MATKA CHRZESTNA LITWY. Święta Jadwiga królowa

1 rok temu

Była królem Polski! Królem, nie królową. Żarliwie czcząc Najwyższego Pana, z poświęceniem służyła bliźnim i swojej ziemskiej ojczyźnie. Urodziła się na Węgrzech, ale serce oddała Polsce. Umarła w wieku zaledwie 25 lat i już wtedy uznawano ją za świętą, opowiadając o cudach i łaskach, jakie Bóg raczył zesłać na ludzi poprzez jej miłosierne dłonie.

Józef Haller (1873–1960) był zasłużonym dla Polski generałem. Dowódca słynnej Błękitnej Armii był przy tym człowiekiem głębokiej i żarliwej wiary, a także wielkim czcicielem królowej Jadwigi (1374–1399). Generał wierzył w świętość królowej w czasach, kiedy nie nosiła ona jeszcze tytułu błogosławionej.

To właśnie do niej uciekł się po pomoc w 1939 roku, kiedy jego ukochana matka Olga zachorowała i doznała paraliżu oraz zapalenia płuc. Prosząc o zdrowie dla chorej, generał wraz z żoną modlił się w swoim domu w Warszawie, a następnie pojechał do Krakowa. Po wizycie w klinice, w której leżała jego matka, generał udał się do katedry na Wawelu, gdzie znajdowały się doczesne szczątki królowej. Modlił się przy Czarnym Krzyżu, przy którym ona lubiła się modlić, uczestniczył w mszy świętej, przyjął Komunię, a także złożył kwiaty u stóp głównego ołtarza. Z całą rodziną błagał o łaskę dla matki słowami ułożonej przez siebie litanii: „Święta Królowo Jadwigo… Wierna córo Boża… Z Bogiem w modlitwie złączona… Wzorowa małżonko królewska… Dbająca o biednych poddanych… Fundująca kościoły i klasztory… Apostołko wiary Chrystusowej… itd”1. Po każdym takim wezwaniu – jak to w litanii – powtarzano, oczywiście, słowa „módl się za nami” i… wymodlono.

Następnego dnia okazało się, iż – ku zdziwieniu lekarza – zarówno paraliż, jak i towarzyszące mu zaflegmienie płuc całkowicie ustąpiły, a cudownie uzdrowiona matka generała jeszcze tego samego dnia mogła wrócić do domu w podkrakowskich Jurczycach.

Czyń, co widzisz!

Ukochana tak bardzo przez polskiego generała królowa Jadwiga przyszła na świat w Budzie na Węgrzech (Buda jest w tej chwili częścią Budapesztu). Jej rodzicami byli król Węgier i Polski Ludwik Andegaweński oraz bośniacka księżniczka Elżbieta. Była ich trzecią, najmłodszą córką.

Jadwiga miała zaledwie 10 lat, kiedy przybyła do Krakowa – ówczesnej stolicy Polski – i została koronowana na króla Polski.

Była bardzo pobożna, uczestniczyła w mszach świętych i innych nabożeństwach, czytała Biblię (upodobała sobie zwłaszcza Księgę Psalmów), oddawała się surowym postom, wiele czasu spędzała na modlitwie, zwłaszcza przed znajdującym się do dziś w katedrze na Wawelu obok królewskiego zamku, tzw. Czarnym Krzyżem zwanym dziś cudownym krucyfiksem królowej Jadwigi. Do drewnianego gotyckiego krzyża przychodziła w dzień i w nocy, powierzając Zbawicielowi swoje euforii i troski i zawsze znajdowała tu ukojenie dla duszy. Legenda głosi, iż Ukrzyżowany przemówił kiedyś do niej i, jak pisano w starych foliałach, „rękę do Jadwigi ściągał iakoby na błogosławieństwo, gdy się modliła przed nim”. Ponoć ukrzyżowany Chrystus radził wtedy 12-latce, by poślubiła starszego o 24 lata litewskiego księcia Jagiełłę, co umożliwiło chrystianizację Litwy i połączenie jej z Polską (Koroną) w jedno państwo. Fac quod vides – Czyń, co widzisz – miał powiedzieć.

Mądra i dobra władczyni

Uczynione dla dobra Polski i chrześcijaństwa oddanie ręki Jagielle było dla Jadwigi wielkim wyrzeczeniem (w dzieciństwie została bowiem zaręczona z Wilhelmem Habsburgiem – młodym i prawdopodobnie także kochanym przez nią księciem austriackim). Nastoletnia królowa dała się wtedy poznać jako prawdziwy mąż stanu przedkładający dobro naszego kraju nad własne interesy.

