Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 24

salveregina.pl 11 godzin temu

Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Czytaj więcej

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w niebie.
  4. Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

Uwaga o odpustach.

Źródło: Głos duszy 1881;

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Benedykt XIV, sławny i uczony papież, polecał Brewem d. 16 grudnia 1746r., bardzo gorąco rozmyślanie, i bardzo słusznie, mało bowiem jest ćwiczeń pobożnych, z których by Chrześcijanie mogli czerpać skuteczniejsze środki do zapewnienia sobie wytrwania i postępu w cnotach.

Czytaj więcej

„Dajcie mi kogoś, który co dzień choć kwadrans poświęca rozmyślaniu powiedziała Św. Teresa, a ja mu obiecuję Niebo“.

Odpusty:

1) Zupełny raz na miesiąc w dzień dowolnie obrany, jeżeli kto przez miesiąc co dzień rozmyśla przez pół godziny lub przynajmniej przez kwadrans. Warunki: Spowiedź, Komunia Święta i modlitwa pobożna na zwyczajne intencje.

2) 7 lat i 7 kwadragen za każdy raz, gdy kto w kościele lub gdzieindziej, publicznie lub prywatnie, naucza innych o sposobie rozmyślania, albo gdy kto tej nauki słucha. Warunek: Spowiedź, Komunia Święta za każdym razem.

3) Odpust zupełny raz na miesiąc w dniu dowolnie obranym, gdy kto pilnie naucza, albo się dał pouczyć. Warunki: Spowiedź, ilekroć z sercem skruszonym przyjmą Komunię Świętą i modlitwa na zwyczajne intencje. (Benedykt XIV. Brew. dn. 16 grudnia 1746r.)

Wszystkie te odpusty można ofiarować za dusze wiernych zmarłych.

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty: 1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Panny po śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

Czytaj więcej

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najprzód na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

DZIEŃ 24.

CYKL I.

Ks. Józefa Raba TJ – Matka Bolesna

ROZWAŻANIE. POCIESZYCIELKA SAMOTNIE CIERPIĄCYCH.

Serce macierzyńskie, każde macierzyńskie serce to już rzecz cudowna, to arcydzieło. Wielką piękność i miłość jego usiłuje wypowiedzieć liryka wszystkich narodów.

Nie wszystkim znana jest szlachetna i tym razem naprawdę wzruszająca legenda starotyrolska według Raseggera.

W grobie spoczywa stara matka, a cisza i spokój cmentarza kołyszą ją do pierwszego, dobrze zasłużonego spoczynku za całe, długie i pracowite życie.

Lecz oto trzej synowie rozrzuceni po świecie, którzy nie zdążyli przybyć, by ją pożegnać za życia, zjeżdżają teraz kolejno na jej grób, pożegnać i uczcić już nieżyjącą.

Poznaj dalszą część rozważania

Pierwszy syn przybywa w wielkim pośpiechu, dopada grobu i woła: Matko, obudź się, wstań, chodź ze mną do mego domu! Mam żonę dobrą, wesołą i piękną, mam dzieci świeże jak poranek majowy. Chodź, matko, chodź, dzielić z nami szczęście i radość.

Ale na próżno woła, na próżno prosi. Cyprysy przy grobie stoją nieporuszone, ziemia nie drgnie nawet. Matka śpi.

Drugi syn przybieżał na koniu, dumny i wyniosły. Jeszcze nie zdążył zsiąść z konia, jeszcze nie ugiął kolan przed mogiłą matki, już woła, już sypie słowami. A głos ma doniosły, nawykły do rozkazywania:

Matko, słuchaj mnie, matko. Król mianował mnie swoim zarządcą. Połowa świata leży u moich nóg. Matko, zbudź się, i wstań! Syn chce podzielić się z tobą władzą i honorami. Matko, chodź ze mną, obudź się i chodź! Ale grzmiący, władczy głos i władcze wołanie drugiego syna i jego kuszące obietnice mijają bez echa. Nieruchome stoją cyprysy na straży grobu, nie poruszy się ziarnko piasku na mogile. Matka śpi.

Wreszcie przychodzi kolej na trzeciego syna. Jego przyjście nie przypomina radosnego przybycia pierwszego syna. Jeszcze dalsze jest od władczego, triumfalnego wkroczenia drugiego. On sam zresztą nie przypomina w niczym pewnych sobie, zadowolonych z życia i losu braci. Znużony, wyczerpany, opadły z sił z trudem przywlókł się do mogiły. Cała postawa, twarz i oczy mówią o biedzie i cierpieniu. On nie opowiada matce o szczęściu, ani o zaszczytach. Z oczu płyną mu łzy, a słowa przerywane są jękiem.

— Czemu, ach, czemu opuściłaś mnie, matko moja? Teraz nie mam już nikogo na całym Bożym świecie. Sam jestem, opuszczony przez wszystkich i wszędzie. Opuszczony, nieszczęśliwy i… głodny…

Nie prosi choćby o powrót, nie śmie marzyć, by zechciała porzucić spokój i ciszę grobu dla niego, żeby dzielić z nim jego nędzny los. Skarży się tylko na swoje życie u mogiły tej, która go nigdy dotąd nie opuściła, której ramiona zawsze były gotowe na przyjęcie go, której serce znajdowało dla niego zawsze słowa pokrzepienia i otuchy.

I oto nagle nieruchome dotąd cyprysy pokłoniły się nisko, ziemia na mogile zadrżała, poruszyła się, rozsunęła, pozostawiając wolne przejście dla matki, dla matki, która choćby po powstającej z grobu śmierci nie mogła pozostać nieczuła na głos najnieszczęśliwszego ze swych dzieci.

A skoro serce każdej matki to otchłań dobroci i miłości, cóż dopiero powiedzieć o Sercu Matki Bożej Bolesnej? Wpływ Jej w zakresie Miłosierdzia i współczucia nie ma granic. Przeżyłeś może kiedy samotność cierpienia? Takiego cierpienia, wobec którego najbliżsi są bezsilni, lekarz wzruszy ramionami bezradnie. Nudzi już twoje uskarżanie się na ból. Idą bliscy do swoich zajęć. Dzieci do szkoły, dorośli do pracy — a ty zostajesz sam, czy sama ze swoim cierpieniem. I wtenczas ból jeszcze bardziej pali, zwątpienie kołacze do duszy. I właśnie wtedy wróć pamięcią do Matki Bolesnej wiernie stojącej pod Krzyżem. Gdy górę Kalwarii pokryła ciemność, gdy wszyscy odeszli, Ona jedna została, Ona jedna nie opuściła umęczonego Syna. Wśród poniżenia, zapomnienia nie opuści, zostanie, by być Matką do końca. Ona, Matka twoja, będzie z tobą. Jest przy każdym krzyżu i nie opuszcza. Rozmawiaj wtedy z Nią. Ona pamięta, iż i o Ciebie chodziło, gdy mówił Jej Syn na Krzyżu: „Oto syn Twój, oto Matka twoja”.

