🔉Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej – dzień 15

salveregina.pl 3 tygodni temu
Zdjęcie: Miesiąc Luty poświęcony ku czci Matki Boskiej Bolesnej - dzień 15


Zachęta Św. Alfonsa Marii Liguori’ego o nabożeństwie do Matki Boskiej Bolesnej.

Źródło: Arka pociechy 1880

Kto pragnie żywe w sercu swoim przechowywać do Przenajświętszej Panny nabożeństwo, powinien często Jej Boleści rozpamiętywać. Nimi to bowiem pozyskała Ona te niezmierzone zasługi swoje przed Bogiem, które po Zasługach Męki Pańskiej są największym Skarbem Kościoła; przez nie stała się najpodobniejsza do Boskiego Syna Swojego i przez nie dostąpiła tytułu Współodkupicielki rodu ludzkiego, jak ją Ojcowie Święci nazywają.

Czytaj więcej

Święty Alfons Liguori, zachęcając dusze pobożne do nabożeństwa do Matki Bolesnej, przytacza dwa następujące objawienia. Jedno, w którym Pan Jezus tak przemówił do pewnej duszy Błogosławionej: „Drogimi są w oczach moich łzy wylane nad rozmyślaniem Męki Mojej; ale tak kocham Matkę Moją, iż gdy kto rzewnie rozpamiętywa Jej Boleści, jeszcze Mnie to więcej ujmuje“.

Drugie objawienie przytoczone przez tegoż Świętego jest następujące, a wyjęte z najpoważniejszych podań pierwszych wieków Chrześcijaństwa: niedługo po Wniebowzięciu Przenajświętszej Maryi Panny Święty Jan Ewangelista ujrzał Pana Jezusa i Matkę Bożą, proszącą Go o szczególne Łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jej Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadość czyniąc Jej prośbie przyrzekł:

  1. Że ktokolwiek uciekać się będzie do Zasług Boleści Matki Bożej i przez nie prosić będzie o potrzebne Łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczerej pokuty za grzechy.
  2. Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, ostatniej godzinie życia zwykle towarzyszących.
  3. Że będzie miał Łaskę serdecznego nabożeństwa i do Męki Pańskiej i za to szczególną nagrodę otrzyma w Niebie.
  4. Na koniec, iż wszyscy pobożną cześć oddający boleściom Matki Przenajświętszej mieć Ją będą za swoją szczególną Panią i Władczynią, i iż Marya nimi rozporządzać będzie według Najmiłościwszej Woli Swojej w sposób szczególniejszy.

Wyżej przytoczony Św. Alfons dodaje w końcu, iż różne poważne dzieła liczne przytaczają przykłady i wypadki na stwierdzenie tego podania.

Duszo pobożna weź to do serca twego.

Uwaga o odpustach.

Źródło: Głos duszy 1881;

Odpusty. Podręcznik dla duchowieństwa i wiernych opr. X. Augustyn Arndt 1890r.

Benedykt XIV, sławny i uczony Papież, polecał Brewem d. 16 grudnia 1746r., bardzo gorąco rozmyślanie, i bardzo słusznie, mało bowiem jest ćwiczeń pobożnych, z których by Chrześcijanie mogli czerpać skuteczniejsze środki do zapewnienia sobie wytrwania i postępu w cnotach.

Czytaj więcej

„Dajcie mi kogoś, który co dzień choć kwadrans poświęca rozmyślaniu powiedziała Św. Teresa, a ja mu obiecuję Niebo“.

Odpusty:

1) Zupełny raz na miesiąc w dzień dowolnie obrany, jeżeli kto przez miesiąc co dzień rozmyśla przez pół godziny lub przynajmniej przez kwadrans. Warunki: Spowiedź, Komunia Święta i modlitwa pobożna na zwyczajne intencje.

2) 7 lat i 7 kwadragen za każdy raz, gdy kto w kościele lub gdzieindziej, publicznie lub prywatnie, naucza innych o sposobie rozmyślania, albo gdy kto tej nauki słucha. Warunek: Spowiedź, Komunia Święta za każdym razem.

3) Odpust zupełny raz na miesiąc w dniu dowolnie obranym, gdy kto pilnie naucza, albo się dał pouczyć. Warunki: Spowiedź, ilekroć z sercem skruszonym przyjmą Komunię Świętą i modlitwa na zwyczajne intencje. (Benedykt XIV. Brew. dn. 16 grudnia 1746r.)

Wszystkie te odpusty można ofiarować za dusze wiernych zmarłych.

Pobożne ćwiczenie na cześć Matki Boskiej Bolesnej w Wielki Piątek i inne piątki roku.

Odpusty:

1) Odpust zupełny dla tych, którzy we Wielki Piątek w czasie od (około) godziny trzeciej po południu aż do godziny 11. rano w Wielką Sobotę zajmują się publicznie lub prywatnie przez godzinę albo przynajmniej przez pół godziny rozmyślaniem lub pobożnymi modlitwami, współbolejąc nad boleściami Najświętszej Maryi Panny po Śmierci Zbawiciela. Odpust ten zyska się w dniu, w którym czyni się zadość obowiązkowi wielkanocnemu.

Czytaj więcej

2) Odpust 300 dni w każdym tygodniu, gdy kto podobne ćwiczenia odprawia przez godzinę lub pól godziny w czasie od 3. godziny po południu w piątek aż do rana niedzieli.

3) Odpust zupełny co miesiąc w jednym z ostatecznych dni dla tych, którzy w tydzień nabożeństwo to odprawiali.

Warunki: Spowiedź i Komunia Święta.

(Pius VII Reskr. Sekret. Memoryał. 24 25 lut. i 21 marca 1815, najpierw na 10 lat, potem Reskr. Św. Kongr. z 18 czerwca 1812 na zawsze).

WEZWANIE DO DUCHA ŚWIĘTEGO

V. Racz przyjść Duchu Święty i napełnić serca wiernych Twoich.

R. A ogień Miłości Twojej racz w nich zapalić.

V. Ześlij Ducha Twego, a będą stworzone.

R. A cała ziemia będzie odnowiona.

V. Módlmy się: Boże! Światłem Ducha Świętego serca wiernych nauczający, daj nam w Tymże Duchu poznawać co jest dobrem, i zawsze obfitować w pociechy Jego. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, Który z Tobą i z Duchem Świętym żyje i króluje, Bóg w Trójcy Świętej Jedyny na wieki wieków.

R. Amen.

DZIEŃ 15.

CYKL I.

Ks. Józef Raba TJ – Matka Bolesna

ROZWAŻANIE. WSPÓŁCZUJACE SERCE MATKI BOLESNEJ.

Świat jest pełen cierpienia. Chrześcijaństwo, wpatrzone w umęczonego Chrystusa Pana, zajmuje wobec cierpienia postawę szlachetną i jasną. Co prawda nie rozwiązuje całkowicie zagadki cierpienia, ale widzi w nim sens i treść głęboką. Dlatego włączyło je w swój program doskonałości i uświęcenia Chrześcijan.

Dlatego głosi, iż droga do Nieba — to droga krzyża, cierpienia: „Bo poprzez wiele utrapień trzeba nam wejść do Królestwa Bożego” (Dz. Ap. 14, 21). — Dlatego krzyż przyjęto za swój drogocenny sztandar: „Ale co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja światu” (Gal 6, 14).

Ale pociesza zarazem, iż cierpienia ziemskie są krótkie i przemijające, a po nich przyjdzie „Chwała Wiekuista niezmiernej wagi” (2 Kor 4, 17). — „Sądzę bowiem, iż utrapień czasu niniejszego ani porównać nie można z przyszłą Chwałą, Która się w nas objawi” (Rzym. 8, 18).

Poznaj dalszą część rozważania

Mamy też niezrównane źródło mocy, płynące z kultu Matki Boskiej Bolesnej. Matka Bolesna daje nam przykład, jak mamy znosić ciężary życia codziennego zgodnie z Wolą Bożą, obejmuje nas Swoją Miłością Macierzyńską, współczując nam w każdym cierpieniu i bólu. Zawsze poda rękę, zawsze podtrzyma na drodze ofiary, zawsze pocieszy i ulży, choć rzadko uwolni od męki życia, jak nie uwolniłaby własnego Syna z objęć krzyża i gwoździ wbrew Woli Ojca, wbrew interesom naszego zbawienia.

A zna Matka Najświętsza biedę i nędzę z własnego doświadczenia, piła gorycz ubóstwa do dna; nie ma czym okryć nowonarodzonego Dziecięcia, datek ubogich składa przy ofiarowaniu Zbawiciela w świątyni, cierpi w czasie długiej podróży do Egiptu, towarzyszy Jej ubóstwo w obcym kraju. Zna doskonale ciężar pracy; zaślubiona rzemieślnikowi sama pracuje i to długie lata. Zaznaczyć wypada, iż rzemiosło wówczas było w pogardzie, iż się go wtedy chwytano, kiedy nie było innych środków do życia.

