Na
jakich tekstach Pisma Świętego bazuje Kościół, ucząc o sądzie
szczegółowym w chwili śmierci? Otóż – jak przypomina Katechizm Kościoła
Katolickiego – “Nowy Testament mówi o sądzie przede wszystkim w
perspektywie ostatecznego spotkania z Chrystusem w Jego drugim
przyjściu, ale także wielokrotnie potwierdza, iż zaraz po śmierci
każdego nastąpi zapłata stosownie do jego czynów i wiary” (KKK 1021).
Sąd
szczegółowy jest wspomniany w Liście do Hebrajczyków, w którym czytamy:
“postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (por. Hbr 9,27).
Inne
teksty natchnione pouczają, iż nikt nie będzie mógł uciec przed
światłością Boga, przed którym wszystko w nas jest odkryte (por. 2 Kor
5,11). “Wszyscy bowiem musimy stanąć przed trybunałem Chrystusa, aby
każdy otrzymał zapłatę za uczynki dokonane w ciele, złe lub dobre” (2
Kor 5,10).
Opierając
się na objawieniu Bożym, Kościół uczy: “Każdy człowiek w swojej
nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na
sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do
Chrystusa...” (KKK 1022)
Tak więc “postanowione [jest] ludziom raz umrzeć, a potem sąd (por. Hbr 9,27). Rozważmy dokładniej, na czym polega ten sąd.
2. Życie ziemskie poddane szczegółowemu osądowi
Na
sądzie szczegółowym zobaczymy w świetle Bożej prawdy całe nasze życie.
Zobaczymy, co z nim zrobiliśmy, jak je ukształtowaliśmy na całą
wieczność.
a) Ujawnienie się stopnia naszego podobieństwa do Chrystusa.
Jak
uczy Katechizm Kościoła Katolickiego, sąd szczegółowy polega na
odniesieniu człowieka do Chrystusa (por. KKK 1022). Jak to rozumieć?
Otóż
na sądzie szczegółowym nasze życie zostanie porównane z postępowaniem
Jezusa, który przyszedł na ten świat po to, aby każdy upodobnił się do
Niego i dzięki temu doszedł do zbawienia. A więc w czasie sądu
szczegółowego ujawni się, ile w każdym człowieku jest prawdziwego
podobieństwa do Jezusa. Wszystko zostanie poddane osądowi, aby się
ujawniło, czy nasze myśli, słowa i czyny naśladowały myślenie, mówienie i
działanie Jezusa Chrystusa albo też były ich przeciwieństwem. Zobaczymy
wyraźnie dzieło naszego życia. Ujawni się, czyje podobieństwo
ukształtowaliśmy w sobie: Chrystusa czy szatana.
Kto
kierował się prawym sumieniem i był naśladowcą Jezusa Chrystusa, ten
zobaczy na sądzie swoje podobieństwo do Niego. Kto zaś kierował się
egoizmem, żył w grzechu, ten dostrzeże z całą wyrazistością, iż zatarł w
sobie obraz Boga-Miłości, iż utracił podobieństwo do Jezusa.
Na
sądzie szczegółowym może ukazać się w całej pełni prawda słów św. Jana:
“Umiłowani, w tej chwili jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie
ujawniło, czym będziemy. Wiemy, iż gdy się objawi, będziemy do Niego
podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2).
Może
się jednak ujawnić inna smutna prawda, ta mianowicie, iż człowiek
działał rzeczy nadzwyczajne, ale przez swoje zakłamane i grzeszne życie
zatarł w sobie podobieństwo do Boga. Jezus ostrzega przed tą tragiczną
możliwością: “Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie
prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą
Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy
oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy
dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,22-23)
b) Odkrycie sposobu traktowania Chrystusa przez nas.
Sąd
ujawni nie tylko stopień naszego podobieństwa do Chrystusa, ale również
to, w jaki sposób traktowaliśmy Go w ciągu całego naszego życia. Św.
Paweł poznał dzięki oświeceniu Bożemu wstrząsającą prawdę, tę
mianowicie, iż prześladował Chrystusa. W drodze do Damaszku, w
ogarniającej go światłości, usłyszał słowa Zbawiciela: “Ja jestem Jezus,
którego ty prześladujesz” (Dz 9,5).
Światłość
na sądzie szczegółowym odsłoni przed nami najgłębszą prawdę o naszych
czynach: iż one dosięgały samego Chrystusa. Okaże się więc iż naszymi
złymi czynami prześladowaliśmy Go, jak Szaweł faryzeusz. To my w sobie
krzyżowaliśmy Chrystusa i wystawialiśmy Go na pośmiewisko (por. Hbr
6,6). Ujawni się też, iż okazując miłość i miłosierdzie bliźniemu, przez
nasze dobre czyny Jemu służyliśmy (por. Mt 25,31-46).
c) Poznanie, czy Chrystus faktycznie był naszym Panem.
Na
sądzie okaże się, czy Chrystus był rzeczywiście naszym jedynym Panem,
czy faktycznie Jemu służyliśmy w ciągu całego życia. Każdy pozna, czy
żył Ewangelią, czy też jego religia ograniczała się do wypowiadania –
zamiast sercem i całym życiem – samymi tylko wargami: “Panie, Panie...”
(por. Łk 6,46).
Bóg albo Mamona.
Człowiek
dostrzeże, jakiemu panu naprawdę służył: Jezusowi Chrystusowi czy też
Mamonie, bo jednemu tylko można służyć, jak mówi Zbawiciel: “Nikt nie
może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego
będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie
możecie służyć Bogu i Mamonie” (Mt 6,24).
Bałwochwalcza chciwość.
Na
sądzie ujawni się, jak posługiwaliśmy się “niegodziwą mamoną” (por. Łk
16, 10). Okaże się, czy nie stała się ona dla nas bożkiem, który
przysłonił nam Boga prawdziwego i skoncentrował na sobie całą naszą
uwagę, zdobył nasze serca. Ukaże się bezsens życia, którego celem było
gromadzenie bogactwa (por. Łk 12,16-20).
Prawda
Boża odsłoni człowiekowi wszystkich jego “panów”, którym zamiast
Chrystusowi służył, wszystkie jego bożki, którym poświęcił swój czas lub
choćby całe swoje życie, wszystkie skarby, które gromadził i dla nich
żył.
Każdy
zobaczy swojego bożka, swój skarb, który był drogi jego sercu (por. Łk
12,34). Albo będzie to skarb utracony bezpowrotnie, bo ulokowany “na
ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się i kradną”,
albo skarb miłości dobrze złożony na wieczność w niebie, “gdzie ani
mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się i nie
kradną” (Mt 6,19-20).
Ujawnią
się ziemscy bałwochwalcy-bogacze, którzy z bogactw uczynili sobie swego
boga; którzy gromadzili skarby dla siebie, ale nie byli bogaci przed
Bogiem (por. Łk 12,21).
Skarb wieczny.
W
świetle Bożym zabłysną też ci, którzy jak uboga wdowa z Ewangelii (por.
Mk 12,42) służyli tylko Bogu jedynemu, potrafili dla Niego zrezygnować z
ostatniego grosza, aby zdobyć prawdziwy i niezniszczalny skarb w
niebie: miłość, która nigdy nie przeminie (por. Łk 18,22).
d) Sąd z miłości.
“Pod
wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości” – przypomina nam św.
Jan od Krzyża (Sentencje, 64; KKK 1470). Na sądzie szczegółowym każdy
pozna dokładnie prawdę o sobie, o swojej miłości i jej brakach.
Trzeba
nam będzie zdać sprawę z tego, ku czemu zwróciła się nasza miłość: w
stronę Boga i człowieka, czy też może ku różnym “bożkom”, “panom” i
“skarbom”, które były drogie naszemu sercu.
Każdy rozwija lub niszczy w sobie miłość.
Przez
każdy nasz czyn, słowo, myśl, modlitwę, dobre pragnienie możemy
umacniać naszą miłość do Boga i do ludzi. Niestety, można ją też
osłabiać lub choćby niszczyć naszymi grzesznymi dobrowolnymi wyborami. Na
sądzie szczegółowym trzeba nam będzie się rozliczyć z tego, czy
miłowaliśmy Boga “całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim
umysłem i całą swoją mocą”, a “swego bliźniego jak siebie samego” (Mk
12,31).
Budowla na skale lub na piasku.
U
kresu życia w świetle Bożej prawdy okaże się, na czym wznosiliśmy
naprawdę budowlę naszego życia: na solidnym fundamencie prawdy i miłości
– do której wzywa nas Chrystus – czy też na piasku egoizmu, szukania
rozrywek, przyjemności i wyłącznie własnej korzyści (por. Łk 6,47-49).
Po owocach się poznaje.
Czyny
dokonane za życia wykażą, ile pozostało w nas miłości na wieczność. One
zaświadczą, jakim drzewem jesteśmy naprawdę: dobrym lub złym. Drzewo
bowiem poznaje się po owocach. “Nie może dobre drzewo wydać złych owoców
ani złe drzewo wydać dobrych owoców” (Mt 7,18).
e) Rozliczenie się z naszego miłosierdzia.
Ponieważ
nieustannie stykamy się z miłosierdziem Boga, z Jego przebaczeniem,
dlatego Pan wymaga, abyśmy i my okazywali je innym ludziom (por. Mt
18,23). Na sądzie szczegółowym będziemy musieli rozliczyć się z naszego
miłosierdzia okazywanego słowem, modlitwą i czynem. Tak o tym poucza
Jezus św. s. Faustynę: “jest potrójne wykonanie miłosierdzia: słowo
miłosierne – przez przebaczenie i pocieszenie, drugie – gdzie nie możesz
słowem to modlić się – i to jest miłosierdzie, trzecie – uczynki
miłosierdzia. A gdy tu przyjdzie dzień ostatni, z tego sądzeni będziemy i
według tego otrzymamy wyrok wieczny” (Św. s. M. Faustyna Kowalska,
Dzienniczek, Miłosierdzie Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo
Księży Marianów, p. 1158).
f) Miłość i miłosierdzie prawdziwe lub udawane.
Boga
nie można oszukać żadnymi pozorami dobroci. On widzi nasze serce i wie,
ile jest w nim autentycznej miłości do Niego i do ludzi. Wie, czy nasze
czyny wyrażają autentyczne miłosierdzie, czy też są obłudnym szukaniem
własnej chwały (por. Mt 6,1-5).
Na
sądzie szczegółowym ujawnią się wszystkie pokorne czyny, spełnione w
ukryciu, widziane jedynie przez Ojca. Każdy ten czyn otrzyma swoją
zapłatę, zgodnie z obietnicą Chrystusa: “A Ojciec twój, który widzi w
ukryciu, odda tobie” (Mt 6,4).
W
świetle Bożej prawdy zdemaskuje się też każda forma obłudy, udawania,
faryzeizmu. Ujawnią się czyny pozornie dobre, ale nie wykonane z
miłości, ale na pokaz, dla zdobycia ludzkiej pochwały, dla sławy, dla
rozgłosu, dla skupienia na sobie uwagi innych. Wszyscy obłudnicy usłyszą
na sądzie słowa, które Jezus wypowiedział do faryzeuszy: “To wy właśnie
wobec ludzi udajecie sprawiedliwych, ale Bóg zna wasze serca. To
bowiem, co za wielkie uchodzi między ludźmi, obrzydliwością jest w
oczach Bożych” (Łk 16,15).
