Najdziwniejsze w naszej opowieści jest to, w jaki sposób Niemcy, będące niegdyś najbardziej innowacyjnym krajem świata, znalazły się w ogonie pod względem rozwoju technologicznego.
Publikujemy fragment książki „Kaput. Koniec niemieckiego cudu gospodarczego”, tłum. Barbara Kocowska, Prześwity. Warszawa 2025, tytuł i śródtytuły od Więź.pl
Wszystko zaczęło się od prasy drukarskiej Johannesa Gutenberga, która była prawdopodobnie innowacją wszech czasów o najbardziej dalekosiężnych skutkach. Następnym przełomowym osiągnięciem niemieckiej myśli technicznej był samochód.
Nie ulega wątpliwości, iż druga wojna światowa przyniosła rozstrzygającą cezurę w naukowych i technicznych możliwościach Niemiec. Wielu najlepszych uczonych, takich jak Albert Einstein, wyjechało z kraju. Ci, którzy pozostali, byli angażowani w pracę na rzecz nazistowskiej machiny wojennej. Niektórzy, jak matematyk Felix Hausdorff, popełnili samobójstwo.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Obszarem stosunkowo nienaruszonym po wojnie była inżynieria. Działalność inżynierska opiera się na nauce, a niemiecka inżynieria korzystała z dziedzin nauki przez cały czas stojących w Niemczech na wysokim poziomie: mechaniki klasycznej i chemii.
Cyfrowy analfabetyzm
Stany Zjednoczone wkroczyły w nowy obszar technologiczny, korzystając w sferze cywilnej z niektórych ubocznych wyników prac nad bombą atomową: w 1947 roku wynaleziono tranzystor, w 1959 roku – obwód scalony, a w 1967 roku – pierwszy kalkulator stacjonarny. Reszta tej opowieści jest doskonale znana.
Obecnie Stany Zjednoczone – i w coraz większym stopniu Chiny – przewodzą w świecie cyfrowym. A przecież Niemcy osiągnęły sukces w okresie cudu gospodarczego w latach 50. i 60. XX wieku i ponownie w latach 2005–2017. Jak więc pogodzić ze sobą te dwie opowieści – tę o utracie przez Niemcy przewagi naukowej z tą o ich okresowym sukcesie gospodarczym?
Angela Merkel ma doktorat z fizyki, ale nie z tego jej obszaru, który jest istotny dla świata cyfrowego. Niemcy są być może krajem Zachodu najbardziej oderwanym od wszystkiego, co cyfrowe. Nie chodzi tylko o słabą recepcję telefonów komórkowych. To wyalienowanie przenika wszystkie obszary społeczne. Generalnie Niemcy nie są technofobami. W tym kraju działa pewna liczba firm z branży cyfrowej. Nie za nimi jednak idą pieniądze – przynajmniej nie w Niemczech.
Częstym gościem niemieckich programów typu talk show jest Manfred Spitzer, psychiatra i neurobiolog. Jest autorem książek, w których dowodzi, iż szkoły nie powinny korzystać z żadnych treści cyfrowych. Jedna z jego książek nosi tytuł „Cyfrowa demencja”, inna – „Cyberchoroby”. Autor twierdzi, iż digitalizacja wpływa negatywnie na zdrowie młodych ludzi, a w niektórych przypadkach okazuje się śmiertelnie szkodliwa. Posuwa się wręcz do porównania korzystania z treści cyfrowych do spożycia alkoholu i zażywania narkotyków. Na pytanie, czy należy uczyć dzieci rozumienia nowoczesnych mediów, odpowiada: „Rozumieć media? Nie uczymy przecież dzieci rozumienia alkoholu!”.
W Stanach Zjednoczonych i Zjednoczonym Królestwie są ludzie o podobnych poglądach. Nie ma jednak nikogo, kto uzyskałby tyle czasu antenowego, co Spitzer w Niemczech. Jego książki sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy. Kategoryczność twierdzeń jest zdumiewająca. Nie chodzi o to, czy dzieci powinny korzystać ze telefonów. Istnieją zasadne argumenty na rzecz ograniczenia dostępu do niektórych urządzeń i treści cyfrowych. Spitzer nawołuje jednak do szerokiego kulturowego odrzucenia wszystkiego, co cyfrowe. Odmawia ludziom prawa do korzystania z możliwości wynikających z cyfryzacji.
