Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.
Źródło: Arka pociechy 1880
Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.
Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.
Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Maryi Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:
- Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
- Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
- Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w Niebie.
- Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.
Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.
Duszo pobożna weź to do serca twego.
Uwaga o odpustach.
Źródło: Głos duszy 1881;
Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.
Benedykt XIV, sławny i uczony Papież, polecał Brewem d. 16 grudnia 1746r., bardzo gorąco rozmyślanie, i bardzo słusznie, mało bowiem jest ćwiczeń pobożnych, z których by Chrześcijanie mogli czerpać skuteczniejsze środki do zapewnienia sobie wytrwania i postępu w cnotach.
„Dajcie mi kogoś, który co dzień choć kwadrans poświęca rozmyślaniu powiedziała Św. Teresa, a ja mu obiecuję Niebo“.
Odpusty:
1) Zupełny raz na miesiąc w dzień dowolnie obrany, jeżeli kto przez miesiąc co dzień rozmyśla przez pół godziny lub przynajmniej przez kwadrans. Warunki: Spowiedź, Komunia Święta i modlitwa pobożna na zwyczajne intencje.
2) 7 lat i 7 kwadragen za każdy raz, gdy kto w kościele lub gdzieindziej, publicznie lub prywatnie, naucza innych o sposobie rozmyślania, albo gdy kto tej nauki słucha. Warunek: Spowiedź, Komunia Święta za każdym razem.
3) Odpust zupełny raz na miesiąc w dniu dowolnie obranym, gdy kto pilnie naucza, albo się dał pouczyć. Warunki: Spowiedź, ilekroć z sercem skruszonym przyjmą Komunię Świętą i modlitwa na zwyczajne intencje. (Benedykt XIV. Brew. dn. 16 grudnia 1746r.)
Wszystkie te odpusty można ofiarować za dusze wiernych zmarłych.
Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.
Odpusty:
1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Maryi Panny po Śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.
2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.
3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.
Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.
(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najpierw na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).
WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO
V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.
R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.
V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.
R. A cała ziemia będzie odnowiona.
V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.
R. Amen.
DZIEŃ 7
CYKL I.
Ks. Józef Raba TJ – Matka Bolesna
🔉ROZWAŻANIE. MATKA, KTÓRA SZŁA Z PANEM JEZUSEM NA GOLGOTĘ. Część 2.
Stara Tradycja Chrześcijańska podzieliła Drogę Krzyżową na 14 stacji, które są obrazem pewnych wydarzeń na drodze Pana Jezusa ku miejscu stracenia. Skazanie Pana Jezusa na śmierć, obarczenie krzyżem, bolesne upadki pod krzyżem, spotkanie z Matką Najświętszą, pomoc Szymona Cyrenejczyka, otarcie twarzy przez Weronikę, przemówienie do niewiast jerozolimskich, obnażenie z szat, przybicie do krzyża i śmierć na nim, zdjęcie z krzyża i pogrzeb w pożyczonym grobie, wszystko to owiane jest głębokim smutkiem i współczuciem, którym wieki całe darzą Zbawiciela idącego na śmierć za nasze grzechy i za nasze wieczne życie w niezmąconym szczęściu. I tak będzie zawsze. Zawsze znajdować się będą wyznawcy Chrystusa, którzy pójdą za Nim tą drogą, której nikt już z dziejów świata nie wymaże. Idziemy i my dzisiaj tą drogą, pamiętając wszakże o wskazaniu Św. Pawła Apostoła: „To bowiem rozumiejcie, co i w Chrystusie Jezusie, Który… uniżył Samego Siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa” (Flp 2, 5-8).
Szła tą drogą blisko Skazańca Matka Jego, dzieląc jak nikt inny, Mękę Jego Ciała i Duszy, szyderstwa starszych ludu, kpiny żołnierzy, pogardę spojrzeń podburzonego tłumu. Cała Jej postawa, zapłakane oczy i krwawiące serce były Panu Jezusowi zadośćuczynieniem za ślepotę tych ludzi. Gdy Usta Jej milczały w nadmiarze Boleści, Serce łączyło się z Synem w przejmującym dialogu. „Jestem przy Tobie, ukochany Synu. Rozumiem sens Twej Męki fizycznej i moralnej. Całym Sercem jednoczę się z Twoimi wzniosłymi intencjami, wszak po to raczyłeś mnie włączyć w Swoje Dzieło zbawcze. Nie myśl, Najdroższy, o słabości swych Apostołów, o ich nieobecności w tym najważniejszym dla Ciebie dniu. Twoja Matka chce Ci nieść serdeczne zadośćuczynienie za całą ludzką niewdzięczność, zwłaszcza tych najbliższych”.
Marya wynagradzała Panu Jezusowi bolesne osamotnienie i wydanie Go na pastwę dzikiej mściwości wrogów. Wynagradzała też z Nim razem trzykroć Świętemu Majestatowi Boga za ogrom grzechów ludzkich od Adama po ostatniego człowieka na ziemi, od pierwszego do końcowego „nie będą służyć” na chwilę przed sądem.
Ósma stacja Drogi Krzyżowej umocniła Ją w tym zadośćuczynnym usposobieniu. Na widok bowiem gromadki lamentujących niewiast, Pan Jezus, jak gdyby nie dostrzegając ich czysto ludzkiego współczucia, wzywa je do łez żalu za grzechy. Za ich własne grzechy i za winy potomstwa, idącego w pokolenia. „Córki Jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi” (Łuk. 23, 28). „Albowiem jeżeli to się dzieje z drzewem zielonym, cóż się z uschłym stanie?” (Łuk. 23,31). Jestem ofiarą grzechu. To jego ciężar zmiażdżył Mi Ciało i Duszę, jak stopa przechodnia miażdży robaczka na drodze. Pragnę waszych łez żalu pokutnego i zadośćczyniącego. Zmieszajcie je ze strugami Mojej Krwi. Niech one zmyją te brudy moralne, które rozlały się morzem, choćby na Moją Przeczystą Duszę.
Bo jeżeli Bóg Ojciec w Swym słusznym Gniewie tak surowo dochodzi Swych Praw na Moim Świętym Człowieczeństwie – za grzechy zewnętrznie tylko przyjęte, to co czeka grzeszników, pogrążonych w nieprawościach
przez zdecydowaną afirmację? Toteż wypraszajcie im Boże Zmiłowanie w oparciu o Moją Ofiarę.
Nie zrozumiały prawdopodobnie głosu Pana Jezusa zapłakane niewiasty, ale w pełni pojęła Swego Syna Matka Bolesna.
Najświętsza Marya Panna pragnie ustawicznie przedłużać Swoje zadość czynne uczucia, jak wciąż z wieku w wiek mnożą się nieprawości już odkupionych, ale zaprzepaszczających Zasługi Odkupiciela, Toteż w Swych zjawieniach historycznych usilnie powtarza słowo „pokuta” i „wynagrodzenie”.
By lepiej zrozumieć zagadnienie wynagradzania, zwróćmy uwagę na podstawy dogmatyczne wynagradzania.
Co możemy dodać do tego wynagrodzenia, jakie Chrystus Pan złożył Swemu Ojcu za grzechy całego świata?