Widziałeś może samotność ludzi starych? Gdy oddasz resztkę sił, energię życia zmienisz do reszty w służbie najbliższym, gdy spostrzeżesz, iż już nie nadążasz, iż inni zajmują twoje miejsce, iż już mniej ubiegają się o twoje towarzystwo, a twoi towarzysze młodości odeszli do Boga wtedy przychodzi cichutko samotność. Czujesz się opuszczony i zapomniany. I wtedy właśnie, wtedy, odrzuć samotność. Nie ma samotności. Jest zawsze Matka, która nie opuszcza. Po odejściu wszystkich, trwa pod krzyżem. Wierna Towarzyszka samotności i Współcierpiąca z Cierpiącym.

Może każe Ci Pan Bóg przeżyć samotność zawodu, rozczarowania, czyjeś zdrady. Gdy był ktoś, z kim związałeś całe swoje nadzieje, losy życia, plany przyszłości, poświęciłeś się, pracowałeś, biegałeś za jego sprawami. I ten ktoś zawiódł. Wykorzystał, odsunął się, czasem wydrwił. Czujesz się sam jak porzucony, zbędny przedmiot. Znów wtenczas idź pod krzyż i odszukaj Ją młodości Matkę wszystkich, których zawiedziono, których opuszczono, porzucono. Ona wie, co przeżywają Jej dzieci w takich chwilach. Nie będziesz sam, Ona będzie z Tobą.

Weź z sobą tę Matkę i na ostatnią samotność. Na tę godzinę, gdy samotnie rozstawać się będziesz ze światem. Najwierniejsi z żyjących muszą pogodzić się z twoim odejściem. Najgorętsze uczucia, największe przywiązania i przyjaźnie podprowadzą Cię do bramy śmierci i zostawią samego. Weźmiesz swój życiowy dorobek i pójdziesz przed Pana Boga.

I wtedy może najbardziej pamiętaj o Matce — Matce wszystkich, którzy są sami. Zabierz Ją w tę ostatnią drogę ze sobą. Zaproś Ją już dzisiaj, aby Ci towarzyszyła przez całą drogę życia, a na pewno będzie najlepszą z Matek i na tym ostatnim odcinku.

„A pod Krzyżem stała Matka Jego”. Stała na górze Kalwarii, by być pociechą, by świadczyć, iż będzie pod krzyżem każdym, na którym umierało Jej dziecko. A Jej dziecko to nie tylko Pan nasz Jezus Chrystus, ale w pewnym sensie każdy, kto stanowi cząstkę Jego Ciała. I dlatego zaufajmy Tej Matce wszyscy, którzy przeżywamy tragedie odejścia, cierpienia i poniewierki najdroższych. Nie smućmy się, iż nas przy nich nie było. Ona była przy nich do końca. Zastępowała nas. Widzieliśmy ich samotnych, ale Ona była z nimi. Widzieliśmy ich krzyż, ale tam była Matka Swych dzieci. Pod każdym krzyżem, na którym cierpi, cierpiało, lub będzie cierpieć Dziecko Boże, można z całym zaufaniem napisać: „A pod krzyżem stała Matka Jego”.

I jeszcze fakt z życia. W jednym z większych naszych miast żył przed wojną urzędnik. Był to człowiek o złym charakterze, zaczepny, nieżyczliwy, arogancki. Jego właśni koledzy unikali go, bali się go po prostu. Człowiek ten chwalił się tym, iż nikogo nie uznaje nad sobą.

Pewnego dnia zachorował obłożnie. Początkowo nikt nie przyszedł do jego skromnej izdebki, zbitej z desek i blachy, nikt go nie odwiedził. Choroba czyniła jednak postępy, sił ubywało, już nie mógł podnieść się z łóżka.

W tym okresie jedna z dziewcząt, katoliczka, poruszona krytycznym położeniem chorego zdobyła się na odwagę, przyniosła mu gorący posiłek, trochę uporządkowała nędzną izbę. Następnego dnia znów go odwiedziła i tak przychodziła codziennie przez dwa tygodnie. Chory w tym czasie prawie nie odzywał się. Stan jego pogarszał się. Musiano zabrać go do szpitala. Na pożegnanie wręczył dziewczynie dwie róże i powiedział: „Masz te kwiaty, ale daję je nie tobie, tylko zanieś je Temu, Któremu służyłaś”.

Po niewielu dniach umarł w szpitalu, ucząc się, jak opowiadał miejscowy duszpasterz, Znaku Krzyża Świętego. Nie słowa, nie nauka, ale serce pełne miłosierdzia chrześcijańskiego odmieniło tę duszę.

Prosimy zwłaszcza w ciągu miesiąca Maryjnego, aby Matka pięknej Miłości nauczała nas prawdziwej Miłości Bożej i uczuliła nasze dusze na samotność i potrzeby ludzkie. Amen.

CYKL II.

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

ROZWAŻANIE. Szósta Boleść. ZDJĘCIE Z KRZYŻA.

§. II. Główne cechy szóstej Boleści Przenajświętszej Matki.

A teraz, gdy według przyjętego przez nas zwyczaju, przejdziemy z opowiadania szczegółów tej szóstej Boleści Przenajświętszej Matki, do głównych jej cech odróżniających ją od innych, zauważać nam wypadnie, iż co najpierw tu uderza, to iż ciągle napotykamy w tej Boleści przenośne obrazy, figury, symbolu, odnoszące się do Przenajświętszego Sakramentu. Męka Pańska znika tu niejako przed nami, a przedstawia się nam Tajemnica podobna do Tajemnicy Ołtarza, w której toż Przenajświętsze Ciało Pana Jezusowe, z którym miała do czynienia Marya w Swojej szóstej Boleści, jest najrzeczywiściej obecne. Wprawdzie, w Przenajświętszym Sakramencie, nie jest Ono ciałem nieożywionym duszą, jak nim było Ciało Pańskie zdjęte z krzyża i złożone na Ręce Maryi; ale będąc w Bóstwie Swoim zatajone pod przypadłościami chleba, jest tak dla nas zakrytym, jak nim było dla Matki Przenajświętszej, będąc nieożywionym, gdy Je z krzyża zdjęto. Stąd też, prawie każda wtedy Jej czynność, każde Jej poruszenie się, całe Jej zachowanie się przy zdjęciu Przenajświętszego Ciała Pana Jezusowego z krzyża, było obrazem zapowiednim, było figurą zachowania się Kościoła Świętego z Przenajświętszym Sakramentem Ołtarza. Marya pada na kolana dla przyjęcia Ciała Syna Swego, i w tejże kornej postawie trzymając Go na Rękach, przedstawia je do czci obecnych tam dusz wybranych. ale oraz drży na myśl, czy jeszcze jakieś zniewagi nie spotkają to Boskie Ciało od tych, którzy Mu już tyle najcięższych zadali. A czyż nie uderzający to obraz Kościoła Świętego, w Sakramencie Ołtarza przedstawiającego Przenajświętsze Ciało Pana Jezusa ku czci wiernych; ale obok tego widzącego jak Go wielu w najrozmaitszy sposób, już to brakiem w tę Tajemnicę Wiary, już to obojętnością na nią, już świętokradzkim jej przyjmowaniem, ciężko znieważa.