Jedną z przyczyn, dla których niemiecki przemysł nie był w stanie osiągnąć przodującej pozycji w produkcji samochodów elektrycznych, był brak możliwości testowania modeli na niemieckich ulicach z powodu braku łączności mobilnej
Wolfgang Münchau
Spitzer nie jest jedyny. Niemiecki Związek Nauczycieli (Der Deutsche Lehrerverband) także przestrzegał przed – jak to określono – „przymusową cyfryzacją”. Jego ówczesny przewodniczący Josef Kraus w 2015 roku stwierdził, iż nie ma żadnych dowodów na to, aby dzieci mające w szkole komputer osiągały lepsze wyniki niż pozbawieni go rówieśnicy. Jego zdaniem urządzenia cyfrowe pozbawią dzieci koncentracji i wytrwałości. Nie jest tak kategoryczny w swoim stanowisku jak Spitzer, ale odrzucił założenie, iż rewolucja cyfrowa powinna mieć wpływ na całokształt edukacji. W międzyczasie szkoły w innych krajach znalazły sposoby na wykorzystanie technologii cyfrowych z pożytkiem dla siebie.
Gdy w 2020 roku wybuchła pandemia, większość niemieckich dzieci nie uczyła się zdalnie, a większość szkół w Niemczech nie dysponowała odpowiednią infrastrukturą cyfrową. Komentarz Krausa jest charakterystyczny dla niemieckiej debaty na temat cyfryzacji: „Jeśli nie potrafisz poruszać się po bibliotece, jeżeli nie umiesz korzystać z encyklopedii, jeżeli nie odróżniasz tego, co ważne, od tego, co nieistotne, nie poradzisz sobie w internecie”.
Ta wypowiedź jest oznaką czegoś więcej niż tylko cyfrowego analfabetyzmu. Internet zapewnia możliwości, których nie ma w świecie materialnym. Dzieci przez cały czas muszą uczyć się odróżniać rzeczy ważne od nieważnych, ale znajomość produktów wywodzących się ze świata Gutenberga nie jest ani potrzebna, ani wystarczająca, aby odnieść sukces w nowoczesnym świecie.
W rzeczywistości Wikipedia dalece przewyższa przestarzałe encyklopedie drukowane, kurzące się na półkach. Ponieważ większości rodzin nie stać na zakup Britannikiczy niemieckiej Brockhaus Enzyklopädie, technofobia idzie w parze z elitaryzmem. Ludzie mają w tej chwili dostęp do informacji, z jakiego nigdy wcześniej nie mogli korzystać.
Gazeta „Die Zeit” ujawniła, iż środki przeznaczone na cyfryzację szkół nie zostały wydane. W 2019 roku rząd federalny i rządy państw związkowych zdecydowały o przeznaczeniu 5,5 miliarda euro na komputery dla szkół. Aby pozyskać te pieniądze, szkoły musiały jednak przejść skomplikowaną procedurę, która ostatecznie udaremniła realizację projektu.

Główną przeszkodą był brak dostępu szkół do internetu i większość środków wydano na ich podłączenie. Działo się to w latach 2019 i 2020. Niewielki kraj związkowy, Brema, któremu często wytykano opieszałość i zaniedbania w kwestiach edukacji, jako jedyny wyposażył wszystkich uczniów i nauczycieli w tablety. Brema była jedynym landem, który był przygotowany do działania, gdy zaczął się lockdown.
