Były dwie pielgrzymki z obrzeży Kościoła – „oficjalna” i moja. Na tej mojej pielgrzymce cud był, i to wielki.
4 października wzięłam udział w Pielgrzymce z obrzeży Kościoła. W zaproszeniu Monika Białkowska napisała: „Skrzywdzeni w Kościele, wykluczeni i odrzuceni. Zgorszeni i pozbawieni nadziei. (…) Wszyscy, którzy w Kościele usłyszeliście o sobie złe rzeczy, i zapytaliście samych siebie, czy jest dla Was jeszcze miejsce w Kościele – ta pielgrzymka jest dla Was. (…) Przyjdźcie. Spotkajmy się”.
Jako osoba transpłciowa, kobieta, lesbijka, która publicznie walczy o prawo do bycia w Kościele – swoje i osób w podobnej sytuacji – zrozumiałam, iż jest moim obowiązkiem przyjąć zaproszenie.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
W dniu pielgrzymki, o ósmej rano, wsiadając w Tarnowie do pociągu w kierunku Częstochowy napisałam na Facebooku: „Jadę na Jasną Górę zawieźć wotum Smutnej Pani: mój uśmiech. Doświadczyłam cudu: bałam się odrzucenia, nienawiści i pogardy, a doświadczyłam wsparcia, ciepłego przyjęcia i przyjaźni. I jadę się tym podzielić z osobami, które uczestniczą w Pielgrzymce z obrzeży Kościoła. Jestem transpłciowa, ale nie jestem «z obrzeży» – jestem z centrum i nie dam się z niego wypchnąć.
Dlaczego czuję, iż nie jestem „na obrzeżach”? Bo dla Chrystusa ci, których społeczeństwo wypychało na margines, byli właśnie w centrum. I tak powinno być w Kościele.
W jakim sensie stał się cud?
Siedem godzin później siedziałam w bazylice jasnogórskiej tuż przed ołtarzem, przy którym bp Artur istotny głosił homilię. Usłyszałam moje słowa: „Nie dajcie się wypchnąć”. Czy biskup zaczerpnął je z mojego wpisu? Czy cytował właśnie mnie? Tego nie mogę być pewna.
Jednak czułam, iż właśnie tak było. I iż to właśnie moje słowa, przytoczone przez biskupa sosnowieckiego, zostały później uznane za motto tej pielgrzymki – najpierw w artykule Justyny Nowickiej w Misyjne.pl, a potem przez organizatorkę pielgrzymki, Monikę Białkowską w „Tygodniku Powszechnym”.
Przed Mszą miałam okazję porozmawiać z przeorem Jasnej Góry, Samuelem Pacholskim, który jako gospodarz był inicjatorem tej pielgrzymki (to on zaprosił Białkowską). I nie była to rozmowa przypadkowa. Był ze mną Cezary Ciszewski, filmowiec, który od roku realizuje film dokumentalny o mojej tranzycji. Przeor – gospodarz – zgodził się i rozmawialiśmy przez chwilę oficjalnie przed kamerą.
Gdy spytałam przeora, czy wie kim jestem, odpowiedział, iż owszem – wie o mnie od bp. Ważnego, z którym rozmawiał na mój temat. Napisałam to potem w liście do bp. Ważnego, dziękując za te słowa i pisząc, iż czuję się ich autorką. Podziękował za list i udzielił pasterskiego błogosławieństwa.
Wspomniany przeor klasztoru jasnogórskiego w czasie tej Mszy, będącej kulminacją pielgrzymki, wyszedł od ołtarza, by przekazać ludziom znak pokoju. Jedną z osób, której uścisnął rękę, byłam ja. I ja wiem, iż on wiedział, kim ja jestem. Udzielając mi komunii świętej, przeor wiedział, kto do niego podszedł. I zrobił to świadomie.
Dlatego, wróciwszy do domu, napisałam na Facebooku, iż na Jasnej Górze stał się cud – przeor za wiedzą i w obecności biskupa udzielił transpłciowej kobiecie komunii świętej, w tym najświętszym sanktuarium tradycyjnego polskiego katolicyzmu. A po mnie ta wiadomość rozeszła się na cały świat – przedrukowały to media od lewa do prawa, od Onetu po PCh24.