Znała zmęczenie i wyczerpanie; przecież z dala towarzyszyła Synowi w czasie Jego wędrówek, przecież w czasie tych podróży nieraz brakowało chleba. Znała wewnętrzne boleści i smutek, bolała nad groźbami Heroda, bolała kiedy straciła i szukała Zbawiciela, bolała, kiedy się z Nim rozstawała, bolała, kiedy patrzyła na objawy zazdrości i nienawiści u faryzeuszów, przeżywała ze Swym Synem Mękę bolesną. Prawdziwie Matka Boleściwa.

Matka Najświętsza nie tylko współczuje z nami w cierpieniu, ale lituje się i przychodzi z pomocą. O tym świadczą rozsiane po całym świecie miejsca, w których specjalną czcią otacza się Matkę Najświętszą, do których ściągają po pomoc tysiące. Snadź znajdują w nich otuchę, kiedy nie zważając nieraz na trud, szukają w nich ratunku. Przecież w każdym naszym kościele na ołtarzu Matki Bożej widnieją wota, świadectwa Jej litości.

Zwróćmy uwagę zwłaszcza na dwie sytuacje, w których świadomość, iż w Niebie mamy Matkę, Którą nas kocha, może nam się okazać pomocna. Te dwie sytuacje — to samotność i grzech.

Iluż to ludzi, na pewno także wielu spośród nas czuje się samotnymi. Często są to ludzie starsi, którzy nie mają obok siebie nikogo bliskiego.

Ludzie im bliscy, bądź to już od nich odeszli, jak zwykle dzieci od rodziców, bądź też poumierali. Samotni są też ludzie chorzy, choćby i mieli rodzinę. Wszyscy jednak rozchodzą się do swoich zajęć, a oni przez długie godziny i dni pozostają sami. choćby młodym i zdrowym nie obca jest samotność. Czują się nieraz niezrozumiani przez innych, zawiedzeni w swojej ufności do ludzi, jakby bez widoków na przyszłość.

Swój grzech również przeżywa człowiek nie raz, jak osamotnienie. Czuje się opuszczony przez Pana Boga, do Którego w poczuciu własnej winy nie ma śmiałości się zwrócić, czuje się w sytuacji bez wyjścia, bezradny w swojej słabości. jeżeli sytuacja taka trwa dłużej, wówczas prawie traci nadzieję, by mogło się coś zmienić, by mógł się poprawić i dojść kiedykolwiek do zbawienia.

Właśnie wtedy, gdy człowiek cierpi z powodu swej samotności lub swoich grzechów, myśl i przekonanie, iż ma w niebie Matkę, która go kocha, może wiele zmienić na lepsze. Jak dziecko w swych łzach i nieszczęściach, a także w swym poczuciu winy ratuje się ucieczką do matki, która mu pomoże i przebaczy, tak człowiek w swej samotności w swych grzechach zwraca się do Matki Jezusowej, jako do swej własnej, kochającej Matki, jako do „Pocieszycielki strapionych” i „Ucieczki grzeszników”. I wraz z tym przychodzi nieraz pociecha, zdobywa się człowiek na powrót do Pana Boga, a w każdym razie odzyskuje nadzieję. I nie jeden z nas mógłby opowiadać, ile zawdzięcza współczującemu Sercu Matki Najświętszej.

Duch współczucia powinien i nas cechować, albowiem twardość serca dla bliźnich czyniłaby nas niegodnymi współczucia wspólnej naszej Matki. I tutaj musimy sobie zwrócić uwagę na pewne niepokojące zjawisko zachodzące w naszych czasach, na niebezpieczną chorobę, która toczy współczesnego człowieka, odczłowiecza go i zabija to, co jest w nim najbardziej ludzkie i szlachetne.

Kto uważnie śledzi stosunki panujące dziś między ludźmi, kto pilnie obserwuje to, co się dzieje dziś na świecie, ten przyzna, iż tę niebezpieczną chorobą jest powszechne stępienie uczuć wśród ludzi, brak wzajemnego zrozumienia i życzliwości, brak serca i litości, brak współczucia dla drugiego człowieka — znieczulica.

Czytaliśmy przed kilku dziesięciu laty w prasie, iż płk. Hunt, kierownik brytyjskiej ekspedycji, która zdobyła najwyższy szczyt świata, Mont Everest, dał Hillary’emu mały krzyżyk i prosił go, gdy ten wyruszał wraz z Tenzingiem do ostatniego etapu, ażeby jeżeli uda się im zdobyć szczyt, zakopał go tam w śniegu. Po zdobyciu szczytu Hillary spełnił życzenie generała. Obok miejsca, gdzie buddysta Tenzing zakopał na prośbę swej córki kawałek czekolady, herbatniki i cukierki dla swych bogów, on zakopał krzyżyk.

Zaiste piękny i wzruszający to gest — krzyżyk umieszczony ze czcią na najwyższym szczycie świata — gest niewątpliwie wypływający z głębokiej wiary pułkownika, z jego czci dla historycznej Męki i Śmierci Chrystusa Pana.

I z pewnością podobają się Panu Jezusowi te wszystkie żelazne, kamienne, i drewniane krzyże, poumieszczane na szczytach gór, na wieżach kościelnych, na Ołtarzach i na ścianach domów, ale najwięcej zależy Panu Jezusowi na tym Krzyżu, który On sam umieszcza na czole i w sercu ludzkim przy Chrzcie Świętym. I pragnie Pan Jezus, abyśmy przede wszystkim te Jego żywe krzyże mieli w poszanowaniu. Pragnie Pan Jezus, abyśmy przede wszystkim tym Jego żywym krzyżom, bliźnim naszym, w których On żyje, okazywali współczucie i otwierali przed nimi swe serca.

Nie będę się szeroko rozwodził nad tym, jak to nasze współczucie winno wyglądać w naszym szarym, codziennym życiu. Chciałbym jedynie powiedzieć po prostu: wierzymy, iż Pan Bóg jest Miłością; wierzymy, iż będzie nas kiedyś sądził za nasze ziemskie postępowanie; nie zapominajmy więc, iż sądzić nas będzie według tego, czy i jak okazaliśmy nasze współczucie tym, którzy znaleźli się w potrzebie i cierpią.

W 1922 r. odkopano grobowiec Faraona Tutank-hamona. Odkrywca Carter tak o tym pisze: „Co jednak wśród olśniewającego bogactwa sprawiało największe wrażenie, to chwytający za serce wianuszek polnych kwiatów, położony na trumnie przez młodą wdowę. Cały królewski blichtr, cała królewska okazałość bladła, wobec skromnego, spłowiałego naręcza kwiatów, które zachowały jeszcze ślad swoich dawnych, świeżych kolorów”.

Wydaje się, iż podobnie dzieje się w życiu każdego z nas. Wiele naszych czynów, choćby i wielkich, rychło przeminie w niepamięci ludzkiej. Ale to, co z dobrego serca uczynimy naszym bliźnim, ta nasza serdeczna życzliwość, współczucie i uczynność względem nich, ta nasza chęć pomocy i oczywiście sama pomoc na pewno będą trwałe. Będą bowiem jak te kwiaty złożone na grobie faraona przez kochającą osobę. Przede wszystkim pójdą te nasze dobre czyny przed Tron Najwyższego i będą nam jednać Zmiłowanie i Łaskę Pana Jezusa.

A Matce naszej Najświętszej Bolesnej, za Jej współczującą zawsze miłość ku nam cierpiącym, spłacajmy — choć w cząstce — dług wdzięczności przez okazywanie współczucia naszym bliźnim. Amen.

CYKL II.

Źródło: Matka Bolesna wzór dla cierpiących wolne tłumaczenie dzieła O. Fabera Oratorianina pod tytułem: „U Stóp Krzyża” przez O. Prokopa Kapucyna, 1895r.

ROZWAŻANIE. Trzecia Boleść. ZNIKNIĘCIE TRZYDNIOWE DZIECIĘCIA JEZUSA. §. Część II. Główne cechy trzeciej Boleści Przenajświętszej Matki.

A teraz, według naszego zwyczaju, przejdźmy do rozważania głównych cech tej trzeciej Boleści Przenajświętszej Matki. Już w powyższym opisie Jej szczegółów wiele o tym powiedzieliśmy, wszakże trzeba nam jeszcze wyłączniej zastanowić się nad tymi cechami.

A najpierw, była to ze wszystkich Boleści Maryi największa. Pochodziło zaś to już z tego, iż w niej Matka Przenajświętsza była odłączona od Dziecięcia Jezusa, już z powodu towarzyszących jej innych okoliczności, o których zaraz mówić będziemy.