Wiemy, iż Pan Jezus przez Swą Bolesną Mękę nie tylko wyrównał zniewagę wyrządzoną przez grzechy ludzkie Bogu Ojcu, ale dał to wynagrodzenie w nadmiarze. Było ono pełne i nieskończone z racji nieskończonej godności Osoby Chrystusa, Syna Bożego,
Co więcej, było to wynagrodzenie jedyne, jakie mogło być dane Bogu Ojcu w sposób zgodny z Jego Mądrością, Miłosierdziem i Sprawiedliwością. Istnieje więc jeden Wynagrodziciel, tak jak istnieje Jeden Zbawca ludzi i jeden Pośrednik między nami a Bogiem – Pan nasz Jezus Chrystus. To wszystko może nasunąć nam myśl, iż nasze wynagradzanie Panu Bogu za grzechy nasze i innych ludzi jest już zbędne. Tymczasem Św. Paweł Apostoł mówi, iż tak nie jest: „Raduję się w cierpieniach za was i dopełniam na ciele własnym tego, czego nie dostaje cierpieniom Chrystusowym, za Ciało Jego, Którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Miara cierpień, przypadająca Chrystusowi jako Zbawcy, była pełna w odniesieniu do Jego Osoby. Ponieważ jednak Chrystus Pan cały to Chrystus Mistyczny, a więc On i my, Chrystus Pan chce dalej wynagradzać Bogu Ojcu w nas za grzechy ludzkie. Tu więc znajduje się fundament naszego wynagradzania Panu Bogu.
Czy jest rzeczą możliwą wynagradzać Panu Bogu za grzechy innych ludzi, mimo swych własnych grzechów i niewierności?
Komórka mistyczna wynagradza nie tylko za siebie, ale za całe Ciało Mistyczne Chrystusa. „Dopełniam Mękę Pana Jezusa mówi Św. Paweł Apostoł, za Ciało Jego, którym jest Kościół”. Każdy grzech ma swe skutki społeczne, ma je również, tylko w większym jeszcze stopniu, Łaska. „Gdzie spotęgował się grzech, tam tym obficiej spłynęła Łaska” (Rzym. 5,20). W Chrystusie Panu więc dźwigamy cały ciężar grzechów świata. Uczestnicząc w Jego Krzyżu, uczestniczymy również w Jego Dziele zbawczym. o ile chcemy dać konieczne dopełnienie Męce Chrystusa, musimy obojętność, zniewagi, zapomnienia i wzgardy, jako codzienną odpowiedź ludzi na Miłość Bożą, a niestety często i naszą odpowiedź wziąć na swoje barki i dźwigać grzechy świata wspólnie z Barankiem prowadzonym na śmierć. Od tego naszego wkładu zależy zbawienie wielu ludzi.
Mamy do rozporządzenia wiele sposobów i środków, by zadość czynić Najwyższemu Panu. Udział we Mszy Świętej, w której Chrystus Pan ponawia Swą Przenajświętszą Ofiarę na odpuszczenie grzechów, za zbawienie nasze i całego świata. Częste przyjmowanie Komunii Świętej w intencji wynagradzającej. Różaniec Święty, zwłaszcza w części Bolesnej stanowi prawdziwą szkołę zadośćuczynienia za grzechy. Uczy nas bowiem, jak w łączności z cierpiącym Zbawicielem i Jego Matką Bolesną możemy z codziennych modlitw, prac, cierpień splatać wieniec czynów wynagradzających za grzechy swoje i bliźnich.
Tuż przed ostatnią wojną, na wystawie obrazów w Paryżu był interesujący szkic pędzla Maxima Real del Sarta, wyobrażający Chrystusa niosącego bez trudu olbrzymi krzyż, którego ramiona sięgały do krańców ziemi. Za triumfalną Postacią Chrystusa, w cieniu krzyża, postępuje mnóstwo ludzi, którzy chętnie pragną ulżyć ciężaru Cierpiącemu. Kobiety, mężczyźni, starcy, młodzież, dzieci, kapłani i świeccy, robotnicy i żołnierze, panny i młodzieńcy… wszyscy ofiarują swą pomoc Chrystusowi Panu. Wszyscy wraz z Nim jednakowo odważnie, z ufnością idą na Golgotę, składać Ofiarę na odpuszczenie grzechów, za zbawienie swoje i całego świata.
† † †
Drugą z kolei osobą, z jaką Chrystus Pan spotkał się na Swej drodze krzyżowej, był Szymon Cyrenejczyk. Szedł w przeciwnym kierunku niż pochód, do miasta. Ze współczuciem wpatrywał się w Człowieka, którego do ziemi przyciskał krzyż. Szymona otaczają żołnierze i przymuszają do podjęcia krzyża. Broni się, bierze krzyż z oporem i idzie za Panem Jezusem. To ja mam nieść tę szubienicę? Czemu właśnie ja? Ale oto wzrok jego spotyka się z wzrokiem Pana Jezusa. Coś wstrząsnęło nim do głębi, roztajało w duszy, spuścił oczy, wbił je w ziemię, poprawił ciężki krzyż i ruszył pod górę. A Oczy Zbawiciela stały mu ciągle w pamięci i nie mógł pojąć, co się z Nim dzieje. Rozpoczyna się to dziwne działanie Łaski w duszy człowieka, które się nie daje ani opisać, ani wyrazić. Tak się bronił przed krzyżem, tak się zżymał, a teraz jakaś euforia zalewa mu duszę.
Cała Tradycja Chrześcijańska uważa, iż Szymon Cyrenejczyk przeżył wówczas swoje nawrócenie. Został Chrześcijaninem, Świętym.
I możemy być pewni, iż spośród wszystkich chwil swojego życia za największą zawsze uważał tę chwilę, w której dźwigał Pański Krzyż. To były jego najświętsze wspomnienia.
I oto mamy pierwszą praktyczną lekcję dźwigania Krzyża, a Szymon z Cyreny stał się pierwszym uczniem tej najważniejszej umiejętności. Niewątpliwie najważniejszej, bo cierpienie towarzyszy wszystkim ludziom jak cień i wszyscy muszą umieć cierpieć. Także i rodziny.
Rozważmy więc pokrótce, jak rodzina ma się ustosunkować do cierpienia: do tych zwykłych, codziennych „krzyżyków” i do tych nadzwyczajnych doświadczeń życiowych.
Takim ciężkim doświadczeniem dla rodziny może być jakiś nałóg, w który popadł ojciec, albo przewlekła choroba matki, albo kalectwo dziecka. Na cóż wtedy zdadzą się wyrzekania: „Dlaczego mnie Pan Bóg tak ciężko dotknął”; „dlaczego właśnie ja muszą tak okropnie cierpieć”; „przecież ja już więcej nie mogę tego znieść”. Tu trzeba czegoś więcej, o ile się chce zwycięsko wyjść z cierpienia.
Głośna swego czasu książka pt. „Moi rodzice” zawiera wspomnienia ludzi dojrzałych o ich dzieciństwie i o ich rodzicach. Oto co pisze między innymi pewna nauczycielka (zob. str. 172 i n.):
„Nasz ojciec był dorożkarzem. Rodzice, choć nieuczeni i prości, tak doceniali znaczenie nauki, iż włożyli maksimum trudu, abyśmy mogli ukończyć szkoły. Kiedy patrzę z perspektywy lat na trudne życie mojej matki, pełne samozaparcia i ofiar przerastających niejednokrotnie jej słabe siły, jestem pełna podziwu. Musiała być nadzwyczaj mocnym człowiekiem, o głęboko wkorzenionych zasadach moralnych, mających swe źródło w Panu Bogu, jeżeli w okresie w związku z trwającego nałogu pijaństwa ojca, a nim nędzy, poniewierki i iluż upokorzeń, nie opuściła ojca, Rozumiała, iż jeżeli odejdzie od niego wraz z nami, wtedy ojciec zostanie sam, może stoczyć się na dno nędzy ludzkiej, z której nie ma powrotu. Czuła się za niego odpowiedzialną. Więc cierpiała i trwała, jedynie w modlitwie czerpiąc siły. Ofiary jej nie poszły na marne. My zdobyliśmy wykształcenie, a ojciec został uratowany”.