Osoby transpłciowe istnieją
Pielgrzymka z obrzeży Kościoła odbyła się 4 października. A przed październikiem był wrzesień – miesiąc, w którym polscy politycy, księża, rodzice i dzieci żyli tematem lekcji z edukacji zdrowotnej. Jednym z wątków debaty było to, czy polskie dzieci w polskiej szkole wolno uczyć, iż istnieją osoby transpłciowe, takie jak ja.
Księża (także biskupi) i konserwatywni politycy (w tym szef Kancelarii Prezydenta) twierdzili, iż nie wolno. Że transpłciowa kobieta nie jest żadną kobietą, tylko przebranym mężczyzną. Polskie dzieci nie mogą słyszeć o tym, iż da się zrobić coś, co ja zrobiłam w ciągu ostatnich półtora roku – z brodatego mężczyzny, ojca, stałam się kobietą, matką, niektórzy choćby twierdzą, iż atrakcyjną (choć lesbijką). Z tych wypowiedzi wynikało, iż należy przemilczeć moje istnienie, bo w przeciwnym razie dzieci pójdą w moje ślady (i innych osób takich jak ja, bo przecież nie jestem jedyna).
Jako pierwsza transpłciowa kobieta w Polsce zostałam uznana oficjalnie przez swojego biskupa za kobietę
Maria Jadwiga Minakowska
Zanim to się wydarzyło, w połowie sierpnia, złożyłam w dzienniku podawczym tarnowskiej kurii mój list do biskupa tarnowskiego Andrzeja Jeża, by się zadeklarował, czy ja – osoba transpłciowa, kobieta, która przeszła operację wycięcia męskich genitaliów, która była ochrzczona jako „Marek Jerzy Minakowski, mężczyzna”, a w tej chwili w akcie urodzenia ma „Maria Jadwiga Minakowska, kobieta” – jestem w Kościele jako kobieta, czy może w Kościele mnie po prostu nie ma?
23 września otrzymałam odpowiedź na piśmie od biskupa tarnowskiego (na oficjalnym papierze, z urzędową pieczęcią i odręcznym autografem) list polecony za potwierdzeniem odbioru, zaadresowany do mnie, jako kobiety, w którym biskup zwracał się do mnie „Szanowna Pani Doktor Maria Jadwiga Minakowska”. Zdjęcie tego listu miało na Facebooku ponad 2.100.000 wyświetleń. Słownie: ponad dwa miliony. A cały mój profil facebookowy miał w samym tylko wrześniu osiem milionów wyświetleń. Miałam więc prawo czuć, iż wokół mnie dzieją się wielkie rzeczy.
Tegoż dnia wieczorem napisałam do Moniki Białkowskiej, iż będę na pielgrzymce przez nią organizowanej. Podzieliłam się tym listem, który otrzymałam. Nie chciałam robić czegoś za jej plecami, chciałam być tam oficjalnie – jako prawdopodobnie pierwsza transpłciowa kobieta w Polsce uznana oficjalnie przez swojego biskupa za kobietę i jego diecezjankę. Wprawdzie nie dostałam odpowiedzi, ale zdecydowałam się uczestniczyć w wydarzeniu.
Dyskusji nie przewidziano
Do Bastionu św. Barbary weszłam jako jedna z pierwszych. Mogłam więc zająć miejsce w pierwszym rzędzie. Na wprost stołu prezydialnego. Ja, kobieta o jaskrawo różowych wzrostach i wzroście (wliczając obcasy) ponad 190 cm, rzucałam się niewątpliwie w oczy.
Tuż przede mną siedziało czterech panelistów: mężczyźni, z których trzech to duchowni rzymskokatoliccy, a jeden to redaktor naczelny katolickiego czasopisma. I ci czterej heteronormatywni, cispłciowi mężczyźni, którzy – w mojej ocenie – ze względu na płeć i pełnione funkcje (księża plus redaktor naczelny katolickiego kwartalnika) rozprawiali o tym, jak bardzo rozumieją osoby „z obrzeży Kościoła” i jak bardzo się z nimi solidaryzują. W tym momencie zrozumiałam, jak czują się czarne kobiety, słysząc, jak uprzywilejowani, mądrzy biali mężczyźni z wyższych klas dyskutują publicznie o ciężkim losie czarnych kobiet.
