Mówią, iż chcą dozbrajania... No cóż, wiecie...

novusordo-pl.blogspot.com 1 rok temu

Mówią, iż chcą dozbrajania...

No cóż, wiecie...

Autor: Aurelien

Tłumaczenie polskie za:

https://aurelien2022.substack.com/p/they-say-they-want-rearmament

Publikacja tego tekstu NIE oznacza zgody ze wszystkimi poglądami tego autora.


Wydaje się, iż każdy ekspert na Zachodzie mówi w tej chwili o remilitaryzacji/dozbrajaniu, a niektóre rządy choćby obiecały to zrobić. Ale kilka osób ma pojęcie o tym, co to oznacza, a choćby co naprawdę oznacza ta koncepcja. Oto krótki i bardzo uproszczony przewodnik po tym, co to oznacza i czego wymaga w praktyce.

Na początek musimy odróżnić politykę od rzeczywistości, pamiętając, iż niezależnie od tego, jaką opcję państwa ostatecznie wybiorą, będzie one zawierać fragmenty obu. Z jednej strony łatwo dostrzec, jak średniej wielkości rząd, pod presją „dozbrojenia”, ale zaniepokojony kosztami i wykonalnością, może zdecydować się zareagować głównie politycznie. Mógłby więc ogłosić wzrost wydatków na obronę, który może, ale nie musi nastąpić, a którego realna wartość zależałaby od czynników takich jak inflacja („zwiększenie wydatków na obronę o 20% w ciągu najbliższych pięciu lat!”) Można było ogłosić symboliczne zwiększenie liczebności wojska, nawet jeśli wojsko nie mogłoby zrekrutować wystarczającej liczby personelu. Więcej rezerw i żołnierzy w niepełnym wymiarze godzin może zrekompensować pewną różnicę w liczbie, bez dodawania większych możliwości. Plany wyposażenia już uzgodnione i sfinansowane mogą być zaliczane na poczet całości. Kilka dodatkowych samolotów i pojazdów opancerzonych może zostać dodanych do końca istniejących zamówień, które zostaną dostarczone w ciągu następnej dekady. I wreszcie, jednostki mogłyby zostać przemianowane i zmienić przeznaczenie (batalion piechoty staje się batalionem „powietrzno-desantowym” z nową odznaką i kilkoma śmigłowcami wyszabrowanymi z innych miejsc). jeżeli więc wasz rząd zacznie ogłaszać tego rodzaju plany, należy zadać następujące pytania: ile z tego jest nowego? Ile w ogóle zaplanowano? Czy wydatki rosną w terminie realnym czy nominalnym? Czy inne zdolności są poświęcane lub opóźniane, aby zrobić miejsce dla zapowiedzianych nowych? I tak dalej.

Załóżmy jednak, pomijając politykę i prezentację, iż jakieś państwo zachodnie decyduje, iż faktycznie chce się zbroić na znaczną skalę. Cóż, pierwszą rzeczą do zrozumienia jest to, że dozbrajanie nie jest przede wszystkim kwestią wydawania pieniędzy i kupowania sprzętu. Pieniądz sam w sobie może kupić tylko to, co jest dostępne do kupienia: popyt nie tworzy nieuchronnie i natychmiast własnej podaży, niezależnie od tego, czego wydziały ekonomii na uniwersytetach mogą obecnie nauczać. A każda dowolna ilość sprzętu znajdującego się w magazynie jest bezużyteczna bez personelu i wsparcia.