Dzięki temu mariażowi Litwa przyjęła chrzest (o co bezskutecznie od ponad 100 lat zabiegali papież, królowie, Krzyżacy i prawosławni!), a Jagiełło stał się jednym z najwybitniejszych polskich władców, „księciem najbardziej chrześcijańskim” i słynnym pogromcą Krzyżaków – niemieckich zakonników, którzy pod płaszczykiem działalności misyjnej dopuszczali się przeróżnych niegodziwości.

Jadwiga, choć bardzo młoda, aktywnie uczestniczyła w życiu politycznym. Była zdecydowaną zwolenniczką rozwiązań pokojowych. Przyczyniła się do umocnienia Polski i wzrostu jej znaczenia w Europie. To właśnie dzięki jej usilnym zabiegom papież Bonifacy IX zgodził się na utworzenie na Akademii Krakowskiej prestiżowego Wydziału Teologicznego. Dzięki Jadwidze i Jagielle odnowiono tę szacowną – jedną z najstarszych w Europie – akademię i dlatego nosi ona dziś nazwę Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Wykształcona i mądra, piękna i dobra, pokorna i łagodna królowa dbała o dobro Kościoła i wiernych, wsłuchiwała się w ludzkie problemy i z miłością oraz miłosierdziem je rozwiązywała. Opiekowała się szpitalami, troszczyła o biednych. Na jej polecenie w katedrze utworzono Kolegium Szesnastu Psałterzystów, którzy dniem i nocą śpiewali Bogu hymny. Popierała misjonarzy ewangelizujących Litwę i Ruś. Obdarzała Kościół hojnymi darami.

Kolumna Kościoła, kotwica słabych

Niestety, długie życie nie było jej dane. Zmarła 17 lipca 1399 roku kilka dni po urodzeniu i śmierci jedynej córki królewskiej pary – Elżbiety Bonifacji (drugie imię otrzymała na cześć papieża!). Przyczyną zgonu Jadwigi było najprawdopodobniej zakażenie połogowe.

Żegnano Jadwigę jak świętą i przez wieki zawsze ją za taką uznawano. Jej życie, czyny, a choćby zdziałane za życia cuda (wskrzeszenie topielca) opiewano w licznych legendach i przekazach historycznych. Pisano, iż:. „Była ozdobą kleru, rosą dla biednego, kolumną Kościoła, łaskawością dla dostojników, czułą opiekunką obywateli, matką biednych, ucieczką nędzarzy, obrończynią sierot, kotwicą słabych, opiekunką wszystkich poddanych”, „zwierciadłem czystości, pokory i prostoty”.

Choć starania o wyniesienie jej na ołtarze podejmowano już w 1426 roku, oficjalna beatyfikacja (a adekwatnie zatwierdzenie publicznego kultu) nastąpiła dopiero w 1979 roku. Dokonał jej inny wielki czciciel królowej – Jan Paweł II. Jadwiga została uznana za błogosławioną, ale żeby można było nazywać ją świętą, musiał wydarzyć się cud.

Chore ucho

W grudniu 1949 roku 26-letnia warszawianka Anna Rostafińska-Romiszowska przechodziła anginę, po której na skutek powikłań zaczęło ją boleć prawe ucho. Początkowo stosowano penicylinę w zastrzykach, ale nie przyniosła ona poprawy, wręcz przeciwnie.

Pod koniec lipca następnego roku choroba się zaostrzyła. Wywiązało się ostre zapalenie prawego ucha środkowego. Chorobie towarzyszyły obrzęk i ból ucha, zawroty głowy połączone z utratą równowagi, nudności i złe samopoczucie, a także częściowa utrata słuchu. Po kilkumiesięcznej bezskutecznej próbie leczenia ucha w domu, a następnie w warszawskim szpitalu, i po owym dalszym pogorszeniu, podejrzewając przejście stanu chorobowego na ucho wewnętrzne (a trzeba się było także liczyć z procesem niszczenia tkanki kostnej), dziewczynę skierowano na leczenie operacyjne do renomowanej kliniki otolaryngologicznej w Krakowie.

10 sierpnia 1950 roku Anna Romiszowska zgłosiła się do kliniki i została zbadana przez profesora Jana Miodońskiego, wybitnego specjalistę, konsultanta krajowego w zakresie otolaryngologii. Doktor uznał, iż kobietę trzeba przyjąć na oddział, ale ze względu na brak miejsc musiała poczekać.

Tak się złożyło, iż 14 sierpnia pani Anna miała wziąć udział w odbywających się w Krakowie – m.in. w uniwersyteckiej kolegiacie św. Anny – uroczystych obchodach 100. rocznicy urodzin swojego dziadka, Jana Rostafińskiego, znanego profesora botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po uroczystej mszy świętej ojciec pani Anny opowiedział o jej problemach księdzu prałatowi Rudolfowi van Royowi, ówczesnemu prepozytowi kolegiaty. Kapłan, który od 1934 roku był postulatorem w procesie beatyfikacyjnym królowej Jadwigi i szerzył jej kult, wręczył Panu Rostafińskiemu relikwię – skrawek całunu, w który zawinięte były szczątki Jadwigi w czasie przenosin z sarkofagu do trumny w 1949 roku. Ksiądz Roy zalecił też, aby chora córka z wiarą przykładała relikwię do bolącego ucha. Jednocześnie zainicjowano nowennę o uzdrowienie dziewczyny.

