Miną lata, zanim sytuacja strategiczna się
ustabilizuje, ale być może uda nam się poczynić kilka wiarygodnych domysłów, na
podstawie których będziemy mogli skonstruować pewne scenariusze dozbrojenia.
Załóżmy, iż pod koniec obecnej wojny obszarem rosyjskiej stałej kontroli są
rosyjskojęzyczne obszary na wschodzie Ukrainy, wraz z wybrzeżem aż do Odessy.
Poza tym może być skutecznie zdemilitaryzowana i wyludniona strefa, być może z
jakąś formalną granicą. Jakieś państwo ukraińskie będzie więc przez cały czas istniało.
Bardzo dobrze, a co adekwatnie robi reprezentatywne państwo NATO w drodze dozbrojenia?
Po pierwsze, trudno uwierzyć, iż Rosjanie mają jakikolwiek interes w przejęciu
większego terytorium, a już na pewno nie państw NATO. Sytuacja nie przypomina
więc zimnej wojny, kiedy siły NATO i UW stanęły naprzeciw siebie spoglądając na
siebie przez ufortyfikowane granice.
Jeśli spojrzymy na mapę, zobaczymy, że
położenie geograficzne prawie by się nie zmieniło, gdyby nie to, iż niektóre
terytorium Ukrainy stałyby się rosyjskie. Norwegia, kraje bałtyckie i Finlandia
nadal mają granice z Rosją, tak jak obecnie. W zależności od tego, gdzie
zatrzymają się siły rosyjskie, mogłoby dojść do kontaktu z Rumunią. Innymi
słowy, zmiany będą miały przede wszystkim charakter psychologiczny, a nie
geograficzny, co jest problemem, gdy chcecie wprowadzić zmiany w waszej
doktrynie i siłach. Z punktu widzenia Grecji czy Portugalii nic się nie zmieni.
Możemy oczekiwać, iż ogólna atmosfera polityczna będzie surowa i gorzka,
a przynajmniej tak konfrontacyjna w zasadzie, jak zimna wojna, ale obie strony
nie będą oddzielone tymi samymi fundamentalnymi różnicami ideologicznymi. A sam
Zachód będzie rozdzierany przez wewnętrzną zazdrość i sprzeczności, a także
przez różne i często przeciwstawne interesy gospodarcze i polityczne jego
członków.
Stworzenie strategii zbiorowego bezpieczeństwa
w odpowiedzi na taką sytuację może wydawać się trudnym zadaniem, jeżeli nie
całkowicie niemożliwym, ale w rzeczywistości jest niezbędne, jeżeli narody
zachodnie indywidualnie mają stworzyć plany, które są choć minimalnie ze sobą spójne.
W skrajnym przypadku nie ma sensu, aby twardogłowe kraje zachodnie planowały
rozmieszczenie swoich sił na wschód w czasie kryzysu, chyba iż kraje, w których
te siły zamierzają się rozmieścić, mają już plany ich przyjęcia. Tak więc
przynajmniej jakaś kolektywne zachodnia koncepcja strategiczna będzie
konieczna. Nie jest jasne, w jakim stanie znajdzie się NATO, aby ją stworzyć, a
jego historia z dokumentami tego typu nie budzi większego zaufania, ale
wątpliwe jest, czy będzie jakieś alternatywne forum, na którym możnaby to
zrobić. Nie trzeba dodawać, iż złożoność prób stworzenia wspólnej koncepcji
opartej na „zagrożeniu”, które jest źle zdefiniowane, a w najlepszym razie
egzystencjalne, jest ogromna i obciążyłaby zasoby najlepszych umysłów i
najlepszej organizacji.
*
*
*
A teraz; jesteśmy w części już po 1500
słów tego tekstu o zbrojeniach, a wszystko, co zrobiłem, to mówienie o
minimalnych warunkach, które byłyby konieczne, aby w ogóle dozbrojenie miało
miejsce: a te są zasadniczo koncepcyjne i polityczne, a nie praktyczne. Bez
jasnego pojęcia, co dozbrojenie ma osiągnąć, możecie zmarnować duże ilości
pieniędzy i zasobów i nic nie osiągnąć.
