Nie zobaczę sensu. I dlatego o niego pytam

2 godzin temu
Zdjęcie: Rozmowa


Może wyzwaniem nie jest dziś szybkie nadawanie czemuś sensu albo odkrywanie go, a bezradne przyznanie: nie wiem, jaki to ma sens. Nie potrafię go dostrzec.

Zacznę osobiście. Niedawno znajomy zapytał mnie, z czym mam największy problem w temacie wiary. Zanim zrozumiałem, iż idzie o kwestie dogmatyczne, wypaliłem: ciężko mi uwierzyć, iż nad wszystkim czuwa Opatrzność. Wiem, iż jako osoba przyznająca się do chrześcijaństwa powinienem chyba w ową opiekę wierzyć, ale mi ciężko. Uściślijmy – po lekturze książek ks. Wacława Hryniewicza podzielam nadzieję, iż ostatnie słowo w pogmatwanej historii świata będzie należało do Boga, iż On sobie z nami poradzi, iż – jak w wierszu Iwaszkiewicza – przyjdzie, „ramieniem ogarnie, / wszystkie wytłumaczy / przeżyte męczarnie”. Być może. Oby.

To spojrzenie meta, bliższe całości niż części. Co jednak z konkretnymi wydarzeniami, rozgrywającymi się w nierzadko bolesnym tu i teraz? Naprawdę ktokolwiek nad nimi panuje? Wyliczam tylko te z ostatnich tygodni (z kręgu osób w jakiś sposób mi znajomych): ojciec dwójki małych dzieci ginie w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Ktoś stawia upragniony dom, a tydzień później musi patrzeć, jak powódź niszczy cały jego dobytek. Inny ktoś pierwszy raz od lat jest przekonany, iż wchodzi podekscytowany w związek, by po chwili spotkać się z odrzuceniem.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 500 zł

Przykłady te mają różny ciężar, wiem. Dramat śmierci jest nieporównywalny z dramatem zawodu miłosnego (chociaż powiedzcie to zakochanym!). Ale ostatecznie w każdym z tych przykładów trudno nie zadać pytania: po co? Jaki w tym sens? Oczywiście pop-psychologia w mgnieniu oka pospieszy z odpowiedzią: „wszystko jest po coś”, „wszystko może stać się nauką na przyszłość”. To, czy z dramatu wyciągniesz korzyść, zależy jedynie od twojego „nastawienia”. Albo kolejny wytrych: „widać tak było pisane” (sympatyzuję tu z Lawrencem z Arabii, który się z tym nie zgadzał). Z kolei klasyczna pobożność w radykalnej wersji przywoła słowa o „woli Bożej” albo w bardziej subtelnym wariancie zaleci: „poczekaj, a zobaczysz”.

Intryguje mnie coś przeciwnego: a jeżeli się wcale nie zobaczy? Jeśli, żyjąc dalej, nie da się w pełni odczytać tajemnego szyfru z chaosu rzeczywistości; jeżeli – jak u Staffa – „nici splątane w węzłach złud / Nie mają rozwiązania…”. Nie mają i mieć nie będą. Długo, może do samego końca. Co wtedy?

Wracam do „Człowieka w poszukiwaniu sensu” Victora E. Frankla – psychiatry, który przeszedł przez obóz koncentracyjny, a potem pracował z ludźmi w kryzysach. By nie poddać się rozpaczy, Frankl radził skupić się na… przeszłości, wspominać, pozwolić sobie na nostalgię. Lub wybiegać myślami w przyszłość: tak, dziś tkwię w potrzasku, być może wszystko stracone. Ale niewykluczone, iż los się odmieni. Tylko znowu: nie mogę mieć pewności, jedynie ufność.

Promocja!
  • Wojciech Marczewski
  • Damian Jankowski

Świat przyspiesza, ja zwalniam

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

Ciekawe, iż ruch, jaki proponuje Frankl, jest bardziej wewnętrzny niż zewnętrzny. Na zewnątrz nic nie mogę, wyczerpałem zasób możliwości, pozostaje bezradne rozłożenie rąk, pozwolenie sobie na żal, smutek, gorycz, łzy. I czekanie – coś, czego nikt nie lubi. Czekanie, które okazuje się też pewnym wysiłkiem duchowym.

Tylko znowu: nie ma i nie może być złotej recepty. Nic, włącznie z czekaniem, nie rozwiąże sprawy raz a dobrze. No bo czy da się zajrzeć za „niedosiężną zasłonę”? Czy życie ostatecznie nie jest – jakkolwiek szumnie to zabrzmi – tajemnicą? A przecież tajemnica ma to do siebie, iż nie można jej wyjaśnić, rozwiązać jak problem. Zawsze pozostanie niepewność oraz witanie się ze starą przyjaciółką ciemnością.

Rozmyślam o tym wszystkim od dłuższego czasu. Jak bumerang wraca do mnie utwór Miłosza „Wybierając wiersze Jarosława Iwaszkiewicza na wieczór jego poezji” oraz wzmianka o ludziach – takich jest prawdopodobnie większość – „co wierzą albo pragną wierzyć / W opatrznościową sensowność historii”. Pytanie, w jaki sposób tacy jak Iwaszkiewicz mają nawiązać z nimi porozumienie. I to bez uciekania z jednej strony w defetyzm, z drugiej – w infantylne poklepywanie po plecach.

Nie wiem, noszę w sobie same niejasne intuicje, zarysy odpowiedzi. Trzeba by pewnie odrzucić całkiem powszechne przekonanie, iż jako ludzie panujemy nad rzeczywistością. Lub zbliżone do niego: iż jak ktoś się stara i wysila, by żyć porządnie i bezpiecznie, to tak będzie żył, jego trud nie okaże się daremny. Byłoby to, przyznaję, piękne. Tyle iż życie uparcie nie chce nikomu udzielić takiej gwarancji… Jest w genialnym filmie „Bez przebaczenia” Eastwooda taka scena: rewolwerowiec leży postrzelony na ziemi i czeka, aż przeciwnik go dobije. Zanim się to stanie, wyszepcze: „Nie zasłużyłem sobie na taką śmierć”, by usłyszeć: „Zasługi nie mają tu żadnego znaczenia”.

Czy istotnie nie mają? W końcu nikt z nas nie uniknie w życiu bólu, cierpienia i straty. Może więc głównym wyzwaniem nie jest dziś pośpieszne nadawanie czemuś sensu albo konstruktywne odkrywanie go, ale bezradne i szczere przyznanie: nie wiem, jaki to ma sens. Nie widzę go. Niewykluczone, iż kiedyś zobaczę. Ale teraz nie widzę.

Przywołam jeszcze na pomoc Różewicza. W jednym z późnych wierszy zauważa on, iż „czasem góry zasłaniają / To / co jest za górami / trzeba więc przesunąć góry”. Ale poeta nie ma „środków technicznych / ani siły / ani wiary / która przenosi góry”. Więc nie zobaczy tego nigdy. Wie o tym. I dlatego pisze.

A gdyby tak przyjąć za swoją tę gorzką świadomość i zgodę? Być nigdy może nie zobaczę sensu tego, co mi się wydarzyło. Będę się starał, próbował, dociekał. Ale nie zobaczę. I dlatego o niego pytam…

Idź do oryginalnego materiału