Mediacja, instytucja głęboko personalistyczna

6 godzin temu
Zdjęcie: Rozstanie


Któż z nas nie chciałby sam zdecydować o rozstrzygnięciu sądowym w swojej sprawie? A co, jeżeli to marzenie mogłoby się spełnić?

Jeśli zapytamy przypadkowego przechodnia, z czym kojarzy się mu/jej proces sądowy, prawdopodobnie usłyszymy w odpowiedzi litanię skarg. Długie oczekiwanie na rozprawę, nieprzewidywalność wyroku czy skomplikowanie procedur stały się, przynajmniej w potocznej opinii, znakiem rozpoznawczym polskich postępowań. W połączeniu z niedomaganiem innych instytucji w naszym kraju, co nazywane bywa „państwem z kartonu” – chociażby siłą wobec słabych i słabością wobec silnych czy, głośną ostatnio, bezkarnością przestępców tak zuchwałych, jak szalejący na drogach kierowcy z zakazem prowadzenia pojazdów na koncie – tworzy to bardzo przygnębiający obraz.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

25 zł 50 zł 100 zł 200 zł 500 zł 1000 zł

O tym, iż ta potoczna opinia o sądownictwie wiązała się z oczekiwaniem zmian w wymiarze sprawiedliwości – i o tym, iż zmiany wprowadzone przez PiS niestety w tym obszarze nie pomogły – pisało wielu publicystów. O to, co dalej z polską praworządnością po tych zmianach, toczy się spór, w którym jednym z najświeższych głosów jest opublikowany na naszych łamach cykl prof. Michała Królikowskiego.

Gdy bezpośredni kontakt jest trudny

Tymczasem moje spojrzenie terminarz skierował ostatnio w zupełnie inną stronę. 17 października (w trzeci czwartek tego miesiąca) obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Mediacji. Myślę, iż warto tu o nim przypomnieć nie tylko z kronikarskiego obowiązku, ale także dlatego, iż mediacja jest instytucją głęboko personalistyczną.

Któż z nas nie chciałby sam zdecydować o rozstrzygnięciu sądowym w swojej sprawie? A co, jeżeli to marzenie mogłoby się spełnić?

Mediacji doświadczył prawie każdy, choć nie każdy znał jej nazwę. Rówieśnicza, szkolna, czasem zawodowa czy rodzinna – kiedy osoba niezaangażowana w spór pomaga w jego rozwiązaniu, mamy do czynienia z mediacją. Nie każdy jednak wie, iż mediować można nie tylko w zadawnionym familijnym sporze czy między szkolnymi kolegami, ale także w sprawach sądowych różnych typów: cywilnych, rodzinnych, gospodarczych, a choćby w sprawach nieletnich i karnych (choć w przypadku tych ostatnich podnoszone bywają wątpliwości, choćby ze względu na nierównorzędny stosunek stron sporu, który definiujemy przecież jako zależność sprawca-ofiara).

Mediator nie proponuje rozwiązań, tylko pomaga do nich dojść samym stronom. Trudno o bardziej personalistyczny mechanizm: w sposób upodmiotowiony decydujemy w danej sytuacji o sobie i swoim przyszłym losie.

Katarzyna Jaworska

Udostępnij tekst
Facebook
Twitter

I, co ważne, w trzech pierwszych typach sąd zatwierdza ugodę zawartą na podstawie mediacji, jeżeli tylko ugoda nie jest niezgodna z prawem i zasadami współżycia społecznego. Czyli, mówiąc po ludzku, jeżeli mieści się w granicach przyzwoitości, przepisów i nie służy obejściu prawa.

Uczestnictwo w konflikcie włącza w nas emocje, a co za tym idzie; utrudnia komunikację i porozumienie, zaciemnia obraz własnego i cudzego dobra, usuwa sprzed oczu pole kompromisu. Ktoś z zewnątrz, komu oboje zaufamy (zasada akceptowalności), może pomóc pokonać te bariery. To właśnie istota mediacji – pośredniczyć i wspierać w przezwyciężaniu trudności. Mediator pomaga tam, gdzie bezpośredni kontakt jest bardzo trudny lub wręcz nie do zaakceptowania (wtedy możliwa jest mediacja wahadłowa, w której mediator spotyka się na przemian, nierównocześnie, ze stronami).

Sama doświadczyłam, iż czasem znaczenie ma już sama obecność kogoś z zewnątrz, kogo strony darzą szacunkiem: studzi wyrażane emocje i oczyszcza zachowanie z tego, co najgorsze. Bywa, iż zwyczajnie ze wstydu – obecność osoby spoza konfliktu może wywołać refleksję, iż niektóre nasze zachowania praktykowane w relacji są nieakceptowalne i wstydzilibyśmy się powtórzyć je publicznie. Oto waga pośrednictwa.

Bezstronność mediatora

Przyjrzyjmy się kolejnym rządzącymi mediacją zasadom. Mediacja jest dobrowolna, szanuje zatem autonomię stron konfliktu – zarówno w momencie przystępowania do niej, jak i w całym procesie szukania rozwiązań. Żadnego „przeproście się!”, wymuszającego zgodę, jak w interwencji nauczyciela na szkolnym korytarzu. Strony same chcą zakończenia konfliktu i proponują własne rozwiązania, co daje nadzieję, iż jego zażegnanie będzie autentyczne i ostateczne.

Mediacja, niczym spowiedź, ma też być poufna – a ta poufność ma budzić zaufanie i, co za tym idzie, ułatwiać dojście do zgody. Poufność zachęca do szczerości w przedstawianiu swoich odczuć, potrzeb, oczekiwań, a to z kolei daje większe szanse na zawarcie trwałego, bo zgodnego z interesem obu stron, kompromisu.

Promocja!
  • Irena Namysłowska
  • Cezary Gawryś
  • Katarzyna Jabłońska

Od rodziny nie można uciec

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 36,00 44,98

Zaufanie buduje także bezstronność mediatora. Jego wynagrodzenie ustala się z góry i nie może on przyjmować żadnych innych korzyści od stron.

Postępowanie mediacyjne ma za zadanie być szybsze i efektywniejsze niż spór prawny (szanować nasz czas!), a mediator ma czuwać nad zgodnością z prawem zawartego porozumienia (co – znów – wpływa i na zaufanie do całego procesu, i respektuje nasz czas, bo nie pracujemy nad rozwiązaniem, które potem i tak trafi do kosza).

Wreszcie mediator dba o bezpieczeństwo, godność, równowagę uczestników konfliktu. O ich podmiotowość w całym procesie. O wypracowanie rozwiązania (tak, to możliwe!) korzystnego dla obu stron. Win-win.

Musimy wiedzieć, czego chcemy

Najważniejszą z punktu widzenia przywoływanego kanonu moralnego zasadę mediacji zostawiłam na koniec: chodzi o zasadę neutralności. Mediator nie proponuje rozwiązań, tylko pomaga do nich dojść samym stronom. Być może trudno o bardziej personalistyczny mechanizm: w sposób upodmiotowiony decydujemy w danej sytuacji o sobie i swoim przyszłym losie.

Pozostaje tylko paradoks wolnej woli: musimy wiedzieć, czego chcemy i podjąć decyzję. A do tego zgodzić się, iż ważniejsze jest wypracowanie dobrego dla obu stron, działającego rozwiązania niż rozsądzenie, kto ma rację.

Jeśli wolimy to drugie, musimy z pokorą wrócić do sytuacji z początku tekstu…

Idź do oryginalnego materiału