Poznaj dalszą część rozważania

Czytamy w żywocie Błogosławionej Benwenuty z Bujano, Dominikanki, iż gdy od lat kilku ciężką chorobą była złożona, razu pewnego długo rozpamiętywała trzecią Boleść Maryi. W końcu zapragnęła uczestniczyć w tej Boleści, tym bardziej, iż od dawna i sama najrozmaitsze i zewnętrzne i wewnętrzne przebywała cierpienia, a nigdy nie tylko nie modliła się, żeby od nich była uwolnioną, ale choćby pragnęła jeszcze większych. W najcięższych zaś wszelkiej ludzkiej pociechy odmawiała sobie. Słowem, była to dusza i rozmiłowana w cierpieniach i przyzwyczajona do nich, i znosząca je jak najmężniej. Poprosiła wtedy i Pana Jezusa i Przenajświętszą Matkę, żeby jej dano było doznać na sobie samej, chociażby tylko małą cząstkę Boleści Matki Bożej, doznanej przez Nią podczas zniknięcia Syna. I otóż stanęła przed nią Niewiasta w przecudnej postaci, a trzymająca za rękę małego chłopaczka podobnież uroczego. A gdy zaczął On rozmawiać z Błogosławioną Benwenutą, taka słodycz napełniła jej serce i takie pociechy zalały jej duszę, jakich choćby nie doświadczała w chwilach zachwycenia, w które zdarzało się, iż wpadała będąc na modlitwie. ale nagle Dziecię to wraz z Matką znikło z jej oczu. A wtedy takiego doznała żalu, takiego smutku, takiego wewnętrznego ucisku i takiej tęsknoty, iż zdawało się jej iż od tej boleści skona. Zmuszona więc była błagać Matkę Bożą, żeby ją raczyła poratować, bo czuła, iż tego cierpienia długo znieść nie będzie w możności. Po trzech wtedy dniach, ukazała się jej znowu Przenajświętsza Marya Panna trzymając na Ręku Dziecię Jezusa i rzekła: „Pragnęłaś uczestniczyć w Mojej Boleści przy stracie Jezusa doznanej, masz wtedy wiedzieć, iż ta jakiej sama doznałaś, nie jest ani milionową cząstką tej, którą Ja wtedy poniosłam. Odtąd więc nie proś już o takie rzeczy, gdyż tego konania jakie Ja wtedy przebyłam, nikt z ludzi przenieść by nie mógł”.

Siódma tylko Boleść Maryi, przy złożeniu Pana Jezusa w grobie doznaną, w swojej gwałtowności zbliża się do Jej trzeciej Boleści. ale z kilku powodów była mniej srogą. Wprawdzie, w obydwóch Marya była odłączoną od Pana Jezusa, ale podczas złożenia do grobu Zbawiciela, Marya wiedziała, iż On nie cierpi. Prócz tego pojmowała tę Tajemnicę: wiedziała, iż przez Nią dopełnia się wielka sprawa zbawienia świata. I wreszcie, mogła doliczyć się godzin, po których ujrzy Syna w Chwale Zmartwychwstania. ale w tej trzeciej Boleści straciła Dziecię Jezusa, a nie mogła wiedzieć dlaczego, nie wiedziała gdzie się znajduje i nie była pewną, iż nie cierpi. Owszem, co do tego najsmutniejsze robić mogła przypuszczenia. Z Dopuszczenia Boskiego, a nic innego jak Jej najwyższe uświęcenie mającego na celu, w tej trzeciej Boleści, była zanurzona w ciemnościach wewnętrznych, była jak Pan Jezus na krzyżu jakby opuszczona przez Pana Boga. Nigdy też męki Jej Serca nie doszły były do tego stopnia w jakim były wtedy, nigdy, bo choćby ani podczas wszystkich okropności Męki Pańskiej.

Postradanie Dziecięcia Jezusa, zniknięcie Jego przed Przenajświętszą Matką, w każdym razie byłoby najsroższą dla Niej Boleścią, — a Boleścią, której my, przy naszym ograniczonym pojęciu, ani wyobrażenia zrobić sobie nie możemy. ale okolicznością odrębną, szczególną, towarzyszącą temu trzydniowemu rozłączeniu się Dziecięcia Jezusa z Maryą, a tę Jej Boleść tak strasznie potęgującą — były te wewnętrzne ciemności, w których jakby w otchłani wyjścia niemającej pogrążoną została Jej Przenajświętsza Dusza. Cała ta światłość niebieska, która dotąd umysł Jej zalewała, w którą opływała jak żaden z najbliższych Tronu Najwyższego Duchów Błogosławionych, zamieniła się nagle jakby w noc najciemniejszą w jakiej kiedy umysł ludzki mógł być pogrążony. Zupełnie nie mogła zdać sobie sprawy z tego co Pan Bóg z Nią robi, i wśród okoliczności w jakich się znalazła nie mogła wiedzieć, co Sama ma robić. Stąd też to, co się z Nią wtedy działo, było nie do zniesienia, nie tylko z porównania z przeszłością, w której cieszyła się bezustannie obecnością przy Niej Jej Boga i Jej Dziecka, — ale ciemności wewnętrzne jakie Ją wtedy ogarnęły, już same przez się były męką najstraszliwszą. Przedtem ciągle wpatrując się w Dziecię Jezusa, ciągle Go przy Sobie posiadając, nie zmiarkowała dostatecznie jak dalece na Nim się całkiem opierała; a oto najniespodziewaniej znikał On przed Nią! Przyszłości albo przewidzieć nie mogła, albo najsmutniejszą się Jej ona przedstawiała. jeżeli do przeszłości zwracała Swe myśli, wspomnienia cieszenia się niegdyś Obecnością Dziecięcia Jezusa, zwiększały Jej smutki z Jego stracenia; teraźniejszość zaś napełniała Ją bezustanną troską zalewając Jej Serce goryczą niewymowną. Maria d’Agredo, na mocy objawień jakie miała o szczegółach Tajemnicy trzeciej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny, utrzymuje, iż wtedy choćby Aniołom będącym ciągle przy Niej na Jej usługi, nie wolno było oświecić Ją co do tajemniczego zniknięcia przed Nią Dziecięcia Jezusa. Nie masz bowiem żadnej wątpliwości, iż ciemności wewnętrzne, którymi ogarniętą wtedy została Marya, były wprost Dziełem Pana Boga, a więc takim rodzajem tego wewnętrznego strapienia, tylko iż w najwyższym stopniu, jakie przebywają niektórzy Święci. Z tą jednakże istotną różnicą, iż gdy na Świętych zsyłał je Pan Bóg, dla ich ostatecznego oczyszczenia, na Maryę dopuszczał je jedynie dla Jej tym większej zasługi i tym wyższego uświęcenia. Niepokalana bowiem Jej Dusza, Która nie tylko najlżejszego grzechu, ale choćby ani najmniejszej niedoskonałości nigdy nie popełniła, — żadnego oczyszczenia potrzebować nie mogła. Gdy wtedy nieskalaną, najczystszą i już przedtem świętości wyższej nad świętość wszystkich Aniołów, Duszę Maryi w tej trzeciej Jej Boleści spotkały te wewnętrzne próby, którymi Pan Bóg do najwyższej doskonałości doprowadza największych Swoich Świętych, oczyszczając ich przez to ostatecznie, — miarkujmyż do jakiego stopnia świętości wynosiły podobneż wewnętrzne uciski Przenajświętszą Maryę Pannę, w Której Duszy nic oczyszczać nie potrzebując, nic innego nie robiły jak tylko w mierze, której wyobrażenia mieć nie możemy, do jeszcze wyższej od tego w jakiej już była doprowadzały Ją doskonałości.

Lecz tu nastręcza się pewne zapytanie, które nie chcielibyśmy pozostawić bez odpowiedzi. Może komu przyjść na myśl, iż gdy wtedy Maryę, Świętą nad Wszystkimi Świętymi, przebycie tej trzeciej Jej Boleści podniosły do doskonałości jeszcze szczytniejszej — jakże się z nią zgadza, to iż odnalazłszy Swoje Boskie Dziecię, jakby wybucha ze skargami i robi Dziecięciu Jezusowi wymówkę, iż Jej taką Boleść zadał. Bo wiemy z Ewangelii Świętej, iż gdy Go odszukała w Świątyni, rzekła do Niego: Synu! cóżeś Nam uczynił tak? Oto Ojciec Twój i Ja żałośni szukaliśmy Cię (Łuk. 2, 45). A przecież Święci umieli milczeć wśród najcięższych cierpień, i kto wie, czy właśnie to znoszenie w milczeniu, bez objawienia, co się cierpi, cięższych ciosów jakie nas spotykają, nie jest najpewniejszym dowodem, iż je znosimy z cierpliwością i poddaniem się Woli Pana Boga.

