Nie rządzi nami fatum. Jak wcześni chrześcijanie „odczarowywali” pogański świat

3 godzin temu
Zdjęcie: Ostatnie kuszenie Chrystusa


Zdaniem Ojców Kościoła rzeczywistość nie jest przestrzenią pełną złowrogich mocy. Wszystko, co istnieje, podlega Stwórcy. Istnieje więc ku Jego chwale.

Bóg jest po trzykroć kadosh. „Święty, święty, święty” – taki śpiew usłyszał prorok w niebie, a katolicy powtarzają go na każdej Mszy.

Wrażliwość żydowska wyrażała prawidła duchowe dzięki cyfr. Trójka to całość, pełnia i nieskończoność; coś zamkniętego w swojej doskonałości. Z kolei hebrajskie słowo kadosh, tłumaczone jako „święty”, dosłownie oznacza kogoś innego, oddzielonego, a w tym sensie radykalnie transcendentnego. Kadosh, kadosh, kadosh, czyli niewymownie większy, przewyższający wszystko – tak, iż wprost nie da się tego wyrazić.

Z tym właśnie Bogiem, tak objawionym i tak przyjętym, chrześcijanie zawiązali wzajemną komunię miłości: „Ja należę do mego umiłowanego, a umiłowany – do mnie” (Pnp 6,3). Dla nawróconych na Chrystusa pogan wciąż jednak istniał dylemat: jaki adekwatnie jest świat, który leży pod Jego stopami (por. Ef 1,22)? Pozostaje groźną przestrzenią? Szaleją po nim, bez opieki nieba, tajemne moce?

To, co odległe. I to, co bliskie

Dobra jest świątynia. Dobrem jest też metafizyczna spekulacja. Ale żydowska wiara w Boga, którego nie da się uchwycić jakimkolwiek pojęciem, tak jak nie da się Go zamknąć w żadnym świętym domu, dokonywała głębokiej korozji pogańskiego sposobu myślenia w sercu antycznego świata. „Przecież Ciebie – modlił się Salomon – nie są w stanie objąć niebiosa i niebiosa niebios, a cóż dopiero ta świątynia, którą zbudowałem” (2 Krl 8,27).

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Proces ten uległ zintensyfikowaniu w chrześcijaństwie. Nie ma przeklętych przedmiotów, świętych gajów ani magicznych symboli. Wszystko rozgrywa się w przestrzeni serca, nie materii. „Człowieka plami nie to, co wchodzi do jego ust, ale to, co z ust jego wychodzi” (Mt 15,11), a „dla czystych wszystko jest czyste, wszystko zaś jest nieczyste dla skalanych” (Tt 1,15). Święty jest Osobą: całkowicie odmienną i transcendentną, a dla człowieka – wcieloną jako żydowski cieśla i nauczyciel.

Współczesna filozofia religii ma do tych paradoksów dość mocne przekonanie, choć – nie zapominajmy – nie były one obce również Ojcom Kościoła, zwłaszcza tym ze świata greckiego, etiopskiego i syryjskiego. Zwykle przybierały one formę następującego ciągu myśli: każde prawdziwe stwierdzenie na temat Pana Zastępów w jakiejś mierze zbliża nas do Niego (na zasadzie analogii, tzw. analogiae entis), a jednocześnie nieskończenie nas od Niego oddala.

Przekreślone słowo „Bóg” okazuje się bardziej adekwatne, aniżeli zapisanie samego tylko słowa, bez przekreślenia, choć przecież musimy, jako ludzie, posługiwać się jakimś Jego imieniem. Bóg jest i Go nie ma, bo przekracza wszelkie nasze pojęcie bytu. Jego nieskończona transcendencja sprawia bowiem, iż każdy ludzki sąd na Jego temat, choć konieczny ze względu na naszą naturę, pozostaje w istocie nieskończenie ułomny. On „przebywa w światłości dla nas niedostępnej” (1 Tm 6,16).

A zatem chrześcijanie, przyznając tak rozumianemu Bogu – jak mówią teksty Mszy – „królestwo, potęgę i chwałę na wieki”, jednocześnie odczarowali rzeczywistość doczesną. Przez „odczarowanie” rozumiem intelektualną i duchową pracę, której celem było zdemaskowanie iluzoryczności pogańskiego i magicznego oglądu świata poprzez wykazanie racjonalności, logoiczności (od pojęcia Logos) oraz zależności całego stworzenia od jedynego Boga.