Słusznie owa nauczycielka podziwia postawę swojej matki wobec cierpienia. Dzielna kobieta nie załamała się pod jego obuchem. Potrafiła skupić się i zmobilizować wszelkie siły do walki z nieszczęściem. Łatwiej było jej odejść od męża-pijalca. Ale ona rozumiała, iż jest mu potrzebna i za niego odpowiedzialna. – Zdawała też sobie sprawę, iż jej siły są za słabe do zniesienia tego jarzma. Dlatego u Pana Boga szukała pomocy w częstej, żarliwej modlitwie. Znajdowała też wspomożenie u ludzi sobie bliskich, zwłaszcza u dzieci. To umniejszało ogrom cierpienia. Wszak wiadomo, iż najstraszniejsze chwile cierpienia są wtedy, gdy człowiek cierpi samotnie, kiedy nie ma nikogo, kto by mu współczuł, nad nim się ulitował i go pocieszył. Dzięki takiej postawie owa zacna matka nie dopuściła do dezorganizacji życia rodzinnego. Uratowała atmosferę spokoju w rodzinie i zachowała wzajemną życzliwość.
Innym rodzajem cierpienia, któremu poddawana bywa rodzina, są codzienne konflikty. Wypływają one z najróżnorodniejszych źródeł. Raz będą to różnice powstałe na skutek odmiennych charakterów i usposobień. Kiedy indziej przemęczenie czy choroba spowodują narastanie konfliktów. Poza tym niemały wpływ będzie tu miał egoizm, którym dotknięta jest natura każdego człowieka, oraz trudności materialne, które szczególnie w rodzinie powodują niemałe zakłócenia. – Jak je zlikwidować?
Piękny przykład pozostawił nam pan Lou (żyjący w latach 1871-1949). Był to wybitny swego czasu dyplomata chiński, który wraz z żoną nawrócił się na Katolicyzm. Ich pożycie małżeńskie było nadzwyczaj przykładne. Ale to swoje szczęście małżeńskie oboje wykuwali wytrwałą, znojną pracą. Toteż gdy w 1924 r. obchodzili swój srebrny jubileusz pożycia małżeńskiego, wtedy p. Lou ofiarował żonie nową obrączkę z platyny. Kazał zaś na niej, jak i na swojej, wyryć trzy razy literę „P”, co oznaczało: Priére, Patience, Penitence – Modlitwa, Cierpliwość, Pokuta. Miało to im być przypomnieniem, gdzie mają szukać pomocy w przezwyciężaniu codziennych, często jakże nużących konfliktów (zob. Convertis du XX-e siécle, p. 95).
Podobnie i rodzina zlikwiduje swoje nieuniknione, codzienne konflikty. Najpierw przez cierpliwe znoszenie swoich własnych oraz cudzych braków. Potem przez usilne czuwanie, by zwykłych drobiazgów nie wyolbrzymiać i nie dopuścić do jeszcze większego powikłania nieporozumień. A wreszcie: przez częstą modlitwę do Pana Boga o ofiarną i wyrozumiałą miłość na co dzień.
A gdy spadnie na nas cierpienie, trzeba pamiętać i o tym, iż Pan Jezus nie szedł na Kalwarię Sam. W drodze wyszła Mu naprzeciw Matka Najświętsza, Która towarzyszyć Mu będzie aż na sam szczyt Golgoty. – Każdy, kto niesie swój krzyż ma w swym życiu czwartą stację, stację spotkania z Matką Najświętszą Bolesną.
Pan Jezus, niosąc Swój krzyż, chyba często Myśl i Serce kierował ku Niej. Ona Mu jednak wtenczas pomóc nie mogła w niesieniu krzyża. Jeden z Jej Świętych czcicieli nazwał Ją „Wszechmocą proszącą”. Nie zdejmie i nam co prawda krzyża z ramion, nie poniesie go za nas, tak jak nie niosła go Panu Jezusowi, ale tak wesprze nasze siły i pocieszy, iż nie załamiemy się, ale dojdziemy zwycięsko do szczęśliwej mety. Wesprze nas swoim wstawiennictwem u Syna.
Wielka w tym zachęta, by rodziny nasze poddały się pod rządy i Opiekę Matki Najświętszej i Jej się oddały w Macierzyńską niewolę. Przecież to niewola, która jest wolnością dzieci Bożych.
Doprawdy, idzie o stawkę wielką: największą w skali nadprzyrodzonej, ale i największą w wymiarach ziemskich. Wśród ziemskich wartości bowiem nie można znaleźć większego szczęścia nad szczęście rodzinne, jak i nie ma nieszczęścia ziemskiego, które mogłoby być porównane z nieszczęściem rodzinnym. Każde inne szczęście i każde inne nieszczęście trzyma się raczej powierzchni i rani ludzi tylko zewnątrz, szczęście lub nieszczęście rodzinne wdziera się w głąb samego serca, Pan Bóg bowiem złotą nić więzów rodzinnych przeprowadza przez sam środek ludzkiego serca.
Matka Najświętsza tę złotą nić podtrzymuje i umacnia. Daje nam cenną obietnicę: „Kto Mi jest posłuszny, nie dozna wstydu, a którzy przeze Mnie działać będą, nie zbłądzą” (Ks. Syr. 24, 22). Amen.
CYKL II.
Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.
ROZWAŻANIE. Pierwsza Boleść. PROROCTWO ŚWIĘTEGO SYMEONA. §. I. Szczegóły tej Tajemnicy.
Przystępując do rozważania Boleści Przenajdroższej naszej Matki Niebieskiej, przychodzi nam na myśl to co spotkało przyjaciół Hioba, gdy przybywszy go odwiedzić, osłupieli na widok jego niezmiernych cierpień. Podniósłszy z daleka oczy swe, powiada Pismo święte, nie poznali go i zakrzyknąwszy płakali, a rozdarłszy szaty swe, sypali proch na głowy swe ku Niebu. I siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, a żaden do niego słowa nie mówił, bo widzieli iż boleść była gwałtowna (Hiob 12, 13).
I nam też milczeć by wypadało, gdybyśmy sądzili iż rozważając Boleści Maryi potrafilibyśmy godnie je opisać, adekwatnie je wystawić, dokładnie chociażby tylko wyobrazić sobie. Ale nam o to nie chodzi wcale, i wiemy iż roić sobie coś podobnego byłoby nie darowanym zuchwalstwem. A więc starać się tylko będziemy przedstawić pobożnej duszy, w ich chronologicznym następstwie te wypadki z Życia Błogosławionego Przenajświętszej Maryi Panny, które głównie odnoszą się do doznanych przez Nią cierpień, i jak to już wyżej nadmieniliśmy, wyciągać z nich potrzebne dla nas nauki.