Tak jest w istocie: Święci cierpią i ani słowa skargi z ust nie wypuszczają, a to dlatego, iż Łaska męstwa i wytrwałości w cierpieniach, Łaska cierpliwości jaką zostają wtedy obdarzeni, jest zastosowaną do stopnia ich cierpienia. Dlatego ich odpowiadanie tej Łasce przez znoszenie cierpienia w milczeniu, jest w nich doskonałością. Ale w takich razach bywa coś jeszcze wyższego, większego, szczytniejszego, bardziej wyjątkowego. Odezwanie się duszy do Pana Boga, gdy nadzwyczaj cierpi, jest jej konieczną niezbędną, jedyną wtedy ucieczką; jest garnięciem się stworzenia zewsząd uciśnionego, do swego Stwórcy. W takich razach i rozwodzenie się ze skargami przed ludźmi, jest co najmniej wielką niedoskonałością; ale pokorna skarga przed Panem Bogiem jest aktem czci Jego, i jest najwznioślejszą modlitwą. Z ksiąg Hioba widzimy, do jakiej śmiałości w skargach przed Nim rozwodzonych, do jakiej pozornie zbytniej z Nim poufałości, dozwala Pan Bóg dochodzić Swojemu nędznemu stworzeniu, byle to ono z wielką ku Niemu miłością czyniło. W takich bowiem razach, raczy On widzieć oddawanie Mu czci należnej w słowach nie tyle skargę wyrażających, jak raczej uznających pokornie Jego nieograniczoną Potęgę nad Jego stworzeniem i przekonanie, iż w cierpieniach zwykłą miarę daleko przechodzących, w Nim tylko wsparcie i siłę do ich zniesienia znaleźć może znękana dusza. W nadzwyczajnym strapieniu, jedyną prawdziwą pociechą dla duszy, jest myśleć o Panu Bogu, w Nim się zatapiać. A jakże wtedy nie przedstawić Mu pokornie wielkości doznanej boleści, nie żeby na nią utyskiwać, ale żeby ją jaką jest w istocie wyrazić.

Prócz tego cierpienia Świętych tak wewnętrzne jak i zewnętrzne, jak i największe katusze Męczenników, nie dochodzą nigdy do tego, co by oni znieść nie mogli. ale przypuszczać nam trzeba, iż inaczej się działo z Cierpieniami Maryi w Jej trzeciej Boleści. Przewyższały one nie tylko możliwość zachowania wśród nich milczenia, ale choćby upoważniały Ją do jego przerwania. Wyczerpywały one, iż się tak wyrażę, całą w Niej możliwość cierpienia, chociaż w Niej możliwość takowa do najwyższego dochodziła stopnia. Zmuszały Ją, dawały Jej prawo do tego co było adekwatnym ich gwałtowności, to jest do szukania jedynego jaki wtedy pozostaje ratunku dla istoty stworzonej, w wołaniu o pomoc do Stwórcy.

Wszak w Panu Jezusie doskonałość i świętość były już w takim stopniu, w jakim w żadnym stworzeniu ani ziemskim, ani niebieskim być nigdy nie mogły. Milczenie też Jego w ciągu wszystkich zadawanych Mu cierpień w ciągu Jego Męki, objawia nam w sposób uderzający Jego niezrównaną doskonałość i świętość nad świętościami. Szczytem doskonałości, bez wątpienia, było to Jego milczenie wśród mąk najstraszniejszych. ale coś jeszcze szczytniejszego, coś jeszcze głębsze obudzające w nas uwielbienie było Jego wielkim głosem zawołanie na krzyżu: Boże! Boże! czemuś Mnie opuścił! (Mat. 26, 13). Wtedy to bowiem Męka Jego do najwyższej doszła była potęgi, a także już miała się zakończyć. Wtedy więc zachodziła potrzeba, żeby wyrzeczeniem tej świętej i pokornej skargi, objawił nam i odkrył, do jakiego stopnia za nas wycierpiał.

Otóż, coś zupełnie podobnego zaszło z Maryą w Jej trzeciej Boleści. Z pomiędzy wszystkich cierpień jakich już była doznała od chwili proroctwa Symeonowego i wszystkich jakie Ją jeszcze czekały, cierpienia Jej w straceniu Dziecięcia Jezusa doszły były do najwyższego szczytu. I kiedy po odszukaniu Boskiego Dziecięcia miały się skończyć, trzeba było, żeby ową Swą jakby skargą przed Panem Jezusem: „Synu, dlaczegoś nam uczynił tak (Łuk. 2, 35), Boże mój! dlaczegoś Mnie opuścił” — objawiła nam całą potęgę Swojej Boleści. Zgubienie Dziecięcia Jezusa było ukrzyżowaniem Serca Maryi; odezwanie się Jej do Dziecięcia Jezusa, kiedy Go odszukała, było Jej wołaniem na krzyżu, kiedy to Jej ukrzyżowanie miało się zakończyć. Stało się wtedy z Maryą to, co później stać się miało z Panem Jezusem, kiedy Jego Męka krzyżowa miała się zakończyć: Przepaść, przepaść przyzywa, na głos wodospadom Twoich (Ps 49/48/, 1). Trzecia Boleść Maryi była uprzednim echem konania Pana Jezusa na krzyżu.

Na koniec i z następujących powodów, Matka Przenajświętsza w ten sposób przemówiła do Dziecięcia Jezusa po Jego odszukaniu. Najpierw uczyniła to ze szczególnego natchnienia Ducha Świętego, którego jak zawsze pełność w Sobie posiadała, tak tym bardziej po tylko, co przebyciu najcięższej z Jej Boleści, z której nadzwyczajnego wzrostu w Łasce dostępując, i oświecenia też Ducha Świętego otrzymała jeszcze obfitsze jak przedtem. Marya wtedy jeszcze dokładniej jak dotąd, odgadywała Myśli Pana Jezusa i wyczytała, iż Jego Serce pragnie takiego przez Matkę do Niego przemówienia. Dusza Jej po przebytych cierpieniach tej trzeciej Boleści, jak to bywa z każdą duszą, gdy cierpi jak należy — do jeszcze ściślejszego zjednoczenia, zlania się z Panem Bogiem doszła była.

Wiadomo zaś, iż dusza w wysokim stopniu zjednoczona z Panem Bogiem, będąca w stanie aktualnego z Nim zjednoczenia, oddaje Mu cześć z uszanowaniem najgłębszym, na jakie tylko zdobyć się może, ale obok tego czuje, iż Ją Pan Bóg, w nieprzebranej Dobroci Swojej, do niepojętej dla niejże Samej przypuszcza poufałości. Widzimy to w Świętych, a zwłaszcza w oddanych wyłącznie wyższej bogomyślności, kontemplacji, ale czymże jest ten rodzaj poufałości Świętych, chociażby do najwyższego zjednoczenia z Panem Bogiem dopuszczonych, w porównaniu z tegoż rodzaju poufałością, do której przywodziła Maryę Jej Świętość niezrównana. Wtedy bowiem Sam Pan Jezus upoważniał Matkę, ażeby się o Niego u Niegoż Samego upominała; chciał żeby wystąpiła wtedy publicznie z prawami Swego Boskiego Macierzyństwa. A tak w tym przemówieniu Maryi do Dziecięcia Jezusa, zawierało się i posłuszeństwo, pokorę Jej niemało kosztujące, i objaw Jej Miłości Pana Jezusa, taką Boleścią Ją napełniającej z powodu Jego zniknięcia, i Jej Święta euforia z Jego odszukania, i na koniec Głos Jej Boskiego Macierzyństwa, tego przywileju najwyższego, za który w Sercu najgłębszą cześć Mu oddawała, a którego wyrzec się, nie wolno Jej było.

Odrębną także cechą, czyli adekwatnością trzeciej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny, było i to, że, była ta Boleść i dla Pana Jezusa wielkim cierpieniem, a może i z Jego cierpień, cierpieniem najdotkliwszym.

W siedemnastym wieku, żyła w klasztorze Panien Wizytek w Turynie, zakonnica wielkiej świątobliwości i obdarzona Łaską najściślejszego zjednoczenia duszy z Panem Bogiem. Nazywała się ona Joanna Benigna Gojos. Miała szczególne nabożeństwo do Przenajświętszego Człowieczeństwa Pana Jezusowego, i główną cechą jej pobożności było to, iż każdą swoją sprawę zaofiarowywała Ojcu Przedwiecznemu, w zjednoczeniu jej ze sprawami Syna Bożego, dokonanymi, gdy przebywał na ziemi. Miała też sobie objawionym, iż podobneż nabożeństwo było szczególnym nabożeństwem Maryi i Józefa za Ich Życia, a przez które dostąpili byli Łask niezmiernych.