W tyle
W skali świata Niemcy generalnie pozostają w tyle w dziedzinie cyfryzacji, a zwłaszcza w obszarze cyfryzacji szkół. Zajmują miejsce w dolnej części zestawienia przygotowanego przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). W 2020 roku jedynie 33 procent niemieckich uczniów miało dostęp do cyfrowych platform edukacyjnych, przy średniej OECD na poziomie 54 procent. […]
Tendencja antytechnologiczna jest również wyraźnie widoczna na niemieckich uniwersytetach. Trzydzieści lat temu w Niemczech było znacznie więcej studentów na kierunkach ścisłych i technicznych oraz matematycznych – tzw. kierunkach STEM[i] – niż w Zjednoczonym Królestwie. w tej chwili proporcje studentów na kierunkach STEM odwróciły się na korzyść Zjednoczonego Królestwa. Dla kraju, który tak bardzo polega na przemyśle jak Niemcy, to tendencja alarmująca.
Niegdyś niemieckie szkoły w prowadzonym przez OECD rankingu PISA (Programme for International Student Assessment) znajdowały się w europejskiej czołówce, zwłaszcza jeżeli chodzi o matematykę i nauki ścisłe. W najnowszym badaniu znalazły się na słabym 25. miejscu, za trzynastoma krajami członkowskimi Unii Europejskiej, a także za Zjednoczonym Królestwem.
Z jednej strony Niemcy zbliżają się do średniej OECD i średniej unijnej, a z drugiej walczą o zachowanie rynku pracy wysoce zależnego od absolwentów dobrze wykształconych w tych konkretnych dziedzinach. Absolwenci kierunków humanistycznych raczej nie ubiegają się o stanowiska inżynierskie.
Jeszcze w latach 70. XX wieku Niemcy były nastawione na technikę i technologię. Powstały wówczas plany przyłączenia każdego gospodarstwa domowego do sieci światłowodowej do 2015 roku. Rząd nie przewidział wtedy powstania i rozwoju internetu, ale jasne było, iż świat wkracza w erę cyfrową i trzeba będzie przesyłać dane z wielką prędkością. Gdyby zrealizowano ten plan, Niemcy miałyby najnowocześniejszą infrastrukturę cyfrową wśród państw rozwiniętych, a nie jedną z najgorszych.
Wielka ingerencja nastąpiła w 1982 roku, gdy na kanclerza został wybrany Helmut Kohl. Był on zwolennikiem konkurencyjnej technologii analogowej dla telewizji wysokiej rozdzielczości (HD), której infrastrukturę kablową Niemcy zbudowali w latach 80. i 90. XX wieku. Jeszcze w latach 90., w początkowym okresie rozwoju internetu, rząd Niemiec trwał przy kładzeniu kabli miedzianych i koncentrycznych, które oferują znacznie wolniejsze niż światłowód przesyłanie danych.
W 2021 roku siedem na dziesięć niemieckich gospodarstw domowych było przez cały czas przyłączonych do sieci miedzianej, co skutkowało irytująco niską szybkością połączeń internetowych. W 2009 roku Angela Merkel obiecała szybki internet dla milionów. Oświadczyła, iż dostęp do internetu jest równie istotny jak elektryczność i bieżąca woda. Jej konkretna obietnica dotyczyła zapewnienia do 2014 roku szybkiego internetu 75 procentom gospodarstw domowych. W 2020 roku jedynie 51 procent miało dostęp do połączeń o szybkości 50 mb/s, uznanych przez Merkel za połączenia dużej szybkości. Nie jest to już jednak standard, skoro konsumentom oferuje się dziś połączenia o szybkości 500 mb/s i 1000 mb/s.
Niemcy wciąż pozostają w tyle. Z najnowszych danych wynika, iż zaledwie 10 procent przyłączeń do internetu wykorzystuje połączenia światłowodowe. Średnia OECD wynosi 35,5 procent (we Francji wskaźnik ten wynosi 51,4 procent, a w Hiszpanii imponujące 81,2 procent). Po wyborach 2021 roku nowi partnerzy koalicyjni zgodzili się na inwestycje w infrastrukturę cyfrową.