Jest również bezużyteczna, jeżeli nie wiecie, co chcecie z nią zrobić. Jedną z kwestii, która wydaje się umykać większości komentatorów, jest to, iż celem remilitaryzacji niekoniecznie jest tylko (lub nawet) posiadanie większych i potężniejszych sił, ale posiadanie lepszej zdolności do robienia rzeczy, które teraz uważacie, iż musicie zrobić w ramach swojej polityki bezpieczeństwa w świecie takim, jaki jest. Aha, a to oznacza posiadanie polityki bezpieczeństwa, która jest adekwatnie opracowana, a to z kolei generuje misje i zadania, które wymagają zdolności, które z kolei są zapewniane poprzez zamówienia i inne środki. jeżeli brzmi to skomplikowanie, to tak właśnie jest, i tak to fantastyczne sumy pieniędzy są marnowane przez narody na całym świecie - nie z powodu braku kontroli finansowej lub budżetowych księgowych, ale dlatego, iż rządy wydają pieniądze na obronę, nie rozumiejąc, co robią i dlaczego to robią.

Podczas zimnej wojny można było zauważyć, że niektóre kraje czerpały bardzo dobrą wartość ze swoich budżetów obronnych, ponieważ miały jasną politykę bezpieczeństwa i opracowały jasną politykę obronną, aby ją wspierać. Tak więc zarówno Niemcy, jak i Szwecja, na różne sposoby, wkładają większość swoich wysiłków w obronę terytorialną na lądzie i powietrzu. Podobnie Francuzi byli bezwzględni w ustalaniu priorytetów: najpierw siły nuklearne, potem Afryka, a potem wszystko inne. Brytyjczycy, mający obsesję na punkcie utrzymania „zrównoważonej siły”, próbowali robić wszystko, na coraz mniejszą skalę w miarę upływu czasu, kończąc oczywiście w obecnym opłakanym stanie. Z drugiej strony, jednym z powodów, dla których Stany Zjednoczone historycznie marnowały tak dużą część swojego budżetu obronnego, jest to, iż w Waszyngtonie nie ma centralnej kontroli ani żadnego kierunku, ale raczej niekończąca się konkurencja między potężnymi organizacjami, z których każda próbuje rozszerzyć się na obszary innych i zaciekle walczyć między sobą. Prowadzi to do ogromnego marnotrawstwa i powielania działań, nie tylko dlatego, że o tym, gdzie trafiają pieniądze, decyduje siła polityczna, a nie logika strategiczna.

Od zakończenia zimnej wojny kraje zachodnie odeszły od jakiejkolwiek rzeczywistej spójności w planowaniu obronnym, reagując na zmieniające się mody i technologie, i są popychane w tą czy tamtą stronę przy braku jakiejkolwiek jasnej doktryny. Tak więc pierwszym wymogiem byłaby teraz gruntowna rewizja strategiczna, oparta na tym, jak wyglądałby świat po zakończeniu wojny na Ukrainie, a następnie jasne i spójne decyzje dotyczące praktycznych kroków, które należy podjąć. Jest to oczywiście coś, czego praktycznie żaden kraj nie zrobił w ciągu ostatniego pokolenia, kiedy świat był prostszym i mniej groźnym miejscem: niemniej jednak jest to teraz absolutny wymóg, a bez niego pieniądze jako takie nie mają znaczenia. Ale od czego u licha zacząć?

Miną lata, zanim sytuacja strategiczna się ustabilizuje, ale być może uda nam się poczynić kilka wiarygodnych domysłów, na podstawie których będziemy mogli skonstruować pewne scenariusze dozbrojenia. Załóżmy, iż pod koniec obecnej wojny obszarem rosyjskiej stałej kontroli są rosyjskojęzyczne obszary na wschodzie Ukrainy, wraz z wybrzeżem aż do Odessy. Poza tym może być skutecznie zdemilitaryzowana i wyludniona strefa, być może z jakąś formalną granicą. Jakieś państwo ukraińskie będzie więc przez cały czas istniało. Bardzo dobrze, a co adekwatnie robi reprezentatywne państwo NATO w drodze dozbrojenia? Po pierwsze, trudno uwierzyć, iż Rosjanie mają jakikolwiek interes w przejęciu większego terytorium, a już na pewno nie państw NATO. Sytuacja nie przypomina więc zimnej wojny, kiedy siły NATO i UW stanęły naprzeciw siebie spoglądając na siebie przez ufortyfikowane granice.