Pozwólcie, iż zasugeruję możliwy wynik
debat koncepcyjnych: niekoniecznie go zalecam (jestem agnostykiem w tych
kwestiach), ale przynajmniej miałby on zalety bycia w miarę jasnym i rozsądnie
spójnym. Jest to, moim zdaniem, przykład minimalnego akceptowalnego rezultatu,
który faktycznie umożliwiłby – teoretycznie - jakiś sensowny rodzaj
dozbrojenia, zakładając, iż zasoby zostaną udostępnione, a praktyczne problemy
zostaną przezwyciężone.
Musielibyśmy zacząć od uznania, iż Zachód
jest słaby tam, gdzie ma to znaczenie. Trzydzieści lat dryfu i stopniowe
odchodzenie od umiejętności intensywnej walki lądowo-powietrznej oraz
koncentracja na zdolnościach do zwalczania rebeliantów pozostawiły Zachód z
małymi, słabymi siłami konwencjonalnymi w miejscach, w których mogą być
potrzebne. Nie miałoby to znaczenia, gdyby stosunki z Rosją, główną potęgą
militarną na kontynencie, były dobre, ale są one okropne i niedługo się znacznie
pogorszą. Co więcej, NATO wysyła na Ukrainę tak dużo własnego sprzętu, iż staje
się ono coraz słabsze. Same Stany Zjednoczone mają w tej chwili niewielką faktyczną
siłę bojową rozmieszczoną w Europie.
Tak więc ryzykiem jest, jak na ironię,
powrót do mentalnej atmosfery późnych lat 40.: słabej i podzielonej Europy,
skonfrontowanej z Rosją, która wciąż była mocno uzbrojona. Tym razem różnica
polega na tym, iż rosyjska gospodarka nie zostanie zdewastowana przez wojnę, a
jej siły zbrojne nie będą niskiej jakości wojskami okupacyjnymi, ale profesjonalistami
uzbrojonymi w nowoczesną broń. W przeciwieństwie do późnych lat 40., nie jest
jasne, czy związek USA z Europą ustabilizuje sytuację: w rzeczywistości może ją
skomplikować i pogorszyć. W tych okolicznościach w Europie obawiano by się raczej
politycznego zastraszania niż konfliktu zbrojnego jako takiego. Gdyby tak było,
można by sobie wyobrazić uzgodnienie priorytetów takich jak:
Bardzo duży wzrost pancernych i zmechanizowanych sił
lądowych, z artylerią i śmigłowcami szturmowymi.
Bardzo duży wzrost liczby samolotów myśliwsko-szturmowych,
zdolnych do przetrwania przeciwko rosyjskim rakietom.
Infrastruktura i dobrze przećwiczone plany przesuwania
sił bojowych do przodu w sytuacji kryzysowej.
Istotny program stworzenia odpowiedniego warstwowego
systemu obrony przeciwrakietowej.
Byłbym zaskoczony, gdyby w praktyce
uzgodniono coś takiego teraz. Ale przynajmniej zapewnia to absolutne minimum
ram koncepcyjnych zapewniających, iż zbrojenia przebiegają zgodnie z jakąś
logiką.
*
*
*
Takie rzeczy zdarzały się w przeszłości.
Użytecznym przykładem jest brytyjskie uzbrojenie powietrzne pod koniec 1930
roku, które zostało zbudowane wokół jasnej koncepcji strategicznej. Rząd
brytyjski obawiał się kolejnej wojny w Europie, ale uważał również, iż powrót
poboru i wysłanie dużych sił do Europy byłoby nie do zaakceptowania
politycznie. A największym zagrożeniem dla wyspiarskiego narodu był atak
powietrzny. W ten sposób Brytyjczycy opracowali politykę rozbudowy Royal Air
Force, opracowania nowych samolotów bombowych o większym zasięgu, a następnie
opracowania nowych samolotów myśliwskich, wraz z pierwszym na świecie systemem
radarowym. Obejmowało to nie tylko ogromny program renowacji i budowy lotnisk
(około 60 000 pracowników było zatrudnionych w pełnym wymiarze godzin przez
lata), ale finansowany przez rząd rozwój naukowy i inżynieryjny, budowę nowych
fabryk, w tym „fabryk cieni”, które w razie potrzeby mogłyby zostać przezbrojone
na produkcję wojenną), a także ogromne nowe obiekty do przechowywania i
produkcji amunicji, szkolenia lotniczego, dowodzenia operacyjnego i kontroli oraz
administracji i zakwaterowania. Rozsądne jest oczywiście stwierdzenie, że
wiedza techniczna i możliwości organizacyjne do przeprowadzenia takiego
programu nie istnieją już w Wielkiej Brytanii, ani tym bardziej na Zachodzie
jako całości. Daje to jednak niewielką wskazówkę, co „dozbrajanie” oznacza w
praktyce.