Relikwia Jadwigi z pewnością ucieszyła zarówno ojca, jak i córkę, bowiem w rodzinie od lat otaczano królową kultem. Pani Anna – tak jak jej matka – czytała książkę biskupa Władysława Bandurskiego Jadwiga, święta królowa na tronie polskim i czerpała z niej wzór postępowania (nazwała ją zresztą swoim „życiowym katechizmem”).

W czasie modlitw i postępowania – zgodnie z zaleceniem kapłana – do chorego ucha, 16 sierpnia, pani Anna została przyjęta do szpitala. Już następnego dnia rano, w czwartym dniu nowenny i przykładania relikwii, po miesiącach bezskutecznego leczenia chora poczuła się o niebo lepiej. Ból ucha i miejsca za uchem minął jak ręką odjął, a co więcej, dobrze już słyszała. Powiedziała o tym lekarzowi.

Przeprowadzone dokładne badania i zdjęcie rentgenowskie ujawniły wówczas, że… stan zapalny nie wykroczył poza granice ucha środkowego, a słuch powrócił już do normy. Od planowanej operacji odstąpiono, a dzień później panią Annę wypuszczono ze szpitala. Wypis brzmiał: „stan po przebytym ostrym zapaleniu ucha środkowego prawego”. Od tej pory kobieta już nigdy nie miała kłopotów z uchem i słuchem.

Cudowne!

Do tej niezwykłej historii powrócono 44 lata później, kiedy szukano cudownego uzdrowienia, które mogłoby przyczynić się do kanonizacji królowej Jadwigi. Cudem odnaleziono wtedy historię choroby pani Anny, poproszono też trzech niezależnych specjalistów o ponowne zbadanie tej sprawy. Był wśród nich także syn profesora Jana Miodońskiego, doktor habilitowany Adam Miodoński – wybitny neuroanatom i laryngolog, profesor Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

„Jako lekarz mogę stwierdzić, iż wyleczenie w podobnych przypadkach można uzyskać dzięki troskliwemu leczeniu miejscowemu, to jest dzięki częstemu oczyszczaniu przewodu słuchowego zewnętrznego z gromadzącej się w nim wydzieliny wraz z miejscem perforacji w błonie bębenkowej (o ile jest to tylko możliwe) z jednoczesnym stosowaniem leków przeciwbakteryjnych (…), przeciwzapalnych oraz przeciwobrzękowych, przy jednocześnie prowadzonej wnikliwej obserwacji chorego (…). Jednak, aby objawy ogólne i miejscowe cofnęły się zupełnie przy równoczesnym powrocie słuchu do granic normy, musi (!) upłynąć około kilku tygodni (…). Wobec tego tak nagłe wyzdrowienie pani Anny Romiszowskiej, jako wierzący, uważam za nadające się do ocenienia jako cudowne (!)”2 – mówił prof. Adam Miodoński w wywiadzie udzielonym krakowskiemu dziennikarzowi Zbigniewowi Święchowi. Co więcej, profesor dodał, iż „jeśli dziś spotkalibyśmy się z przypadkiem choroby ucha środkowego, podobnego w swoim przebiegu do przypadku pani Anny Romiszowskiej, również i w tej chwili musiałoby upłynąć kilka tygodni, może dwa – trzy, aby uzyskać całkowite wyleczenie. Zatem i dziś nie jest możliwe wyleczenie natychmiastowe, nagłe, tak jak to miało miejsce w przypadku pani Anny Romiszowskiej”.

Obiekcji nie mieli też inni specjaliści oraz eksperci watykańscy i cud zatwierdzono. 8 czerwca 1997 roku w Krakowie Jan Paweł II kanonizował królową Jadwigę.

Tekst pochodzi z albumu „Cuda Wielkich Świętych”, Henryk Bejda.

Publikacja dzięki uprzejmości Wydawnictwa Fronda

1  https://www.sodalicja.org/modlitwy/wezwania-generala-hallera/ (dostęp 30.09.2020)

2  Ostatni cud Królowej Jadwigi. Z wybitnym neuroanatomem i laryngologiem, dr. hab. Adamem Miodońskim (…) rozmawia Zbigniew Święch, [w: ] „Alma Mater” – kwartalnik Uniwersytetu Jagiellońskiego, wiosna 1997, Nr 4, s. 26.

Idź do oryginalnego materiału