"Sumienie nic mi nie wyrzuca".
Sąd
szczegółowy może być wielkim zaskoczeniem dla tych, którzy uważają, iż
nie popełniają żadnych grzechów. Okaże się bowiem, iż popełniali
grzechy, ale – aby ich nie dostrzegać i nie odczuwać niepokoju –
zniszczyli w sobie to światło, które miało im ukazywać ich grzeszność:
sumienie.
Można
porównać sumienie do oka, które pozwala nam dostrzegać to, co się wokół
nas znajduje. Gdy jednak zamykamy oczy, nie widzimy nic. Nie znaczy to,
iż świat wokół nas przestaje istnieć. Chore oko nie widzi dobrze (por.
Łk 11,34-36). Podobnie jest z sumieniem przytępionym przez nieprawość
człowieka, które nie ukazuje niebezpieczeństwa zła.
g) Sąd nad naszymi słowami.
Nie
tylko czyny, ale również nasze słowa są wyrazem miłości lub jej
zaprzeczeniem. Dlatego też Jezus zapowiada sąd, na którym będziemy
musieli się rozliczyć z każdego naszego słowa. “A powiadam wam: Z
każdego bezużytecznego słowa, które wypowiedzą ludzie, zdadzą sprawę w
dzień sądu. Bo na podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na
podstawie słów twoich będziesz potępiony. (Mt 12,36-37). To groźne
ostrzeżenie Jezusa znajdujemy w następującej formie w Poemacie
Boga-człowieka:
“Zapewniam
was, iż za każde słowo wypowiedziane niepotrzebnie zażąda się od ludzi
wytłumaczenia się w dniu Sądu. I mówię wam, iż ludzie będą
usprawiedliwieni dzięki słowom, jakie wypowiedzieli, a także przez
[same] swe słowa zostaną potępieni. Uważajcie więc wy, którzy tak wiele
ich wypowiadacie, a są one więcej niż zbędne, gdyż nie tylko są
niepotrzebne, ale powodują zło i mają za cel oddalenie serc od Prawdy,
która do was mówi.» (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia,
część czwarta, Katowice 1999, Wyd. Vox Domini, s. 30). Lepiej więc
milczeć niż wypowiadać się niepotrzebnie i złośliwie. Chociaż milczenie
może być lenistwem, lepiej je praktykować niż grzeszyć językiem (por. M.
Valtorta, jak wyżej).
Bezużyteczne słowa.
Bezużyteczne
słowo to takie, które szkodzi bliźniemu lub nie ubogaca go i nie
rozwija duchowo, bo nie zostało wypowiedziane z miłości. Ileż to słów
wypowiada się tylko dla własnej przyjemności mówienia, a może choćby dla
krzywdzenia innych obmową, krytyką, oszczerstwem!
Często
też zdarza się, iż jeden człowiek przez swoje gadulstwo okrada drugiego
z czasu, który mógłby poświęcić na jakieś dobro, np. na cenną lekturę,
na modlitwę, na rozmowę z kimś osamotnionym, kto rzeczywiście potrzebuje
kontaktu z drugim człowiekiem.
h) Wierność lub niewierność w małym.
Blask
Bożej prawdy ukaże wierność lub niewierność w najdrobniejszych sprawach
(por. Łk 16,10). Będziemy się więc musieli rozliczyć nie tylko z
każdego czynu i słów, ale z myśli i najbardziej ukrytych w głębi naszego
serca pragnień, zamiarów, planów. Wszystko bowiem – choćby
najdrobniejsze drgnienie serca – mogło stać się w nas wyrazem miłości,
której Bóg od nas oczekuje. Ale też wszystko – nasze myśli, uczucia,
słowa i działania – możemy naszą złą wolą zamienić w przejawy
nienawiści, niechęci, obojętności i egoizmu.
Na
sądzie ujawni się, czy ktoś przez swoje czyny, słowa, modlitwy był
sługą troszczącym się o dom Boży, o dobro innych. Ale może się też
okazać, iż zamiast pomagać, jadł on tylko, pił, upijał się i krzywdził
tych, o których z polecenia Pana miał się troszczyć (por. Łk 12,41-46).
Za swoją wierność i za niewierność każdy otrzyma też zapłatę (por. Mt
25,21).
i) Rozliczenie się z talentów.
W
przypowieści o talentach (por. Mt 25,14-30) Jezus przypomina nam, iż w
dniu sądu będziemy się musieli rozliczyć z każdego otrzymanego daru.
Takim talentem domagającym się pomnażania i służenia nim innym jest
każde nasze uzdolnienie naturalne. Jest nim również słowo Boże, które ma
w nas wzrastać i przez nas docierać do innych.
Każda łaska talentem do dobrego wykorzystania.
Tym
talentem jest też każda łaska, każde poruszenie nas przez Ducha
Świętego. Za każdy talent naturalny i nadprzyrodzony jesteśmy
odpowiedzialni. Z każdej więc łaski, z każdego natchnienia Ducha
Świętego trzeba nam będzie się rozliczyć na sądzie. Odpowiemy za to, co z
naszego powodu stało się z łaskami Bożymi w nas i w ludziach, którzy
się z nami spotykali.
Słowo
Boże talentem, który trzeba pomnożyć. Każde usłyszane słowo Boże jest
jakby talentem, który można – przez medytację, modlitewną refleksję,
przez prośbę skierowaną do Ducha Świętego – pomnożyć i przekazać innym.
Kto tak postępuje, otrzyma nagrodę od Pana, dawcy słowa Bożego. Kto zaś
zakopie otrzymany talent Bożej prawdy, nie pomnoży go i nie da innym,
ten zostanie ukarany, jak uczy o tym Jezus w przypowieści o talentach
(Mt 25,14-30) i o minach (Łk 19,11-27).
"Ducha nie gaście".
Ktoś
słusznie stwierdził, iż podejście do dzieł Ducha Świętego w wielu
wypadkach można by nazwać “duchową aborcją” i “duchową eutanazją”.
“Aborcją” – bo zabija się nadprzyrodzone życie, rozbudzane przez Ducha
Świętego, Jego dary i charyzmaty, zanim się jeszcze rozwiną. “Eutanazją
duchową” – gdyż zabija się dzieła Ducha Świętego, zanim jeszcze osiągną
pełną dojrzałość. Niszczenie dzieł Ducha Świętego to Jego gaszenie w
sobie lub w innych, przed czym przestrzega św. Paweł słowami: “Ducha nie
gaście, proroctwa nie lekceważcie! Wszystko badajcie, a co szlachetne –
zachowujcie!” (1 Tes 5,19-21)
Wiele
jest przeszkód stawianych dziełom Bożym w świecie. Nie trzeba się lękać
trudności, ale ufać Bogu. Biada jednak temu, kto wznosi przeszkody
działaniu Ducha Świętego w sobie lub w innych. Będzie musiał za to
odpowiedzieć przed Panem w Dniu Sądu (por. Vassula Ryden, Prawdziwe
Życie w Bogu, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, 10.10.90). Oby nikomu
Chrystus nie musiał powiedzieć w dniu sądu: “ty byłeś jednym z tych
Moich prześladowców, którzy burzyli, kiedy Ja budowałem” (Vassula Ryden,
jak wyżej, 15.04.91).
Kto
pomnożył otrzymane za życia talenty-łaski i służył nimi innym, ten
otrzyma od Pana nagrodę. Będzie nią wieczne szczęście nieba.
j) Sąd zdaniem sprawy z naszego apostolstwa.
Człowiek
ma nie tylko przyjmować słowo Boże i nim żyć, ale również –
przekazywać je innym, aby ono każdego doskonaliło, ubogacało,
uszczęśliwiało i aby każdemu pomagało w osiągnięciu wiecznego zbawienia.
Na sądzie będziemy musieli się i z tego rozliczyć.
3. Kto będzie nas sądził?
Do sprawiedliwego Boga należy sąd. Ale naszym sędzią będzie też prawda Boża, z którą zetknęliśmy się, czyli słowo Boże.
a) Bóg Sędzią.
Objawienie
poucza nas, iż “Bóg sądzić będzie ten świat” (Rz 3,6). Św. Jakub mówi:
“Jeden jest Prawodawca i Sędzia, w którego mocy jest zbawić lub potępić”
(Jk 4,12). To Bóg “odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez
wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności –
życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a
oddają się nieprawości – gniew i oburzenie. (Rz 2,6-8).
Ojciec “cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22)
Ojciec
“cały sąd przekazał Synowi” (J 5,22). “Przekazał Mu władzę wykonywania
sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym” (J 5,27). Jego to ustanowił
“sędzią żywych i umarłych” (Dz 10,42).
Będziemy
więc musieli kiedyś stanąć przed Sędzią - Bogiem, naszym Stwórcą i
naszym Odkupicielem. Zobaczymy Tego, który jako pierwszy wziął nas w
Swoje Ręce; Oczy, które jako pierwsze nas ujrzały. Zobaczymy Ręce Tego,
który ukształtował nas i pobłogosławił... Zobaczymy najbardziej czułego
Ojca, naszego Stwórcę, przyobleczonego w przerażającą wspaniałość,
Pierwszego i Ostatniego, Tego, który jest, który był i który ma przyjść,
Wszechmogącego, Alfę i Omegę: Władcę (Vassula Ryden, 15.09.91).
Staniemy
przed Bogiem-Synem Człowieczym, który oddał za nas życie na krzyżu.
Patrząc na ślady ran, które pozostały w Jego ciele po zmartwychwstaniu
(por. J 20,27), zrozumiemy, co zrobiliśmy z łaskami wysłużonymi nam
przez Jego drogocenną krew (por. 1 P 1,18). Będziemy patrzeć na ślady
straszliwych ran Jezusa Chrystusa, które pozostały w Jego chwalebnym
ciele jako wieczne przypomnienie, komu zawdzięczamy ocalenie.
b) Zlekceważone słowo Boże naszym sędzią.
Jezus
Chrystus poucza nas, iż naszym sędzią stanie się wzgardzona przez nas
prawda Boża, czyli odrzucone przez nas Jego słowo: “Kto gardzi Mną i nie
przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem,
ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,48). Zastanówmy się
nad tym pouczeniem Chrystusa.
Odpowiedzialność za usłyszane słowo Boże.
Otóż
na sądzie szczegółowym zdamy sprawę nie tylko ze słów wypowiedzianych
przez nas, ale i z usłyszanych. Przede wszystkim trzeba nam będzie
rozliczyć się z tego, co zrobiliśmy z każdym usłyszanym słowem Bożym,
gdyż można je potraktować w różny sposób.
Można
przyjąć lub odrzucić ten cenny dar udzielony nam przez Bożą miłość dla
uformowania naszego życia i przemienienia nas na wieczność. Można według
każdego usłyszanego słowa Bożego ukształtować swoje myślenie, mówienie,
czyny, ale można też je zlekceważyć i nie liczyć się z Bożą prawdą w
swoim postępowaniu.
“Nie
samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust
Bożych” (Mt 4,4) – przypomniał Jezus nie tylko szatanowi, ale też
każdemu z nas. Słowo Boże jest pokarmem niezbędnym dla każdej duszy.
Każde słowo pochodzące od Boga jest ważne.