Poznaj dalszą część rozważania

Marya przyjmując na Swe Macierzyńskie Ręce zdjęte z Krzyża Ciało Pańskie, i na Nim wpatrując się: w zadane Mu Rany, srodze boleje nad każdą z nich w nich czyta, jakby całą Mękę Pana Jezusową i nad nią rzewnie rozmyśla. A podobnież Kościół Święty chce, aby każdy wierny obecny przy sprawowaniu Sakramentu Ołtarza, ale zwłaszcza każdy przystępujący do Niego, serdecznie rozpamiętywał Mękę Pańską. Jak bowiem zdjęcie z krzyża było dla Maryi dalszym ciągiem Jej Boleści, bo było następstwem Męki i Śmierci Zbawiciela, tak i Obecność Jego w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, Ojcowie Święci uważają jakby dalszym ciągiem Mszy Świętej, będącej bezustannym, niekrwawym powtarzaniem się tejże Męki i Śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa. Obecność zaś Jego w Przenajświętszym Sakramencie przechowywanym po kościołach naszych, wystawia Go z miłości ku ludziom na tysiączne od nich zniewagi, których właśnie obawiała się Marya, gdy Boskie Ciało zdjęte z krzyża, trzymała na rękach. Przypuszczać też możemy, iż w chwili gdy owijała w prześcieradło Przenajświętsze Ciało Syna, powyższe uwagi stanęły Jej na myśli, a przewidywanie tego co Pan Jezus przez długie wieki wycierpi jeszcze i w Przenajświętszym Sakramencie, dolewało goryczy niezmiernej, do i bez tego już tak zbolałej Jej Duszy.

Tej szóstej Boleści jest także odznaczającą ją, odrębniającą od innych Boleści Maryi cechą i to, iż wtedy po raz pierwszy Matka Przenajświętsza ujrzała się bez Pana Jezusa żyjącego. W szóstej Boleści, Pan Jezus przestał żyć z Maryą, czego we wszystkich poprzednich Boleściach nie było, gdyż i w trzeciej, przy zniknięciu Jego w Świątyni, chociaż Go przy sobie nie widziała, wiedziała jednakże, iż żyje i gdzieś się znajduje. A teraz już Go żyjącego na ziemi nie miała, już Go rzeczywiście straciła. Być zaś może, iż Marya nie wiedziała dobrze dotąd, jak dalece życie Jej z Życiem Pana Jezusa zjednoczonym było; jak dalece żyła Ona Jego życiem, jak dalece Serce Jej biło w Sercu Pana Jezusa. Ona na wszystko patrzała jakby Jego Oczyma, Jego Uszami słyszała, Jego myślami myślała, Jego uczuciami czuła. Nigdy żadna matka z synem, żadna oblubienica z oblubieńcem, żaden przyjaciel z przyjacielem, nigdy dwoje istot nie było z sobą tak zjednoczonych, tak zlanych, tak zespolonych, jak Marya z Panem Jezusem. Nigdy dwa życia nie stanowiły rzeczywiściej jakby jednego życia. A jakże teraz jedno z nich, i to właśnie słabsze, obejdzie się bez drugiego? Odłączenie się duszy od ciała które ożywia, mniej jest dotkliwym, mniej rozdzierającym, jak nim było to odłączenie się życia Jezusa od Życia Maryi. I kto wie, czy nie dlatego to, i żeby to zjednoczenie się Życia Maryi z Życiem Pana Jezusa zastąpić, gdy On zejdzie z tego świata — przypadłości Sakramentalne trwały w Niej nie niszcząc się od jednej Komunii Świętej aż do następnej.

Zdarza się widzieć niekiedy, coś słabo podobnego do zlania się Życia Maryi z Życiem Pana Jezusa, w niektórych matkach i ich synach, zwłaszcza, gdy jest on jedynakiem, a matka została wdową. Wtedy, podobnie jak u Przenajświętszej Maryi Panny, życie matki wpada, iż się tak wyrażę, przechodzi w życie syna, nie zaś życie syna w życie matki. I widok takiej matki i takiego syna, jest jednym z najbardziej rozczulających widoków, jakie stosunki ludzkie na naszej ziemi przedstawić mogą. Taka bowiem miłość matki, już sama z siebie tak święta i tkliwa, wzmaga się jeszcze, a nie jakimś pomyślnym wypadkiem, ale smutkami owdowienia. I przy tym, im te ostatnie silniej dotykają serce wdowy, tym silniej rozżywiają jej miłość macierzyńską. To też patrząc na taką matkę i na takiego syna, z przerażeniem myślimy sobie, co by się z nią stało, gdyby i to swoje tak ukochane dziecię straciła. A jednakże miłość najprzywiązańszej matki, całą siłę tego uczucia zwracającej po owdowieniu na jedynego syna, jakże jest słabym obrazem tej Miłości jaką Marya miłowała Pana Jezusa! Czymże więc musiała być Jej Boleść, gdy po zdjęciu z krzyża Przenajświętszego Ciała, martwe Ciało Swego Boskiego Jedynaka trzymała na kolanach.

To też, żeby pojąć całą gorycz Cierpienia Maryi, gdy Pan Jezus żyć przestał, trzeba by być w możności pojęcia, czym Życie tego Syna było dla tej Matki. Ale czyż podobna, chociaż słabo wyobrazić to sobie? Możemy oceniać to w przybliżeniu tylko, czyniąc rozmaite porównania, w każdym jednak razie, dalecy będziemy od rzeczywistości.