Zaczniemy wtedy od zaofiarowania przez Nią w Świątyni Jerozolimskiej Dzieciątka Jezus; przy tej to bowiem Tajemnicy, pierwszy z Siedmiu Jej Boleści miecz przeszył Jej Niepokalane Serce, przepowiednią jaką z Woli Pana Boga, Święty starzec Symeon wygłosił wtedy przed Nią.
Czterdzieści dni upłynęło było od owej nocy, w której nad kolebką narodzonego w ludzkim Ciele Boga, słyszeć się dały śpiewy Aniołów. Przez czas ten, Marya i Józef coraz więcej zagłębiali się w Tajemnicach Boskich; Pasterze oddali cześć nowonarodzonemu Dzieciątku; Trzej Królowie u nóg Jego złożyli swoje dary, a cudowna Gwiazda która ich do Niego przywiodła, znikła już była z nocnego sklepienia Niebios.
Na świecie tymczasem szło wszystko swoim zwykłym trybem. W jego ówczesnej głównej stolicy Rzymie, zajmowano się najważniejszymi sprawami politycznymi. W Atenach, najsłynniejszym wtedy przybytku nauk, toczyły się po wszechnicach głębokie rozprawy filozoficzne. Do Damaszku, najhandlowniejszego w starożytności miasta, ciągnęły bezustannie karawany obładowane najrozmaitszymi i najkosztowniejszymi towarami, i z nowymi od niego do różnych państw wracały wyrobami. A na ziemi Żydowskiej, należącej podówczas do Cesarstwa Rzymskiego, urzędnicy cesarscy spisywali w Betlejem, jednym z małych miast tej krainy, całą jej ludność.
I tamto, przybywszy z tego powodu Marya z Józefem, wydała na świat Syna Bożego. Po upływie zaś dni czterdziestu, stosownie do prawa Mojżeszowego, zanosi Boże Dzieciątko do Jerozolimy, aby je tam w świątyni stawić, to jest zaofiarować Panu (zob. Łuk. 2, 23).
Razem więc z Przeczystym Oblubieńcem Swoim i z Nowonarodzonym Bogiem-Dziecięciem, opuszcza miejsce gdzie te dni czterdzieści przeszły Jej tak prędko jak niebieskie widzenie, i przebywa wąską dolinę po której droga wiedzie do Jerozolimy. Winne latorośle pokrywające to spadziste wzgórze, tylko co zaczęły wylewać swoje łzy wiosenne po zacięciach zadanych Im przez uprawiających winnicę, a na pokrytych zieleniejącymi się już zbożami niwach, gdzie niegdyś Rut zbierała pozostawione przez żniwiarzy kłosy, i na szarych skałach okalających grób Racheli, jaśniało słońce wczesnej w owej krainie wiosny.
Dzień był prześliczny; na niebie lazurowym ani najlżejszej nie widać było chmurki — i Święci Pielgrzymi wyszedłszy z Betlejem bardzo rano, zbliżyli się do Jerozolimy zanim jeszcze zaszło słońce, i ujrzeli w niej błyszczące kopuły wznoszącej się nad wszystkie inne gmachy Świątyni Pana Boga prawdziwego, do której Tegoż Pana Boga nieśli.
Marya, spędziła była dwanaście lat Swego Błogosławionego Życia, w zabudowaniach tego świętego gmachu. Tam zaofiarowanie Swego Dziedzictwa Panu Bogu, uczynione od pierwszej chwili Jej Niepokalanego Poczęcia, ponowiła była. Tam rozpamiętywała Pisma, i wyuczyła się tajemnic tyczących się obiecanego Mesjasza. Wracała zaś do świątyni Dziewicą jak stamtąd wyszła, a jednakże o! cudzie przenajdroższy! wracała Matką, z Dzieciątkiem Swoim na ręku. Przychodziła po Oczyszczenie Ona, czystsza od śniegów Libańskich, na których nie postała nigdy żadna stopa istoty żyjącej; czystsza od Aniołów niebieską czystością jaśniejących, a przychodziła zaofiarować Dzieciątko Swoje Bogu Ojcu i złożyć Stwórcy Dar, na jaki żadne stworzenie zdobyć się nie było w możności, bo Dar zupełnie Jemu Samemu równy!
Kiedy w miejsce zburzonej pierwotnej Świątyni Salomonowej, nowa odbudowaną została, starsi z ludu wybranego głośne rozwodzili żale, iż co do wspaniałości budynku nie dorównywała ona pierwszej. ale dawna Świątynia nie oglądała nigdy dnia takiego, jak ten, który wtedy poczynał świtać nad nowo odbudowaną. Świętość miejsca zwanego w niej Święte nad Świętymi (czyli Sancta Sanctorum) była tylko symbolem, tylko zapowiedzią rzeczywistej świętości nad świętościami Tego, Którego wtedy Marya niosła do Świątyni na Swych Rękach.
Lecz i w tym wiernie stosując się do przepisów Starego Zakonu, nieśli Święci Podróżni i inny dar jeszcze: bo gdy Marya niosła Dzieciątko Jezus, Józef niósł parę turkawek albo młodych gołębiąt, przy obrzędzie oczyszczenia składać się mających. Wielu zdążających podówczas także do Świątyni widziało ich idących, ale nie było w nich nic takiego co by szczególną na Nich uwagę drugich zwracało. Tak bowiem zwykle się dzieje, iż największej wagi Sprawy Boskie, nie od razu przez ludzi dopatrywane bywają, a dopiero z upływem czasu umysłom oświeconym wiarą, a najprędzej sercom gorejącym miłością, dostępnymi się stają.
Gdy nazajutrz po przybyciu do Jerozolimy Przenajświętsza Rodzina weszła do Świątyni, znajdował się w niej pomiędzy zgromadzonymi na poranne nabożeństwo, mąż wielkiej świątobliwości imieniem Symeon, którego skronie pokrywały już białe kwiaty podeszłej starości. Przeżył on już był, jak to mówią, sam siebie i niejako nie należał już do świata, z którego ówczesnym powszechnym skażeniem nie miał nic wspólnego. Obcymi mu były wszelkie zatargi faryzeuszów z saduceuszami, tak podówczas żywo zajmujące wszystkich należących do narodu wybranego, jak również i innych sekt żydowskich zagorzałe waśnie, w owej porze namiętnie rozdrażniające jednych przeciw drugich. Nic go już do życia nie przywiązywało, nic mu się w nim nie uśmiechało, prócz nadziei, iż prędzej czy później, przed śmiercią, dostąpi szczęścia ujrzenia zapowiedzianego Mesjasza. Odebrał bowiem od Ducha Świętego przyrzeczenie, mówi Ewangelia Święta, iż nie będzie oglądał śmierci, aż ujrzy Chrystusa Pańskiego (Łuk. 2, 25). W dniu zaś tym przybył On do Świątyni, przewidując, jak się zdaje, iż go już nareszcie szczęście to spotyka.
A także znajdowała się tam i druga jeszcze dusza wybrana, staruszka przeszło osiemdziesięcioletnia, wdowa, imieniem Anna, córka Fanuela z pokolenia Asser. Wyłącznie oddana bogomyślności, osiadła przy świątyni, nie odchodząc z kościoła, a postami i modlitwami służąc Panu Bogu we dnie i nocy (Łuk. 2, 36). A była przy tym obdarzoną i duchem prorockim.