Weźmy więc te cztery wymagania:
fantazjowanie, być może, iż rodzaj autorytatywnego strategicznego przewodnictwa
wymaganego do skutecznych programów zbrojeń rzeczywiście by istniał. Teraz jest
kilka ogólnych punktów, które należy poczynić na początku. Założyliśmy, że
dostępna jest jakaś strategiczna koncepcja dozbrojenia i widzieliśmy na
prawdziwym przykładzie, iż dozbrojenie oznacza znacznie więcej niż zakup
sprzętu. Istnieją również ogromne problemy kadrowe, infrastrukturalne,
logistyczne, naukowe, technologiczne i przemysłowe. Spójrzmy na kilka
konsekwencji, jakie istniałyby dzisiaj.
Dozbrojenie w sensie tej dyskusji oznacza
coś więcej niż zastąpienie starego sprzętu nowym: w rzeczywistości może to
oznaczać utrzymanie starego sprzętu na służbie, podczas gdy naprawdę powinien
zostać złomowany. Przede wszystkim oznacza to dodatkowe jednostki wojskowe: RAF
w różnych planach rozbudowy utworzył sto nowych eskadr przed 1939 rokiem.
Pierwszym wymogiem jest zatem dodatkowy personel. W praktyce będzie to wymagało
ponownego wprowadzenia służby wojskowej w jakiejś formie, aby wypełnić niższe
szczeble. Na marginesie możliwe jest pewne rozszerzenie sił zbrojnych w czasie
pokoju, poprzez energiczną rekrutację. Ale siły zbrojne w większości krajów
zachodnich mają w tej chwili trudności z przyciągnięciem i utrzymaniem
wystarczającej liczby kandydatów dla swoich małych sił zawodowych. Na przykład,
w zależności od definicji, 10-20% osób w wieku 18-25 lat w większości krajów
europejskich ma poważną nadwagę lub otyłość. (W Stanach Zjednoczonych jest
gorzej). Wiele z nich ma już choroby takie jak cukrzyca, które są związane z
wagą i stylem życia. Ponadto, w miarę jak zawodowe wojsko kurczy się i coraz
bardziej oddala od ludności, młodzi ludzie uważają karierę wojskową za mniej
atrakcyjną. A mniejsze wojska oznaczają gorsze możliwości kariery i zachęcają tych
bardziej zdolnych do odejścia. Większość sił zbrojnych już teraz walczy o to,
aby zapłacić swoim pracownikom wystarczająco dużo, aby ich zatrzymać, biorąc
pod uwagę wady związane z długością służby. Podobnie, często szczególnie trudno
jest zrekrutować i zatrzymać ludzi, których naprawdę najbardziej potrzebujecie.
Odnosi się to nie tylko do „wymarzonych” prac, takich jak piloci odrzutowców,
ale do ludzi takich jak technicy telekomunikacyjni i terenowy personel
medyczny. Jednak, oczywiście, służba wojskowa, choćby przy zobowiązaniach
rezerwowych w późniejszych latach, nie może w magiczny sposób zapewnić
doświadczonych oficerów i podoficerów w obszarach niedoboru: w każdym razie
będziecie musieli rekrutować na wolnym rynku.
W praktyce więc dozbrojenie będzie
oznaczało zarówno powrót do służby wojskowej (prawdopodobnie selektywnej), jak
i znacznie poszerzony korpus oficerski i podoficerski, który będzie musiał być
rekrutowany od podstaw, a doprowadzenie do jego realnej obecności zajmie
dekadę. Będzie to oczywiście oznaczać znaczne rozszerzenie systemów rekrutacji,
szkolenia i administracji wojska, a skądś trzeba będzie znaleźć doświadczonych szkolących.