Otóż świątobliwa ta zakonnica, rozpamiętując po kolei różne Tajemnice z trzydziesto-trzechletniego Życia Zbawiciela, razu pewnego, z natchnienia Ducha Świętego, pobudzoną się uczuła do jak najściślejszego zjednoczenia się z Panem Jezusem, w Jego trzydniowym zniknięciu przed Przenajświętszą Matką. I trwała w tym przez czas już dość długi, kiedy dnia jednego, spodobało się Panu Jezusowi objawić jej niektóre szczegóły tyczące się tej Tajemnicy. Powiedział jej, iż z powodu trzeciej Boleści Maryi, więcej cierpiał aniżeli kiedykolwiek w Życiu Swoim. Albowiem w ciężkim strapieniu Przenajdroższej Matki, Swojej spowodowanym przez rozłączenie się z Nim, widział zawartą Boleść, która miała stanowić Jej męczeństwo na Kalwarii. I przydał: iż jak wtedy Marya byłaby umarła od doznawanych cierpień, tak i mąk trzeciej Swojej Boleści byłaby nie przeżyła, gdyby Ją Cudem Swojej Wszechmocności przy Życiu, w obydwóch tych razach, nie zachował. I iż tak Marya jak i Józef, takich przez te trzy dni Jego zniknięcia przed Nimi doznali strapień, smutków i ucisków na sercu, iż rzeczywiście Ich Boleść przechodziła wszelkie pojęcie i wyobrażenie ludzkie, i iż nikt prócz Niego Samego, nie może jej ocenić. Zastanówmyż się nad tym pobożnie, a nic już do tego sami nie przydając.

Ale trzeba nam jeszcze i na następujący szczegół trzeciej Boleści naszej Matki Niebieskiej zwrócić uwagę. Tym zaś jest, iż cierpienie jakiego wtedy doznała, uzdolniło Ją do dokładniejszego ocenienia nieszczęścia dusz, będących w grzechu.

Przenajświętsza Marya Panna miała stać się Matką Miłosierdzia (zob. Antyfony kościelne) i Ucieczką grzeszników (zob. Litania loretańska). Miała ich miłować jak żadna matka nie miłuje najniewinniejsze, najświętsze swoje dzieci. Miała być Ona przytułkiem, więcej śmiem powiedzieć, warownią obronną dla grzeszników, otoczoną wałami tak niezmiernej Jej Litości i Miłości, iż Sama Najwyższa Wszechmocność jakby z trudnością dosięgać tam będzie mogła ofiary, wymagane przez również Najwyższą Sprawiedliwość. Nie dość więc było tego, żeby Marya posiadała szczególną, wyjątkową zdolność ocenienia grzechu; żeby złość jego pojmowała jak żadna inna istota stworzona: trzeba było żeby wiedziała czego doznają ci, którzy podpadli nieszczęściu zgrzeszenia. ale jakże to mogło nastąpić? Cóż z Nią wspólnego mógł mieć grzech? Dla Niej grzech był tym, co właśnie miało pozbawić Życia Jej Syna. Grzech od chwili przepowiedni Symeonowej, zatruł Jej wszelkie euforii Macierzyńskiego Serca; on jak Męki Jezusowej tak i Jej Boleści był jedynym sprawcą, ale zresztą do Niej żadnego nie miał prawa. Przywilej Jej Niepokalanego Poczęcia, pomiędzy Nią, a grzechem wyżłobił taką otchłań nieprzebytą, iż całe piekło ani się kusić mogło, żeby Ją dosięgło. Jakimże sposobem będzie mogła poznać stan duszy grzesznika Ona, na której duszy nigdy nie miała postać ani najlżejsza skaza? Oto pozna to przez Swoją trzecią Boleść.

Bo co to jest grzech? Jest to postradanie Pana Jezusa, Którego przedtem się posiadało. Otóż, Marya, bez cienia najmniejszego grzechu, tego właśnie w trzeciej Swojej Boleści doznała. Niektórzy bowiem pobożni pisarze, a pomiędzy nimi i Święty Alfons, Doktor Kościoła, utrzymują, iż po zniknięciu Dziecięcia Jezusa, nie mająca granic pokora Maryi sprawiła, iż Ona przypuszczała, jakoby z własnej winy Go postradała. W tym też cała tej Boleści siła, gorycz i męka się zawierała. To Przeczystej Jej Duszy objawiło, jakby powiedzieć dotykalnie, jakie uczucia napełniają duszę grzesznika: dało Jej zaznać straszne osamotnienie od Pana Boga i tę niewymowną gorycz zalewającą wtedy Serce. Odtąd też jeżeli Marya z jednej strony oceniać będzie złość grzechu Swoją Boleścią przebytą na Kalwarii, z drugiej litować się będzie nad grzesznikiem siłą tej Swojej trzeciej Boleści; a zauważyliśmy, iż była Ona ze wszystkich Jej Boleści największą. Miarkujmyż z tego, jaką ta trzecia Boleść wyrobiła w Jej Niepokalanym Sercu Litość nad grzesznikami!

Na koniec był jeszcze jeden szczegół w trzeciej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny, stanowiący wielką jej odrębność. Boleść ta stała się dla Maryi czymś, co trudno było przypuszczać. Oto wyrodziła ona w Jej Sercu nową miłość ku Panu Jezusowi, nowy rodzaj, nowy stopień tego Najświętszego Uczucia: bo miłość tego, co się postradało, gorzko opłakało, a co się w końcu odszukało i odzyskało. A jest to czymś przedziwnie potęgującym przywiązanie, nadającym miłości jakby nową siłę, której bez tego nigdy by nie posiadała. Jest to prześlicznym kwiatem rozwijającym się niekiedy na ciernistym krzaku boleści ludzkich, a do najwyższego rozwoju doprowadzającym uczucie przywiązania.

Patrz na tę matkę nachyloną nad łożem umierającego jej dziecka. Serce Jej ledwie, iż nie rozpęka od boleści je rozdzierającej. Wszelako tak poddana Woli Pana Boga, iż tylko błaga Go o jak najkorniejsze poddanie się ciosowi, który ją dotyka. Pomimo tego, cierpi niezmiernie. Ukochane i jedyne jej dziecię dogorywa, jak kwiatek więdniejący w jej oczach. Lekarze wręcz oświadczyli, iż nie ma najmniejszej nadziei. Ale po matce, czyż można wymagać, żeby nie miała nadziei? Ona tego nie pojmuje. Sama ledwie iż żyje, ale nadziei o życiu dziecka nie może się wyrzec. Zrobiła Panu Bogu ofiarę ze swojej boleści, ale obok tego nadziei nie traci; wszyscy ją stracili, ona się jej pozbyć nie ma siły. Nadzieja to jedynie sprawia, iż sama dotąd żyje. ale oto na twarzyczce chorego dziecięcia objawia się zmiana, zdaje się, iż już w nim życie uchodzi. Matka ledwie iż nie chciałaby cofnąć ofiary jaką już złożyła Panu Bogu, wszakże tego nie czyni. Wie, iż jak matką dziecięcia, tak Córką jest Boga, Ojca najlepszego. ale widzi jak ta droga dziecina oczka przymyka, główkę nagle w tył rzuca i lekkim jej ciężarem nieco głębiej wyżłabia podgłówek. Czy to już śmierć? O! tak jest, śmierć dla serca matki, bo nadzieja i ją już odstąpiła; wszystko znika przed nią i tylko Ręka Najwyższego zatrzymuje ją jeszcze przy życiu. ale dla dziecięcia to nie śmierć, to zbawczy sen pomyślnie przesilającej się choroby. I w kilka dni potem, uszczęśliwiona matka, trzyma na kolanach toż ukochane dziecię już do zdrowia wracające.

A teraz pytam: czy miłuje je ona tylko tak jak miłowała przed jego chorobą? O! zaiste, kocha je ona jeszcze i nową miłością, teraz dwa razy ona mu matką i dwa razy ono jej dzieckiem, bo Ojciec Niebieski dwa razy nim ją obdarzył: raz gdy je wydała na świat; drugi, gdy jakby je z tamtego świata na nowo jej przywrócił.

Lecz czymże jest to wszystko, czymże jest takie jakby zdwojenie się miłości macierzyńskiej w sercu matki ludzkiej, chociażby z matek najprzywiązańszej, w porównaniu z Matką Bożą? To też nie możemy w żaden sposób pojąć tej nowej miłości, jaka rozżywiła się w Sercu Maryi, gdy Ojciec Przedwieczny po przebyciu Jej trzeciej Boleści, jakby powtórnie obdarzył Ją Swoim Boskim Synem? W porównaniu któregośmy tu użyli, zrobiliśmy sobie z uczucia najtkliwszego, najświętszego, najsilniejszego, bo uczucia macierzyńskiego, jakby drabinkę, żeby po niej dojść do pojęcia zdwojonego tegoż uczucia w Sercu Matki Przenajświętszej. ale pomimo tego, do szczytu jego aniśmy się zbliżyli. Bo gdy rzecz idzie o Maryę, żadne porównania ludzkie, chociażby najwznioślejsze, wystarczającymi nie są. O! zaprawdę, ciężkie, niewymownie ciężkie krzyże przedźwigać musiała Przenajświętsza Matka w tej Swojej trzeciej Boleści, owszem był to ze wszystkich Jej krzyżów podobno najokrutniejszy. Ale ileż pod nim nabyła zasług! Ile koron przygotowała Sobie w Niebie! A z tych najświetniejsza i dla Niej najdroższa, była jakby nowa Miłość Pana Jezusa, a dawną jakże podnosząca do jeszcze wyższego stopnia: Rozłożyła wstępowanie w sercu Swoim, w padole płaczu, i pójdzie z mocy do mocy, oglądać Boga nad Boga w Syonie (Psalm 84/83/, 6-8).