O! cóż to za przecudne, chociaż tak nieliczne grono widzimy tu zgromadzone w Świątyni Pańskiej, w chwili gdy się ma w niej odbyć w cichości i jakby w utajeniu uroczystość nad uroczystościami! Bo oto Bóg Wcielony, Bogu Ojcu Przedwiecznemu ma być zaofiarowany, na zadośćuczynienie Najwyższej Sprawiedliwości za grzechy całego świata. Jest tu poważny i wielkiej świątobliwości Starzec, przedstawiający w sobie wszystkie dusze wybrane Starego Zakonu, i już nie tylko prorok zapowiadający Przyjście Zbawiciela, ale choćby mający Go wskazać i jakby pierwszy uznać w Dziecinie, gdy mu Go Matka poda na ręce.
Jest Anna Prorokini, również posunięta w lata, bo i ona przedstawiała na sobie wszystkie święte niewiasty zestarzałego już i przemijającego Zakonu Mojżeszowego.
Jest Józef, który, z powodu najszczytniejszych jakie spotkać mogły godności człowieka, bo przeczystego Oblubieńca Matki Boga i Tegoż Boga Wcielonego Piastuna — obdarzony był Łaskami, po Łaskach Maryi najwyższymi jakie kiedy duszy ludzkiej udzielone były.
I na koniec jest Marya, po Panu Bogu Istota Najwyższa, Najświętsza, Najdoskonalsza, na Której Rękach jakby na najmilszym dla Niego i najwspanialszym tronie, wstępuje do Swojej Świątyni Pan nad pany, Bóg Najwyższy! Marya złożyła Swoje ofiary, aby, jak się wyraża Ewangelia Święta, uczynić według przepisu Zakonnego (Łuk. 2, 27). Spełnia więc to w duchu posłuszeństwa, bo wie iż ten Pan nad pany, Którego przyniosła, gdy zacznie nauczać i przyświecać światu własnym przykładem, przede wszystkim posłuszeństwa Bogu Ojcu i Jego Prawom nauczać i domagać się będzie. Czyni zaś to tym chętniej i z tą większą skwapliwością, iż Obrzęd Oczyszczenia któremu się poddaje, Ona czystsza nad Anioły, służy do zatajenia najwyższej z Łask przez Nią otrzymanych, bo Łaski Macierzyństwa Boskiego. Oddaje Dzieciątko Symeonowi, jak to później nieraz czynić będzie, objawiając się różnym Świętym, gdy im tej niewymownej pociechy udzielać zechce. Szczęśliwy starzec bierze Je na ręce, i chociaż pochylony wiekiem, dźwiga Stwórcę Wszechświatów, a z najgłębszym uszanowaniem zwróciwszy oczy na Oblicze Bożej Dzieciny, zakosztowuje już tu na ziemi szczęścia i euforii niebieskich. Wpatruje się z świętym zachwytem w Boga Wcielonego, poznaje w Przenajświętszym Dzieciątku Tego, Który przychodzi odkupić ludzi i nowego objawienia światłem ich obdarzyć, a przejęty najżywszą wdzięcznością Panu Bogu, iż na koniec spełnia się przyrzeczenie dane mu przez Ducha Świętego, iż nie umrze dopóki Chrystusa Pańskiego nie ujrzy — taką Pieśń wygłasza: Teraz puszczasz sługę Twego, Panie, w pokoju, teraz umrę już spokojny; i pełen pociechy, gdyż według Słowa Twego oczy moje oglądały zbawienie Twoje, któreś zgotował przed oblicznością wszystkich narodów; ujrzałem jak mi to przyrzekłeś, Zbawiciela przychodzącego odkupić wszystkich ludzi, a który jest Światłość na objawienie poganom i chwałą ludu Twego (Łuk. 2, 29).
Tak przemawia Symeon, i w tej Pieśni swojej, którą Kościół Święty zamieścił w wieczornych pacierzach kanonicznych, opiewa on w istocie wieczór Starego Zakonu, a świtanie nowego. Ta natchniona Pieśń jego jest pieśnią przejścia rodu ludzkiego z pod prawa surowości i sprawiedliwości, pod prawo miłosierdzia i miłości. Spełniają się wreszcie wszystkie proroctwa, wszystkie najgorętsze wyczekiwania dusz najświętszych; cały świat stworzony uzupełnionym, ukoronowanym zostaje i podniesionym do najwyższego zaszczytu przez przyjęcie na Siebie przez Pana Boga ciała stworzonego; Raj Niebieski przez tyle wieków zamknięty dla ludzi grzechem pierwszych rodziców, na nowo otwarty zostaje. I oto Symeon, trzymając na ręku Dzieciątko Jezus, zapowiada całemu rodowi ludzkiemu te wszystkie najwyższe szczęścia jakie go spotkać mogły!…
To też na te słowa jego, i w Maryi rozradował się Duch Jej, jak gdy niegdyś Sama zapowiadając Świętej Elżbiecie Wcielenie się w Jej Łonie Syna Bożego, wygłosiła Swój Magnificat Swoją Pieśń: Wielbij Duszo Moja, Pana (Łuk. 1, 46).
Lecz o! Matko Przenajdroższa! to szczęście nad szczęściami które ma spotkać ludzi w Przyjściu na świat Pana Boga mającego ich wykupić z niewoli szatańskiej, te euforii nad radościami i nasze i Nieba całego, Ty będziesz musiała za nas wszystkich zapłacić Boleściami nad wszelkie boleści! Bo otóż wielki ten Prorok, któremu Pan Bóg kazał zapowiedzieć światu tak miary niemające pociechy, z Rozkazu Tegoż Pana Boga zwraca się do Maryi, i trzymając nad Jej Przenajświętszą Głową Boskie Dzieciątko i Nim Ją błogosławiąc, jak dziś kapłani błogosławią Przenajświętszym Sakramentem, zapowiada Jej najwyraźniej, iż co do Niej Samej, czekają Ją najcięższe Boleści: I błogosławił im Symeon, są słowa Ewangelii Świętej, i rzekł do Maryi, Matki Jego: A DUSZĘ TWĄ WŁASNĄ PRZENIKNIE MIECZ (Łuk 2, 35).
A rozważajmy tu te dwa szczególnie wyrazy: DUSZĘ i PRZENIKNIE. Zapowiadając więc Prorok Matce Przenajświętszej Jej Boleści, nie mówi iż Miecz, to jest Cierpienia najrozmaitsze i najdotkliwsze, dotkną tylko Jej niewinne Ciało; nie mówi, iż będą to Cierpienia tylko moralne, tylko przeszywające Jej Niepokalane Serce. ale powiada, iż Miecz ten ugodzi w Jej DUSZĘ, co znaczy, iż Boleści, które Ją czekają, dotkną całą Jej Istotę, będą Cierpieniami wszelkiego rodzaju, bo Cierpienia czy to fizyczne, czy moralne, o tyle są Cierpieniami o ile odczutymi są Duszą. I dlatego osoba pozbawiona zmysłów, nieprzytomna, nie odbierając wrażeń na duszy, rzeczywiście nie cierpi, to jest od cierpienia, boleści na duszy nie doznaje.
A także nie powiada Symeon, iż Duszę Maryi miecz przeszyje, albo iż Ją przebije, ale używa wyrażenia najsilniejszego, najdosadniejszego, bo powiada, iż Duszę Twą własną PRZENIKNIE miecz. Jakby mówił: Boleści, które Cię czekają, przenikną Cię, ogarną Cię, pochłoną Cię w Siebie całą: będą to cierpienia największe, najcięższe, najrozmaitsze, najdotkliwsze, jakie mogą spotkać istotę ludzką, bo Cierpienia całą Twoją Istotę przenikające: Duszę Twą Własną PRZENIKNIE miecz.