Jeśli spojrzymy na mapę, zobaczymy, że położenie geograficzne prawie by się nie zmieniło, gdyby nie to, iż niektóre terytorium Ukrainy stałyby się rosyjskie. Norwegia, kraje bałtyckie i Finlandia nadal mają granice z Rosją, tak jak obecnie. W zależności od tego, gdzie zatrzymają się siły rosyjskie, mogłoby dojść do kontaktu z Rumunią. Innymi słowy, zmiany będą miały przede wszystkim charakter psychologiczny, a nie geograficzny, co jest problemem, gdy chcecie wprowadzić zmiany w waszej doktrynie i siłach. Z punktu widzenia Grecji czy Portugalii nic się nie zmieni. Możemy oczekiwać, iż ogólna atmosfera polityczna będzie surowa i gorzka, a przynajmniej tak konfrontacyjna w zasadzie, jak zimna wojna, ale obie strony nie będą oddzielone tymi samymi fundamentalnymi różnicami ideologicznymi. A sam Zachód będzie rozdzierany przez wewnętrzną zazdrość i sprzeczności, a także przez różne i często przeciwstawne interesy gospodarcze i polityczne jego członków.

Stworzenie strategii zbiorowego bezpieczeństwa w odpowiedzi na taką sytuację może wydawać się trudnym zadaniem, jeżeli nie całkowicie niemożliwym, ale w rzeczywistości jest niezbędne, jeżeli narody zachodnie indywidualnie mają stworzyć plany, które są choć minimalnie ze sobą spójne. W skrajnym przypadku nie ma sensu, aby twardogłowe kraje zachodnie planowały rozmieszczenie swoich sił na wschód w czasie kryzysu, chyba iż kraje, w których te siły zamierzają się rozmieścić, mają już plany ich przyjęcia. Tak więc przynajmniej jakaś kolektywne zachodnia koncepcja strategiczna będzie konieczna. Nie jest jasne, w jakim stanie znajdzie się NATO, aby ją stworzyć, a jego historia z dokumentami tego typu nie budzi większego zaufania, ale wątpliwe jest, czy będzie jakieś alternatywne forum, na którym możnaby to zrobić. Nie trzeba dodawać, iż złożoność prób stworzenia wspólnej koncepcji opartej na „zagrożeniu”, które jest źle zdefiniowane, a w najlepszym razie egzystencjalne, jest ogromna i obciążyłaby zasoby najlepszych umysłów i najlepszej organizacji.

* * *

A teraz; jesteśmy w części już po 1500 słów tego tekstu o zbrojeniach, a wszystko, co zrobiłem, to mówienie o minimalnych warunkach, które byłyby konieczne, aby w ogóle dozbrojenie miało miejsce: a te są zasadniczo koncepcyjne i polityczne, a nie praktyczne. Bez jasnego pojęcia, co dozbrojenie ma osiągnąć, możecie zmarnować duże ilości pieniędzy i zasobów i nic nie osiągnąć.

Pozwólcie, iż zasugeruję możliwy wynik debat koncepcyjnych: niekoniecznie go zalecam (jestem agnostykiem w tych kwestiach), ale przynajmniej miałby on zalety bycia w miarę jasnym i rozsądnie spójnym. Jest to, moim zdaniem, przykład minimalnego akceptowalnego rezultatu, który faktycznie umożliwiłby – teoretycznie - jakiś sensowny rodzaj dozbrojenia, zakładając, iż zasoby zostaną udostępnione, a praktyczne problemy zostaną przezwyciężone.

Musielibyśmy zacząć od uznania, iż Zachód jest słaby tam, gdzie ma to znaczenie. Trzydzieści lat dryfu i stopniowe odchodzenie od umiejętności intensywnej walki lądowo-powietrznej oraz koncentracja na zdolnościach do zwalczania rebeliantów pozostawiły Zachód z małymi, słabymi siłami konwencjonalnymi w miejscach, w których mogą być potrzebne. Nie miałoby to znaczenia, gdyby stosunki z Rosją, główną potęgą militarną na kontynencie, były dobre, ale są one okropne i niedługo się znacznie pogorszą. Co więcej, NATO wysyła na Ukrainę tak dużo własnego sprzętu, iż staje się ono coraz słabsze. Same Stany Zjednoczone mają w tej chwili niewielką faktyczną siłę bojową rozmieszczoną w Europie.