Chrystus
nie powiedział: “niektórym słowem”, lecz: “każdym słowem”, a więc każde
odżywia naszego ducha, umacnia życie Boże w nas, jest dobrodziejstwem
dla człowieka. Nie ma zatem znaczenia, kto nam przekazuje słowo Boże,
ani to, w jaki sposób do nas dociera.
Wielość głosicieli słowa Bożego.
Tak
samo powinno być przyjęte i zamienione w czyn, gdy dociera do nas przez
tekst Pisma Świętego, jak i wtedy gdy je słyszymy głoszone przez
papieża, biskupów, świeckich, małe dzieci czy też przez orędzia
autentycznych objawień.
Głosiciel słowa Bożego narzędziem Ducha Świętego.
Każdy
autentyczny głosiciel słowa Bożego jest narzędziem Ducha Świętego,
który – jak zapowiedział to Jezus – będzie przypominał prawdę. “A
Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was
wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J
14,26).
Przypominanie prawdy, by zmieniło się nasze życie.
To
przypomnienie Ducha Bożego ma być przyjmowane po to, by zmienić życie.
Nie wolno mu się więc opierać ani też go pozbawiać innych. Na sądzie
szczegółowym będziemy musieli zdać sprawę z tego, jak traktowaliśmy to
stałe przypominanie Bożej prawdy przez Ducha Świętego i tych, którymi On
kierował.
Ta
przypominana wciąż prawda jest ogromnym skarbem dla wszystkich. Dzięki
niej umysł może osiągnąć prawdziwą Mądrość, dojść do głębokiej przyjaźni
z Bogiem (por. Vassula Ryden, 1.05.95) i do panowania wraz z Nim.
Dar
przypominanej prawdy Bożej można wykorzystać lub zmarnować. Na sądzie
szczegółowym poznamy, co z nią zrobiliśmy. W Bożym świetle poznamy
wtedy, czy przyłączaliśmy się do dzieła przypominania prawdy Bożej czy
też je hamowaliśmy, pozbawiając innych pokarmu dla ducha. Biada temu,
kto będzie musiał wtedy usłyszeć słowa Pana:
“Ja,
jako Sędzia, przypomnę wam krew, jaką nosicie na rękach z powodu tego,
że zabroniliście tak wielu duszom otrzymać Moje łaski poprzez to
Przypomnienie Mojego Słowa. Jesteście jak Rzymianie, którzy codziennie
koronują Mnie cierniem. Czy powiecie Mi jak Piłat: «Nie jestem winien
tej krwi» i obmyjecie ręce w wonnej wodzie? Odmawiacie przyjęcia środka
chroniącego przed śmiercią. Odmawiacie uznania Mojego Słowa, danego
przez Mojego Ducha Świętego w waszych dniach. Zamiast przyjmować Moje
Słowo, podchodzicie do Niego z lekceważeniem. Ludzie pozbawieni
wszelkiej wiary! Słuchacie wiele, wiele razy – bez zrozumienia.
Patrzycie wiele, wiele razy – a nie udaje się wam dostrzec Mojej Chwały i
Mojego Nieskończonego Miłosierdzia, które się na was wylewa!” (Vassula
Ryden, 19.01.95)
Tak
więc za wszystko, co uczynimy z Bożą prawdą – która na różne sposoby i
różnymi drogami do nas docierała – będziemy musieli odpowiedzieć przed
Panem na sądzie.
Odpowiedzialność za owocowanie prawdy.
Bez
względu na sposób, w jaki do nas dociera, słowo Boże zawsze jest słowem
Boga i musi być przyjęte z szacunkiem i z wdzięcznością. Żadne nie może
być odrzucone. Każde słowo Dobrego Pana, jak ziarno, powinno wyrosnąć
na dobrej glebie naszego serca (por. Mt 13,3-23). jeżeli nie wzrasta, to
znaczy, iż serce ludzkie jest złe i nie pozwala na owocowanie w nim
prawdy, dobra i miłości.
Każde
usłyszane przez nas słowo Boże stanie się naszym sędzią. Wyraźnie uczy o
tym Jezus mówiąc: “A o ile ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie
zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat
sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich,
ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go
sądzić w dniu ostatecznym” (J 12,47-48).
“Każda
dusza odrzucająca lub co gorsza potępiająca zbawcze orędzie Boże
skierowane do człowieka będzie musiała stawić Mu czoła w Dniu Sądu,
będzie musiała się przed Nim rozliczyć i zostanie osądzona surowo”
(Vassula Ryden, 4.12.89). Bóg nie daje bowiem słów Swojej prawdy po to,
by je lekceważyć, odrzucać lub potępiać. Kiedy Bóg mówi, człowiek ma
upaść na kolana i z wdzięcznością przyjmować każde słowo życia.
"On będzie świadczył o Mnie".
Kto
przyjmuje słowo Boże, ten przyjmuje zapowiedziane przez Chrystusa
świadectwo Ducha Świętego. Kto zaś odrzuca to słowo i jego autentycznych
głosicieli, ten odrzuca obiecane przez Zbawiciela dzieło Ducha Bożego.
Przed odejściem z tego świata Jezus Chrystus zapowiedział bowiem
Pocieszyciela, który ujawni się między innymi w dawaniu świadectwa o
Zbawicielu. Powiedział: “Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja
wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie
świadczył o Mnie” (J 15,26).
Potrzeba słuchania świadectwa o Chrystusie.
Obietnica
Chrystusa spełniła się. Ten Duch posłany i ciągle obecny daje
ustawicznie – przez poddane Mu osoby – świadectwo o prawdziwym i jedynym
Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. To świadectwo ma być przyjmowane. Kto
bowiem je odrzuca, ten daje dowód, iż nie wierzy w prawdziwość słów
Chrystusa zapewniającego, iż Duch Święty ciągle będzie wzbudzał świadków
Boga żywego, aby przez nich w każdym wieku świadczyć i przypominać o
Jezusie Zbawicielu.
Odpowiedzialność za lekceważenie świadków Chrystusa.
Za
ten brak wiary będziemy musieli odpowiedzieć na sądzie. Kto odrzucał
autentyczne świadectwo wzbudzone przez Ducha Świętego, ten spotka się na
sądzie z oskarżeniem Pana: “W Dniu Sądu powiem wam: nie wierzyliście
Mi, uważaliście Mnie za kłamcę, bo nie uwierzyliście danemu przeze Mnie
świadectwu o Pocieszycielu, Przypomnieniu Mojego Słowa, tak, o Świętym
Duchu Prawdy, Tym, którego nigdy nie przestaliście lekceważyć i
prześladować, któremu nigdy nie przestaliście zaprzeczać i niszczyć Go.
Zamiast przyłączyć się do świętych – którzy wołali i wychwalali Mojego
Świętego Ducha błogosławieństwami i okrzykami euforii – wy bez przerwy
wyganialiście ich i prześladowaliście, przywiązani do waszego pozoru
pobożności” (Vassula Ryden, 27.06.91).
4. Wieczna nagroda lub kara po sądzie szczegółowym
Sąd
szczegółowy wiąże się z otrzymaniem wiecznej zapłaty za swoje czyny. Tę
naukę objawioną przypomina nam Katechizm słowami: “Każdy człowiek w
swojej duszy nieśmiertelnej otrzymuje na sądzie szczegółowym,
bezpośrednio po śmierci, wieczną zapłatę od Chrystusa, Sędziego żywych i
umarłych” (KKK 1051).
Tą
zapłatą jest wieczna nagroda lub wieczna kara za to, jak człowiek żył
na ziemi: to nagroda za jego miłość i dobroć albo kara za grzech, egoizm
i nienawiść.
Pismo Święte o nagrodzie i karze.
Według
nauki Kościoła – bazującej na objawieniu – los duszy po śmierci jest
wieczny i zróżnicowany. Przypominają nam to słowa Katechizmu, w którym
czytamy: “Przypowieść o ubogim Łazarzu (Por. Łk 16,22) i słowa Chrystusa
wypowiedziane na krzyżu do dobrego łotra (Por. Łk 23, 43), a także inne
teksty Nowego Testamentu (Por. 2 Kor 5, 8; Flp 1, 23; Hbr 9, 27; 12,
23) mówią o ostatecznym przeznaczeniu duszy (Por. Mt 16, 26), które może
być odmienne dla różnych ludzi” (KKK 1021).
Sąd
szczegółowy – jak o tym będzie jeszcze mowa później – kończy się
zbawieniem duszy lub jej wiecznym potępieniem. Może on też rozpocząć
oczyszczenie nazywane czyśćcem.
Zbawienie lub potępienie możliwe zaraz po śmierci.
A
więc wieczne niebo lub wieczne piekło rozpoczyna się zaraz po śmierci i
po sądzie szczegółowym, a nie dopiero po zmartwychwstaniu ciał u kresu
historii. Tę tradycyjną naukę Kościoła przypomina Katechizm: “Każdy
człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci
wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego
życia do Chrystusa, i albo dokonuje się przez oczyszczenie (Por. Sobór
Lyoński II: DS 857-858; Sobór Florencki II: DS 1304-1306; Sobór
Trydencki: DS 1820), albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia
nieba (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1000-1001; Jan
XXII, bulla Ne super his: DS 990), albo stanowi bezpośrednio potępienie
na wieki (Por. Benedykt XII, konst. Benedictus Deus: DS 1002; KKK 1022).
5. Sprawiedliwość sądu Bożego
a) Osąd Boży słuszny.
Nieraz
mówimy: “Historia to oceni”. Doświadczenie bowiem uczy, iż historia
często dochodzi do prawdy. W pewnej mierze ukazuje nam więc to fakt, iż
na sądzie ujawni się wszystko, co wydawało się starannie ukryte,
zatuszowane. Wiele razy bowiem w historii ludzkości było tak, iż
ukrywało się różne zbrodnie albo też gloryfikowało się je dla
zatuszowania ich prawdziwego oblicza. Jednak po dziesiątkach lub setkach
lat prawda się ujawnia. Zbrodnia ukazuje się jako zbrodnia, choć może
była ukrywana lub otaczana nimbem wielkości.
Ale
i z dobrem bywa podobnie. Często jest ono ukryte w życiu ludzi
pokornych i świętych, którzy niczego nie robią na pokaz, ale dla Ojca,
który widzi w skrytości (por. Mt 6,1-6). Nieraz dobro tych ludzi
świętych ujawnia się już tu na ziemi przez beatyfikowanie ich lub
kanonizowanie, aby wszyscy znali i naśladowali ich dobre czyny. Każde
dobro znane jest sprawiedliwemu Bogu, który każdemu udzieli za nie
nagrody. Najbardziej skryte dobro zostanie ujawnione przez Sędziego,
który widzi wszystko i zna wszystko.
Ziemska
historia jest w pewnym sensie obrazem Sędziego nieprzekupnego,
sprawiedliwego, którego słusznego wyroku nie można zmienić. “Sąd
historii jest straszny. Daremnie ludy usiłują go zmienić dla [jakichś]
korzyści. Wydarzenia bowiem i ludy przyszłe doprowadzą go do pierwszej,
straszliwej prawdy. Jednak jeszcze gorszy jest sąd Boży. Nie dopuszcza
on nacisku przez cokolwiek i nie jest podatny na zmiany humoru i osądu,
czemu zbyt często [ulegają] ludzie. Jeszcze mniej jest on podatny na
błędy osądu” (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, Księga trzecia, część
trzecia, Katowice 1998, Wyd. Vox Domini, s. 138-139).
b) Boga nie można oszukać.