A dlaczego tak będzie? Co ten straszny Miecz wtłoczy w Niepokalaną, w Przenajświętszą Duszę Maryi? Co będzie powodem Jej Boleści, wszelkie możliwe boleści ludzkie przechodzących? Bo oto, powiada dalej ten wielki Prorok, unosząc w górę na rękach Dzieciątko Jezus i wskazując Je Matce, bo Oto Ten położon jest na Znak, Któremu sprzeciwiać się będą (Łuk. 2, 34).
Otóż, Marya znała jak najdoskonalej Pisma, i wszystko co w nim przepowiedzianym było o tym, co czekało przyjść mającego Zbawiciela. Wiedziała, iż Nim jest Najdroższe Dziecię Jej, które w tej chwili na to właśnie przez ręce tego Świętego Starca zaofiarowywała Bogu Ojcu. Więc gdy on wyrzekł te słowa: Oto Ten położon jest na Znak, Któremu sprzeciwiać się będą, było to dla Niej jakby powiedział: „Oto jest Ten na Którego Przenajświętszej Osobie dopuszczą się ludzie największej jaka tylko być może, do ostatecznego najwyższego stopnia posuniętej złości, niewdzięczności, barbarzyństwa; którego z tego powodu czekają upokorzenia, prześladowania, cierpienia, męki i śmierć, najokrutniejsze, najstraszniejsze, jakie kiedy spotkać mogły istotę żyjącą. A Ty, Ty Matka Jego, na to wszystko patrzeć będziesz. Ty doznasz po Cierpieniach Boga Odkupiciela, najcięższych Boleści jakich doznać może człowiek. I Duszę Twą Własną przeniknie miecz.
A teraz, czyż trudno będzie nam zrozumieć, iż w tejże chwili, przed Oczyma Duszy Maryi, stanął cały obraz wszystkich mąk Pana Jezusa i Jego straszliwej Śmierci, iż ta pierwsza Jej Boleść była jakby streszczeniem wszystkich później doznanych, i iż ten pierwszy Miecz wtłoczony wtedy w Jej Serce Macierzyńskie, już odtąd nigdy się z niego nie wychylił, nigdy, a coraz głębiej, wtłaczać się nie przestał.
Symeon zamilkł, a w Duszy Maryi zaszła zmiana wyrazić się nie dająca. W prawdzie nie dowiedziała się czegoś o czym wpierw już by nie wiedziała; ale wtedy w odrębny i wyraźniejszy sposób zostało Jej wszystko objawionym. Było to zaś nowym działaniem w Niej Łaski, było nowym stopniem Jej uświęcenia, a stopniem ogromnym, w porównaniu choćby z ogromem Łask jakie już wpierw otrzymała.
Zwróciwszy Macierzyński Wzrok Swój na Dzieciątko Jezus, zdawało się jakby w tej Boskiej Twarzyczce wyczytywała cały opis Męki i Śmierci, czekającej Jej Najdroższe Dziecię, gdy Je wypielęgnuje i doczeka Jego lat młodzieńczych. Oczom zaś Jej Duszy, dano zostało zajrzeć wtedy w Sameż Serce Pana Jezusa i widzieć je pałające Miłością ku ludziom, a zakrwawione niewdzięcznością jaka je od nich czekała. Było to jakby powtórzenie się w Niej Tajemnicy Wcielenia, jakby powtórnym Poczęciem w Jej Duszy Słowa Odwiecznego, Syna Bożego, ale w sposób odmienny. W tym bowiem jakby powtórnym Jej Poczęciu Pana Jezusa, ujrzała Go rozpoczynającego zawód, w którym czekały Go największe jakie mogły spotkać istotę ludzką cierpienia, i w końcu śmierć najcięższa, najokrutniejsza, najboleśniejsza, najhaniebniejsza, jaką tylko wyobrazić sobie można. W chwili tej Marya stała się jakby inną od tego jaką weszła do świątyni. Przyszła była do Niej Matką z matek najszczęśliwszą, bo Matką Boga, Bogu Ojcu zaofiarowującą Boga Syna Mu równego; a oto stała się Matką z matek najsmutniejszą, najboleśniejszą: Matką Boleści, z Sercem przeszytym mieczem przez Samego Pana Boga wyostrzonym, bo przez Samego Ducha Świętego najwyraźniej Jej zapowiedzianym!
Wszakże nie zachwiało to wcale Jej niewzruszonego wewnętrznego pokoju. Owszem uczyniło go, iż się tak wyrażę jeszcze spokojniejszym, jeszcze niezachwiańszym, bo pobudziło to Ją do najdoskonalszego aktu poddania się Woli i Rozporządzeniom Pana Boga we wszystkim, co się Jej Syna tyczyło, a przez to co i Ją Samą czekało.
A gdy wykonali wszystko według Zakonu Pańskiego, mówi dalej Ewangelia Święta, wrócili do Nazaretu, miasta Swojego (Łuk. 2, 39). Jakoż, po dopełnieniu obrzędu Oczyszczenia prawem Starego Zakonu przepisanego, Marya z Bożym Dzieciątkiem na ręku, w towarzystwie Józefa, puściła się w drogę, a przebywszy zieleniejące się doliny Galilejskie, ujrzała się niedługo w cichym Swoim Nazarecie i weszła do domku, w którym stała się była Matką Odkupiciela świata.
Lecz odkąd opuściła to Swoje ulubione, ukryte przed wrzawą świata mieszkanie, ileż to i jakiejże niezmiernej wagi zaszło wypadków? Jakaż to, a jak smutna, jak bolesna zaszła w Jej Sercu, już teraz przeszytym, zmiana. A tymczasem tu wszystko znajduje, niezmienione. Nad Nazaretem przyświeca jak zwykle zachodzące słońce i pozłaca jego białe domki; krzaki migdałowe otaczające ich dziedzińce kwiatem już pokrywać się zaczynają, winnice rozwijają się bujnie, i wszystko jak dawniej się odbywa. O! jak niezmienność natury okrutną i zimną się wydaje sercu, któremu bolesne zmiany ciężką ranę zadały!
Taką jest wtedy Tajemnica pierwszej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny, w ogólnym jej zarysie. Przejdźmyż teraz do zastanawiania się nad jej szczegółami. Czas, w którym przypadła ta Boleść i przy jakiej czynności Maryi ten pierwszy Miecz przeszył Jej Przenajświętsze Serce, są zarówno godnym uwagi.
Bo patrzmy: Marya tylko, co uczyniła Panu Bogu Dar równy Jemuż Samemu. Nigdy podobna ofiara nie była złożoną od stworzenia świata, i nie może być podobnej, chyba żeby ją samą ponowić. Przez to Przenajświętsza Matka oddawała Panu Bogu cześć, przewyższającą nieskończenie cześć jaką odbierał i mógł odbierać od świata całego i od całego Nieba. Wiedziała zaś dobrze, iż składając w ofierze Ojcu Przedwiecznemu jak Jego tak i Jej Samej własnego Syna, a z wiedzą na co Go zaofiarowywała — dopełniła ze swej strony czynu najheroiczniejszego na jaki tylko zdobyć się mogła, w porównaniu z którym wszelkie możliwe do złożenia Panu Bogu heroiczne ze strony ludzi ofiary, są zupełnie niczym. Nagrodę też za to otrzymała niezwłoczną, i tą była Boleść niewymowna, a Boleść na całe Jej Życie.