Tak więc ryzykiem jest, jak na ironię, powrót do mentalnej atmosfery późnych lat 40.: słabej i podzielonej Europy, skonfrontowanej z Rosją, która wciąż była mocno uzbrojona. Tym razem różnica polega na tym, iż rosyjska gospodarka nie zostanie zdewastowana przez wojnę, a jej siły zbrojne nie będą niskiej jakości wojskami okupacyjnymi, ale profesjonalistami uzbrojonymi w nowoczesną broń. W przeciwieństwie do późnych lat 40., nie jest jasne, czy związek USA z Europą ustabilizuje sytuację: w rzeczywistości może ją skomplikować i pogorszyć. W tych okolicznościach w Europie obawiano by się raczej politycznego zastraszania niż konfliktu zbrojnego jako takiego. Gdyby tak było, można by sobie wyobrazić uzgodnienie priorytetów takich jak:

Bardzo duży wzrost pancernych i zmechanizowanych sił lądowych, z artylerią i śmigłowcami szturmowymi.

Bardzo duży wzrost liczby samolotów myśliwsko-szturmowych, zdolnych do przetrwania przeciwko rosyjskim rakietom.

Infrastruktura i dobrze przećwiczone plany przesuwania sił bojowych do przodu w sytuacji kryzysowej.

Istotny program stworzenia odpowiedniego warstwowego systemu obrony przeciwrakietowej.

Byłbym zaskoczony, gdyby w praktyce uzgodniono coś takiego teraz. Ale przynajmniej zapewnia to absolutne minimum ram koncepcyjnych zapewniających, iż zbrojenia przebiegają zgodnie z jakąś logiką.

* * *

Takie rzeczy zdarzały się w przeszłości. Użytecznym przykładem jest brytyjskie uzbrojenie powietrzne pod koniec 1930 roku, które zostało zbudowane wokół jasnej koncepcji strategicznej. Rząd brytyjski obawiał się kolejnej wojny w Europie, ale uważał również, iż powrót poboru i wysłanie dużych sił do Europy byłoby nie do zaakceptowania politycznie. A największym zagrożeniem dla wyspiarskiego narodu był atak powietrzny. W ten sposób Brytyjczycy opracowali politykę rozbudowy Royal Air Force, opracowania nowych samolotów bombowych o większym zasięgu, a następnie opracowania nowych samolotów myśliwskich, wraz z pierwszym na świecie systemem radarowym. Obejmowało to nie tylko ogromny program renowacji i budowy lotnisk (około 60 000 pracowników było zatrudnionych w pełnym wymiarze godzin przez lata), ale finansowany przez rząd rozwój naukowy i inżynieryjny, budowę nowych fabryk, w tym „fabryk cieni”, które w razie potrzeby mogłyby zostać przezbrojone na produkcję wojenną), a także ogromne nowe obiekty do przechowywania i produkcji amunicji, szkolenia lotniczego, dowodzenia operacyjnego i kontroli oraz administracji i zakwaterowania. Rozsądne jest oczywiście stwierdzenie, że wiedza techniczna i możliwości organizacyjne do przeprowadzenia takiego programu nie istnieją już w Wielkiej Brytanii, ani tym bardziej na Zachodzie jako całości. Daje to jednak niewielką wskazówkę, co „dozbrajanie” oznacza w praktyce.