Bóg
nie sądzi z pozorów. On zna czyny człowieka ukryte przed ludźmi. Dzięki
wszechwiedzy i prawości Boga Jego sąd jest absolutnie sprawiedliwy. Z
całą słusznością osądzi On, jak posługiwaliśmy się darem wolności za
życia ziemskiego. Ważne pouczenie na ten temat można znaleźć w Poemacie
Boga-Człowieka:
“Jak
człowiek posługuje się wolnością udzieloną mu przez Boga? Większa część
ludzkości – w taki sposób, jak mogłoby się nią posługiwać dziecko.
Reszta zaś tak, jak czyni to głupiec lub przestępca. Potem przychodzi
śmierć i człowiek podlega Sędziemu, który pyta go surowo: "Jak używałeś i
nadużywałeś tego, co ci dałem?" Straszliwe pytanie! Wtedy dobra
ziemskie, dla których tak często człowiek staje się grzesznikiem, będą
wyglądać na mniej [warte] od źdźbeł trawy! [Człowiek] – biedny wieczną
nędzą, pozbawiony szaty, której nic nie może zastąpić – będzie [stał]
upokorzony i drżący przed Majestatem Pana. Nie znajdzie ani jednego
słowa na swe usprawiedliwienie. Na ziemi łatwo jest się usprawiedliwiać,
zwodząc biednych ludzi. Jednak w Niebie nie można oszukać Boga. Nigdy. I
Bóg nie zniża się do kompromisów. Nigdy” (M. Valtorta, Poemat
Boga-Człowieka, Księga czwarta, część druga, Katowice 1999, Wyd. Vox
Domini, s. 263).
c) Sędzia znający serce człowieka.
Bóg
potrafi osądzić sprawiedliwie, bo znane Mu są nie tylko zewnętrzne
czyny, ale również serce ludzkie. Tam zaś dokonują się decyzje ludzkie.
On zna nie tylko upadki, ale i walkę wewnętrzną, jaką toczy człowiek,
zanim upadnie. Zna ograniczenia człowieka, jego słabości, wpływ
środowiska i obciążenia genetyczne. Jemu znane są też sposoby kuszenia
przez szatana, z których sam człowiek nieraz nie zdaje sobie w pełni
sprawy.
d) Sędzia, który wie, komu wiele dano.
Sprawiedliwy
Bóg wie jednak i to, w jaki sposób przez całe życie pomagał człowiekowi
w dojściu do zbawienia, jak mu towarzyszył w każdej sekundzie jego
życia, jakie dał mu łaski, jakimi środkami zbawczymi obdarowywał, ile
razy pobudzał do nawrócenia, które w każdej chwili życia było możliwe.
Bóg
osądza sprawiedliwie nie wymagając nigdy od człowieka rzeczy
niemożliwych. Chce on tylko tego, by człowiek wykorzystał dane mu
talenty i nimi się posługiwał. “Komu wiele dano, od tego wiele wymagać
się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą (Łk
12,48).
Bóg
dający hojnie Swoje łaski potrafi dobrze ocenić każdego człowieka, bo
wie, iż choćby największy grzesznik w każdej chwili swojego życia – a
nawet w momencie śmierci – może się zmienić, jeżeli wykorzysta pomoc
ofiarowaną mu przez miłosierdzie Boże.
e) Nie ma względu na osobę.
Bóg
jest wolny od stronniczości. Nie ma względu na osobę w udzielaniu
nagrody i wymierzaniu słusznej kary. Ze względu na swoją wszechwiedzę i
brak jakichkolwiek uprzedzeń do człowieka Bóg potrafi wszystko ocenić
obiektywnie i sprawiedliwie. Dlatego Jego osąd jest zawsze słuszny.
Nikt
nie może liczyć na przywileje u Boga – jak to ma miejsce często na
ziemi – ze względu na swoje stanowisko, pozycję społeczną, uznanie,
jakim się cieszy u ludzi, itp. Nic nie może skłonić sprawiedliwego Boga
do wydania stronniczego wyroku. Liczy się tylko prawość lub nieprawość
człowieka.
Nikt
też nie zostanie skrzywdzony przez niesłuszny sąd Boży dlatego tylko,
że jest biedny, bez wykształcenia, itp. Sąd Boży wolny jest od takiej
stronniczości. “Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym
narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz
10,34-35).
6. Miłosierdzie poprzedzające sprawiedliwość
Bóg
nie jest samą sprawiedliwością. Jest On przede wszystkim Miłosierdziem.
Miłosierdzie to miłość, która pochyla się nad słabością, niedolą
materialną i duchową, nad cierpieniem. Na ziemi bez przerwy doznajemy
różnych przejawów bogactwa Bożego miłosierdzia. Ujawnia się ono między
innymi w tym, iż Bóg daje łaskę wystarczającą do zbawienia każdemu
człowiekowi. Pragnie On, aby sąd był dla nas jak najłagodniejszy i
zakończył się otrzymaniem jak największej nagrody. Bogaty w miłosierdzie
Bóg niechętnie posługuje się karą, jest cierpliwy, przebacza nam
grzechy, daje czas na nawrócenie, na duchowe dojrzewanie i na
naprawianie wyrządzonego zła. Pozwala nam też wynagradzać tym, których
dotknęło spowodowane przez nas zło. Wyrazem Bożego miłosierdzia jest też
surowe prorockie ostrzeganie nas przed konsekwencjami naszych złych
czynów a także bolesne działania, mające na celu ocalenie nas od
wiecznego potępienia. Powyższe zagadnienia będą przedmiotem rozważań
tego podrozdziału.
a) Bogactwo Bożego miłosierdzia.
Bóg
dał nam i ciągle daje nam dowody Swego wielkiego miłosierdzia. Pan
Stworzenia nie jest samą tylko sprawiedliwością, która za każdy zły czyn
od razu zsyła karę. Objawił się nam jako Bóg „bogaty w miłosierdzie”
(Ef 2,4), jako „Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy” (2 Kor
1,3). Miłosierdzie Boże ujawniło się w tym, iż postanowił uratować
człowieka, który zasłużył na wieczną karę potępienia. To wypływające z
Bożego miłosierdzia dzieło ratowania człowieka dokonało się i przez cały czas
realizuje się przez Jezusa Chrystusa i zesłanego nam Ducha Świętego.
Jezus
Chrystus, który będzie naszym Sędzią, jest też naszym Obrońcą, naszym
Rzecznikiem. Kto w Nim szuka oparcia, znajdzie je, wejdzie na drogę
dobra i osiągnie zbawienie. Św. Jan poucza nas: „Dzieci moje, piszę wam
to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby choćby ktoś zgrzeszył, mamy
Rzecznika wobec Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego” (1 J 2,1).
Ten
Rzecznik bronił choćby swoich oprawców, którzy drwili z Niego, gdy konał
na krzyżu. Modlił się do Ojca, usprawiedliwiając ich straszliwe czyny i
prosząc o miłosierdzie dla nich: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co
czynią” (Łk 23,34). Ten Jezus Zbawiciel i Obrońca, wstawia się ciągle
za nami w świątyni niebieskiej (por. Hbr 7,25; 9,24). On pragnie nas
ocalić na zawsze, dlatego towarzyszy nam Jego ustawiczna modlitwa i Jego
błogosławieństwo, którego udzielił swoim uczniom, kiedy „został
uniesiony do nieba” (Łk 24,51)
Miłosierdzie i sprawiedliwość.
Dobry
Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie na całym świecie poznali nie tylko Jego
sprawiedliwość, ale przede wszystkim – Jego miłosierdzie. Kiedy bowiem
człowiek poznaje życzliwość, dobroć i miłosierdzie Boga, wtedy idzie do
Niego z ufnością. W Nim znajduje Ojca, który kocha, przebacza, umacnia w
walce z grzechem i pomaga Swoją wszechmocą osiągnąć wieczne zbawienie.
Znajomość
samej sprawiedliwości Bożej jest czymś pożytecznym, ale może się też
okazać niebezpieczna. Czymś pożytecznym jest wtedy, gdy rodzi obawę
przed karą wieczną i pobudza do zmiany życia. Poznanie samej tylko
sprawiedliwości Bożej może jednak rodzić w człowieku tak wielki lęk
przed Bogiem, iż nie tylko będzie się bał szukać u Niego pomocy, ale w
końcu Go znienawidzi. Obawianie się bowiem kogoś, strach przed kimś jest
czymś tak przykrym i uciążliwym, iż może łatwo przekształcić się w
nienawiść, w chęć ucieczki od tego, kogo się boimy.
Przez
św. Faustynę Jezus poucza nas, iż bardzo pragnie, abyśmy znali Jego
miłosierdzie: „Pragnę, aby cały świat poznał Moje Miłosierdzie.
Niepojętych łask pragnę udzielać duszom, które ufają mojemu
Miłosierdziu” (Św. s. M. Faustyna Kowalska, Dzienniczek. Miłosierdzie
Boże w duszy mojej, Warszawa 1993, Wydawnictwo Księży Marianów, p. 687).
Boga
rani nasz brak wiary w Jego dobroć i miłosierdzie: „O, jak bardzo mnie
rani niedowierzanie duszy – skarżył się Jezus s. Faustynie – Taka dusza
wyznaje, iż jestem Święty i Sprawiedliwy, a nie wierzy, iż jestem
Miłosierdziem; nie dowierza mojej dobroci. I szatani wielbią moją
Sprawiedliwość, ale nie wierzą w Moją Dobroć. Moje serce raduje się tym
tytułem Miłosierdzia. Powiedz, iż miłosierdzie jest największym
przymiotem Boga. Wszystkie dzieła Moich Rąk są ukoronowane
Miłosierdziem” (Dzienniczek, p. 299-301).
Z
miłosierdzia Bożego otrzymaliśmy czas ziemskiego życia, aby zasługiwać
na wieczność. W tym czasie spotykamy się ciągle z Bożym miłosierdziem.
Autorka książki „On i ja”, Gabriela Bossis, zapisała taką rozmowę z
Jezusem: „Przed Komunią mówiłam: Chciałabym widzieć, jaka jest moja
dusza, kiedy może podobać się nie miłosierdziu, ale sprawiedliwości. –
„Ależ na tej ziemi jest tylko Moje miłosierdzie. Sprawiedliwość będzie
później." (G. Bossis, On i ja, Michalineum 1992 tom I, p. 831)
Bóg
chce, abyśmy nie tylko poznali Jego miłosierdzie, ale abyśmy się stali
jego głosicielami. To bowiem również innym ludziom pomoże poznać
miłosiernego Boga, który uwalnia z jarzma ciążącego na nich grzechu.
Przeanalizujmy
teraz bardziej szczegółowo, w jaki sposób bogaty w miłosierdzie Bóg
pomaga każdemu człowiekowi się zbawić. Ta pomoc ujawnia się między
innymi w udzielaniu każdemu łaski wystarczającej do zbawienia i w
trosce, by człowiek doszedł do jak największej miłości, gdyż otrzyma ona
wielką nagrodę w niebie.
b) Udzielanie przez miłosiernego Boga każdemu człowiekowi łaski wystarczającej do zbawienia.