Internet i… koń
Pilotujący te plany minister Volker Wissing ustalił jako cel 50-procentowe pokrycie kraju siecią światłowodową. Koalicja uznała jednak za priorytetowe inne obszary. Pieniądze przekierowano na wzrost wydatków na obronność, transformację energetyczną oraz wprowadzenie podstawowego dochodu obywatelskiego. Powrót do reguł fiskalnych oznaczał, iż kilka pozostaje na inwestycje w cyfryzację. Na rok 2025 zaplanowano dalsze cięcia mające zapewnić realizację celów fiskalnych. Największe oszczędności spodziewane są w wydatkach na infrastrukturę cyfrową.

- Jerzy Sosnowski
Niezerowa liczba smoków
Jeszcze gorszym polem działania niż objęcie kraju siecią światłowodową jest sieć telefonii komórkowej. Były federalny minister gospodarki Peter Altmaier polecił choćby swoim współpracownikom, by nie przekierowywali żadnych połączeń telefonicznych do jego samochodu z powodu nieustannych przerw w zasięgu. Gdy z rodziną odwiedzałem Niemcy, ciągle ktoś narzekał na awarię telefonu, podczas gdy adekwatnym problemem był brak sygnału telefonii komórkowej.
Kiedy na początku lat 2000. Niemcy organizowały aukcję na licencje telefonii komórkowej, priorytetem nie było uzyskanie maksymalnego zasięgu, ale zysku. Niemieccy politycy często bronili tej decyzji, argumentując, iż obejmowanie zasięgiem każdej stodoły nie jest potrzebne. Ten komentarz, powtarzany do znudzenia w dyskusjach, zdradza brak zrozumienia natury infrastruktury cyfrowej w XXI wieku. jeżeli nie możesz doprowadzić światłowodu do oddalonej stodoły, musisz jej zapewnić łączność bezprzewodową. Sieć komórkowa, która działa jedynie w miastach, jest bezużyteczna w warunkach zdecentralizowanej gospodarki.
Brak inwestycji publicznych często idzie w parze z brakiem inwestycji prywatnych. Jak już zauważyliśmy, Siemens stawiał na elektronikę ery analogowej w czasie, gdy w Stanach Zjednoczonych na dobre rozwijała się rewolucja cyfrowa. A niemiecka główna firma telekomunikacyjna, Deutsche Telekom, w latach 2004–2014 co roku ograniczała o 2 procent swoje inwestycje w infrastrukturę sieciową.
Te niedobory w zakresie inwestycji przemysłowych wywołały daleko idące skutki. W 2014 roku w „Manager Magazin” opisano historię start-upu zatrudniającego szesnastu pracowników, który usiłował wynająć powierzchnię biurową w Berlinie, ale z powodu braku internetu odnotował trzytygodniowe opóźnienie. Wszyscy dostawcy usług mobilnych mogli zaoferować jedynie wolne łącze i rozwiązania tymczasowe.
Wszędzie w Niemczech można znaleźć podobne historie. To efekt chronicznego niedoinwestowania. Kiepska infrastruktura cyfrowa wywołuje różne skutki efektu domina. Jedną z przyczyn, dla których niemiecki przemysł nie był w stanie osiągnąć przodującej pozycji w produkcji samochodów elektrycznych, był brak możliwości testowania modeli na niemieckich ulicach z powodu braku łączności mobilnej, bez której aplikacje, takie jak nawigacja 3D, nie mogły działać.
Niektóre firmy nie mogą uzyskać przyłączenia do sieci światłowodowej, jeżeli są zlokalizowane za daleko od istniejącej infrastruktury. Wiem o firmach, a choćby gospodarstwach domowych, które na własną rękę sfinansowały sobie przyłącza światłowodowe.
Moja ulubiona opowieść o powolnym niemieckim internecie pochodzi z głębi porośniętego gęstymi lasami pagórkowatego regionu Sauerland na południowy wschód od Dortmundu. Fotograf zamierzał wysłać obszerny zbiór zdjęć do oddalonej o 10 kilometrów drukarni. Łączna objętość pliku wynosiła 4,5 GB, co odpowiada mniej więcej wielkości przeciętnego pliku z filmem.