Weźmy więc te cztery wymagania: fantazjowanie, być może, iż rodzaj autorytatywnego strategicznego przewodnictwa wymaganego do skutecznych programów zbrojeń rzeczywiście by istniał. Teraz jest kilka ogólnych punktów, które należy poczynić na początku. Założyliśmy, że dostępna jest jakaś strategiczna koncepcja dozbrojenia i widzieliśmy na prawdziwym przykładzie, iż dozbrojenie oznacza znacznie więcej niż zakup sprzętu. Istnieją również ogromne problemy kadrowe, infrastrukturalne, logistyczne, naukowe, technologiczne i przemysłowe. Spójrzmy na kilka konsekwencji, jakie istniałyby dzisiaj.

Dozbrojenie w sensie tej dyskusji oznacza coś więcej niż zastąpienie starego sprzętu nowym: w rzeczywistości może to oznaczać utrzymanie starego sprzętu na służbie, podczas gdy naprawdę powinien zostać złomowany. Przede wszystkim oznacza to dodatkowe jednostki wojskowe: RAF w różnych planach rozbudowy utworzył sto nowych eskadr przed 1939 rokiem. Pierwszym wymogiem jest zatem dodatkowy personel. W praktyce będzie to wymagało ponownego wprowadzenia służby wojskowej w jakiejś formie, aby wypełnić niższe szczeble. Na marginesie możliwe jest pewne rozszerzenie sił zbrojnych w czasie pokoju, poprzez energiczną rekrutację. Ale siły zbrojne w większości krajów zachodnich mają w tej chwili trudności z przyciągnięciem i utrzymaniem wystarczającej liczby kandydatów dla swoich małych sił zawodowych. Na przykład, w zależności od definicji, 10-20% osób w wieku 18-25 lat w większości krajów europejskich ma poważną nadwagę lub otyłość. (W Stanach Zjednoczonych jest gorzej). Wiele z nich ma już choroby takie jak cukrzyca, które są związane z wagą i stylem życia. Ponadto, w miarę jak zawodowe wojsko kurczy się i coraz bardziej oddala od ludności, młodzi ludzie uważają karierę wojskową za mniej atrakcyjną. A mniejsze wojska oznaczają gorsze możliwości kariery i zachęcają tych bardziej zdolnych do odejścia. Większość sił zbrojnych już teraz walczy o to, aby zapłacić swoim pracownikom wystarczająco dużo, aby ich zatrzymać, biorąc pod uwagę wady związane z długością służby. Podobnie, często szczególnie trudno jest zrekrutować i zatrzymać ludzi, których naprawdę najbardziej potrzebujecie. Odnosi się to nie tylko do „wymarzonych” prac, takich jak piloci odrzutowców, ale do ludzi takich jak technicy telekomunikacyjni i terenowy personel medyczny. Jednak, oczywiście, służba wojskowa, choćby przy zobowiązaniach rezerwowych w późniejszych latach, nie może w magiczny sposób zapewnić doświadczonych oficerów i podoficerów w obszarach niedoboru: w każdym razie będziecie musieli rekrutować na wolnym rynku.

W praktyce więc dozbrojenie będzie oznaczało zarówno powrót do służby wojskowej (prawdopodobnie selektywnej), jak i znacznie poszerzony korpus oficerski i podoficerski, który będzie musiał być rekrutowany od podstaw, a doprowadzenie do jego realnej obecności zajmie dekadę. Będzie to oczywiście oznaczać znaczne rozszerzenie systemów rekrutacji, szkolenia i administracji wojska, a skądś trzeba będzie znaleźć doświadczonych szkolących. Problemem jest tu również ogólna deindustrializacja społeczeństw zachodnich: w czasie zimnej wojny można było rekrutować pracowników z fabryk elektroniki na techników radarowych lub do naprawy celowników termowizyjnych w czołgach. W większości przypadków nie jest to już możliwe. Podobnie w większości krajów zachodnich zmniejsza się liczba absolwentów kierunków ścisłych i technicznych z uniwersytetów, więc pula, z której można rekrutować oficerów technicznych, faktycznie się zmniejsza. Najprawdopodobniej konieczne będzie utworzenie specjalnych instytucji do szkolenia inżynierów na poziomie technicznym i magisterskim, chociaż nie jest oczywiste, skąd będą pochodzić instruktorzy.