Bogactwo
Bożego miłosierdzia ujawnia się między innymi w tym, iż każdy człowiek
na ziemi otrzymuje tyle łask, ile mu potrzeba do zbawienia. O nikim Bóg
nie zapomniał, nikogo nie pozbawił łaski, bez której nie można osiągnąć
nieba. Stwórca człowieka „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i
doszli do poznania prawdy” (1 Tm 2,4). Aby każdy mógł osiągnąć
zbawienie, Jezus Chrystus „za wszystkich umarł” (2 Kor 5,15), „wydał
siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2,6). Miłosierny Pan chce
zbawić każdego człowieka, dlatego też – na tyle sposobów, ilu jest ludzi
– powołuje każdego jak Lewiego (por. Mk 2,13), by szedł za Nim drogą
prowadzącą do szczęścia wiecznego.
Bóg
w swojej miłości nie opuszcza nikogo, choćby nam się wydawało, iż jest
inaczej: iż o niektórych ludziach na tym świecie zapomniał. Stwórca nie
może zapomnieć o żadnym Swoim stworzeniu. Gdyby tak się stało,
przestałoby ono istnieć. Wszystkie byty istnieją bowiem dlatego tylko,
że Bóg bez przerwy i całkiem świadomie podtrzymuje je Swoją wszechmocą w
istnieniu. Nigdy nie zapomina On o nas, ludziach (por. Mt 10,30n),
których stworzył na Swój obraz i na Swoje podobieństwo (por. Rdz 1,26).
Każdy
człowiek zaproszony przez hojnego Pana na ucztę (por. Mt 22,2)
otrzymuje odpowiednią szatę weselną, którą jednak musi nałożyć na siebie
i zachować czystą i piękną (por. Mt 22,12). Tą szatą jest łaska
konieczna do zbawienia. Każdemu też człowiekowi Bóg daje odpowiednie dla
niego znaki (por. Mt 12,38), aby mógł uwierzyć i przyjąć ofiarowane mu
zbawienie.
Miłosierny
Bóg podobny jest do gospodarza, który o różnych porach dnia wychodzi,
aby zatrudnić robotników w swojej winnicy (por. Mt 20,1-16). Chce bowiem
wszystkim dać zapłatę, choćby tym, którzy będą pracować tylko pod koniec
dnia. Miłosierdzie Boga jest tak wielkie, iż może On dać zbawczą łaskę
nawet w ostatniej chwili życia. Dlatego też trzeba się modlić za
konających i prosić Boga o dobrą śmierć dla siebie.
c) Miłosierdzie Boże pomagające nam w osiągnięciu jak największej wiecznej nagrody.
Bogaty
w miłosierdzie Bóg nie tylko tego pragnie, by każdy człowiek był w
niebie, ale aby – dzięki jak najwyższej miłości – osiągnął najpełniejsze
podobieństwo do Boga i cieszył się tym przez całą wieczność.
Dobry
Bóg woli wynagradzać niż karać. Pragnie być sędzią sprawiedliwym, który
nie będzie musiał wymierzać kary, ale hojnie i z euforią wynagrodzi
wiecznym szczęściem. Jest On bowiem dobrym Ojcem, który przez udzielanie
Swoich łask pragnie uszczęśliwić Swoje dzieci – całkowicie i na zawsze.
Ten
dobry Bóg chce dać każdemu wieczną nagrodę za dobro najdrobniejsze,
skryte przed innymi, dostrzegane tylko przez Niego: Ojca, który widzi w
ukryciu (por. Mt 6,4). Pragnie odpłacić nam wieczną nagrodą za każdy
najmniejszy choćby czyn miłości, taki jak podanie kubka wody spragnionemu
bliźniemu (por. Mk 9,41), za każdy nasz uśmiech, za dobre słowo, za
ofiarowywane Mu cierpienia i trudy życia – choćby za samą tylko życzliwą
myśl, która zamieniła się w modlitwę.
Aby
móc nam dać wielką wieczną nagrodę w dniu sądu szczegółowego, Bóg bez
przerwy pomaga nam czynić dobrze. Chce, by jak największa była w
wieczności nasza miłość, bo ona będzie źródłem naszego szczęścia.
Dlatego też w ciągu całego życia miłosierny Pan nie odstępuje od
człowieka, umacnia go swoją łaską, pobudza do czynienia dobra. Zachęca
nas do wytrwałego kroczenia drogą dobra, gdy przychodzi zniechęcenie.
Nagrodę
w wieczności otrzymamy za naszą miłość. Ta jednak, choćby jeżeli istnieje
w nas, często jest skażona naszą słabością, egoizmem, miernotą. Dlatego
też Bóg okazuje nam miłosierdzie i pomaga nam Swoim światłem stale
oczyszczać motywy naszego działania, aby wyrażały jak najczystszą i
bezinteresowną miłość. Ponieważ tylko ona spotka się w wieczności z
nagrodą, dlatego Bóg pielęgnuje ją i oczyszcza w nas. Czyni to jak dobry
ogrodnik, który troszczy się o każdą powierzoną mu roślinkę. Bóg czyni
to, ponieważ pragnie, aby wielki plon dobra i miłości stał się przyczyną
naszego wiecznego szczęścia po śmierci.
Przejawem
miłosierdzia Boga jest to, iż ciągle udziela nam Swoich łask i nie
zniechęca się faktem, iż ogromną ich część marnujemy albo też
przyjmujemy bez wdzięczności, jako coś, co nam się słusznie należy.
Miłosierdzie Boże nie zniechęca się w udzielaniu nam pomocy, gdyż chce,
aby sąd szczegółowy zakończył się dla nas niepojętą i wieczną radością.
Miłosierny
Bóg zawsze ma na uwadze tylko nasze dobro oraz dobro innych ludzi.
„Kiedy zatem Bóg wam nakazuje coś lub radzi albo kiedy daje natchnienie
do jakiegoś działania, – czytamy w Poemacie Boga Człowieka M. Valtorty –
nie czyni tego z egoistycznych powodów, ale z myślą altruistyczną, z
miłości, dla waszej pomyślności. Oto przyczyna, dla której Wola Boga
nigdy nie jest egoistyczna, ale jest Wolą całkowicie altruistyczną, o
nastawieniu uniwersalistycznym. Jedyna i prawdziwa Siła całego świata,
mająca na względzie dobro powszechne.” (M. Valtorta, Poemat... Księga
IV, 107).
Obrazem
Chrystusa pomagającego nam przynosić obfite owoce dobra, które staną
się przyczyną wiecznego szczęścia człowieka, jest winny krzew (por. J
15,1-11) i każde drzewo przynoszące piękne i zdrowe owoce. Latorośl może
przynieść owoce, gdy tkwi w winnym krzewie. Kiedy jest odcięta, nie
może owocować. Podobnie jest z nami. Owoce dobra będą się w nas
pojawiać, gdy będziemy wszczepieni w Jezusa Chrystusa. Bez zjednoczenia z
Nim nie możemy przynosić obfitego plonu dobra, nie będziemy go czynić
wytrwale, bez zniechęcenia, w różnych trudnościach. Pouczył nas, iż jak
winorośl odcięta od winnego krzewu nie może owocować, tak też nie
przyniesie owocu dobra ten, kto nie trwa w Jedności z Nim.
Miłosierny
Pan stał się dla nas winnym krzewem (por. J 15,1-11), który zapewnia
wszystkim tkwiącym w nim latoroślom przynoszenie licznych owoców prawdy,
miłości, dobra i miłosierdzia. Pozwala się coraz pełniej wszczepiać w
Siebie przez każdą Komunię św. Daje nam też Swojego Ducha, który pomaga
nam przynosić najpiękniejsze owoce miłości, radości, pokoju,
cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności, opanowania
(por. Ga 5,22n). Każdy ten owoc jest nam dawany po to, aby trwał w nas
również po śmierci, przez wieczność, i napełniał nas niepojętą radością.
Pomagający
nam Pan i Stwórca podobny jest do bardzo hojnego siewcy, który rozsiewa
ogromne ilości ziaren, aby plon był jak największy, choćby gdyby jakaś
część zasiewu się zniszczyła. Tym rozsiewanym ziarnem jest hojnie dawane
słowo Boże (por. Mt 13,3-9) a także różne inne łaski, dobre
natchnienia, rady. Wszystko to jest zasiewem dobra, które ma zakiełkować
dzięki naszej dobrej woli i współpracy na glebie naszego serca. Bóg
rozsiewa Swoje łaski obficie, abyśmy mogli się cieszyć w wieczności z
tego, iż przyczyniliśmy się do ogromnego plonu. Pragnie dać nam wielką i
trwałą nagrodę za współpracę z otrzymanymi łaskami.
Bardzo
często w obdarowywaniu nas swoimi ziarnami-łaskami Bóg posługuje się
siewcami-pomocnikami. Są nimi ludzie, cały Kościół, aniołowie, Maryja,
święci. Jedną z wielu form zasiewania dobra i prawdy są też prawdziwe
objawienia. Miłosierdzie Boże znajduje sobie różne drogi działania i
różnych pomocników, aby trafić do nas, pobudzić nas do miłości i
nagrodzić w wieczności pełnią szczęścia.
d) Miłosierdzie powstrzymujące się przed karaniem i dające czas na duchowe dojrzewanie.
Wielkim
przejawem miłosierdzia Boga jest to, iż On nie chce nas karać zaraz po
popełnieniu grzechu. Nie spada od razu na człowieka kara za każdy jego
grzech, gdyż Pan nie ma upodobania w zadawaniu cierpień. Przede
wszystkim zaś nie karze nas zaraz, aby dać nam czas na usunięcie z
naszego życia grzechu, który sam nieubłaganie ściąga na nas karę.
Miłosierny
Bóg nie tylko nie zsyła kary za każdy grzech, ale przebacza, uwalnia od
win tych, którzy żałują i chcą się poprawić. Umacnia ich też w dobru, w
ich walce z grzechem. Daje czas na poprawę. Miłosierny i dobry Bóg daje
każdemu z nas tyle czasu, byśmy mogli na ziemi dojść do jak największej
dojrzałości duchowej i cieszyć się z osiągniętej świętości na zawsze w
niebie.
Bóg
jest inny niż my, grzeszni ludzie, którzy najchętniej ukaralibyśmy
zaraz i bez miłosierdzia każde zło, każdą zbrodnię, a często –
najmniejsze choćby wykroczenie bliźniego.
Warto
uświadomić sobie fakt, iż jeżeli domagamy się szybkiej i bezlitosnej
kary Bożej, to pragniemy jej zwykle dla innych. Chcemy, żeby zło
popełniane przez innych było natychmiast surowo ukarane. Niektórzy
wyrażają choćby swoje zdziwienie lub niezadowolenie z tego, iż Bóg nie
karze od razu, jakby się ociągał lub nie widział zbrodni tego świata.
Dla siebie jednak nie pragniemy surowości Bożej ani szybkiego karania.
Liczymy raczej na miłosierdzie Boga, na Jego litość, pobłażliwość.
Bóg
nie jest jak ci, którzy przyprowadzili do Jezusa kobietę pochwyconą na
cudzołóstwie i chcieli ją zaraz ukamienować (por. J 8,3-11). Zbawiciel
nie pozwolił na to. Nie chciał bowiem jej śmierci, ale przemiany życia.