Fotograf zorganizował wyścig internetu ze swoim koniem. Skopiował zdjęcia na płytę DVD, by udać się do drukarni, a komputerowi dał 20-minutowe fory, bo musiał przygotować konia do jazdy. Fotograf nie tylko dotarł pierwszy na miejsce, ale po powrocie do domu i nakarmieniu konia zorientował się, iż zdjęcia przez cały czas się ładują.
Dlaczego Niemcy przez cały czas pozostają w tyle? Oprócz cyfrowego analfabetyzmu wielkim problemem jest brak koordynacji między rządem federalnym a szesnastoma krajami związkowymi. Niemiecki system federalny nie zapewnia niestety klarownego podziału kompetencji, w wielu obszarach dochodzi do tego, iż się nakładają. Uwidoczniło się to dość mocno podczas pandemii i podczas powodzi w 2022 roku w dolinie Ahry, w zachodnich Niemczech. Nakładające się kompetencje utrudniają też rozwijanie się infrastruktury cyfrowej.
Cyfryzacja od dawna jest na liście ambicji rządu, nigdy jednak nie była priorytetem. Kolejne rządy składały wielkie obietnice, które pozostawały niespełnione. W 2018 roku rząd federalny obiecał, iż Niemcy staną się światowym liderem w dziedzinie sztucznej inteligencji. Nie tylko tak się nie stało, ale nikt choćby nie próbuje zrealizować tej zapowiedzi.
Sektor prywatny, zwłaszcza małe i średnie przedsiębiorstwa, także jest upośledzony w dziedzinie cyfryzacji. Dla branży wytwórczej istotną kwestią jest rozwój komunikacji mobilnej. Podczas gdy Niemcy i pozostałe kraje europejskie zmagają się z budową infrastruktury dla komunikacji mobilnej w standardzie 5G, Chiny planują od 2025 roku przejść na standard 6G, przy czym komercyjne wdrożenie ma nastąpić do 2030 roku.
Zastosowanie standardu 6G będzie mieć bezpośredni wpływ na przemysł, umożliwi bowiem nowe sposoby wytwarzania, takie jak inteligentna produkcja, czyli oparte na technologii podejście wykorzystujące podłączone do internetu urządzenia, by monitorować produkcję.
Obecnie żadna niemiecka firma nie przoduje w rozwijaniu sztucznej inteligencji, chociaż liczba ekspertów w Niemczech w zakresie AI proporcjonalnie do liczby ludności jest trzykrotnie większa niż w Chinach
Wolfgang Münchau
Ten przewidywalny rozwój z pewnością nie znajdzie odzwierciedlenia w Niemczech ani w innych krajach europejskich. Nasuwa się pytanie: w którym momencie ujawni się wpływ technofobii na wyniki makroekonomiczne? Może już przyczynia się do uporczywie niezadowalających wyników gospodarczych Unii Europejskiej.[…]
Samochód jak maszyna do pisania
Niemcy byli zszokowani, gdy na początku 2023 roku chiński menedżer z sektora motoryzacyjnego w telewizyjnym programie „Auslandsjournal” mówił wyłącznie o sztucznej inteligencji, autonomicznej jeździe i systemach informacyjno-rozrywkowych – wartościach zupełnie innych niż cenione przez niemieckich producentów aut, takich jak szybkość i przyspieszenie.
Tesla jest iPadem na czterech kołach, a w gruncie rzeczy w obsłudze jest choćby prostsza od niego. Nie trzeba każdego drobiazgu sprawdzać w instrukcji. Pozorna prostota interakcji między człowiekiem a pojazdem jest jednak złudna. Nie ma nic bardziej skomplikowanego niż wytworzenie takiej prostoty i kryje się za tym mnóstwo prób i błędów oraz pracy nad oprogramowaniem.