I takimi są zawsze Drogi Boże, takimi drogami uświęcają się dusze. Krzyż, cierpienie jest zawsze zasiewem szczególnych Łask Boskich; jest tu na ziemi początkiem splatania się wieńca szczególnej Chwały w Niebie. Z tego też powodu niepowodzenie wszelkiego rodzaju, pożądańszym jest i droższym dla każdej świętej duszy nad pomyślności i chociażby najgodziwsze uciechy tego świata. Wiedzą dobrze Święci, iż cierpienie to czyni ich najpodobniejszymi Panu Jezusowi; spragnieni są cierpienia, bo i nadprzyrodzonym jakby instynktem i własnym doświadczeniem wiedzą, iż jest to jednym z najdzielniejszych środków ściślejszego jednoczenia duszy z Panem Bogiem. Nic lepiej nie przygaszą przed oczami naszymi złudne błyskotki tego świata, jak cierpienie. Są one jakby wyjątkowej jasności światłością, rozjaśniającą nam najwłaściwszy nas grzesznych tu na ziemi stosunek z Panem Bogiem. Zsyła zaś je Mądrość Pana Boga, zawsze odpowiednie naszym siłom do ich zniesienia i Łaskom jakie za ich dla Niego cierpliwe zniesienie, chce nas obdarzyć.
Z tego miarkujemy jaką była Świętość Maryi, jaka Jej siła do zniesienia Cierpienia, do której Pan Bóg zastosował te, którymi wtedy przeszył Jej Serce, i jaki w tejże jednej chwili uczyniła w niej postęp, gdy je przyjęła z najdoskonalszym poddaniem się Woli Pana Boga i z niezachwianym pokojem. Nie potrzebowała Ona, jak to zwykle bywa z duszami chociażby do wysokiej doskonałości przeznaczonymi, stopniowego szeregu Łask niższych, żeby być gotową do przyjęcia wielkiej Łaski kornego poddania się takiemu ogromowi cierpień jaki zwalił się na Nią, w Jej pierwszej Boleści.
Począwszy też od tej chwili, całe Jej Życie było już nieustannym cierpieniem, a każdy powód euforii źródłem smutku i niewymownego wewnętrznego ucisku. Nie było w Jej Sercu ani punkciku, gdzieby Boleść nie dosięgła. Każde Jej spojrzenie na Pana Jezusa, każdy ruch Bożego Dziecięcia, każde słowo, które wymawiało, wszystko to rozbudzało w Jej umyśle pamięć o tym, co Pana Jezusa czeka, i tego rodzaju pociechy Macierzyńskie zamieniało dla Niej na pełne goryczy myśli. choćby sam bieg czasu był dla Niej powolną, a bezustanną męczarnią, bo czuła, iż w miarę jak on upływa, coraz to bliższym jest Ogrójec i Kalwaria. Ile razy popatrzała na Pana Jezusa, stawał Jej na myśli obraz całej Męki Jego; było to dla Niej jakby ciągłym Jej rozmyślaniem, i o tego wszystko co się tyczyło Jej ukochaną Dziecinę jakby mimo woli odnosiła. Gdy białe jak dwie lilijki wyciągało Ono dłonie dla uczepienia się u dziewiczej szyi Matki, zdawało się Jej, iż widzi na nich te przebicia, którymi przygwożdżą je do krzyża. Gdy miłośnie i z przymileniem opierało Główkę o Macierzyńskie Piersi, zdawało się Jej, iż widzi na Jego Czole Krew spod korony cierniowej się sączącą. A gdy Go uczyła chodzenia, przypominało się Jej jak kiedyś z krzyżem na ramionach idąc na Kalwarię, pod jego ciężarem upadać będzie. W miarę zaś jak Dziecię, według wyrażenia Ewangelii Świętej, rosło i umacniało się pełne mądrości (Łuk. 2, 40), rosły i umacniały się Boleści Maryi, bo coraz to Pan Jezus stawał się Jej droższym, a coraz to wyraźniej przedstawiał się Jej obraz Męki i Śmierci Jego, którą sam już bieg czasu coraz to bardziej zbliżał.
A tak odtąd Życie Przenajświętszej Maryi Panny, stało się nieprzerwanym pasmem smutków i ucisków wewnętrznych, wszelkie wyobrażenie przechodzących, zatruwających dla Niej każdą pociechę Serca Macierzyńskiego, zamieniając już od chwili kiedy odbiły się o Jej Uszy prorockie słowa Symeona, Jej Macierzyństwo na bezustanne męczeństwo. Jak bowiem raz dowiedziała się, jak raz objawionym Jej zostało przez Samego Ducha Świętego przemawiającego przez usta Świętego starca, iż jest Matką Tego, Którego Pismo Święte nazwało Mężem Boleści (zob. Ks. Iz. 50, 3), musiała i Ona od tejże chwili stać się w całym znaczeniu tego wyrażenia Matką Bolesną. I można powiedzieć, iż inaczej być nie mogło: inaczej bowiem nie odpowiedziałaby niezrównanej Godności Swego Macierzyństwa. Jako Matka Boga, odpowiadała temu niezrównaną najwyższą po Samym Panu Bogu Świętością Swoją. Jako Matka Męża Boleści, musiała znowu odpowiedzieć temu, największymi jakie może przenieść istota stworzona cierpieniami, a te nie byłyby takimi, gdyby nie były bezustannymi, odkąd dowiadując się o tym jakby drugim Macierzyństwie Swoim, stała się Matką Bolesną. Jak bowiem przy Zwiastowaniu Jej przez Anioła, iż ma zostać Matką Syna Bożego, odrzekła: Oto Ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego (Łuk. 1, 38) i w tejże chwili Pan Bóg Wcielił się w Jej Dziewiczym Łonie — tak znowu, gdy Prorok Pański zapowiedział Jej, iż ma zostać Matką najboleśniejszą, iż Duszę Jej Własną przeniknie miecz (Łuk. 2, 35), w tejże Duszy powtórzył się podobnyż akt poddania się Woli Najwyższej, i w tejże chwili Miecz ten przeszył Jej Niepokalane Serce: wtłoczył się w nie raz na zawsze, i morze goryczy, smutków i boleści zalało Jej Duszę, nigdy już odtąd nie ustępując. Jak po Zwiastowaniu przez Anioła stawszy się Matką Boską, już nigdy ani na chwilę być Nią nie przestała tak po przepowiedni Symeona, stawszy się Matką Bolesną, już nigdy, ani na chwilę bez boleści nie była.
Gdy jakim nadzwyczajnym strapieniem dotknięci bywamy, stajemy się niezdolnymi do wszelkich zajęć chociażby najważniejszych. A choćby gdy cios przechodzący pospolitą miarą nieszczęść ludzkich nas dotyka, Pan Bóg uwzględniać raczy w takich razach naszą nędzę, i nie wymaga wtedy po nas tego co w istocie nasze pospolite siły moralne przechodzi. Potrzebujemy wypłakać się spokojnie i na ustroniu, potrzebujemy, iż się tak wyrażę, zorientować się, zapoznać z boleścią która nam serce przeszyła, i oswoić się z nią niejako, zanim weźmiemy się na nowo do spełnienia naszych obowiązków. A już nie mówimy o tych słabszych duszach, które krzątając się ochoczo w zawodzie jaki im Opatrzność przeznaczyła, gdy na niewielki, a niespodziany cios się zwali, upadłszy pod nim, już się dźwignąć nie chcą, i przez całą resztę swego życia, w bezczynnej gnuśności się pogrążają.