Lecz dla zrobienia sobie jakiegokolwiek wyobrażenia o szóstej Boleści Przenajświętszej Matki, weźmijmy jeszcze i inny przykład z boleści doznawanych przez ludzi, po stracie drogich osób. Wszystkie bowiem tego rodzaju cierpienia, w tej szóstej Jej Boleści się zawierały. Wszak prawie każdemu z nas wydarzyło się spotkać tak doskonałe stadło małżeńskie, iż obaj małżonkowie stanowili jakby jedno życie. Każde z nich odczuwało i cierpienia i pociechy drugiego jakby własne. Szczęście jednego było szczęściem drugiego, jak i każdy smutek był im najzupełniej wspólnym. Jak łzy ich razem zawsze płynęły, tak i wszystko na świecie uśmiechało się dla nich o tyle, o ile było takim dla obojga. Innego szczęścia jak wspólne, innego smutku jak razem doznawanego, nie tylko nie znajdowali, ale go sobie wyobrazić nie mogli. W końcu, po długich latach ich wspólnego pożycia, a już nie tylko według pospolicie przyjętego wyrażenia, pożycia, ale jakby jednego dwóch istot życia, tak ścisłym stał się ten związek, iż rozerwanie jego przez śmierć jednego z takich małżonków, chybaby i śmierć drugiego pociągnąć za sobą musiało.

Otóż, Pan Jezus dla Maryi był wszystkim, był nie tylko i Ojcem i Synem, ale i Oblubieńcem, a kochanym jak żadna żona najdroższego dla niej małżonka nie kochała nigdy. W szóstej więc Boleści i niewypowiedziany smutek owdowienia dotknął Serce Przenajświętszej Matki, a w stopniu w jakim żadne owdowiałe po najświętszej i najsilniejszej miłości serce nie doznało takowego.

Innym znowu szczegółem stanowiącym odrębną cechę szóstej Boleści, była odpowiedzialność ciążąca na Maryi, którą, oddanie w Jej Ręce Przenajświętszego Ciała, obarczało niejako obowiązkiem ustrzeżenia Go od nowych jeszcze jakich zniewag. Tak to bowiem przedstawiało się Jej wtedy. Nikt lepiej od Niej nie pojmował jaka cześć najgłębsza, nieograniczona, nieskończona, przynależała się temu Boskiemu Ciału. A tymczasem, lada chwila mogło zajść coś, co je na nowe zniewagi wystawi. Jakiejże potrzeba ostrożności, jakiej rozwagi i roztropności, żeby mimowoli nie wywołać czegoś takiego, czym już było przebicie Boku Pana Jezusowego włócznią Longina. W jaki więc sposób zabrać się do pochowania Przenajświętszego Ciała Jego? Czy niezwłocznie do tego przystąpić, czy czekać późniejszej pory nocnej? Czy schodzić z Kalwarii zwykłą drogą, która na nią prowadzi, czy obrać bardziej ukrytą? I wreszcie, czy w grobowcu ofiarowanym przez Józefa, te najświętsze jakie kiedy posiadała i posiadać by mogła ziemia Relikwie, będą dość bezpieczne? czy nie dostaną się tam w ręce wrogów Pana Jezusowych, którzy według wszelkiego podobieństwa, zechcą wyśledzić miejsce gdzie złożono Ciało Pańskie, żeby je wydobyć i nad nim napastwić się do woli?

Przy tym, co także zwiększało te frasunki Maryi, to i ta okoliczność, iż ze wszystkim spieszyć się trzeba było, gdyż oprawcy przeznaczeni do uprzątania ciał ukrzyżowanych, lada chwila nadejść mogli. Wreszcie z nadejściem bliskiego wieczoru, Szabas zapadający, znaglał także do jak najprędszego załatwienia się ze smutnym obrzędem złożenia w grobie Przenajświętszego Ciała Pana Jezusowego. Wiadomo zaś jak wszelki przymusowy pośpiech przykrym jest dla każdej świątobliwej duszy, nawykłej dopełniać wszystko zwolna i porządnie, a cóż dopiero, gdy chodziło tu o czynność tak świętą, tak wzniosłą, a razem taką boleścią przeszywającą Serce Matki! Obok zaś tego, okolicznością zwiększającą ciężki frasunek doznawany wtedy przez Maryę z powyższych powodów, było i to jeszcze, iż nie mogła wiedzieć jak postąpić wypada, jak odbyć przeniesienie Ciała Pańskiego do grobu, żeby nie narazić je na spotkanie Jego wrogów. A jednak ze drżeniem myślała sobie, iż najmniejsza nieostrożność, tak co do chwili, w której mają tego dopełniać, jak i co do drogi którą wypada się udać, może być fatalną i najsmutniejsze sprowadzić następstwa.

Wyobraźmy sobie, co by się działo z nami, gdyby w razie potrzeby uchronienia Przenajświętszego Sakramentu od zniewag, jakie chcą Mu zadać jacyś bezbożnicy, nam Go zwierzono do przeniesienia, a widzielibyśmy się zmuszonymi nieść Go jednakże przez miejsca, na których najzapamiętalsi Jego wrogowie czyhali by na Niego. Dla kogoś słabą wiarę posiadającego albo słabo miłującego Pana Jezusa, niewielkim byłoby to zakłopotaniem; dla wierzącego i kochającego Pana Jezusa wielkim; dla bardzo zaś Go miłującego niewypowiedzianym. Miarkujmyź z tego, czym podobne położenie było dla Maryi! I ten więc rodzaj cierpienia pochodzącego z obawy narażenia na zniewagę najświętszego i najdroższego dla Niej przedmiotu, nie został oszczędzony Sercu Matki Przenajświętszej w Jej szóstej Boleści.

Doznawała więc wtedy Marya i wielkiego przerażenia, pochodzącego od obawy lada chwila spełnić się mogącego strasznego świętokradztwa, przez wyrządzenie zniewagi Ciału Pańskiemu, a wtedy Jej pieczy zwierzonemu. Kto też pilnie rozpamiętuje Boleści Maryi, mógł zauważać jak uczucie przerażenia wielkie w nich i wybitne zajmuje miejsce. W każdej z Jej Boleści występuje ono głównie. Rozważając drugą Boleść Przenajświętszej Maryi Panny doznaną w ucieczce do Egiptu, widzieliśmy jak uczucie wielkiego przestrachu, zasnuwało niejako całą sieć Jej ówczesnych cierpień. Tu więc zastanówmy się nad tym, dlaczego uczucie przerażenia tak przeważa w Boleściach naszej Najdroższej Matki.

