Najpierw była walka o nich, by chodzili do kościoła. Ale także walka z moją niechęcią do nich (bo czułam się zawiedziona). I ze złością na siebie, iż nie dałam rady. Zmieniała mnie przede wszystkim modlitwa. W końcu zrozumiałam, iż powinnam odpuścić i po prostu kochać.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2025. W wolnym dostępie można przeczytać jedynie jego fragment. W całości jest otwarty tylko dla prenumeratorów naszego pisma i osób z wykupionym pakietem cyfrowym. Subskrypcję można kupić TUTAJ.
Jest niedzielny wieczór. Idę wieczorem przez miasto. Widzę palące się w oknach światła. Ktoś jeszcze wychodzi z kościoła z wieczornej mszy o 21.00. Ktoś spaceruje, bo w końcu jest wakacyjny, ciepły dzień. Niosę w sobie te usłyszane historie. Bardzo różni ludzie, bardzo różne drogi życiowe – ale główne pytanie, jakie sobie stawiają, jest podobne.
Gdzie mieszkają? Wielkomiejskie osiedle, starówka, małe miasteczko powiatowe, wieś niedaleko miasta. I południe Polski, i północ. Jaką formację religijną mają za sobą? I tradycyjny polski katolicyzm, i środowisko katolickich intelektualistów. Bezpośrednie kontakty z wielkimi ludźmi Kościoła, formacja oazowa, neokatechumenat. Przynależność do wspólnoty charyzmatycznej, rekolekcje, pielgrzymki, duszpasterstwa młodzieżowe…
A jednak ich dzieci dystansują się od instytucji Kościoła, czasami także od Boga w ogóle. Oczywiście nie wszystkie i nie zawsze. Także w jednej rodzinie zdarza się, iż niektórzy deklarują się jako niewierzący, a inni wciąż żywo angażują się w życie Kościoła. Wydaje się, iż nie ma reguły.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2025 jako część bloku tematycznego „Wierzący rodzice niewierzących dzieci”.
Pozostałe teksty bloku:
„Gdy dorosłe dzieci odchodzą od wiary”, Monika i dk. Marcin Gajdowie w rozmowie ze Zbigniewem Nosowskim
Ks. Grzegorz Strzelczyk, „Wiemy, gdzie Kościół jest, ale nie wiemy, gdzie go nie ma”