Czy wobec tego pierwsi chrześcijanie mogli czuć się spokojni w grecko-rzymskim świecie, ponieważ wraz z Chrystusem znikły ze wspólnej przestrzeni społecznej pogańskie uroki, przekleństwa i magia świątynna? „Są wprawdzie – odpowiadał św. Jan Chryzostom – ale nie mają żadnej mocy”. Przekaz tych pouczeń był jasny. Potęga należy wyłącznie do Boga, z pewnością nie do złorzeczeń i tajemnych symboli. Ważne są bowiem intencje, nie rzeczy. Istotne jest wnętrze, gdyż „tylko Duch daje życie, ciało zaś na nic się nie przyda” (J 6,63).

Nie ma przeklętych przedmiotów, świętych gajów ani magicznych symboli. Wszystko rozgrywa się w przestrzeni serca, nie materii

Michał Gołębiowski

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

Zastąpienie świąt pogańskich było, oczywiście, częścią tego procesu. Trzeba w nim usłyszeć taki oto przekaz: „Mówicie nam o Jowiszu i Artemidzie, czcicie słońce i księżyc, a my pokażemy wam prawdziwego Jowisza, prawdziwą Artemidę, i słońce niestworzone; tyle, iż prawdziwe, nienależące do świata mitu, ale do prawdziwego świata, takiego, jaki widzimy, do jego źródeł i celu”.

Wczesne chrześcijaństwo pojawiło się więc w świecie antycznym jako siła racjonalizująca. Okazało się nią do tego stopnia, iż znacznie później twórcy pozytywistycznego ateizmu, tacy jak Ludwig Feuerbach czy Leconte de Lisle, chętnie dostrzegli w nim pierwotny impuls przezwyciężania religijności. Bóg stał się człowiekiem – to początek tej drogi. Jej celem – odkrycie, iż nie ma innego boga prócz samego człowieka.

Innymi słowy, koncepcja wcielenia była, zdaniem Feuerbacha, wychyleniem ku świeckości, tyle iż jeszcze wewnątrz religijnego języka i pojmowania świata. choćby jeżeli poglądu tego nie da się ostatecznie obronić, to pośrednio świadczy on o racjonalnej sile, którą chrześcijaństwo wnosiło w świat pogański.

Chrześcijaństwo jako ateizm

Taka właśnie „odczarowująca” moc chrześcijaństwa miała swoje źródło w założeniu, iż Bóg jest Logosem działającym w świecie. Logos oznacza nie tylko Słowo, ale także sens, zamysł lub, jak słusznie stwierdził Tacjan Syryjczyk, „zasadę wszelkiego istnienia” oraz „początek wszechświata”. Wynikają z tego dwa ważne wnioski. Po pierwsze, nie ma żadnej rzeczywistości poza Bogiem, w którego mocy jest cały świat. „Rzeczywistością zaś jest sam Chrystus” (Kol 2,17). Po drugie natomiast, chrześcijanie zawiązali szczególnie bliską relację z tą osobową zasadą i początkiem wszystkiego.

Choć współcześnie wydaje się to zaskakujące, głównym zarzutem, jaki świat antyczny kierował pod adresem chrześcijan, był ateizm. Uczniowie Ewangelii nie uczestniczyli bowiem w kultach państwowych, głosili Boga w postaci człowieka, w dodatku człowieka skazanego na śmierć zgodnie z rzymskim prawem, Ducha Świętego, który zamieszkuje serca, a nie budowle z kamienia czy drewna, a wreszcie Ojca, całkowicie odmiennego, po trzykroć kadosh, a później – dotykalnego, posiadającego ludzkie ciało, twarz i głos, obecnego jako człowiek, a nie wytwór z kamienia czy drewna. Istniały więc dwie alternatywy: albo rzeczywistość niewidzialna albo żydowski cieśla. Dla Rzymian oznaczało to po prostu bycie ateistą.

Z Michałem Gołębiowskim rozmawia Damian Jankowski. Słuchaj też na YouTube i Apple Podcasts.