Załóżmy jednak, iż problemy te można przezwyciężyć i iż pomiędzy intensywnymi wysiłkami rekrutacyjnymi a powrotem selektywnej służby wojskowej istnieje wystarczająco duża pula, z której można skorzystać, aby wypełnić dowolną strukturę sił, o której zdecydujemy. Jak więc uzyskać strukturę sił, zakładając, iż nie wzruszycie ramionami i nie kupicie jeszcze raz po sztuce wszystkiego, co już macie na stanie?

* * *

Cóż, wróćmy do misji i zadań. Przyjmijmy hipotetyczną koncepcję NATO dotyczącą sił zdolnych do przemieszczania się na wschód w przypadku kryzysu, i iż na tej podstawie NATO prosi wasz kraj o trzy brygady zmechanizowane, z większą ilością środków artylerii i obrony powietrznej niż obecnie, oraz dwie eskadry śmigłowców szturmowych. (Zakładamy, że stałe stacjonowanie sił w innych krajach jest po prostu zbyt nierealistyczne politycznie i finansowo. W zimnowojennych Niemczech siły brytyjskie, amerykańskie i inne zasadniczo pozostały w byłych obiektach Wehrmachtu, które przejęły jako siły okupacyjne. To się nie wydarzy ponownie np. w Polsce.) Ale oczywiście, jeżeli chodzi o walkę, nie możecie pozostawić własnego kraju bez obrony, więc chcecie zachować dwie brygady zmechanizowane do obrony kraju, a także znaczne siły obrony terytorialnej. Ponadto przemieszczanie setek pojazdów przez wasz kraj, w większości na ciężkich transporterach, spowoduje problemy z zarządzaniem ruchem i bezpieczeństwem, jakich prawdopodobnie nie widzieliście od dziesięcioleci. (O tak, będą musiały nastąpić ogromne inwestycje w jednostki transportowe, a także w kolej, transport lotniczy i wzmocnienie dróg i mostów.)

Cóż, oczywiście będą negocjacje, ale po pewnym czasie wasi eksperci wrócą i być może powiedzą: potrzebujemy trzech zupełnie nowych brygad zmechanizowanych, jednej nowej eskadry śmigłowców szturmowych i modyfikacji drugiej do roli ataku, ogólnie więcej artylerii i obrony przeciwpowietrznej oraz ogromne inwestycje w infrastrukturę transportową. Większość zimnowojennej infrastruktury została wyprzedana, więc będziemy potrzebować nowych koszar, nowych poligonów, nowych składów amunicji, nowych strzelnic, nowych jednostek łączności i infrastruktury, nowych kwater głównych; Aha i wiele mniej efektownych rzeczy, takich jak zakwaterowanie dla personelu, garaże i magazyny konserwacyjne, personel dla pojazdów, szkół i szpitali, tego rodzaju rzeczy. Bardzo duża liczba osób będzie musiała zostać przeszkolona w zakresie obsługi i naprawy tego sprzętu. W czasach zimnej wojny tego rodzaju infrastruktura generalnie istniała: teraz na ogół nie istnieje, więc ziemia będzie musiała zostać zakupiona i zbudowane muszą być nowe obiekty.