Nie mamy tu do czynienia z ewolucją techniczną. Samochód elektryczny działa inaczej i jest wytwarzany przez innych pracowników. Pamiętacie maszyny do pisania? Wiemy, jak się skończyła ta historia. Komputery osobiste i laptopy oraz dostępność tanich drukarek z dobrą jakością wydruku w ciągu kilku lat wyeliminowały branżę maszyn do pisania. telefony ze swoim złożonym, sterowanym przez sztuczną inteligencję oprogramowaniem fotograficznym zmiotły z powierzchni rynek popularnych niegdyś prostych aparatów fotograficznych, podobnie jak urządzeń GPS, zegarków, kompasów i wielu innych urządzeń, których powszechnie używano do poruszania się w przestrzeni. Gdy tak się dzieje, zmienia się nie tylko produkt, ale także wytwórca. Niemieccy producenci samochodów są współczesnymi wytwórcami maszyn do pisania. […]
Komisja Europejska jako pierwsza wprowadziła regulacje dotyczące sztucznej inteligencji. Unia Europejska ma jednak złudzenie, iż może stać na pozycji globalnego regulatora w obszarze, w którym brak jej wiedzy i doświadczenia. W przeszłości powiodło jej się w innych sektorach dzięki obecności znaczących europejskich firm. jeżeli nie ma się w tej grze atutów, standardy regulacyjne zostają ustanowione przez tych, którzy nimi dysponują: w tym wypadku przez Stany Zjednoczone. Europa i Niemcy przegapiły pierwszą rewolucję cyfrową – od półprzewodnika do internetu – i teraz także nie są obecne przy kolejnym wielkim przełomie, jaką jest sztuczna inteligencja.
Interesujące jest to, iż choćby dzisiaj nikt w niemieckich kręgachwładzy, w żadnej partii, nie zajmuje się tymi kwestiami. Wydawało się, iż liberalna FDP jest najbliżej, gdy w 2021 roku prowadziła kampanię na rzecz modernizacji, uwzględniającą inwestycje w cyfryzację. Gdy jednak partia doszła do władzy, przeznaczyła swój kapitał polityczny na konsolidację fiskalną – jak zwykle kosztem inwestycji sektora publicznego. Niemcy wciąż nie mają ministerstwa ds. cyfryzacji.[…]
Generalnie niemieckie firmy radzą sobie lepiej niż politycy. Niektóre wytworzyły choćby własne niszowe produkty oparte na sztucznej inteligencji. Wystarcza to jednak zaledwie do utrzymania kontrolowanego upadku, gdyż pozostaje powiązane ze starym modelem industrialnym. Średniej wielkości przedsiębiorstwa prawdopodobnie będą miały trudności z wdrożeniem sztucznej inteligencji, gdyż nie potrafią wykorzystać talentów, kapitału i skali tak dobrze jak duże firmy. w tej chwili żadna niemiecka firma nie przoduje w rozwijaniu sztucznej inteligencji.
Ironia losu polega na tym, iż w Niemczech w tym sektorze pracuje wiele osób. Liczba ekspertów w zakresie AI proporcjonalnie do liczby ludności jest wyższa niż w Stanach Zjednoczonych. Jest trzykrotnie większa niż w Chinach. Fundacja Neue Verantwortung (Nowa Odpowiedzialność) przeprowadziła badanie, z którego wynika, iż 40 procent doktorantów zajmujących się w Niemczech tematami sztucznej inteligencji wyjeżdża z kraju, przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych, następnie do Szwajcarii i Zjednoczonego Królestwa. Spośród tych, którzy zostają, do sektora prywatnego przechodzi mniej osób niż w przypadku tych samych doktorantów w USA i Zjednoczonym Królestwie.
Zasadniczym problemem nie jest edukacja i nabywanie doświadczenia przez specjalistów. Niemcy nie są w czołówce, ale radzą sobie nie najgorzej. Problem polega na niemożności stworzenia branży AI. Przyczyną jest zawężenie przez neomerkantylistyczne Niemcy myślenia o rozwoju gospodarczym wyłącznie do sektorów już istniejących. […]
[i] STEM – z ang. Science, Technology, Engineering, Mathematic – nauka, technologia, inżynieria i matematyka.