Otóż głównym tego powodem było to, iż uczucie obawy i przerażenia, było dla Maryi wyjątkową próbą, wyjątkowym doświadczeniem, a przez to utrwaleniem wyjątkowej Łaski niczym nie zachwianego wewnętrznego Jej spokoju. Ten niezachwiany u Niej wewnętrzny spokój, jak to już powinniśmy byli zauważać, jest główną cechą najwyższej doskonałości Jej Duszy. Jest nie tyle Łaską i Darem odrębnym, jak raczej podstawą na której opierają się wszystkie Jej doskonałości: jest widnokręgiem, na którym one najjaśniej błyszczą. W każdej z Jej Boleści, jak i w każdej z Jej radości, zachodziło zawsze coś, co głównie wystawiało u Niej na próbę spokój wewnętrzny i takowy doświadczając, ustalało i podnosiło. W szeregu Jej Boleści, począwszy od przepowiedni Symeona aż do ostatniej, podobnież jak w szeregu Jej euforii począwszy od Zwiastowania aż do Wniebowzięcia, zachodziło zawsze coś silnie wstrząsającego Jej Duszę, a więc wystawiającego na próbę Jej wewnętrzny spokój. Przypadało to bowiem albo nagle i niespodziewanie, albo z tak wielkim wzruszeniem całej Jej istoty duchowej, iż zdawało się, iż musi w takim razie zachwiać się Jej spokój wewnętrzny i przerwać chociażby na chwilę to Jej bezustanne panowanie nad sobą.

Obawa, trwoga, przerażenie, jest to stan duszy, w którym najtrudniej nie doznać zmieszania się zaniepokojenia. Są to uczucia nadzwyczaj gwałtowne; a tym bardziej zdolne pozbawić pokoju wewnętrznego, iż są nie tylko mimowolne, ale naszej woli właśnie wprost najprzeciwniejsze. Przy tym, naturalna tkliwość Maryi, jak wszystkie u Niej własności naturalne, w wysokim będąc stopniu, sprawiała iż ten rodzaj uczuć, iż trwoga i przerażenie stawały się dla Jej spokoju próbą i doświadczeniem nadzwyczaj trudnym. Miarkować zaś to możemy i z tego, iż wiemy, iż gdy Pan Jezus dopuścił na Siebie w Ogrójcu przestrach, bo mówi Ewangelia Święta, iż począł strachać się, wtedy to właśnie wystąpił był na Boskie ciało Jego pot aż krwawy. I były krople Krwi Jego zbiegające na ziemię (Łuk. 22, 44). A iż Marya, jako jedyna Dusza z dusz ludzkich, nigdy grzechu nie mająca na Sobie, nigdy największego jakiego doznać może człowiek po popełnionym grzechu niepokoju, doznać nie mogła — więc zdaje się, iż i dlatego najrozmaitsze trwogi i przestrachy zagrażające pokojowi wewnętrznemu, we wszystkich Jej Boleściach miotały Jej Niepokalaną Duszą, żeby i z tej strony nie była pozbawioną zasługi i prób coraz więcej Ją udoskonalających, uświęcających. I to, było głównym powodem tak wielkich, a najrozmaitszych trwóg, obaw i przerażeń, które dopuścił Pan Jezus na Przenajdroższą Matkę Swoją. Cokolwiek bądź i jakiekolwiek miał w takowym dopuszczeniu widoki Swoje Pan Bóg, trzeba nam zawsze, przy rozpamiętywaniu Boleści Przenajświętszej Maryi Panny, pamiętać, iż ten rodzaj cierpienia, który w Panu Jezusie wywołał aż pot krwawy, jest, główną osnową, na której zasnute było całe pasmo Boleści Maryi, ze wszystkimi innymi swoimi strasznymi odcieniami.

Lecz w tej szóstej Boleści Przenajświętszej Matki, wszystko przyczyniało się do jej zwiększania: bo nie tylko złość ludzka, której padł ofiarą Najdroższy Boski Syn Jej, ale i ich dobroć i współczucie, które niektórzy z wybranych dusz okazywały Jej wtedy. Bo oto gdy Jan, Magdalena, Józef i Nikodem, otoczyli w milczeniu Matkę najboleśniejszą, podczas gdy Ona namaszczała Przenajświętsze Ciało Pana Jezusowe i owijała je w prześcieradło, — każdy z nich, w szczególny a adekwatny sobie sposób, rozżywiał w Jej umyśle pamięć ubiegłych chwil, w których posiadała Pana Jezusa jeszcze żywym. Trzymając na kolanach zamarłe Przenajświętsze Ciało Syna, a widząc obok Siebie Józefa z Arymatei wpatrującego się w Pana Jezusa z najgłębszą czcią i miłością, przypomniała Sobie ile to razy niegdyś w szczęsnym pożyciu wspólnym w Nazarecie, inny Józef, Przeczysty Jej Oblubieniec, stał podobnież przy Niej, gdy trzymała na Dziewiczym Łonie Boskie Dzieciątko, i także nie w Nią, ale w Dziecię Jezusa się wpatrywał. Jan przypominał Jej, iż już nie Pana Jezusa, ale Jego za syna mieć będzie, a więc, jak się wyraża Święty Augustyn, syna Zebedeuszowego zamiast Syna Bożego. Magdalena dopomagająca Jej do namaszczania Stóp Zbawiciela i do owinięcia ich w prześcieradło, przypomniała Jej jak u tychże Stóp właśnie dostępując i odpuszczenia grzechów i Łask największych, usłyszała była od Pana Jezusa iż namaszczając wtedy Nogi Jego, już czyniła to na pamiątkę Jego pogrzebania (zob. Mk 14, 8). I wreszcie Nikodem, który przyniósł aloes i mirrę, przypominał Jej świetne i wesołe czasy, kiedy Trzej Królowie także mirrę przynieśli byli, ale nie żeby nią zamarłe Przenajświętsze Ciało Pana Jezusowe nabalsamować, ale żeby Mu cześć jako Synowi Bożemu, tylko co na świat przychodzącemu, cześć oddać najgłębszą. A od tego czasu jakże wszystko się zmieniło, i jakże ta mirra teraźniejsza dla Maryi była smutniejsza aniżeli tamta. I tak wtedy święte to grono dusz najwierniejszych i Panu Jezusowi i Maryi, otaczające Ją wtenczas z tkliwym i pełnym czci i uwielbienia uczuciem, przez rozbudzenie w Jej umyśle wspomnień ubiegłej przeszłości, przydawało i ze swej strony, smutków szóstej Boleści naszej Matki najdroższej.