Następnego dnia eksperci sił powietrznych składają sprawozdanie z negocjacji z NATO. W końcu zgodzili się dostarczyć trzy eskadry samolotów szturmowych, zoptymalizowanych do operacji na niskim poziomie i przenoszących broń dystansową. Jest to zdolność, której w tej chwili nie posiadacie. Oczywiście chcecie zachować istniejące zdolności myśliwca / szturmowca do obrony terenu i przestrzeni powietrznej. Wasza rozbudowana infrastruktura z czasów zimnej wojny została w dużej mierze sprzedana: być może będziecie musieli zbudować nową bazę lotniczą, aby pomieścić nowe eskadry operacyjne, a także jednostki szkoleniowe. (I tak, będziecie musieli szkolić więcej pilotów rocznie, więc wasze istniejące obiekty szkoleniowe będą wymagały rozbudowy.) Oficerowie i technicy muszą zostać zatrudnieni, aby uczyć się, uczyć innych i ćwiczyć naprawę i konserwację nowego typu samolotu i nowego uzbrojenia. W jakiś sposób będziecie musieli znaleźć ziemię, w tym być może zbudować kompletną nową bazę lotniczą z głównym pasem startowym o długości około 2 km, z utwardzonymi schronami lotniczymi i zapleczem konserwacyjnym dla 40-45 samolotów oraz wszystkimi obiektami administracyjnymi, podtrzymującymi życie i bezpieczeństwo, które się z tym wiążą.

* * *

Teraz całkowicie zgadzam się, iż jest to raczej uproszczona, być może choćby powierzchowna prezentacja tego, co może być potrzebne. Eksperci wojskowi, zwłaszcza specjaliści od logistyki, potrząsną głowami i powiedzą, iż to wszystko będzie trudniejsze i bez wątpienia będą mieli rację. Ale daje pewne wrażenie tego, co byłoby zaangażowane. Pozostałe dwie kwestie – zorganizowanie możliwości przemieszczenia w sytuacjach kryzysowych lub utworzenie ogólnokontynentalnej osłony antyrakietowej, mają problemy o równej lub większej złożoności, ale ta sekcja jest już wystarczająco długa.

Załóżmy więc, iż jesteście pewni, że będziecie w stanie zwerbować i zrekrutować wystarczającą liczbę personelu odpowiedniego typu, w tym mieć rezerwy w gotowości; iż jesteście zajęci budową nowych koszar, lotnisk, składów uzbrojenia i poligonów lotniczych na zakupionych terenach; iż macie spójny plan, w jaki sposób zamierzacie rozszerzyć swoje zdolności wojskowe, w połączeniu z waszymi sojusznikami, a to przekłada się na strukturę sił, którą możecie ustanowić, wspierać i skutecznie wykorzystywać. Wtedy oczywiście potrzebujecie sprzętu.

W fazie przygotowań do II Wojny Światowej nawet kraje średniej wielkości miały własne zakłady zbrojeniowe. Dzięki temu można było bezpośrednio zainwestować we własny przemysł i dokładnie określić, co jest potrzebne. Podczas II Wojny Światowej niektóre z walczących stron alianckich używały zagranicznych samolotów i czołgów (w szczególności, ale nie wyłącznie, ze Stanów Zjednoczonych), gdy ich własna produkcja była niewystarczająca. Ale dopiero dzięki gigantycznej, napędzanej przez akcjonariuszy konsolidacji przemysłu obronnego w ciągu ostatniego pokolenia liczba dostawców zmniejszyła się tak radykalnie. A zainteresowane firmy produkują teraz sprzęt, który jest tak drogi, iż jest produkowany w minimalnych ilościach ekonomicznych tak wolno, jak to możliwe: na przykład produkuje się około jednego myśliwca Rafale miesięcznie. Każdy poważny program zbrojeniowy na całym Zachodzie natychmiast napotkałby problemy z przepustowością. Teoretycznie można by otworzyć nowe fabryki i zwiększyć produkcję, ale wymagałoby to masowej ekspansji wykwalifikowanej zachodniej siły roboczej, która jest teraz cieniem tego, czym była kiedyś. Co więcej, choćby w Stanach Zjednoczonych importuje się około połowy wartości głównych systemów zachodnich: zwykle państwo zachodnie może kupić ramę samolotu z jednego kraju, silnik z drugiego, uzbrojenie z trzeciego i awionikę, którą samo opracowało lub dostosowało. Ponieważ produkcja przebiega z najwolniejszą prędkością, opóźnienie w jednym miejscu opóźnia program jako całość.