Takimi więc to były szczegóły, tajemnicy trzydniowego zniknięcia Dziecięcia Jezusa. Oby Przenajdroższa Niebieska Matka nasza, raczyła miłościwie wybaczyć nam, żeśmy się odważyli badać głębie tej Jej Boleści, którą Sam Pan Jezus, jak to wyżej przytoczyliśmy, mówiąc w objawieniu pewnej świątobliwej zakonnicy, nazwał niezbadaną. Ależ Sama Ona oświadczyła najłaskawiej, że: Kto Ją rozświeca, posiądzie żywot wieczny (Ekll. 24. 31.). Niechże nędzne w tej mierze usiłowanie nasze, raczy nie poczytać nam za zbytnią zuchwałość.

Lecz przejść już nam wypada od szczegółów tej Tajemnicy, do rozważania wewnętrznego w ciągu niej usposobienia Maryi.

§. III. Wewnętrzne usposobienie Przenajświętszej Matki w Jej trzeciej Boleści.

Otóż, najważniejszą okolicznością, która pod tym względem nadawała wyjątkową cechę trzeciej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny i czyniła Ją tym trudniejszą do przeniesienia — było to, iż w Niej pozbawioną była tej jedynej pociechy, jakiej w podobnych razach doznać może dusza, dotknięta nieszczęściem postradania najdroższego dla Niej przedmiotu.

Najwyższa doskonałość, najwyższa świątobliwość, zawisła głównie na tym, żebyśmy mieli serce oderwane od wszystkiego, co nie jest Panem Bogiem, od wszystkiego, co jest stworzonym, a tylko Pana Boga z całej siły miłowali, Jego tylko pragnęli, Jego tylko szukali, wszystko inne miłując tylko w Nim i dla Niego. Stąd gdy dusza znajdująca się w takim już stanie doskonałości i w tak ścisłym zjednoczeniu z Panem Bogiem, dotknięta bywa jakimkolwiek nieszczęściem, w Panu Bogu szuka pociechy, w Panu Bogu siły do zniesienia swojego strapienia, i w Panu Bogu i jedno i drugie znajduje niechybnie.

Weźmijmy i tu dla lepszego przedstawienia sobie czegoś podobnego, przykład z uczucia macierzyńskiego. Jest to bowiem jednym z uczuć najświętszych i najsilniejszych i z ludzkich uczuć, uczucie najczystsze, bo najbezinteresowniejsze, najmniej mające w sobie przymieszki miłości własnej. I wyobraźmy sobie ciężką boleść, niewymowny żal rozdzierający serce, smutek, jakich doznaje każda przywiązana matka, po stracie ukochanego dziecka. Chociażby to była dusza nie tylko pełna wiary, ale i wielkiej pobożności, a choćby i bardzo wysokiej świątobliwości — pomimo jej najdoskonalszego poddania się wyrokom w tej mierze Pana Boga — cierpi ona niewymownie. Wszelkie zaś możliwe pociechy ludzkie, chociażby jej na nich nie zbywało, nie tylko by dla Jej zbolałego serca nie przynosiły ulgi, aleby tylko boleść Jej rozdrażniały, zwiększały i tym trudniejszą do zniesienia czyniły. A jeśliby ją na chwilę przygłuszyły, co w wielkim strapieniu jest prawie niepodobnym — posłużyłoby to na to tylko, żeby, gdy się ona rozżywi, jak rozżywić się musi za lada nieuniknioną sposobnością — uczynić ją tym dotkliwszą i jakby nowym ciosem przeszywającym serce. To też dusza podobnym nieszczęściem dotknięta, a w ściślejszym zjednoczeniu z Panem Bogiem żyjąca, żadnych pociech ludzkich nie szuka; unika ich nawet; od Pana Boga ich tylko oczekuje, i w końcu w Panu Bogu je znajduje. Bo komuż kiedy Pan Bóg nie wystarczył za wszystko, byle w Nim wszystkiego szukać, byle Jego nad wszystko, co najgodziwiej najdroższym być może i powinno, przekładać. Nieszczęśliwa więc matka, o której mówimy, chociażby najsroższej z utraty kochanego dziecka doznawała boleści, jedyną i niepłonną znajduje pociechę i niezbędną do zniesienia swego ciosu siłę w Panu Bogu, do Niego całym sercem i całą duszą się garnąc. Pragnąc przy tym, o ile to jest w jej możności, kornie i najuleglej poddawać się woli najwyższej nieszczęście to na nią dopuszczającej, boleść swoją stara o ile i to wtedy dla niej możliwym, przyskramiać, przygłuszać. Ten zaś rodzaj walki spokojnej, ale mężnej, pokornej, ale wytrwałej, jest już sam przez się wielką ulgą dla zbolałego serca, bo tak bardzo potrzebne mu w takich razach, jakby mimo woli, nastręcza roztargnienie, przez zajęcie się nie tyle sobą samym, jak raczej nad sobą zapanowaniem.

Słowem, jedyną możliwą, a rzeczywistą dla serca najdotkliwszą opłakującego stratę pociechą, jest odrywanie się jego od umiłowanego, a utraconego przedmiotu, a zatapianie się w Panu Bogu.

Lecz czyż coś podobnego w trzeciej Boleści Maryi było możliwym? Czyż ten jedyny w takich razach rodzaj ulgi i pociechy był dla Niej dostępnym? Wprawdzie była Ona wtedy Matką dotkniętą utratą Dziecięcia, jak nią bywa każda matka podobnego nieszczęścia doznająca. Tylko iż będąc z matek Matką ze wszystkich matek jakie kiedy były i będą najlepszą i najprzywiązańszą, a w straconym Dziecięciu opłakującą stratę Dziecięcia, jakiego nie było i nie będzie na ziemi — musiała doznać z tego Boleści, przed którą wszystkie boleści tego rodzaju innych matek są jakby niczym. Ale z drugiej strony zdawałoby się, iż Marya będąc z dusz świętych Najświętszą, mogła właśnie dla tego łatwiej odrywać Swoje Serce od najdroższego Dziecięcia, które straciła, a całkiem zatapiać się w Panu Bogu i w jak najdoskonalszym poddawaniu się Jego dopuszczeniu, szukać ulgi i tej jedynej możliwej wtedy pociechy. Mogła zdawałoby się łatwiej jak każda inna w podobnym położeniu znajdująca się matka, walczyć ze swoją tęsknotą, przezwyciężać ją i trzymać we adekwatnych granicach.

Tymczasem tak wcale nie było, i to właśnie stanowi całe ostrze tego trzeciego Miecza wtłoczonego w Niepokalane Serce Matki Przenajświętszej Maryi Panny, w Jej trzeciej Boleści nie wolno było z nią walczyć. Co więcej; nie tylko nie wolno Jej było za straconym Dziecięciem nie tęsknić, ale choćby nie wolno było kłaść tej tęsknocie i doznawanej od niej Boleści granic.

Każda inna matka dla tego walczyć jest obowiązana z cierpieniem doznawanym po stracie najdroższego dziecka, żeby broń Boże, nie kładąc temu granic, nie dowodziła, iż nad Pana Boga i Jego Wolę przekłada swoje dziecię: iż to dziecię więcej jak Pana Boga, a więc nie w Panu Bogu i nie dla Pana Boga miłuje. ale w trzeciej Boleści Przenajświętszej Maryi Panny zachodziło to, co w żadnej boleści innej matki być nie mogło. Marya nie mogła rozłączać w Panu Jezusie tego, co Pan Bóg największym cudem Swojej potęgi w Nim połączył, to jest Bóstwo z Człowieczeństwem. Ona tracąc Swe Dziecię, traciła w Nim i Swego Pana Boga. A czyż za Panem Bogiem nie tęsknić mogła? Czyż mogła uczuciu z tego rodzaju tęsknoty kłaść granice? Nie tęsknić za straconym Panem Bogiem, to tylko dwom rodzajom dusz adekwatne: duszom ostatecznie w grzechu zatwardziałym, i duszom za grzechy nieodpokutowane za życia, do piekła na wieki skazanym. Pomyśleć więc tylko o tym, żeby Marya, chociaż pewnie bez cienia najmniejszej z Jej strony winy straciwszy Dziecię Jezusa, mogła za Nim nie tęsknić, mogła tej tęsknocie kłaść jakie granice, byłoby coś okropnego. Miarkujmyż z tego, jaką być musiała ta Jej tęsknota, jaka stąd Jej Boleść! Była to Matka z matek najprzywiązańsza; tracąca Dziecię z dzieci najgodniejsze przywiązania. Obok zaś tego pozbawioną była tej jedynej ulgi i pociechy, jakiej doznaje w podobnym nieszczęściu każda inna matka, odrywając swe serce od dziecka, a zatapiająca je w Panu Bogu. O! zaiste, jeżeli w każdej Swej Boleści Przenajświętsza Matka może powtórzyć te słowa Proroka: Przyjdźcie, a zobaczcie czy jest Boleść jako Boleść Moja (Treny 1. 12), to w tej trzeciej najbardziej ma do tego prawo. ale gdy mówiąc przyjdźcie i zobaczcie, pozwala nam przypatrywać się, ze łzami w sercu, tej Swojej Boleści, nie przypuszczajmyż, żebyśmy i wieki całe w Nią się wpatrując, pojąć Ją, ocenić i zmierzyć kiedy byli w możności. Komu Cię przyrównam, Córko Jerozolimska, jak Cię pocieszę Panno, córko Syonu, bo wielką jest jako morze Boleść Twoja (Tamże 2. 13), woła Prorok Pański. Ale i najgłębsze morze ma dno swoje, do którego człowiek dobrać się może; tę zaś Boleść Przenajdroższej Niebieskiej naszej Matki żaden rozum nie tylko ludzki, ale i Anielski nigdy nie zgłębi.