Bo też ta szósta boleść, posiadała adekwatne sobie i odrębne natężenie, jako będąca ostatecznym wynikiem tego wszystkiego co stanowiło wszystkie poprzedzające Boleści Maryi, a przez to i wszystkie Je ponawiała i jakby w sobie okrutnie streszczała. Było to bowiem zebranie, zsumowanie wszystkich poprzednich cierpień, które jakby wody morza gorzkiego, długo, bo przez całe błogosławione Jej życie nurtujące głębie Duszy Matki najboleśniejszej, teraz razem zebrane, rozlały się w całej swej pełni. W tej szóstej Boleści będącej streszczeniem i wynikiem wszystkich Boleści Maryi, łączyły się wspomnienia lat Dziecinnych Pana Jezusa, ze wspomnieniami tylko co przebytej Jego Męki i Śmierci na krzyżu, i w przedziwny, a najboleśniejszy dla Niej sposób, zespalały ze sobą i Betlejem i Kalwarię. Co więcej: wtedy stawało na myśli Matki Boskiej nie tylko całe Życie Zbawiciela jakie wiódł przebywając na ziemi i obcując z ludźmi, ale i Jego Życie po wszystkie potem czasy zatajone w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, w którym ileż ich i jakież męki Go czekały!

Jakoż, w szóstej Boleści, Dzieciństwo Pana Jezusa i Jego Męka, stają się jawnymi i w przedziwny sposób łączą się z sobą w tej Tajemnicy martwego Ciała Pańskiego, po zdjęciu Go z krzyża spoczywającego na Rękach Maryi. Męka Jego była wypisaną, wyrytą albo raczej okrutnie wyrzeźbioną, na wszystkich tego Przenajświętszego Ciała członkach. Każdy grzech ludzki wyżłobił tam zadośćuczynienie za niego. Od Stóp do Głowy, od Głowy do Stóp, wodząc po tym Ciele Oczy, mogła Marya obchodzić Drogę Krzyżową. Każda z niej Stacja pozostawiła tam swoje ślady, swoje okropności, swoje rany, swoje dowody niepojętej Miłości Pana Boga ku ludziom, a ich również niepojętej niewdzięczności i złości. Wpatrywanie się zaś w to oczami Matki, a jakiejże Matki! nadawało szczególną żywość każdej z tych oznak, wydobywało jakby jęk z każdej Rany, i rozpalało w Jej Sercu zakrwawionym i rozdartym Miłość Pana Jezusa, a z nią niezmierną Jej Boleść.

To tak, co do Męki Pańskiej. ale i Dzieciństwo Jego jakże się tam Jej przypominało! Bo oto Dziecię Swoje trzyma na Rękach; obok Niej stoi Józef, i z tym Najdroższym Dziecięciem trzeba tak się obchodzić, takie mieć około Niego staranie, jak kiedy w Jego Niemowlęcej bezwładności, tuliła Je do Swego Łona. I teraz trzeba Mu czule i delikatnie rozgarniać włosy na czole, układać ostrożnie członki, owinąć je w te śmiertelne Jego pieluszki. Wszystko to tak jak się odbywało niegdyś, tylko teraz w miejsce pociechy Matki pieszczącej się z Dziecięciem, tu Boleść Maryi przygotowującej Ciało Syna do złożenia Je w grobie. Albo raczej teraz jest to nic innego, jak dopełnienie się, zebranie w jedno wszystkich Boleści już i dawniej przez Maryę przewidywanych, jest jakby ich szczytem najwyższym, ich ostatecznym spotęgowaniem się. W Betlejem, w Egipcie, w Nazarecie, Marya od dawna przewidywała chwilę obecną. Niemniej jednakże była ona dla Niej najcięższą!

§. III. Wewnętrzne usposobienie Przenajświętszej Matki w Jej szóstej Boleści.

Takie to więc są główne i odrębne cechy szóstej Boleści. Co się zaś tyczy wewnętrznego usposobienia z jakim ją Matka Przenajświętsza przenosiła, najpierw trzeba nam zwrócić uwagę na to, jak wśród takich strasznych ciemności otaczających wtedy Jej Duszę, ciągle dopatrywała Ona Wolę Bożą i do Niej jak najwierniej się stosowała.

Smutek, jeżeli się mu poddajemy, osłabia wzrok wiary. Dlatego to, iż doznając cierpienia rozczulamy się nad sobą, tak trudno przychodzi nam wtedy rozpoznać Wolę Bożą; tak nam brak wtedy zmysłu dla wytłumaczenia jej sobie. jeżeli wśród strapień, doznający takowych, nazywa Wyroki Boskie niezbadanymi, jest to skutkiem przyćmienia się w nim światła wiary. Albowiem, gdy na wszystko zapatrujemy się z punktu Wiary, nie w razie to doznawanych nieszczęść, ale raczej wtedy gdy się nam powodzi, powinne Wyroki Boskie wydać się nam niezbadanymi, trudnymi do zrozumienia. Wiedząc czym i jakimi jesteśmy i na cośmy zasłużyli, nie strapienia to, ale pomyślność napotykana zadziwiać nas powinna. Stąd też dusza żywą obdarzona wiarą, a w cierpieniu doznanym zdobywająca się na korne poddawanie się Woli lub Dopuszczeniu Bożemu, tym ściślej jednoczy się z Panem Bogiem, tym jaśniej Go widzi bo tym lepiej Go rozumie. Strapienie znoszone, ze spokojem wewnętrznym, bywa zwykle jakby nowym objawieniem, przydającym nowego oświecenia na duszy. Żywa wiara, a nie przyćmiona, w razie doznawanego cierpienia, pieszczotliwym zwrotem na siebie samego, ma to do siebie, iż nie tylko we wszystkim łatwo dopatrujemy się Wolę Bożą, ale we wszystkim i zawsze uznajemy Ją tak adekwatną, tak sprawiedliwą, tak mądrą, a zwłaszcza tak miłosierną, iż nie możemy wyobrazić sobie czegoś adekwatnszego i dla nas pożądańszego, od tego, co nas w danym jakim razie spotyka. choćby wydaję się nam, wtedy dziwnym to, żeśmy tego nie przewidzieli. W wielu też Świętych widzimy uderzające przykłady takowego nawyknięcia widzenia we wszystkim Najświętszej i Najwyższej Woli Pana Boga, a w jakimże to stopniu być musiało w Przenajświętszej Maryi Pannie! Wola Boża wymagająca, najnieprzewidziańsza, najtrudniejsza do spełnienia pozornie najwłaściwsza, znajduje Ją zawsze tak gotową, jakby ta Wola była jak najwyraźniej wytkniętą dla Niej drogą, po której iść będzie tak spokojnie i wytrwale, jak na widnokręgu niebieskim każda gwiazda szybuje przeznaczonym jej szlakiem.