Przedstawiony problem w szczególnym wymiarze dotykał codziennego życia pogan nawróconych na chrześcijaństwo. Większość z nich była świadoma tego, jak mocno praktyki sakralne wsiąkają w różne przejawy życia publicznego. W 1 Liście do Koryntian znajdujemy ślad jednego z takich dylematów. Zgodnie z ówczesną praktyką świątynną, poganie zwykli poświęcać ofiary mięsne bogom, z czego część ulegała spaleniu. To zaś, co pozostało, było sprzedawane na targach. We wspólnocie korynckiej pojawiło się więc pytanie, czy zaopatrywanie się i spożywanie takiego mięsa nie jest równoznaczne z bałwochwalstwem.

Odpowiedź Pawła Apostoła okazuje się zaskakująco nowoczesna, zachowująca ducha odważnej wolności, który przenika cały jego list. „Jeżeli zaprosi was ktoś z niewierzących, a wy zgodzicie się przyjść – pisał Paweł – jedzcie wszystko, co wam podadzą, nie pytając o nic – dla spokoju sumienia” (1 Kor 10,27). Można wszystko, byle na chwałę Boga, Pana i Stwórcy wszystkich rzeczy. Jest tylko jedna przyczyna, dla której należy obawiać się mięsa poświęconego bożkom. Gdyby odważna postawa świadomego chrześcijanina miała zgorszyć brata, który jeszcze nie całkiem wyzbył się pogańskiego stylu myślenia – wówczas warto rozeznać, co zrobić, w duchu roztropności i miłości do duchowo słabszego.

Nauczanie to zgodnie rozwijali Ojcowie Kościoła. „Niechaj nikt nie sądzi – pisał Teodoret z Cyru – jakobym twierdził, iż ofiary bałwochwalcze mają jakieś znaczenie albo iż mogą splamić kogoś, kto je spożywa”. A następnie dopowiedział tak, aby nie pozostawiać cienia wątpliwości: „Ja wcale tak nie twierdzę”. Nie sposób przytoczyć wszystkich tego rodzaju pouczeń. Teodoret z Cyru występuje tu jako reprezentant najczęstszego poglądu. W każdym razie, wśród myślicieli wczesnego chrześcijaństwa istniała w tym względzie powszechna zgoda.

Uświęcenie przeciwko magiczności

A więc w tej przestrzeni nie ma zagrożenia. „Ani nie będziemy ubożsi, gdy przestaniemy jeść, ani też jedząc nie wzrośniemy w znaczenie” (1 Kor 8,8). Wszystko rozgrywa się na poziomie intencji. Paweł Apostoł odwołuje się zresztą do suneidesis, czyli sumienia (1 Kor 8,7). Człowiek wolny sam bada swój stosunek do tego, co poświęcone bożkom: czy, nawróciwszy się z religii pogańskich, wyzbyłem się resztek magicznego myślenia, czy też przez cały czas ulegam skrupułom i lękom, które osłabiają wiarę. Świątynne mięso samo w sobie nie ma żadnego znaczenia.

Promocja!
  • Andrzej Stanisław Kowalczyk

Toledo i inne przygody w Kastylii

39,20 49,00 Do koszyka

Jak widać na przykładzie całego wywodu Pawła Apostoła, regułą rozeznania była w tym przypadku nie tyle sama wiedza, co głęboko ewangeliczna świadomość zaprawiona miłością. „Wiedza unosi pychą, miłość zaś buduje” (1 Kor 8,1). Ostatecznie to wokół niej krąży cały ten problem, i do niej sprowadza się jego rozwiązanie.

Jak wspomniałem, najczęstszym punktem odniesienia dla „odczarowania” świata była świadomość istnienia jedynego Boga jako Stwórcy i Pana całej rzeczywistości. Do Niego, jak wielokrotnie powtarza Pismo, „należą niebiosa i niebiosa niebios, ziemia i wszystko, co się na niej znajduje”(Pwt 10,14). Prorok Zachariasz w jednej z wizji zobaczył „siedem owych lamp”, a były to „oczy Pana czuwającego nad całą ziemią” (Za 4,10). Bóg, mimo iż w swej istocie niezmierzony, transcendentny i trzykrotnie święty, jest blisko tych, których kocha i którzy kochają Jego. Nie trzeba lękać się magicznego świata. Lepiej uciec się do Boga.