Główną także cechą wewnętrznego usposobienia Maryi w Jej trzeciej Boleści, była Jej niezrównana pokora. Jakoż, każda chwila trzydniowego zniknięcia przed Nią Dziecięcia Jezusa, spowodowywała w Jej Sercu akty pokory najprzedziwniejszej. Kiedy Przenajświętszą Jej Duszę ogarnęły ciemności dotąd Jej nieznane, o których choćby pojęcia nie miała, zdawać by się mogło, iż przyprawi Ją to o wielkie zaniepokojenie. A jednakże pomimo tego, ani na chwilę Jej wewnętrzny pokój zachwianym nie został, co było właśnie skutkiem Jej najgłębszej jaka tylko być może pokory. Obawa czy Dziecię Jezus nie odstąpił Jej z powodu Jej niegodności, jaką w Sobie przypuszczała, z powodu jakiej z Jej strony winy, był to także owoc tego Jej poniżania się we własnych oczach, nie mającego prawie granic, a właśnie dlatego do najściślejszego zjednoczenia z Panem Bogiem Jej Duszę doprowadzającego. Pokora też to Maryi posuwająca się już wtedy do najwyższego jaki tylko mógł być stopnia, bo w Niej Najświętszej z Najświętszych przypuszczająca jakowąś winę — usposobiła Ją do doskonałego poddania się Woli Pana Boga w tej trzeciej, a najcięższej Jej Boleści. I taka tylko pokora mogła to sprawić. Nie masz bowiem żadnego wewnętrznego usposobienia, nie masz żadnego Daru Niebieskiego, żadnej Łaski uzdalniającej duszę do mężnego zniesienia nieszczęścia, którą by porównać można z pokorą. Pokora niczemu w takich razach nie dziwi się; nie dopuszcza najmniejszego zamieszania na umyśle, a zwykle spowodowanego wielkim, a zwłaszcza niespodziewanym nieszczęściem. Obdarza ona rozwagą i umiarkowaniem, najpotrzebniejszymi w strapieniu, a właśnie wtedy najtrudniejszymi. Doskonałe zaparcie siebie samego, które Zbawiciel polecił jako podstawę wszelkiej doskonałości, zapomnienie o sobie, jest rzeczą najpotrzebniejszą w nieszczęściu, a tymczasem, wtedy właśnie najrzadszą. Otóż pokora to i pokora tylko, do tego przywodzi. Prócz tego, pokora wzmacnia wiarę, a kiedyż o nią bardziej jak wtedy, gdy bardzo cierpimy, chodzić nam powinno? Pokora podnosi umysł i serce do Pana Boga i to prawie bez żadnego wysilenia, bo o ile nie zaprzątamy się sobą, o tyle łatwiej i jakby samo przez się zwracamy się do Pana Boga. Pokora to ułatwia nam tę wielką sztukę panowania nad sobą, a przez to ułatwia nam rozpoznawania pokus pod najrozmaitszymi pozorami uderzającymi na nas w czasach strapienia, i usiłującymi odwieść nas od Pana Boga, przez szukanie pociechy u ludzi, lub w jakich ludzkich do tego środkach. Pokora udziela duszy światła, choćby wśród największych wewnętrznych ciemności. Jest ona wtedy tym, czym wśród nocy księżyc w pełni będący, a który chociaż mgłą przysłoniony, bądź co bądź rzuca swe światło. jeżeli nie ma go wtedy dostatecznie, żeby iść śmiało i wyraźnie dopatrywać drogę, jest go jednakże dzięki pokorze przynajmniej tyle, ile go potrzeba, żeby uchronić się od upadku i omijać miejsca niebezpieczne. I takie to są owoce tej cnoty nad cnotami, w każdej duszy nią przyozdobionej, a na cięższe jakie próby, z widoków szczególnego na nią Miłosierdzia Boskiego, wystawionej. Jakież to więc musiały być jej skutki w Maryi, która była uosobieniem pokory, której pokora była aż taką, iż do Dziewiczego Jej Łona ściągnęła z Nieba Syna Bożego, jak to Sama powiedziała: Wejrzał na POKORĘ Służebnicy Swojej, i wielkie rzeczy uczynił Mi Ten, Który Mocen jest (Łk 1, 48). Skutkiem też to niezrównanej pokory, Marya zniosła, z niezachwianym wewnętrznym pokojem, tę trzecią Swoją Boleść nad boleściami. Jak pisze przezroczyste jezioro osłonione zewsząd wysokimi górami, nie dopuszczającymi na nie najlżejszego wietrzyku, roztacza się na zielonej dolinie ze zwierciadlaną powierzchnią żadnym nigdy zmarszczkiem niezamąconą, — tak Wola Maryi spoczywała na Łonie Pana Boga: nic ją nigdy nie zamąciło. Ani najlżejsze poruszenia niecierpliwości, ani chociażby mimowolne podniety miłości własnej, ani chociażby jak mgnienie oka chwilowe zwroty na Siebie Samą, nie porysowały nigdy srebrzystego zwierciadła Jej spokojnego poddawania się Woli Bożej. ale chociaż przez całe sześćdziesiąt trzy lat Błogosławionego Życia Maryi, cnota pokory Cuda Łask Boskich w Jej Duszy dokonywała, nam by się zdawało, iż żaden z aktów tej w Niej cnoty, porównać się nie może z Jej aktami pokory wykonywanymi w ciągu trzech dni zniknięcia przed Nią Pana Jezusa. A tak jak zgubienie Syna było dla Niej, z pomiędzy wszystkich Jej Boleści najcięższe, tak stało się i najobszerniejszym polem zasług, na którym niewypowiedzianego wzrostu w Łasce dostąpiła. I tu więc powtórzyć nam przychodzi, iż jak ciężkość Jej cierpień w trzeciej Boleści, nie tylko wyrazić, ale ani w przybliżeniu jakowym pojąć nie możemy, tak i stopnia świętości, do którego Ją ta Boleść wyniosła, wyobraźnią choćby nigdy nie dosięgniemy.

Na koniec Maria d’Agredo, której objawienia wielkiej zażywają powagi w Kościele, miała sobie objawionym, iż słowa Maryi wyrzeczone do Dziecięcia Jezusa po Jego odszukaniu, a przez które publicznie występowała Ona z powagą Matki, jakże niezmiernie kosztowały Jej pokorę, iż zdobyła się była na nie, jedynie dlatego, iż wiedziała, iż Wolą Boską było, żeby wtedy w ten sposób uwyraźniła Swoje prawa Macierzyńskie nad Dziecięciem Jezusem; ale iż to zadało Jej wielkie umartwienie. I przydają też objawienia tej świątobliwej zakonnicy, iż skoro Przenajświętsza Rodzina wyszła z Świątyni, a Marya była pewna, iż nikt na Nich nie patrzy, upadła do Nóg Syna, oddając Mu cześć jako Drugiej Osobie Trójcy Przenajświętszej, żeby przez to jakby wynagrodzić to Sobie, iż przed chwilą, stosownie do Woli Jego, publicznie wystąpić musiała ze Swoimi Przywilejami Matki.

UCZCZENIE MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.

Uczcijmy Siedem Boleści Najświętszej Maryi Panny modlitwą Św. Bonawentury oraz Koronką i Litanią do Matki Boskiej Bolesnej:

Koronka do Siedmiu Boleści Matki Boskiej.

Źródło: Arka pociechy 1880

V. Boże! wejrzyj ku wspomożeniu mojemu.

R. Panie! pośpiesz ku ratunkowi mojemu.

V. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu.

