Natrętne myśli nie są jedynie problemem zabieganych ludzi, przejętych troską o swój byt i zapewnienie najbliższym godziwych warunków życia. To właśnie walka z myślami pozostaje od wieków jedną z centralnych aktywności mnichów i pustelników. Z perspektywy świata ludzie ci wydają się wolni od jakichkolwiek trosk i problemów. Rzeczywistość wygląda jednak zupełnie inaczej…
Któż z nas nie chciałby odpocząć? Odetchnąć pełną piersią, obudzić się któregoś pięknego dnia z głową wolną od myśli i planów, trosk i problemów dnia codziennego? A nade wszystko: któż z nas, ludzi wierzących, nie chciałby stanąć na modlitwie przed Bogiem i poczuć się wreszcie wolnym od obciążających nasze serca i umysły hałaśliwych myśli i lęków?
Jak niezwykle uciążliwym przeciwnikiem odpoczynku (a choćby zbawienia ludzkiego!) mogą stać się myśli, najlepiej wiedzą mnisi i pustelnicy, którzy od wieków odchodzą od świata, aby stoczyć otwarty bój z tym podstępnym wewnętrznym wrogiem. W jednym z apoftegmatów Ojców Pustyni czytamy o tym, jak „święty abba Antoni, kiedy mieszkał na pustyni, popadł raz w zniechęcenie i wielką ciemność wewnętrzną. I powiedział do Boga: «Panie, chcę się zbawić, ale mi myśli nie pozwalają: co mam robić w tym utrapieniu? Jak się zbawić?»”.
Myślę, więc jestem?
Doktryna walki z myślami zapoczątkowana przez mnichów z Pustyni Egipskiej w okresie starożytnego chrześcijaństwa jest antytezą pochodzącej z okresu renesansu kartezjańskiej maksymy: „myślę, więc jestem”, która w pewnej mierze ukształtowała współczesną mentalność ludzi Zachodu. Ojcowie pustyni, podobnie jak Kartezjusz, dostrzegali olbrzymią moc myśli ludzkiej, ale wiedzieli, iż kryje się w niej olbrzymie niebezpieczeństwo, a myśli pojawiające się w umyśle (gr. nous) należy wnikliwie badać i rozeznawać ich źródło, czy są od Boga, czy wręcz przeciwnie: od demona.
Słowo „myśl” – w języku greckim logismós — miało bardzo bogate znaczenie. W swoim rdzeniu zawiera bowiem słowo lógos, wyraz wieloznaczny, tłumaczony jako „słowo”, ale także oznaczający pewien system, prawo, strukturę czy doktrynę. Słowo lógos kryło w sobie zatem ogromne bogactwo znaczeniowe, które w języku polskim nie jest do końca uchwytne. Można zatem stwierdzić, iż słowo „myśl” dla pustelników egipskich oznaczało pewien szczególny sposób odbierania i przeżywania rzeczywistości.
Bezmyślność czy beznamiętność?
Zaliczany do grona wczesnochrześcijańskich Ojców Pustyni Abba Ewagriusz z Pontu pozostawił po sobie zbiór bezcennych pism, w których opisuje swoje liczne duchowe zmagania. Idąc za słowami Ewangelii: „nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga” (1 J 4, 1), Abba Ewagriusz jako pierwszy udokumentował i usystematyzował długą tradycję rozeznawania duchowego i modlitwy praktykowaną przez Ojców Pustyni. Głoszona przez niego nauka zakłada, iż u źródła wszelkich lęków, strapień i napięć, a choćby depresji, leżą złe myśli. Abba Ewagriusz twierdził, iż w rzeczywistości tego typu negatywne uczucia wzbudzane są przez demony, starające się za wszelką cenę zwieść człowieka z drogi zbawienia. Zadaniem pustelnika było więc rozpoznawanie myśli pochodzących od złego ducha i gromienie ich mocą Słowa Bożego. Uwolnione w ten sposób serce może osiągnąć swój główny cel, jakim jest skupienie myśli na Bogu i nieustanna pamięć o Nim.
Naukę Ewagriusza należy rozumieć nie jako zachętę do wyzbycia się myślenia (tożsamego z bezmyślnością), ale jako drogę do osiągnięcia stanu beznamiętności (gr. apátheia), czyli wewnętrznego pokoju pomagającego kontemplacji. Chrześcijańska kontemplacja nie prowadzi bowiem do pustki, ale do Spotkania, do stanięcia w Obecności.