Lecz z Maryą ani jedno ani drugie miejsca mieć nie mogło. Pan Bóg Najwyższy zsyłając na Nią tę pierwszą Jej Boleść, która stać się miała już Boleścią całego Jej Życia, a wszystkie następne Jej Boleści streszczała i jakby w najwierniejszym zwierciadle w wyobraźni i Jej Sercu utrwaliła. — Pan Bóg Najwyższy zsyłając to na Nią, wzbogacił Ją w tejże chwili takimi Łaskami, iż mógł wymagać po Niej żeby Sobie w żadnych zajęciach Swoich, w żadnych obowiązkach ani na najkrótszą chwilę nie złagodzała. I w istocie tak uczyniła.
Otóż, któż z nas nie wie jaką jest to męką, z ciężką w sercu raną oddawać się pospolitego życia zajęciom. Jaka wtedy rozbudza się w nas potrzeba osamotnienia, oderwania się od wszystkiego, usunięcia się od stosunku z ludźmi, których wtedy choćby i z ich miłości pochodzące usiłowania, aby nas rozerwać, drażnią nas i trudną do zniesienia przykrość wyrządzają.
Tymczasem Marya, wróciwszy do Swego ubogiego domku w Nazarecie, a wróciwszy z Sercem już przeszytym mieczem najcięższej jako matkę spotkać może boleści, do zwykłych Swoich domowych zajęć wróciła niezwłocznie. A były to zajęcia i trudzące i ciągłe i kłopotliwe, bo Przenajświętsza Rodzina była bardzo ubogą. Jak Święty Józef Swoją pracą przy warsztacie ciesielskim, tak Matka Boża ręcznymi robotami niewieścimi zarabiali na życie. Że zaś sług żadnych nie miała, więc na Niej jednej wszystkie zajęcia domowe ciążyły. Na pozór wtedy w Jej zwykłym trybie Życia, żadnej nie było zmiany, ale w istocie Życie Jej już odtąd było zupełnie czym innym w porównaniu z poprzednio w tymże cichym i odludnym miejscu spędzonym. Już rana zadana Jej Sercu Mieczem pierwszej Boleści jątrzyła się ciągle, i nie tylko nic cierpień od Niej pochodzących nie łagodziło, ale owszem stawały się one coraz to dotkliwszymi, coraz to bardziej Macierzyńskie Jej Serce rozdzierały. Czas nie przynosił Jej żadnej ulgi. Albowiem im bardziej myśli Jej zatapiały się w przyszłej Męce Syna, tym więcej okrutnych szczegółów mających Jej towarzyszyć przedstawiało się Jej wyobraźni, tym żywszych kolorów nabywał dla Niej ten obraz i tym coraz silniej utrwalał się w Jej pamięci. Cała ta chociaż jeszcze odległa, a tak okropna przyszłość, skutkiem jak tylko być może najżywszej wyobraźni, zamieniała się dla Niej na teraźniejszość. A jakby granic nie mająca Jej wiedza, dosięgająca najmniejszych odcieni cierpień wszelkiego rodzaju czekających Jej ukochane Dziecię, uzdalniała i Ją do odczuwania w najwyższym stopniu tych cierpień przez samo ich przewidywanie. Bystrość Jej pojęcia, była jakby narzędziem ciągle zaostrzającym ten pierwszy Miecz Jej Boleści, a niezrównana tkliwość i czułość Jej Serca jako w naturze najdoskonalszej jaka tylko być może po Naturze Boga Człowieka — podnosiła te Jej udręczenia do najwyższego możliwego w istocie ludzkiej stopnia.
Uderzającą jest w człowieku własność przyzwyczajania się, nabywania nawyknień, oswajania się z ubiegiem czasu z rzeczami najprzeciwniejszymi choćby jego naturze, jego najsilniejszym wrodzonym skłonnościom. Stąd z cierpieniami choćby chociażby bardzo ciężkimi, gdy długo one trwają, oswajamy się niejako, i samo ich przedłużanie się chociażby nie czyniło je znośniejszymi, do znoszenia ich jednakże nas wdraża, i już przez to samo mniej dotkliwymi je czyni.
Lecz Maryi i ta, smutna wprawdzie, ale bądź co bądź ulga w cierpieniach, odmówioną była. Jej Boleść biorąca źródło swoje jedynie w Miłości Pana Jezusa, nie była Boleścią jedną i tąż samą długo się przeciągającą, z którą dlatego właśnie mogłaby się była jakby oswoić; ale była to Boleść ciągle nowa, ciągle jakby niespodziana, nieprzewidziana. Jak bowiem w miarę jak Pan Jezus wzrastał, coraz to nowe objawiały się w Nim przymioty i przez to coraz to nowe zachodziły pobudki podniecające Miłość Maryi ku Niemu, tak przez to samo ponieważ ta właśnie Miłość była źródłem Jej Cierpień, Boleści Jej były ciągle nowymi boleściami, nie dającymi czasu do oswajania się z nimi.
I takim było Życie Przenajdroższej Matki naszej po powrocie Jej do Nazaretu z Jerozolimy, z której wróciła po uroczystym zamianowaniu na Matkę Bolesną: I Twoją Własną Duszę przeniknie Miecz (Łuk. 2, 35). Przeniknął też on Ją, przeszył, utkwił w Niej i już ani na chwilę wtłaczać się nie przestawał, ani na chwilę ostrza swego nie przytępiał; owszem, coraz się ono zjadliwszym i coraz bardziej doskwierającym stawało.
UCZCZENIE MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.
Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:
Koronka do Siedmiu Boleści Matki Boskiej.
Źródło: Arka pociechy 1880
V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.
R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.
V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.
R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
- Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.
— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen. |
Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.
— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen. |
100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.
Zdrowaś Marya.
- Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.
Zdrowaś Marya.
Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny
Źródło: Wianek różany 1853
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!
Synu Odkupicielu świata, Boże,
Duchu Święty Boże,
Święta Trójco Jedyny Boże,
Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!
Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,
Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,
Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,
Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,
Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,
Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,
Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,
Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,
Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,
Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,
Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,
Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,
Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,
Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,
Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,
Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,
Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,
Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,
Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,
Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,
Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,
Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,
Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,
Święta Maryo, Królowo Męczenników,
Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,
Święta Maryo, Morze goryczy,
Święta Maryo, Opiekunko bolejących,
Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,
Święta Maryo. najszczodrobliwsza pocieszycielko chorobą złożonych,
Święta Maryo, mocy najpotężniejsza słabych,
Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,
Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.
Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,
Przez największe smutki i utrapienia Twoje,
Przez straszne uciski Twoje,
Przez łzy i łkania Twoje,
Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,
Przez przemożne pośrednictwo Twoje,
Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.
Od upadku na duchu,
Od trwożliwego umysłu,
Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,
Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,
Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,
Od sideł szatańskich,
Od zatwardziałości serca,
Od ostatecznej niepokuty,
Od nagłej i niespodziewanej śmierci,
Od potępienia wiecznego,
My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!
Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.
Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,
Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,
Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,
Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,
O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.
Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.
Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.
Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…
V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.
R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.
V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.
R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.
V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.
R. Amen.