Chciałam wstać i wrzasnąć do mikrofonu – ja, kobieta transpłciowa, symbol tego, co nazywają „obrzeżami Kościoła” czy choćby „marginesem społeczeństwa”, jako reprezentantka grupy, która według badań jest najbardziej ze wszystkich narażona na dyskryminację. Grupy znienawidzonej przez trumpistów i ich polskich, katolickich odpowiedników – tych, którzy w styczniu tu, na Jasnej Górze, obwoływali swoim wodzem Karola Nawrockiego – ja, Maria Minakowska, jestem tutaj! I umiem mówić sama za siebie. Gdy tylko dacie mi mikrofon, to powiem, co tu robię i co myślę!
Nie, nic zdrożnego bym nie powiedziała. Nie było zagrożenia. Powiedziałabym pewnie to, co dzień wcześniej można było usłyszeć w podcaście „Więzi”, w mojej rozmowie z Tomaszem Terlikowskim, w której dyskutowaliśmy o mojej korespondencji z biskupem Jeżem.
Ale nikt mikrofonu mi nie dał. Nie było takiej opcji. Nie przewidziano dyskusji z publicznością. O osobach „z obrzeży Kościoła” mieli prawo dyskutować tylko ci, którzy – choć dla osób z obrzeży mają dużo zrozumienia i wiele dla nich robią – mimo wszystko nimi nie są. Ludzie mili, sympatyczni i prawdopodobnie pełni dobrej woli, ale którzy wykluczenie znają jednak z drugiej ręki. Mówili o wykluczeniu do wykluczonych, godząc się, iż tych ostatnich organizatorzy nie dopuścili do głosu. Z mojego punktu widzenia ich wypowiedzi były do bólu oczywiste.
Gdyby tylko dyskusja z publicznością była dopuszczona, byłam pierwsza. Mam szybkie, długie nogi i siedziałam w pierwszym rzędzie. Dopchnęłabym się. Ale nie chciano, bym się dopchnęła. Czuję, iż chciano mnie zamilczeć.
Cud był i go nie było
Mimo wszystko czuję, iż tego dnia na Jasnej Górze stał się cud: w pełni świadomie przeor Jasnej Góry, w obecności i za wiedzą biskupa, udzielił komunii świętej transpłciowej aktywistce. Symbolowi moralnego zepsucia. Komuś, przy kim „celnicy i nierządnice” to Boże baranki.
Po tej pielgrzymce wiem, iż zamilczeć się nie dam. Będę więc dalej robić te moje perfidne bezeceństwa, starając się wciągnąć w nie jak największe grono wspólników. Nie pojechałam na Jasną Górę dla siebie. Pojechałam w interesie tej transpłciowej młodzieży, która – nie mogąc żyć w swojej fałszywej tożsamości, a jednocześnie wiedząc, iż zostanie odrzucona przez swoje tradycyjne, katolickie rodziny – nie ma innego wyjścia, jak samobójstwo.
Myślę więc, iż mamy rację oboje – i ja, i ks. Adam Świeżyński, który w swoim tekście w „Więzi”, nawiązując do moich słów napisał, choćby w tytule, iż „cudu nie było”. Bo to były dwie pielgrzymki – „oficjalna”, o której pisał ks. Świeżyński, i moja. Na tej mojej pielgrzymce cud był i to wielki.
Ale mimo wszystko wdzięczna jestem Monice Białkowskiej, iż dała mi szansę. Że dzięki niej dostałam okazję do działania. To wystarczyło by stał się cud tam, gdzie miało go nie być.
W ramach komentarzy na temat Pielgrzymki ukazały się następujące teksty:
Ks. Adam Świeżyński, „Cudu nie było. Po Pielgrzymce z obrzeży Kościoła”
Zbigniew Nosowski, „Kościół ten, choć nie taki. Inaczej o Pielgrzymce z obrzeży”
Monika Białkowska, „Gdzie jest kościelny mainstream? Jeszcze o Pielgrzymce z obrzeży Kościoła”
Maria Jadwiga Minakowska, „Nie dam się wypchnąć z Kościoła ani zamilczeć”

1 godzina temu