Współczesność
Nowożytne odkrycia psychologii zwracają uwagę na problem natrętnych myśli, będących często źródłem niepokojów, nerwicy czy depresji. Zagadnienie badania myśli i stanów psychicznych znajduje swe odzwierciedlenie także w kulturze. Znana brytyjska powieściopisarka Frances Hodgson Burnett w książce pt. „Tajemniczy ogród” konkluduje: „Jednym z takich odkryć, dokonanych przez człowieka w ubiegłym stuleciu (w XIX w. – przyp. red.), była wiedza o tym, iż ludzkie myśli – zwyczajne myśli – mają siłę prądu elektrycznego: dobre oświecają jak światło słońca, złe – zatruwają jak jad. Uleganie smutkowi czy poddanie się złym myślom okazuje się równie niebezpieczne jak zarazki szkarlatyny. Kto pozwoli im w sobie zamieszkać, może nigdy już nie wyzdrowieć”.
Uważność duszą modlitwy
Jezuicki rekolekcjonista Franz Jalics w swojej książce pt. „Kontemplacja. Wprowadzenie do modlitwy uważności” pisze: „Nie trzeba być wielkim mistrzem duchowym, aby wiedzieć, iż droga do Boga otwiera się przez uważność, a nie przez myślenie dyskursywne. Bóg jest, ale Go nie zauważamy. Myślenie refleksyjne gra istotną rolę w religijnym rozwoju wiary, zwłaszcza na początku. jeżeli zaczynamy drogę do kontemplacji, to bezwzględnie konieczny jest radykalny zwrot od myślenia dyskursywnego ku uważności. […] Początkowo jednak Boga nie zauważamy, albowiem nasz niespokojny rozum i nasza gorączkowa aktywność odwracają nas od uważności. […] Uważność jest najwyższą formą odpoczynku. Kto prawdziwie odpoczywa, dochodzi stopniowo do kontemplacji. A kto wchodzi w kontemplację, odpoczywa”. To właśnie uważność, która jest duszą modlitwy, otwiera nas na spotkanie z Bogiem, którego działania dostrzec nie możemy, o ile na co dzień obciążeni jesteśmy nadmiarem bodźców, płynących do nas wskutek nieustannego obcowania ze światem informacji, reklam czy mediów społecznościowych.
Fuga mundi – „uciekaj!”
Formą obrony życia wewnętrznego może stać się dla współczesnego człowieka średniowieczna myśl fuga mundi, czyli swoista ucieczka od świata, mająca na celu oddalenie się w celu spotkania z Bogiem. o ile chcemy więc, aby nasza modlitwa była owocna i przynosiła nam upragniony pokój i euforia ducha, musimy dokonać niezbędnego wyboru ascezy, która polega na świadomym odcięciu się od nadmiernego przebywania w świecie wirtualnym i stworzeniu wokół siebie przestrzeni ciszy, w której mogłaby się zrodzić prawdziwa kontemplacja. Praktyka takiej ascezy jest osiągalna dla wszystkich. Wystarczy mocne postanowienie wyłączenia na jakiś czas telefonu, komputera czy innych urządzeń, które odbierają nam możliwość wyciszenia i poświęcenia czasu w lekturę Pisma Świętego lub modlitwę.
Spotkanie w teraźniejszości
Ważne jest, by uświadomić sobie, iż Bóg jest dostępny, obecny w teraźniejszości. Możemy doświadczyć tej obecności jedynie tu i teraz. jeżeli przyjrzymy się naszym myślom, możemy bez trudu zauważyć, iż albo prowadzą nas one ku przeszłości, albo ku przyszłości. Na przemian więc wspominamy albo marzymy, a tym samym pozbawiani jesteśmy tego, co w duchowości benedyktyńskiej jest celem duchowej drogi, polegającej na „przebywaniu w Bożej obecności”. Franz Jalics podsumowuje: „Stała uważność wobec teraźniejszości prowadzi nas ku obecności Boga”.
Mądrość pustelni
Zakończeniem powyższej refleksji niech będzie myśl św. Brunona, mnicha i założyciela zakonu kartuzów. W jednym ze swoich listów zapisał on słowa, które mogą stać się światłem i wskazówką dla współczesnego człowieka, tak bardzo starganego ciągłym napięciem i stresem, nieustannie poszukującego odpocznienia:
„Ile zaś samotność i cisza pustelni niosą pożytku i boskiej euforii miłośnikom swoim, ci tylko wiedzą, którzy tego doświadczyli. Tu bowiem ludzie dzielni mogą powracać do siebie, o ile tylko zechcą, i «mieszkać sami z sobą», stale pielęgnować zalążki cnót i żywić się szczęśliwie owocami raju. Tu poszukuje się owego oka, które pogodnym wejrzeniem rani miłością Oblubieńca, którym – jeżeli jest czyste i szczere – dostrzega się Boga. Tu święci się pracowity odpoczynek i w spokojnym spoczywa działaniu. Tu za trud bitewny odpłaca Bóg swoim bojownikom upragnioną nagrodą – pokojem właśnie, którego nie zna świat, i euforią w Duchu Świętym”.
Oskar Styczynski
Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2021)