* * *

Łatwo jest powiedzieć „wydamy tyle, ile trzeba”, ale jak widzieliśmy, pieniądze są pod pewnymi względami najmniejszym problemem. Tak, Stany Zjednoczone przekształciły się w słynny „arsenał demokracji” w ciągu około trzech lat, ale bezczynne moce produkcyjne, umiejętności techniczne i doświadczenie w zarządzaniu już istniały. A poziom technologii był oczywiście znacznie niższy. Podczas najgorszego kryzysu kowidiańskiego wiele osób po raz pierwszy zdało sobie sprawę z samej długości i złożoności przemysłowych łańcuchów dostaw. Samochody, na przykład, nie są już produkowane „w” kraju: są tam w najlepszym razie montowane. Komponenty pochodzą z wielu krajów. Z systemami wojskowymi jest znacznie gorzej i nie ma sensu, na przykład, podwajać produkcji fabryki samolotów z, powiedzmy, dwóch samolotów miesięcznie do czterech, chyba iż podwoicie również produkcję w fabryce, która produkuje silniki, różnych fabrykach, które produkują awionikę; choćby w fabrykach, które produkują opony i fotele z wyrzutnią. Wiele z tych komponentów lub podzespołów będzie pochodzić z zagranicy, a więc w praktyce wszystkie obszary zachodniej gospodarki obronnej, a także wiele obszarów niezwiązanych z obronnością, musiałyby jednocześnie rozszerzyć swoją produkcję i znaleźć bardziej wykwalifikowaną siłę roboczą i nieruchomości. Dostawcy spoza Zachodu musieliby zostać nakłonieni do współpracy.

Wreszcie (aby uniknąć ciągnięcia tego w nieskończoność) pojawia się problem surowców: sprzęt obronny składa się z różnych rzeczy, a Europa jest ogólnie dość uboga w potrzebne surowce. II Wojna Światowa była prawdopodobnie wojną produkcji przemysłowej, w której zwycięzcy (USA, Rosja i Wielka Brytania) mieli dostęp do surowców, których pokonani (Niemcy i Japonia) nie mieli. Rzeczywiście, David Edgerton przekonująco argumentował, że brytyjska zdolność do dozbrajania się w latach 1930. i przetrwania w latach 1939-41 wynikała zasadniczo z tego, iż ich marynarka wojenna była w stanie zabezpieczyć szlaki handlowe ze swoich kolonii. Nie jest przesadą stwierdzenie, że to Imperium uratowało Wielką Brytanię przed Hitlerem, a w rzeczy samej to Imperium Francuskie umożliwiło temu krajowi odbicie się. Nie trzeba dodawać, że świat już taki nie jest. (Trzej najwięksi producenci aluminium na świecie to Chiny, Indie i Rosja. Hmmm...)

Ogólnie rzecz biorąc, Zachód znajduje się w sytuacji narciarza bez kondycji, który zjechał z trasy i teraz znajduje się na dole stoku bez widocznej drogi w górę. Wymagany będzie duży wysiłek.

I po co? Jak rządy wytłumaczą potrzebę poboru młodych ludzi, pierwszeństwo wydatków na obronę nad, powiedzmy, edukację, hałas i niebezpieczeństwo samolotów latających sto metrów nad głową, niekończącą się budowę, niebezpieczeństwo i zanieczyszczenie pochodzące od fabryk amunicji...? Przyjąłem heroiczne założenie, iż NATO lub jakieś zastępcze ugrupowanie mogłoby osiągnąć konsensus co do tego, jaka jest nowa sytuacja strategiczna i co należy zrobić, oraz opracować spójne plany realizacji tego celu, które można by wyjaśnić zwykłym ludziom. Może. Ale czy w najlepszym przypadku, bez wroga u granic, ze słabą gospodarką i ogromnymi problemami społecznymi, ten rodzaj programu, który naszkicowałem powyżej, i który byłby minimum dla „remilitaryzacji/dozbrojenia”, jest choćby w najmniejszym stopniu wykonalny?

Idź do oryginalnego materiału