsamości.
Cud Claudela
A przecież cud „przemówienia katedry” może się wciąż powtórzyć. Izabela Czartoryska tak pisała w roku 1816 po wizycie w katedrze wrocławskiej: „Wieki upłynęły, odkąd niezliczone głosy wznoszą się ku Stwórcy w tych murach. Oglądałam stare sklepienia, gotyckie filary; patrzyłam na nie z szacunkiem i wzruszeniem. […] Styl gotycki ma zawsze dla mnie wiele uroku, zresztą uważam, iż najlepiej odpowiada boskości. […] Kościół gotycki, którego wzniosłe sklepienia są oświetlone starymi witrażami, którego ściany spatynowane przez wieki świadczą o starożytności, […] zwraca myśl wyłącznie ku Bogu”[2].
Podobnych opisów wiele na kartach zapisków XIX-wiecznych podróżników. Nieco wcześniejszy de Chateaubriand pisał z kolei: „Nie można było wejść do gotyckiego kościoła, nie doznając jakby dreszczu i niejasnego poczucia boskości”.
Polemizowałbym dzisiaj i z Czartoryską, i z de Chateaubriandem. Myślę, iż doświadczenie boskości możliwe jest nie tylko w katedrze gotyckiej, ale można go doznać zarówno w ubogiej romańskiej rotundzie, jak i w przepysznej barokowej bazylice czy w modernistycznej arce. Przypomnijmy sobie, iż kiedy w wieku XVI Giorgio Vasari wymyślił nazwę gotyk na styl, który już zanikał, miał na myśli synonim tego, co dzikie i barbarzyńskie. Może kiedyś zdejmiemy odium z modernizmu, któremu dzisiaj zasadniczo odmawia się sakralności. Wszędzie bowiem można usłyszeć Magnificat i – wzorem Claudela – paść na kolana.
[1] M. Czerwińska, „Gotyk i pisarze. Topika opisu katedry”, Gdańsk b.r.w., s. 26-27.
[2] Cyt za: M. Czerwińska, dz. cyt., s. 70-72.