Problemem jest tu również ogólna deindustrializacja społeczeństw zachodnich: w
czasie zimnej wojny można było rekrutować pracowników z fabryk elektroniki na
techników radarowych lub do naprawy celowników termowizyjnych w czołgach. W
większości przypadków nie jest to już możliwe. Podobnie w większości krajów
zachodnich zmniejsza się liczba absolwentów kierunków ścisłych i technicznych z
uniwersytetów, więc pula, z której można rekrutować oficerów technicznych,
faktycznie się zmniejsza. Najprawdopodobniej konieczne będzie utworzenie
specjalnych instytucji do szkolenia inżynierów na poziomie technicznym i
magisterskim, chociaż nie jest oczywiste, skąd będą pochodzić
instruktorzy.
Załóżmy jednak, iż problemy te można
przezwyciężyć i iż pomiędzy intensywnymi wysiłkami rekrutacyjnymi a powrotem
selektywnej służby wojskowej istnieje wystarczająco duża pula, z której można
skorzystać, aby wypełnić dowolną strukturę sił, o której zdecydujemy. Jak więc
uzyskać strukturę sił, zakładając, iż nie wzruszycie ramionami i nie kupicie
jeszcze raz po sztuce wszystkiego, co już macie na stanie?
*
*
*
Cóż, wróćmy do misji i zadań. Przyjmijmy
hipotetyczną koncepcję NATO dotyczącą sił zdolnych do przemieszczania się na
wschód w przypadku kryzysu, i iż na tej podstawie NATO prosi wasz kraj o trzy
brygady zmechanizowane, z większą ilością środków artylerii i obrony
powietrznej niż obecnie, oraz dwie eskadry śmigłowców szturmowych. (Zakładamy,
że stałe stacjonowanie sił w innych krajach jest po prostu zbyt nierealistyczne
politycznie i finansowo. W zimnowojennych Niemczech siły brytyjskie,
amerykańskie i inne zasadniczo pozostały w byłych obiektach Wehrmachtu, które
przejęły jako siły okupacyjne. To się nie wydarzy ponownie np. w Polsce.) Ale
oczywiście, jeżeli chodzi o walkę, nie możecie pozostawić własnego kraju bez
obrony, więc chcecie zachować dwie brygady zmechanizowane do obrony kraju, a
także znaczne siły obrony terytorialnej. Ponadto przemieszczanie setek pojazdów
przez wasz kraj, w większości na ciężkich transporterach, spowoduje problemy z
zarządzaniem ruchem i bezpieczeństwem, jakich prawdopodobnie nie widzieliście
od dziesięcioleci. (O tak, będą musiały nastąpić ogromne inwestycje w jednostki
transportowe, a także w kolej, transport lotniczy i wzmocnienie dróg i mostów.)
Cóż, oczywiście będą negocjacje, ale po
pewnym czasie wasi eksperci wrócą i być może powiedzą: potrzebujemy trzech
zupełnie nowych brygad zmechanizowanych, jednej nowej eskadry śmigłowców
szturmowych i modyfikacji drugiej do roli ataku, ogólnie więcej artylerii i
obrony przeciwpowietrznej oraz ogromne inwestycje w infrastrukturę
transportową. Większość zimnowojennej infrastruktury została wyprzedana, więc
będziemy potrzebować nowych koszar, nowych poligonów, nowych składów amunicji,
nowych strzelnic, nowych jednostek łączności i infrastruktury, nowych kwater
głównych; Aha i wiele mniej efektownych rzeczy, takich jak zakwaterowanie dla
personelu, garaże i magazyny konserwacyjne, personel dla pojazdów, szkół i
szpitali, tego rodzaju rzeczy. Bardzo duża liczba osób będzie musiała zostać
przeszkolona w zakresie obsługi i naprawy tego sprzętu. W czasach zimnej wojny
tego rodzaju infrastruktura generalnie istniała: teraz na ogół nie istnieje, więc
ziemia będzie musiała zostać zakupiona i zbudowane muszą być nowe obiekty.
Następnego dnia eksperci sił powietrznych
składają sprawozdanie z negocjacji z NATO. W końcu zgodzili się dostarczyć trzy
eskadry samolotów szturmowych, zoptymalizowanych do operacji na niskim poziomie
i przenoszących broń dystansową. Jest to zdolność, której w tej chwili nie posiadacie.