Rzeczywistość nie musi być przestrzenią pełną złowrogich mocy. Przecież ręka Ojca przesunęła po niebie choćby gwiazdę (zob. Mt 2,9), tak aby jej szlakiem dotarli do Zbawiciela poganie parający się astrologicznym kultem. Jego wola zamieniła choćby złorzeczenie w dobro: „Nie wyszli naprzeciw synom Izraela z chlebem i wodą, ale przekupili Balaama, żeby rzucił na nich klątwę, którą jednak Bóg przemienił w błogosławieństwo” (Neh 13,2). Wszystko Jemu podlega. Pokarmy, figury, świątynie – On jest twórcą konstytuujących je materialnej struktury. Wszystko to istnieje ku Jego chwale.

Wiara jako dojrzałość

Kwestią równie istotną dla „odczarowania” świata była dojrzałość. Dla wczesnych chrześcijan wiązała się ona z dwiema postawami: wolnością od lęku oraz mocą świadomego dysponowania samym sobą.

Aby zrozumieć, dlaczego dojrzałość miała tak duży wpływ na „odczarowanie”, należy przypomnieć, iż świat antyczny pozostawał pod przemożnym wpływem fatum. Granice życia wyznaczały konstelacje gwiazd oraz zrządzenia nieczułego losu. Tak głosiły przynajmniej pogańskie kulty. Inaczej chrześcijaństwo, które ogłosiło „wolność dzieci Bożych” (Rz 8,21). Paweł posunął się choćby do stwierdzenia, iż „jeśli zostaliśmy dziećmi”, to „jesteśmy też dziedzicami samego Boga” (Rz 8,17).

Stwierdzenie to należy, być może, do najpiękniejszych fraz apostoła narodów. Zgodnie z jego duchowym i praktycznym przesłaniem, człowiek wierzący nie powinien ulegać neurotycznej potrzebie zabezpieczania swojego życia przed tym, co w listach apostolskich nazwano „elementami świata”. Oto prawdziwa wolność. A wraz z nią – dojrzałość poznawania i dysponowania sobą.

Mówiąc jeszcze inaczej, dzieci Boże są dziedzicami Pana wszechrzeczy, pod którego stopy zostało złożone dosłownie wszystko; Tego, do którego bezwzględnie należy ziemia i wszystko, co ją napełnia. Bóg i człowiek stali się rodziną, zamieszkali we wspólnym domu. Dzieciom zostało więc dane wszystko, co należy do Ojca; cała reszta zależy od tego, czego w danej sprawie udzieli im Ojciec. Płynie stąd głębokie poczucie bezpieczeństwa, nienaruszone przez bieżące okoliczności.

Trzynastowieczny ormiański poeta Frik pisał:

O Losie, sędzio mój stronniczy,
razów nie szczędzisz mi, tyranie,
Wiedz jednak – wszystko w ręku Bożym,
jak Pan Bóg zrządzi, tak się stanie!
A Los: O wszystkie sługi swoje
jednakie Stwórca ma staranie,
Choć Losem zwę się, z woli własnej
niczego-ć dać nie jestem w stanie.

Nie ma miejsca na phobon, czyli „lęk”, „bojaźń” przed światem wraz z rządzącymi nim tajemnymi mocami. Rzeczywistość nie jest wszakże ani bezduszna, ani magiczna. To właśnie dlatego Tacjan Syryjczyk „odczarowywał” myślenie chrześcijan poprzez odniesienia do wolnej woli jako władzy, dzięki której człowiek może wejść w poufny dialog ze Stwórcą, nie ze światem fatum lub bezdusznych mocy.

Chińskie koty z porcelany albo plastiku, indyjskie kadzidełka albo chusty z orientalnymi wzorami – nie niosą dla chrześcijanina zagrożeń same z siebie, choćby gdyby ich geneza miała jakiś związek z obcym kultem. Paweł Apostoł zaleca wręcz, aby nie interesować się i nie wnikać w te sprawy, nie ma takiej potrzeby. „Jedzcie wszystko, co wam podadzą, nie pytając o nic – dla spokoju sumienia” (1 Kor 10,27). Zagrożenie dotyczy raczej bałwochwalczej duszy, która szuka dla siebie innego oparcia poza jedynym Bogiem.

Współcześnie obcym bożkiem jest więc częściej pogoń za karierą i materializm. Zresztą, ten sam Paweł Apostoł, który nie widział powodów do lęku przed mięsem ofiarowanym obcym bożkom, prawdziwym bałwochwalstwem nazwał chciwe serce. Ono zagraża naśladowcom Jezusa, a nie magia.

Idź do oryginalnego materiału