Innym znowu wewnętrznym usposobieniem objawiającym się Przenajświętszej Maryi Pannie w Jej szóstej Boleści, było przedziwne połączenie uczucia czci najgłębszej z pewną poufałością. A nic nie jest pewniejszą oznaką jak najściślejszego zjednoczenia duszy z Panem Bogiem, jak właśnie taka pokorna z Nim poufałość, będąca następstwem tylko wysokiej świątobliwości. Jest to coś nie dającego ująć się w wyraźne i stałe prawidła, coś co określić dokładnie trudno, tak jak trudno jest określić to, co nazywamy w potocznych stosunkach ludzi pomiędzy sobą przyzwoitym ułożeniem, będącym cechą wykwintniejszego wychowania. Wrodzony to jakiś zmysł, albo staranne wychowanie, lub wreszcie naturalna delikatność sprawiają, iż w obcowaniu z drugimi zachowujemy się tak, jak nikt inny nie posiadający tego rodzaju zalety. Otóż podobnież zmysł to Duchem Świętym natchniony, niebieskie, iż się tak wyrażę, wychowanie, i szereg różnych Łask wyższych sprawiają, iż dusza w jej stosunku z Panem Bogiem, umie połączyć najgłębsze uszanowanie, najgłębszą cześć z pewną istotą, z najwyższą poufałością. Wszelako sami przy zwykłych Łaskach, dojść do tego nie możemy; owszem w ogólności mówiąc, wystrzegać się powinniśmy takiej poufałości, do której, pamiętając o naszej nędzy duchowej, prawa rościć sobie nie możemy. Trzeba żeby dusza doszła do wysokiego stopnia Miłości Pana Boga i do wyjątkowego daru wpatrywania się w Jego wielkość nieskończoną, a z drugiej strony przejęta była najżywszym poczuciem własnej nicości, — ażeby tej tak rzadkiej, a pięknej Łaski poufałości z Panem Bogiem dostąpić mogła.

Lecz jakże to wzniosły, jak śliczny i obraz i przykład takowej poufałości przedstawia nam Przenajświętsza Marya Panna, trzymająca na kolanach Najświętsze Ciało Pana Jezusowe i namaszczająca je do złożenia w grobie. Jak w Niej widzimy przedziwnie połączone: cześć najgłębszą, a obok tego i wielką poufałość. Ona trzyma na Rękach Ciało Boskie, a wiemy czy pojmowała dobrze czym jest Pan Bóg i jaka Jego wielkość; a jednakże dotyka tego Ciała i rozporządza nim według Woli, o! cóż to za poufałość! Ale to Ciało jest i Ciałem Jej Syna, a wiemy jak Go miłowała, a jednakże żadnymi zewnętrznymi znakami nie pozwala sobie dogodzić wtedy tej Swojej Miłości. Nie całuje tego Ciała Synowskiego, nie przyciska tego dziecka do Łona Macierzyńskiego. O! cóż to znowu za uszanowanie, oddane przez powstrzymanie się od takiej smutnej wprawdzie, ale dla Matki w takim razie, bądź co bądź, wielkiej pociechy! Patrząc na Nią wtedy, kto by nie wiedział choćby iż ma Ona do czynienia z Ciałem, w Którym Bóg Żywy przebywa, odgadłby to i poznał po Jej zachowaniu się z Nim. Patrz na Jej Przenajświętsze Oblicze, jakie tam przejęcie się najgłębszym uszanowaniem maluje się, obok wyrazu niewymownego smutku i boleści. Śledź każdy ruch Jej Ręki, z jakim drżeniem — podobnym do drżenia Serafinów oddających cześć Panu Bogu w Niebie — dotyka Ona Boskiego Ciała i układa je w śmiertelne powijaczki. I to przecudne połączenie poufałości z najgłębszym uszanowaniem w tej szóstej Boleści Maryi tak wyraźnie, a rzewnie się przedstawiające, dopatrywać nam trzeba w całym przebłogosławionym Jej Życiu. Miało to miejsce w całym ciągu Jej trzydziesto-dwuletniego pożycia z Synem. Marya wiedziała zawsze, iż Pan Jezus był Bogiem, ani na chwilę nie traciła tego z pamięci i bezustanną Mu cześć oddawała. A jednakże żyła z Nim jak Matka z Synem, w tej świętej poufałości, do jakiej dawała Jej prawo ta najwyższa po Panu Bogu godność. I to już samo z siebie dostatecznym jest do okazania nam, do jakiego to szczytu była Ona wyniesioną, oraz jak nieporównanej świętości Dusza Jej była przybytkiem.