Pragnął jej żalu, skruchy, wzrostu w prawdziwej miłości. Na ten wzrost
człowiekowi potrzeba czasu, dlatego Bóg daje mu go tyle, ile trzeba.
Miłosierny
Bóg podobny jest do ogrodnika z przypowieści Jezusa, który nie chciał
wyciąć nieurodzajnego figowca. Pielęgnował go, żeby przyniósł owoce
(por. Łk 13,6-9).
Postępowanie
ogrodnika – który nie zrażał się brakiem owoców na figowcu i
pielęgnował go – jest obrazem cierpliwej miłości Boga. Pan, podobnie jak
ten ogrodnik, troszczy się o każdego grzesznika, aby przyniósł w końcu
owoce nawrócenia i dobra i aby dzięki temu uniknął wiecznego potępienia.
Nie chce, aby spotkał go los podobny do nieurodzajnego figowca, który z
powodu braku owoców trzeba spalić, bo nie nadaje się do niczego innego
(por. Mt 18,8; Mt 25,41).
Jeśli
jednak człowiek chce osiągnąć zbawienie i uniknąć wiecznego potępienia,
musi się autentycznie zmienić: musi przez nawrócenie się wejść na drogę
miłości. W przeciwnym razie – pomimo Bożej pomocy, dobroci i
miłosierdzia – ściągnie na siebie karę za swoje grzeszne czyny. Taki
człowiek poniesie śmierć wieczną tak, jak zabije się dziecko, które
biegnie w stronę przepaści pomimo rozpaczliwego i ostrzegającego wołania
rodziców, z których chroniących ramion się wyrwało.
Miłosierdzie
Boże przypomina miłość ojca syna marnotrawnego, który ciągle miał
nadzieję, iż jego dziecko jeszcze powróci. Nie zapomniał o nim, nie
powiedział: „Niech tylko się tu pokaże, to odpowie za zmarnowany
majątek, za zlekceważenie mnie, za wszystko”. Jako dobry ojciec gotów
był przyjąć do domu swoje marnotrawne dziecko. Dał synowi czas na
duchowe dojrzewanie w trudach, cierpieniach, niedostatkach, aby wreszcie
przypomniał sobie, iż ma dom rodzinny, iż ma ojca do którego może
zawsze wrócić (por. Łk 15,11-32).
Bóg
daje nam czas na duchowe dojrzewanie. Jesteśmy bowiem jak dzieci, które
ciągle się uczą, które nie znają jeszcze niepowodzeń i życiowych
rozczarowań. Przypominamy dzieci noszące w sobie wiele złudnych
oczekiwań, wiele marzeń, których nie można zrealizować w tym świecie,
wiele iluzji, które je pociągają. Podobni jesteśmy do niedoświadczonych
dzieci, które lubią bawić się w niebezpieczne zabawy: „w wojny”, „w
Indian” – bez zdawania sobie sprawy, iż może się to skończyć kalectwem
lub śmiercią. Dobry Ojciec cierpliwie poucza Swoje dzieci, wyjaśnia,
prowadzi, ostrzega.
e) Miłosierdzie pragnące sądu jak najłagodniejszego.
Bóg
dobry i bogaty w miłosierdzie pragnie, aby śmierć nie była dla nas
spotkaniem się z nieubłaganą sprawiedliwością karzącą nas za grzechy,
lecz z dobrocią naszego Ojca, który pragnie z miłością przygarnąć do
siebie na zawsze nas, Swoje dzieci.
Miłosierny
Bóg nie tylko daje każdemu człowiekowi tyle łaski, aby mógł się zbawić,
ale ustawicznie pomaga mu, aby sąd po śmierci był dla niego jak
najłagodniejszy. Śmierć zatem nie musi być zetknięciem się z bezwzględną
Sprawiedliwością, z surową Prawdą o naszych złych czynach. Może ona być
spotkaniem z kochającym i miłosiernym Ojcem, gdyż Bóg chce nam okazać
miłosierdzie także w godzinie naszej śmierci.
Gabriela
Bossis patrzyła kiedyś na wschód słońca i usłyszała zapewnienie Jezusa:
"Światłość moja wzejdzie nad tobą dnia ostatniego. Jakiż będzie wtedy
twój zachwyt... Poznasz dobrodziejstwo zbawienia. Ogarnie cię i jakby
zaleje Moje Miłosierdzie. Już teraz przez wiarę (w życie przyszłe)
śpiewaj swą wdzięczność" (On i ja, I, 820).
Co
należy czynić, aby śmierć nie była dla nas spotkaniem z karzącą
sprawiedliwością, ale z Bożym miłosierdziem? W Piśmie św. możemy
znaleźć odpowiedź na to pytanie: należy okazywać miłosierdzie innym,
siebie zaś osądzać w całej prawdzie, bez okazywania sobie szkodliwej
pobłażliwości. Przez św. Faustynę Chrystus poucza nas, iż nie podlega
sądowi ten, kto wypełnia wolę Bożą, i iż na miłosierdzie Boże w chwili
śmierci może liczyć każdy, kto w ciągu życia uciekał się do tego
miłosierdzia i pomagał je poznać innym ludziom, aby ich przyciągnąć do
dobrego Boga, który zbawia. Zastanówmy się nad zasygnalizowanymi
prawdami.
– Miłosierdzie dla miłosiernych.
Okazywanie
miłosierdzia innym to jeden z podstawowych warunków, aby spotkać się z
Bożym miłosierdziem i uniknąć surowego sądu potępiającego na wieki.
Jezus zachęca nas do okazywania miłosierdzia, bo wtedy sami go
dostąpimy: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia
dostąpią” (Mt 5,7). Nasze miłosierne czyny wobec bliźnich, nasze
zrozumienie ich, współczucie, pomoc okazywana potrzebującym – wszystko
to ściąga na nas Boże miłosierdzie. Miłosierny człowiek jest prawdziwym
obrazem i podobieństwem dobrego Boga.
Kto
nie kieruje się miłosierdziem w swoim życiu, ten nie może liczyć na
miłosierdzie Boże. Dlatego św. Jakub mówi o surowym sądzie, który spotka
ludzi pozbawionych miłosierdzia wobec innych: „Będzie to bowiem sąd
nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi
triumf nad sądem” (Jk 2,13). Mamy traktować innych z taką miłością,
cierpliwością i miłosierdziem, jakiego oczekujemy od Boga w odniesieniu
do nas samych.
Miłosierdzie
wobec bliźnich polega między innymi na powstrzymywaniu się od wydawania
na nich sądów potępiających. Bóg nie chce sądzić nas za nasze osądzanie
innych ani też nas potępiać za nasze potępianie bliźnich (por. Mt 7,1;
Łk 6,37). Dlatego też nie powinniśmy się stawać dla naszych bliźnich
sędziami, którzy – swoimi słowami lub tylko w myślach – ustawicznie ich
potępiają, oskarżają, obwiniają o złe intencje, przypisują grzech. „Nie
sądźcie – mówi Jezus – abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim
sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą”.
(Mt 7,1-2)
Sądem
są nasze bezpodstawne wewnętrzne oceny oraz wypowiadane słowa. Każda
obmowa i nieuzasadniona krytyka jest takim sądem. Często, zamiast leczyć
ludzi z choroby zła, oceniamy ich. Zamiast wzbudzać naszymi słowami
miłość do bliźnich, współczucie i chęć udzielania im pomocy, nierzadko
naszymi słowami krytyki, obmowy lub choćby oszczerstwami wzbudzamy
niechęć do nich. W ten sposób niszczymy w innych miłość do bliźniego.
Chrystus
mówi, iż taką miarą będzie nam odmierzone, jaką sami mierzymy: albo
spotkamy się ze sprawiedliwością karzącą, jeżeli będziemy dla innych
bezwzględni i bez litości, albo z – wyrozumiałą miłością i
miłosierdziem, gdy będziemy okazywać litość innym. Bóg nie chce
wymierzać nam kary tak surową miarą, jaką nieraz my posługujemy się
wobec innych ludzi (por. Mt 7,2). Dobry Bóg za nasze dobro pragnie dać
nam nagrodę odmierzoną miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą
(por. Łk 6,38), bo daną przez nieskończoną Miłość i Miłosierdzie.
Przejawem
miłosierdzia jest też przebaczanie bliźnim. Kto przebacza, ten okazuje
miłosierdzie i sam dostąpi miłosiernego przebaczenia swoich win. Kto nie
przebacza, ten nie ma miłosierdzia, dlatego nie może liczyć na
miłosierdzie Boże i Jego przebaczenie, jak o tym poucza Jezus Chrystus w
przypowieści o dłużnikach (por. Mt 18,24-35).
O
konieczności okazywania innym miłosierdzia przez przebaczanie
przypominają nam też słowa modlitwy Ojcze nasz. Mówimy: „Odpuść nam
nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Prosimy więc Boga,
aby zastosował wobec nas taką miarę, jaką my się posługujemy. jeżeli
przebaczamy, prosimy: przebacz nam; jeżeli zaś nie przebaczamy, mówimy,
choć może nie zdajemy sobie z tego sprawy: nie przebaczaj nam, tak jak
my nie przebaczamy bliźnim.
Kto więc nie przebacza innym, ten gotuje sobie surowy sąd w chwili śmierci.
– Nie będziemy sądzeni, gdy sami siebie osądzamy.
Św.
Paweł poucza nas, co powinniśmy czynić, aby uniknąć surowego wyroku
sprawiedliwego sądu, który odbędzie się w godzinie śmierci, i doznać
Bożego miłosierdzia. Mówi: „Jeżeli zaś sami siebie osądzimy, nie
będziemy sądzeni” (1 Kor 11,31).
To
określenie: „nie będziemy sądzeni”, nie oznacza, iż nie będziemy
podlegać sądowi szczegółowemu ani ostatecznemu. Znaczy tylko, iż jeżeli
człowiek w ciągu życia sam osądzał siebie i swoje czyny po to, aby stale
się nawracać, nie spotka się na sądzie z wyrokiem potępiającym go na
wieki.
Okazją
do takiego ocalającego nas osądu siebie jest sakrament pojednania. W
nim – przez żal za grzechy, postanowienie poprawy i wyznanie naszych win
– stajemy się sędziami i oskarżycielami dla samych siebie. Bóg zaś
ujawnia się jako Sędzia pełen miłosierdzia, gdyż Jego odpowiedzią zawsze
jest przebaczenie, przywrócenie nam pokoju.
Katechizm
Kościoła Katolickiego zachęca nas do poddawania się temu miłosiernemu
sądowi, jakim jest sakrament pojednania: „W sakramencie pokuty
grzesznik, poddając się miłosiernemu sądowi Boga, uprzedza w pewien
sposób sąd, któremu zostanie poddany na końcu życia ziemskiego. Już
teraz bowiem, w tym życiu, jest nam dana możliwość wyboru między życiem a
śmiercią, i tylko idąc drogą nawrócenia, możemy wejść do Królestwa, z
którego wyklucza grzech ciężki (por. 1 Kor 5,11; Ga 5,19-21; Ap 22,15).
Nawracając się do Chrystusa przez pokutę i wiarę, grzesznik przechodzi
ze śmierci do życia i "nie idzie na sąd" (J 5,24) (KKK 1470).