Oczywiście chcecie zachować istniejące zdolności myśliwca / szturmowca do
obrony terenu i przestrzeni powietrznej. Wasza rozbudowana infrastruktura z
czasów zimnej wojny została w dużej mierze sprzedana: być może będziecie
musieli zbudować nową bazę lotniczą, aby pomieścić nowe eskadry operacyjne, a
także jednostki szkoleniowe. (I tak, będziecie musieli szkolić więcej pilotów
rocznie, więc wasze istniejące obiekty szkoleniowe będą wymagały rozbudowy.)
Oficerowie i technicy muszą zostać zatrudnieni, aby uczyć się, uczyć innych i
ćwiczyć naprawę i konserwację nowego typu samolotu i nowego uzbrojenia. W jakiś
sposób będziecie musieli znaleźć ziemię, w tym być może zbudować kompletną nową
bazę lotniczą z głównym pasem startowym o długości około 2 km, z utwardzonymi
schronami lotniczymi i zapleczem konserwacyjnym dla 40-45 samolotów oraz
wszystkimi obiektami administracyjnymi, podtrzymującymi życie i bezpieczeństwo,
które się z tym wiążą.
*
*
*
Teraz całkowicie zgadzam się, iż jest to
raczej uproszczona, być może choćby powierzchowna prezentacja tego, co może być
potrzebne. Eksperci wojskowi, zwłaszcza specjaliści od logistyki, potrząsną
głowami i powiedzą, iż to wszystko będzie trudniejsze i bez wątpienia będą
mieli rację. Ale daje pewne wrażenie tego, co byłoby zaangażowane. Pozostałe
dwie kwestie – zorganizowanie możliwości przemieszczenia w sytuacjach
kryzysowych lub utworzenie ogólnokontynentalnej osłony antyrakietowej, mają
problemy o równej lub większej złożoności, ale ta sekcja jest już wystarczająco
długa.
Załóżmy więc, iż jesteście pewni, że
będziecie w stanie zwerbować i zrekrutować wystarczającą liczbę personelu
odpowiedniego typu, w tym mieć rezerwy w gotowości; iż jesteście zajęci budową
nowych koszar, lotnisk, składów uzbrojenia i poligonów lotniczych na zakupionych
terenach; iż macie spójny plan, w jaki sposób zamierzacie rozszerzyć swoje
zdolności wojskowe, w połączeniu z waszymi sojusznikami, a to przekłada się na
strukturę sił, którą możecie ustanowić, wspierać i skutecznie wykorzystywać.
Wtedy oczywiście potrzebujecie sprzętu.
W fazie przygotowań do II Wojny Światowej nawet
kraje średniej wielkości miały własne zakłady zbrojeniowe. Dzięki temu można
było bezpośrednio zainwestować we własny przemysł i dokładnie określić, co jest
potrzebne. Podczas II Wojny Światowej niektóre z walczących stron alianckich
używały zagranicznych samolotów i czołgów (w szczególności, ale nie wyłącznie,
ze Stanów Zjednoczonych), gdy ich własna produkcja była niewystarczająca. Ale
dopiero dzięki gigantycznej, napędzanej przez akcjonariuszy konsolidacji
przemysłu obronnego w ciągu ostatniego pokolenia liczba dostawców zmniejszyła
się tak radykalnie. A zainteresowane firmy produkują teraz sprzęt, który jest
tak drogi, iż jest produkowany w minimalnych ilościach ekonomicznych tak wolno,
jak to możliwe: na przykład produkuje się około jednego myśliwca Rafale
miesięcznie. Każdy poważny program zbrojeniowy na całym Zachodzie natychmiast
napotkałby problemy z przepustowością. Teoretycznie można by otworzyć nowe
fabryki i zwiększyć produkcję, ale wymagałoby to masowej ekspansji
wykwalifikowanej zachodniej siły roboczej, która jest teraz cieniem tego, czym
była kiedyś. Co więcej, choćby w Stanach Zjednoczonych importuje się około
połowy wartości głównych systemów zachodnich: zwykle państwo zachodnie może
kupić ramę samolotu z jednego kraju, silnik z drugiego, uzbrojenie z trzeciego
i awionikę, którą samo opracowało lub dostosowało. Ponieważ produkcja przebiega
z najwolniejszą prędkością, opóźnienie w jednym miejscu opóźnia program jako
całość.