R. Jak była na początku, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

  1. Użalam się nad Tobą, O Matko najboleśniejsza, dla tego smutku, który ogarnął Serce Twe najczulsze w chwili proroctwa Świętego Starca Symeona. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak zasmucone, uproś mi cnotę pokory i dar Świętej Bojaźni Bożej.
Ave Maria Doloribus plena, Crucifixus tecum, lacrimabilis tu in mulieribus et lacrimabilis Fructus Ventris Tui, Iesus.

— Sancta Maria, Mater Crucifixi lacrimas impertire nobis crucifixoribus Filii Tui, nunc et in hora mortis nostrae. Amen.

Zdrowaś Maryo, Boleści pełna, ukrzyżowany z Tobą, najboleśniejsza między niewiastami i bolesny Owoc Żywota Twojego, Jezus.

— Święta Maryo, Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującymi Syna Twojego, i wyjednaj nam łzy pokuty teraz i w godzinę śmierci naszej naszej. Amen.

100 dni odpustu za każdy raz pozwolił Pius IX dnia 23 Grudnia 1847r.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej trwogi, która przejmowała Twe Serce najtkiwsze w ucieczce do Egiptu i w czasie Twego tam pobytu. O Maryo Najmilsza! przez Serce Twoje tak zatrwożone uproś mi litość względem ubogich i dar pobożności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Maryo Najboleśniejsza, dla tej tęsknoty, w jaką popadło Twe najtroskliwsze Serce czasu zgubienia drogiego Jezusa Twojego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje taką tęsknotą ściśnione, uproś mi cnotę czystości i dar umiejętności.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Boleści, którą jęknęło Macierzyńskie Serce Twoje w spotkaniu Jezusa Krzyż dźwigającego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak pełne Miłości a tak rozbolałe, uproś mi cnotę cierpliwości i dar mocy.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego męczeństwa, którego doznało mężne Serce Twoje patrząc na konanie ukochanego Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak współumęczone, uproś mi cnotę wstrzemięźliwości i dar dobrej rady.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tej Rany, które litościwemu Sercu Twemu zadało uderzenie włócznią w Serce Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tak okrutnie przeszyte uproś mi cnotę miłości bliźniego i dar rozumu.

Zdrowaś Marya.

  1. Użalam się nad Tobą, o Matko Najboleśniejsza, dla tego ostatniego ciosu, który wytrzymało Serce Twe Najmiłosierniejsze w chwili Pogrzebu Jezusa, Syna Twego. O Matko Najmilsza! przez Serce Twoje tą ostatnią Boleścią do szczętu złamane, uproś mi cnotę pilności i dar mądrości.

Zdrowaś Marya.

Litania o Siedmiu Boleściach Najświętszej Maryi Panny

Źródło: Wianek różany 1853

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z Nieba Boże, zmiłuj się nad nami!

Synu Odkupicielu świata, Boże,

Duchu Święty Boże,

Święta Trójco Jedyny Boże,

Święta Maryo, Matko Bolesna, módl się za nami!

Święta Maryo, Któraś nie znalazła miejsca w gospodzie,

Święta Maryo, Któraś zmuszona była szukać przytułku w stajence,

Święta Maryo, Któraś Twego Pierworodnego w żłóbku złożyła,

Święta Maryo, Któraś krwawemu Obrzezaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Której powiedziano, iż Syn Twój położon jest na znak, Któremu sprzeciwiać się będą,

Święta Maryo, Której wyprorokowano, iż Duszę Twą własną miecz Boleści przeszyje,

Święta Maryo, Któraś z Synem do Egiptu uchodzić musiała,

Święta Maryo, Któraś rzezią niewiniątek przerażoną była,

Święta Maryo, Któraś dwunastoletniego Syna Twego w Jeruzalem zgubionego przez trzy dni żałośnie szukała,

Święta Maryo, Któraś ciągle na nienawiść żydów ku Synowi Twemu patrzała,

Święta Maryo, Któraś Męki i Śmierci Syna Twojego obraz bezustannie w Sercu nosiła,

Święta Maryo, Któraś w dniu Ostatniej Wieczerzy Syna do Jeruzalem na Mękę idącego ze smutkiem pożegnała,

Święta Maryo, Któraś Mękę Ogrójcową i krwawy Pot Syna Twojego na modlitwie wylany, Sercem Matki przeczuwała,

Święta Maryo, Któraś o Synu przez Judasza zdradzonym, a powrozami skrępowanym, z Ogrójca wiedzionym wieść odebrała,

Święta Maryo, Któraś Syna jakoby złoczyńcę przed sąd kapłanów stawionego widziała,

Święta Maryo, Któraś na Syna fałszywych świadków zeznania słuchała,

Święta Maryo, Któraś okrutny policzek przez Najdroższego Syna Twojego odebrany na Sercu uczuła,

Święta Maryo, Któraś obelgi od żydów i żołnierzy na Syna Twego bezbożnie miotane słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna biczami sieczonego i cierniem koronowanego ujrzała,

Święta Maryo, Któraś bezbożny, a haniebny wyrok śmierci na Syna Twego wydany słyszała,

Święta Maryo, Któraś Syna Twego Krzyż niosącego spotkała,

Święta Maryo, Któraś łoskotu przybijania gwoźdźmi Rąk i Nóg Syna Twojego słuchała,

Święta Maryo, Któraś ostatnie słowa Syna Twojego na Krzyżu do Serca przyjmowała,

Święta Maryo, Któraś konaniu Syna Twojego obecną była,

Święta Maryo, Któraś zmarłe Ciało Syna Twojego z Krzyża zdjęte na Macierzyńskie Łono Swoje przyjęła,

Święta Maryo, Któraś od Grobu Syna Twojego cała zbolała do domu wracała,

Święta Maryo, Królowo Męczenników,

Święta Maryo, Zwierciadło wszystkich utrapień,

Święta Maryo, Morze goryczy,

Święta Maryo, Opiekunko bolejących,

Święta Maryo, Wspomożycielko stroskanych,

Święta Maryo, Najszczodrobliwsza Pocieszycielko chorobą złożonych,

Święta Maryo, Mocy najpotężniejsza słabych,

Święta Maryo, pewna Ucieczko grzeszników,

Przez okrutną Mękę i Śmierć Syna Twojego, wybaw nas, o Królowo Męczenników.

Przez najcięższe Boleści Serca Twojego,

Przez największe smutki i utrapienia Twoje,

Przez straszne uciski Twoje,

Przez łzy i łkania Twoje,

Przez wszystkie Macierzyńskie współubolewania Twoje,

Przez przemożne Pośrednictwo Twoje,

Od niepomiarkowanego smutku, Zachowaj nas, o Matko Najboleśniejsza.

Od upadku na duchu,

Od trwożliwego umysłu,

Od niechętnego znoszenia wszelkich cierpień,

Od rozpaczy i braku nadziei w Miłosierdziu Bożym,

Od wszelkiej okazji i niebezpieczeństwa zgrzeszenia,

Od sideł szatańskich,

Od zatwardziałości serca,

Od ostatecznej niepokuty,

Od nagłej i niespodziewanej śmierci,

Od potępienia wiecznego,

My grzeszni Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko!

Abyś nas w wierze prawdziwej, nadziei i miłości Świętej Opieką Twoją utrzymywać raczyła, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Matko.

Abyś nam u Syna Twojego za grzechy nasze doskonałą skruchę i pokutę wyjednać raczyła,

Abyś wzywającym Cię, pociechę i ratunek Twój udzielać raczyła,

Abyś nas w chwili konania wspierać najszczególniej raczyła,

Abyś nam w stanie Łaski zejście ze świata tego wyjednać raczyła,

O Matko Boska, pełna Łaski, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas.

Matko Najboleśniejsza, Ciebie błagamy, zmiłuj się nad nami.

Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej przez trzy godziny na Krzyżu wisiał przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, przepuść nam, Panie.

Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej Bogu Ojcu Ducha oddał, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, wysłuchaj nas, Panie.

Baranku Boży, Któryś wobec Matki Twojej z Krzyża nieżywy zdjęty, na Jej Łono złożony został, przez Boleści tejże Matki Twojej w ten czas doznane, zmiłuj się nad nami!

Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!

Ojcze nasz… Zdrowaś Marya… Chwała Ojcu…

V. Módl się za nami Matko Najboleśniejsza.

R. Teraz i w godzinę śmierci naszej.

V. Panie! wysłuchaj modlitwy nasze.

R. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie.

V. Módlmy się: Niech raczy wstawić się za nami, prosimy Panie Jezu Chryste, teraz i w godzinę śmierci naszej do Miłosierdzia Twojego, Błogosławiona Marya Panna, Matka Twoja, Której Przenajświętszą Duszę w chwili Męki i Śmierci Twojej miecz Boleści przeszył. Przez Ciebie Jezu Chryste, Zbawco świata, Który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz, Bóg po wszystkie wieki wieków.

R. Amen.

Idź do oryginalnego materiału