– Nie podlega sądowi ten, kto wypełnia Bożą wolę.
Któregoś
dnia św. s. Faustyna napisała w swoim Dzienniczku: „Od dziś nie
istnieje we mnie wola własna... Od dziś pełnię wolę Bożą, wszędzie,
zawsze, we wszystkim”. Otrzymała zapewnienie Pana: „Od dziś nie lękaj
się sądów Bożych, albowiem sądzona nie będziesz” (Dzienniczek, p. 374).
Tak więc nie musi obawiać się potępienia człowiek, który jak bł. s.
Faustyna pragnie w każdej chwili swojego życia kierować się wolą Bożą,
Jego przykazaniami.
– Miłosierdzie dla uciekających się do Bożego miłosierdzia i głoszących je innym ludziom.
Oprócz
okazywania innym miłosierdzia, osądzania siebie – zwłaszcza w
sakramencie pojednania – oprócz pełnienia woli Bożej istnieje jeszcze
inny sposób na to, by w godzinie śmierci spotkać się nie z Sędzią, ale z
miłosiernym Panem. Tym sposobem jest uciekanie się do Bożego
miłosierdzia i głoszenie go innym ludziom, aby z ufnością szli do
dobrego Boga, który pragnie zapewnić im wieczne zbawienie. Jezus
powiedział św. Faustynie: „Dusze, które szerzą cześć miłosierdzia Mojego
osłaniam przez całe życie, jak czuła matka swe niemowlę, a w godzinę
śmierci nie będę im Sędzią, ale miłosiernym Zbawicielem. W tej ostatniej
godzinie nic dusza nie ma na swą obronę, prócz miłosierdzia Mojego,
szczęśliwa dusza, która przez życie zanurzała się w zdroju Miłosierdzia,
bo nie dosięgnie jej sprawiedliwość. (Dzienniczek, p. 1075)
f) Miłosierdzie Boże ostrzegające przed konsekwencjami grzechu i przed szatanem.
Kolejną
formą miłosierdzia, którą Bóg okazuje nam, kiedy jeszcze jesteśmy w
drodze na sąd (por. Mt 5,25),są liczne pouczenia i ostrzeżenia. Na różne
sposoby i przez różnych pośredników ostrzega On nas przed grzechem i
jego wiecznymi konsekwencjami, przed szatanem. Rozważmy te zagadnienia.
Aby
nasza nagroda była jak największa w wieczności, a sąd jak
najłagodniejszy, bogaty w miłosierdzie Bóg ustawicznie poucza nas i
ostrzega przed grzechem i jego konsekwencjami. To ostrzeganie jest nam
potrzebne, gdyż grzech sprowadza na nas wielkie nieszczęścia, z których
często nie zdajemy sobie sprawy. Przede wszystkim jest on niebezpieczny
dla naszego życia wiecznego.
Grzech
przypomina niebezpieczne zagubienie się, o którym mówi Chrystus (por.
Łk 15,1-7). Grzeszący świadomie i dobrowolnie człowiek podobny jest do
owcy, która oddaliła się od owczarni, od pasterza i grozi jej śmierć.
Może zginąć z wycieńczenia albo mogą ją rozszarpać wilki lub inne
drapieżne zwierzęta.
Grzech
jest zagubieniem się człowieka. Kto się zgubił, np. w lesie, ten nie
zna drogi prowadzącej do adekwatnego celu. Podobnie ten, kto grzeszy,
gubi drogę wiodącą do zbawienia, do domu Ojca. Grzesznik schodzi z
jedynej drogi, która prowadzi do zbawienia. Tą zaś drogą są Boże
przykazania, wola Boga, nauka Chrystusa, Jego przykład, nakazy sumienia,
natchnienia Ducha Świętego. Grzeszący z uporem człowiek zupełnie
świadomie nie chce znać tej drogi. Chodzi swoimi ścieżkami. Są to
ścieżki egoizmu, na których wyczerpuje się duchowo, tracąc moc miłości.
Ścieżki te nie prowadzą do szczęśliwego celu, ale można na nich znaleźć
jedynie śmierć wieczną.
Najtragiczniejsze
jest to, iż grzech – w przeciwieństwie do zgubienia się nierozumnej
owcy – jest zagubieniem się wybranym, świadomym. Jest on bowiem
rozmyślnym i zupełnie dobrowolnym porzuceniem jedynej drogi prowadzącej
do zbawienia, którą są Boże przykazania.
Oprócz
tego, iż człowiek świadomie się gubi, istnieje jeszcze inna różnica
między grzesznikiem, który z uporem kroczy drogą grzechu, a nierozumną
owcą. Ta bowiem nigdy nie potrafi utrudniać pasterzowi odnalezienia jej.
Człowiek zaś po grzechu przypomina Adama i Ewę, którzy ukrywali się w
krzakach przed Bogiem (por. Rdz 3, 9-10). Bali się Go, nie chcieli, by
ich odnalazł. Grzeszący człowiek często jest podobny do pierwszych
rodziców. I on ucieka przed Bogiem, który może go ocalić, chowa się
przed Nim. Przez najróżniejsze postawy człowiek po grzechu często unika
Boga, czekającego na niego w sakramencie pokuty; ucieka od pouczeń
Bożych, bo niepokoją jego sumienie. Unika wartościowych książek, które
dla jego ocalenia niemal same wpadają mu w ręce itp. Przez to wszystko
nie pozwala się odnaleźć cierpliwemu i wytrwałemu Dobremu Pasterzowi,
którzy szuka każdej zagubionej owcy, aby ją ocalić (por. Łk 15,1-7; J
10,1-18).
Nieraz
może być i tak, iż odnaleziony już i niesiony w ramionach Dobrego
Pasterza - Chrystusa grzesznik nie pozwala na to. Szarpie się i wyrywa z
Jego ramion jak nierozumna owca, która nie pojmuje, iż pasterz trzyma
ją mocno tylko dla jej dobra, dla jej ocalenia. Chce ją zanieść do
bezpiecznej owczarni i opatrzyć jej groźne rany. Pragnie obronić ją
przed drapieżnym wilkiem.
Jeszcze
innym przykładem można zilustrować często niedostrzegane
niebezpieczeństwo tkwiące w grzechu. Otóż grzesznik przypomina człowieka
biegnącego gwałtownie w stronę przepaści. Słusznie uznalibyśmy za szaleńca
kogoś, kto pędzi w jej stronę i zatyka sobie uszy, aby nie słyszeć
ostrzegających go okrzyków przyjaciół. Takim szaleńcem jest ten, kto
staje się głuchy na głos sumienia, aby go nie niepokoiło, nie mąciło
jego pozornego duchowego pokoju.
Choć
grzech jest bardzo groźny, to jednak często nie dostrzega się tkwiących
w nim niebezpieczeństw. Dzieje się tak po części z braku odpowiedniej
wiedzy człowieka, a po części dlatego, iż woli on nieraz nie widzieć
niebezpieczeństwa, aby nie ogarnęło go przerażenie.
Istotnie,
człowiekowi brak doświadczenia odnoszącego się do konsekwencji grzechu
po śmierci. Nie widzi ich. Nie mamy oglądu tego, co jest po śmierci.
Dlatego właśnie potrzebujemy światła, pouczenia Kogoś, kto wie wszystko.
I dlatego Bóg, przez Swoje objawienie, udzielił nam odpowiedniego
pouczenia.
Jest
On podobny do dobrego ojca lub dobrej matki, która pragnie uchronić
dziecko od nieszczęścia. Kiedy rodzice pragną ostrzec dziecko przed
jakimś niebezpieczeństwem, wyjaśniają mu, na czym ono polega, pouczają o
jego tragicznych skutkach, proszą, by nie robiło tego, co jest dla
niego niebezpieczne.
Podobnie
postępuje Bóg wobec nas. Jego miłosierdzie przejawia się w pouczeniach i
ostrzeżeniach przed różnymi grożącymi nam niebezpieczeństwami. Aby nas
ustrzec od wyroku potępiającego na wieki, miłosierny Pan bez przerwy
poucza nas i uświadamia nam niebezpieczeństwa, z których nieraz nie
zdajemy sobie sprawy. Jesteśmy bowiem często podobni do małych
niedoświadczonych dzieci, które nie mają jeszcze wiedzy ludzi dorosłych.
Nie mamy doświadczenia jak małe dzieci, które nie wiedzą, iż można się
sparzyć, i nie znają jeszcze bólu oparzenia. Często przypominamy naszym
zachowaniem dziecko, które beztrosko biegnie ścieżką, nie zdając sobie
sprawy, iż prowadzi ona do przepaści. Potrzeba nam więc pouczeń i
ostrzeżeń.
Nie
tylko brak doświadczenia i dziecięca niefrasobliwość naraża nas na
niebezpieczeństwa związane z grzechem. Człowiek może całkiem świadomie
przestać myśleć o wiecznym zagrożeniu, jakim jest piekło. Jak może do
tego dojść?
Otóż
człowiek często nie chce znać tego, co dla niego niebezpieczne. Woli
nie myśleć o czymś groźnym dla niego, przykrym. Dlatego też łatwo
wypiera ze świadomości te treści, które go przerażają, a do takich
należy prawda o możliwym wiecznym potępieniu. Myśl o nie kończącym się
nigdy cierpieniu potępienia jest tak straszna, iż wielu ludzi woli ją
usunąć ze swojej świadomości. Pocieszają się, iż piekła nie ma lub iż
nie jest wieczne. Tym samym wyrządzają szkodę sobie i innym, gdyż siebie
i innych narażają na potępienie, które – niezależnie od tego, co o nim
myśli człowiek – jest wieczne. Ludzie nie wierzący w istnienie wiecznego
piekła nie zabezpieczają się przed nim swoją niewiarą, tak jak nie
uchroniłby siebie przed nieszczęściem szaleniec, który szedłby środkiem
ruchliwej ulicy z oczyma zamkniętymi z powodu przerażających go
samochodów.
Aby
zapobiec strasznemu nieszczęściu, Bóg ciągle przypomina nam prawdę o
wieczności nagrody i kary po śmierci. Chrystus każe nam się strzec drogi
wygodnej i szerokiej, która prowadzi na zatracenie (por. Mt 7,13), a
zachęca do kroczenia drogą co prawda wąską, niewygodną, może i
kamienistą, ale wiodącą do szczęśliwej wieczności. To ostrzeżenie ciągle
powtarza Kościół w swoim nauczaniu. Rozbrzmiewa ono też w autentycznych
objawieniach, takich jak np. fatimskie. Objawiająca się w Fatimie
Maryja ukazała dzieciom okropność piekła i zachęciła do modlitwy i
pokuty za tych, którzy z powodu swoich grzechów mogą się tam znaleźć.
Tak
więc dzięki Bożemu miłosierdziu docierają do nas ciągłe ostrzeżenia
przed przepaścią, która naprawdę istnieje i w którą można wpaść. Swoją
prawdą Bóg ukazuje bezpieczną drogę, która prowadzi do wiecznego
szczęścia, a nie do wiecznej zguby.
Bóg
nie ostrzega nas przed karą wieczną – której nic nigdy nie może zmienić
– po to, aby nas straszyć i dręczyć. Czyni to w tym celu, aby nas
uchronić od tego wiecznego losu. Należy więc przyjąć z wdzięcznością
różne Boże pouczenia i nie obrażać się z tego powodu, iż są one nieraz
bardzo ostre i niepokojące.