Lecz trzeba nam zwrócić także uwagę na to, jakim to duchem zadośćuczynienia, była przejęta Przenajświętsza Matka, w ciągu tej szóstej Boleści. Najgorętsza miłość wszystkich istot stworzonych, wszystkich światów istniejących i istnieć mogących, nie wystarczałaby do wypłacenia się Panu Jezusowi za najlżejsze cierpienie, które dopuścił na Siebie z miłości ku nam, ani za jedną kropelkę tej przenajdroższej Krwi, którą co do ostatniej raczył wylać za nas. Ponieważ był Panem Bogiem, i ponieważ Przenajświętsza Osoba Jego, chociaż z dwóch Natur Boskiej i ludzkiej złożona, była Osobą Boską, przeto najmniejsze z przeniesionych przez Niego upokorzeń, poniżeń, zniewag, były ceny i wartości, za którą, chociażby w przybliżeniu tylko, godnie wypłacić się nie jesteśmy w stanie. To też Święci Wszyscy, w jakichkolwiek żyli czasach, rozpamiętywając szczegóły Męki Pańskiej, żywo przejęci tą prawdą, pobudzali się do tym gorętszej miłości Pana Jezusa, im więcej poznawali ile On wycierpiał za ludzi, którzy po większej części żyją jakby o tym nic zgoła nie wiedzieli. I z tego powodu, jak najsilniej pragnęli wynagradzać to swoją miłością i zadawanymi sobie w tym duchu pokutami. Jednakże wszystka ich miłość razem wzięta, i wszystkie ich z tej miłości czynione pokuty, jakże niezmiernie dalekimi były od tej miłości i tego ducha pokuty i zadośćuczynienia, jakim przejętą była Marya, robiąc przygotowania dla złożenia w grobie Ciała Pańskiego. Trzymać na kolanach to Boskie Ciało, i na nim wpatrywać się oczami matki, w to wszystko, co ono w okrutnej Męce i strasznej na krzyżu Śmierci tylko, co wycierpiało, było bez wątpienia rozmyślaniem Męki Pańskiej, na jaką żaden z największych Świętych, chociażby darem najwyższej bogomyślności, obdarzony, nigdy zdobyć się nie mógł. Niezrównana bystrość Jej wzniosłego umysłu, połączona z uczuciami Matki trzymającej na kolanach zmarłe Przenajświętsze Ciało najdroższego Syna, dopomagały Jej do takiego wyczytywania na skatowanym Najświętszym Ciele Pana Jezusowym Tajemnic Jego Męki, i do takiego w nich zatapiania się, jak tego żaden ani Święty, ani najwyższy z Duchów Anielskich — uczynić by nie mógł. Za każdym poruszeniem Dziewiczych Rąk Jej, przy namaszczeniu Ciała Pańskiego, ponawiały się w Jej Niepokalanej, a morzem smutku zalanej Duszy, akty i czci najgłębszej i Miłości zadość czynnej. Widziała Ona wtedy i liczbę i ciężkość i złość grzechów ludzkich, z których każdy miał tam adekwatne i odrębne za niego zadośćuczynienie, i za wszystkie te grzechy i za każdy z nich z osobna, czyniła w duchu najprzecudniejsze akty zadość czynne. Najwięksi Święci czyniąc akty takowe, dopełniają je i za drugich i za siebie, a im są pokorniejszymi, tym bardziej odnoszą takowe do własnych przewinień. ale Marya, chociaż była z pokornych najpokorniejsza, jednak żadnej winy wyrzucać sobie nie mogła; przeto wszystkie swoje akty zadość czynne dopełnione wtedy, czyniła za nas. Jak Chrystus Pan zadośćuczynił za nas, gdyż dopełnić tego w odpowiedniej mierze nie możemy, tak podobnież Marya oddawała cześć Męce Pańskiej i czyniła za nas akty zadość czynne, na jakie my nigdy zdobyć się nie jesteśmy w stanie, a z którymi jednoczyć się nam wolno. Albowiem mając w Niej Matkę, na mocy postanowienia Pana Jezusa, do Jej Zasług mamy rzeczywiste prawo. O! cóż to więc za pociecha dla nas, gdy pomyślimy, iż chociaż we wszystkich narzędziach Męki Pana Jezusa i w biczach, i w cierniach korony, i w gwoździach, i we włóczni były grzechy nasze, to znowu ręce nasze były niejako w rękach Przenajdroższej Matki naszej, gdy nimi namaszczała Najświętsze Ciało Zbawiciela naszego, a przez to jakby wtłaczała w te Przenajświętsze, a tak liczne głębokie blizny i swoje zasługi, żeby za nas i dla nas, wiecznie w tych Ranach, a wraz z nimi, wypraszały Miłosierdzie Boskie.

Wiele już mówiliśmy o wewnętrznym spokoju Przenajświętszej Maryi Panny wśród najrozmaitszych Cierpień Jej długiego Męczeństwa; ale szczególnie podziwiać go i uwielbiać wypada i w tej szóstej Jej Boleści. Ten bowiem niezachwiany wewnętrzny spokój, i wtedy kiedy przygniatały Jej Błogosławioną Duszę wszystkie Jej Boleści razem zebrane w chwili, gdy trzymała na kolanach zamarłe Przenajświętsze Ciało Syna, — ten Jej i wtedy niezachwiany spokój, pozostało przedziwniejszym jak nim był wśród innych Jej Cierpień.

Ze wszystkich Łask, którymi Pan Bóg zwykł obdarzać duszę do wysokiej świątobliwości przeznaczoną, Łaska wewnętrznego pokoju stawia ją w stanie wyjątkowej doskonałości. Pozbawia ją ona wielu wad, ułomności i słabości przywiązanych do skażonej natury człowieka, a głównie utrudzających mu drogę wyższej świątobliwości. Zmienność, niejednostajność, niestałość, łatwość dziwienia się z silniej dotykających nas wypadków, są to skutki grzechu pierworodnego, a pozbawiające nas tej wewnętrznej ciszy, tego wewnętrznego pokoju, bez którego dusza nie dostępuje ściślejszego zjednoczenia z Panem Bogiem. Wszystko to w nas jest śladem i smutną pozostałością upadku pierwszych naszych rodziców. ale w Przenajświętszej Maryi Pannie, wolnej od grzechu pierworodnego, nic takiego być nie mogło. Stąd w Jej niepokalanej duszy panował stale i bez najmniejszego zachwiania ten Pokój, o którym mówiąc Pismo Święte powiada: iż przechodzi on wszelki zmysł, to jest wszelkie wyobrażenie ludzkie, a którego skutkiem, którego następstwem jest właśnie to, jak zapewnia o tym także Pismo Boże, iż on serca nasze i myśli nasze utwierdza w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Flp 4, 7), czyli najściślej nas z nim jednoczy. Nic nie objawia widoczniej, nic nie dowodzi lepiej szczytu Świętości Matki Bożej, jak ten niebieski wewnętrzny spokój, niczym i nigdy w Niej nie naruszony. Łaski tak nadzwyczajne, iż się nam wydają trudnymi do pojęcia, jakie w Niej uwielbiamy, wzięte i rozważane pojedynczo, oślepiają nas swym nadziemskim blaskiem; ale niejako przestają nas zadziwiać, gdy je sobie tłumaczymy, Jej niezachwianym wewnętrznym pokojem: gdy w tym szukamy rozwiązania Tajemnicy Jej niezrównanej Doskonałości. Jak przez wzgląd na nas i z Miłości ku nam, Pan Bóg w nadzwyczaj wielkiej mierze, uczynił Maryę uczestniczką Swego Przymiotu Nieprzebranego Miłosierdzia, tak znowu przez wzgląd już na Niąż samą i z Miłości ku Niej, uczynił Ją również w wyjątkowej mierze uczestniczką Swego przymiotu niezachwianego pokoju.

UCZCZENIE MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

Koronka do Siedmiu Boleści Matki Boskiej.

Źródło: Arka pociechy 1880

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryjo najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak współ umęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe najmiłosierniejsze w chwili pogrzebu Jezusa Syna Twego. O Matko najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż duszę Twą własną miecz boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo, najszczodrobliwsza Pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, Mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną mękę i śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne Pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas Panie.

Baranku Boży, któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

Idź do oryginalnego materiału