*
*
*
Łatwo jest powiedzieć „wydamy tyle, ile
trzeba”, ale jak widzieliśmy, pieniądze są pod pewnymi względami najmniejszym
problemem. Tak, Stany Zjednoczone przekształciły się w słynny „arsenał
demokracji” w ciągu około trzech lat, ale bezczynne moce produkcyjne,
umiejętności techniczne i doświadczenie w zarządzaniu już istniały. A poziom
technologii był oczywiście znacznie niższy. Podczas najgorszego kryzysu kowidiańskiego
wiele osób po raz pierwszy zdało sobie sprawę z samej długości i złożoności przemysłowych
łańcuchów dostaw. Samochody, na przykład, nie są już produkowane „w” kraju: są
tam w najlepszym razie montowane. Komponenty pochodzą z wielu krajów. Z
systemami wojskowymi jest znacznie gorzej i nie ma sensu, na przykład, podwajać
produkcji fabryki samolotów z, powiedzmy, dwóch samolotów miesięcznie do
czterech, chyba iż podwoicie również produkcję w fabryce, która produkuje
silniki, różnych fabrykach, które produkują awionikę; choćby w fabrykach, które
produkują opony i fotele z wyrzutnią. Wiele z tych komponentów lub podzespołów
będzie pochodzić z zagranicy, a więc w praktyce wszystkie obszary zachodniej
gospodarki obronnej, a także wiele obszarów niezwiązanych z obronnością,
musiałyby jednocześnie rozszerzyć swoją produkcję i znaleźć bardziej
wykwalifikowaną siłę roboczą i nieruchomości. Dostawcy spoza Zachodu musieliby zostać
nakłonieni do współpracy.
Wreszcie (aby uniknąć ciągnięcia tego w
nieskończoność) pojawia się problem surowców: sprzęt obronny składa się z różnych
rzeczy, a Europa jest ogólnie dość uboga w potrzebne surowce. II Wojna Światowa
była prawdopodobnie wojną produkcji przemysłowej, w której zwycięzcy (USA,
Rosja i Wielka Brytania) mieli dostęp do surowców, których pokonani (Niemcy i
Japonia) nie mieli. Rzeczywiście, David Edgerton przekonująco argumentował, że
brytyjska zdolność do dozbrajania się w latach 1930. i przetrwania w latach
1939-41 wynikała zasadniczo z tego, iż ich marynarka wojenna była w stanie
zabezpieczyć szlaki handlowe ze swoich kolonii. Nie jest przesadą stwierdzenie,
że to Imperium uratowało Wielką Brytanię przed Hitlerem, a w rzeczy samej to
Imperium Francuskie umożliwiło temu krajowi odbicie się. Nie trzeba dodawać, że
świat już taki nie jest. (Trzej najwięksi producenci aluminium na świecie to
Chiny, Indie i Rosja. Hmmm...)
Ogólnie rzecz biorąc, Zachód
znajduje się w sytuacji narciarza bez kondycji, który zjechał z trasy i teraz
znajduje się na dole stoku bez widocznej drogi w górę. Wymagany będzie duży
wysiłek.
I po co? Jak rządy wytłumaczą
potrzebę poboru młodych ludzi, pierwszeństwo wydatków na obronę nad, powiedzmy,
edukację, hałas i niebezpieczeństwo samolotów latających sto metrów nad głową,
niekończącą się budowę, niebezpieczeństwo i zanieczyszczenie pochodzące od fabryk
amunicji...? Przyjąłem heroiczne założenie, iż NATO lub jakieś zastępcze
ugrupowanie mogłoby osiągnąć konsensus co do tego, jaka jest nowa sytuacja
strategiczna i co należy zrobić, oraz opracować spójne plany realizacji tego
celu, które można by wyjaśnić zwykłym ludziom. Może. Ale czy w najlepszym przypadku,
bez wroga u granic, ze słabą gospodarką i ogromnymi problemami społecznymi, ten
rodzaj programu, który naszkicowałem powyżej, i który byłby minimum dla „remilitaryzacji/dozbrojenia”,
jest choćby w najmniejszym stopniu wykonalny?