Człowiek
może nie dostrzegać nie tylko niebezpieczeństw, na które naraża grzech,
ale może nie widzieć choćby samego grzechu. Dzieje się to z powodu
przytępienia sumienia. Nierzadko niszczy się celowo i świadomie
wrażliwość swojego sumienia, aby ono nie niepokoiło. Przez to sprawia
się, iż nie ostrzega ono przed tym groźnym niebezpieczeństwem dla
wiecznego zbawienia, którym jest grzech. Szukając fałszywego spokoju,
przytępia się sumienie. Skutek tego działania jest taki, iż nie ma ani
pokoju, ani wołania pożytecznego głosu, który ostrzegał przed
zagrożeniem. Sumienie bowiem jest darem Bożej dobroci, wołaniem Boga,
który pragnie uchronić człowieka od wiecznej śmierci. Miłosierdzie Boże
posługuje się nim, aby człowieka naprowadzić na adekwatną drogę
zbawienia.
W
przeciwieństwie do człowieka szatan dobrze wie, do czego prowadzi
grzech. Dlatego usiłuje człowieka nakłonić do grzeszenia i do trwania w
grzechu. Szatan jest groźny dla człowieka, bo go nie widać i wielu w
niego nie wierzy. Potrzebujemy więc pouczenia i ostrzeżenia przed
działaniem złych duchów, które usiłują nas doprowadzić do wiecznej
zguby.
Pismo
św. porównuje szatana do groźnego lwa, czyhającego na nasze życie. List
św. Piotra ostrzega nas przed nim słowami: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie!
Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć” (1
P 5,8).
Ponieważ
szatan jest groźny, trzeba więc ostrzegać przed nim ludzi – zagrożone
przez niego owce. Trzeba im stale przypominać, iż mają się trzymać
blisko Pasterza, który potrafi je obronić. Tym Dobrym Pasterzem, który
oddaje życie za swoje owce (por. J 10,11), jest Chrystus i wierni Mu
uczniowie.
g) Miłosierdzie ostrzegające przed fałszerzami Bożej prawdy.
Różne
niebezpieczeństwa grożą człowiekowi dążącemu do zbawienia. Do zagrożeń
tych należą między innymi błędne nauki, które niszczą wiarę i życie
moralne. Miłosierny Bóg różnymi środkami usiłuje obronić nas przed tym
niebezpieczeństwem.
– Niebezpieczeństwo
błędnych nauk. Błędne nauki są niebezpieczne, gdyż niszczą wiarę i w
wielu wypadkach mogą też zniechęcać człowieka do uświęcania się.
Istnieje też nauczanie, które usypia sumienie ludzkie, a tym samym
przeszkadza mu w przemienianiu swojego życia. I tak np. nieraz słyszy
się opinie, iż człowiek nie jest zdolny do popełnienia grzechu
ciężkiego. A gdyby choćby był do tego zdolny, to nie musi się niczego
obawiać, bo piekła albo nie ma, albo – jeżeli jest – to nie trwa
wiecznie. Szerzyciele tych fałszywych opinii zaprzeczają wiecznej
odpowiedzialności człowieka za życie ziemskie, za swoje postępowanie. W
ten sposób rodzą złudny spokój, poczucie fałszywego bezpieczeństwa
bardzo groźne dla zbawienia człowieka.
Oszuści
ci, aby skutecznie zmylić człowieka, przemilczają niektóre ważne
prawdy. I tak np. tłumaczą, iż należy kierować się swoim sumieniem, co
bez wątpienia jest rzeczą słuszną. Przemilczają jednak fakt, iż trzeba
ciągle formować swoje sumienie, tak jak sprawdza się i nastawia od czasu
do czasu zegarki, aby nie śpieszyły się ani nie chodziły zbyt wolno,
lecz aby pokazywały adekwatną godzinę. Nie mówią, iż sumienie każdego
człowieka może ulec zdeformowaniu, iż może być stłumione przez
pożądliwości i namiętności człowieka, który często głos swoich wad i
nałogów bierze za wezwanie sumienia.
Fałszerze
Bożej prawdy, którzy usypiają czujność i ludzkie sumienia, nie są
prawdziwymi pasterzami dla powierzonych im owiec, ale najemnikami. Nie
bronią bowiem przed wilkiem-szatanem, nie uczą ostrożności, ale
uspokajają i usypiają owce, aby stały się łatwym łupem dla
wilka-szatana.
Inna
grupa subtelnych zwodzicieli szkodzi człowiekowi w ten sposób, iż
zajmują go sprawami drugorzędnymi i marginalnymi, odciągając przez to
uwagę od problemów istotnych, takich jak wieczne zbawienie, o które –
według św. Pawła – należy zabiegać z bojaźnią i drżeniem (por. Flp
2,12). Aby odwrócić uwagę człowieka od wieczności i zbawienia, zajmują
go wyłącznie spawami doczesnymi albo jakimiś drugorzędnymi problemami
teologicznymi, które nie mają żadnego wpływu na kształtowanie życia.
Takie nauki albo zupełnie zatruwają umysły, albo w najlepszym wypadku
odciągają od wysiłku zmieniania swojego życia, od nawrócenia. Człowiek
bowiem nie potrafi zrobić na raz wszystkiego i gdy zajmuje się sprawami
drugorzędnymi, łatwo pomija rzeczy najbardziej istotne.
Inne
groźne oszustwo polega na tym, iż ukazuje się źródło ocalenia i
zbawienia tam, gdzie w rzeczywistości go nie ma, np. w medytacjach
wschodnich, w dietach, kontrolowanym oddechu, w przyjmowaniu
odpowiednich pozycji ciała, w energiach, w bogactwie, sukcesie ziemskim,
w rewolucjach społecznych, w przesadnym zajmowaniu się ekologią, w
przekształcaniu samych tylko struktur bez zmieniania serca człowieka
itp. Przez to człowiek może zapomnieć o modlitwie, o sakramentach, o
potrzebie kierowania się w życiu miłością do Boga i do ludzi. Idąc za
głosicielami zwodniczych nauk człowiek może porzucić Boga prawdziwego,
jedynego Zbawiciela, i zwrócić się do różnych „zbawicieli”, którzy
zamiast zbawienia przynoszą mu tylko rozczarowanie, zgorzknienie,
zniechęcenie, rozpacz.
Istnieje
jeszcze inna grupa oszustów, którzy zdobywają sobie zwolenników
pochlebstwami typu: „Jesteście ludźmi dojrzałymi”, „Człowiek dojrzały ma
sam o wszystkim decydować w swoim sumieniu, ma liczyć tylko na siebie”,
„Nie jesteście dziećmi ani niewolnikami, którzy muszą słuchać”,
„Jesteście ludźmi mocnymi, nie potrzeba wam żadnego Boga, żadnej łaski.
Sami potraficie wszystko uczynić”, „Bez oglądania się na przykazania,
jako wolne istoty, jesteście w stanie zbudować nowy ład, nowe prawa, na
których powinien się opierać porządek społeczny”. I tak, bazując na
pysze człowieka, pozyskują go dla siebie swoimi naukami. Rozbudzają w
nim pychę, przez co przestaje on otaczać Boga należnym Mu dziecięcym
szacunkiem; przestaje Go kochać prawdziwą miłością, gotową wypełniać
zawsze wolę Bożą.
Pyszny
człowiek, który uwierzył w swoją rzekomą dojrzałość i wielkość, staje
się często bezkrytyczny wobec siebie, nie doskonali swojej miłości i
karłowacieje duchowo, kierując się egoizmem, szukaniem swoich
przyjemności itp.
Fałszerze
Bożej prawdy okazują się szczególnie groźni, gdy są z wykształcenia
teologami albo – jeszcze gorzej – osobami duchownymi, gdy ze względu na
swoje wykształcenie i erudycję cieszą się poważaniem. Łatwo wtedy
zdobywają zaufanie i ich zwodzenie staje się naprawdę groźne.
Fałszerze
objawionej nauki są podobni do wilków w owczej skórze (por. Mt 7,15).
Przebierają się za przyjazne owce, noszą ich skóry, aby ich nikt nie
rozpoznał. Wchodzą wszędzie, przenikają różne środowiska, aby szerzyć
błędy, niszczyć prawdę, utrudniać ludziom zbawienie. To ukryci
nieprzyjaciele, którzy udają przyjaciół. To pozorni głosiciele
Ewangelii, którzy w rzeczywistości rozgłaszają swoje fałszywe i
wymyślone przez siebie nauki. Są fałszywymi prorokami. Ci fałszerze, jak
mówi Apokalipsa, są podobni do Baranka, czyli do Chrystusa, ale mówią
jak smok-szatan (por. Ap 13,11). Nieraz uchodzą za wybitnych teologów,
zdobywają światowy rozgłos, chociaż zamiast Bożej objawionej nauki
szerzą swoje nauki, wymyślone dla zdobycia popularności, a w niejednym
wypadku – dla usprawiedliwienia swojego grzesznego życia, dla
uspokojenia swojego sumienia.
– Obrona przed zgubnymi naukami.
Jezus
Chrystus, który założył swój Kościół, wiedział, iż będzie on ciągle
zagrożony przez głosicieli fałszywych i zwodniczych nauk. Dlatego też
Piotrowi i jego następcom udzielił specjalnego daru nieomylności w
tłumaczeniu nauki objawionej. jeżeli więc nie chcemy popaść w błędy,
powinniśmy iść zawsze za nauczaniem papieży. Nauczanie Kościoła stoi na
straży prawdy objawionej. Autentyczna nauka Kościoła jest dla nas
przewodnikiem, który poucza, prowadzi i ostrzega przed
niebezpieczeństwami. Powszechna nauka Kościoła zawarta jest w
Katechizmie Kościoła Katolickiego, dlatego stanowi on nieocenioną pomoc w
wytrwaniu w prawdzie i w dążeniu do wiecznego zbawienia.
Jeśli
więc komuś zależy na trwaniu w prawdzie i na zbawieniu, powinien
wsłuchać się w nauczanie Kościoła zawarte szczególnie w pouczeniach
papieża, soborów, a także w Katechizmie.
Kto
przyjmuje prawdziwą naukę Jezusa przekazywaną przez Urząd Nauczycielski
Kościoła, ten buduje dom na skale (por. Mt 7,24-27). Domu tego nie
zburzą wichury błędu. Oparta na prawdzie Chrystusowej – przekazywanej
przez Kościół – budowla życia ocaleje na wieczność i przyniesie nie
kończącą się euforia jej budowniczemu.
Abyśmy
nie ulegli różnym błędom, miłosierny Bóg – zwłaszcza w chwilach
szczególnych zagrożeń prawdy i życia moralnego – posyła swoich
posłańców, którzy powtarzają na różne sposoby słowa św. Pawła:
„Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale
według własnych pożądań – ponieważ ich uszy świerzbią – będą sobie
mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą
się ku zmyślonym opowiadaniom” (2 Tm 4,3-4). Czasami ci posłańcy – tacy
jak np. św. Katarzyna ze Sieny – otrzymują wyjątkowe światło, a choćby
objawienie Boże, aby mogli skutecznie wypełnić swoją funkcję ostrzegania
i pomagania Kościołowi.