Mama małego Mesjasza
W jednym z odcinków serialu „The Chosen” siedząca przy ognisku Maryja opowiada Apostołom i kobietom chodzącym za Jezusem, o tym, co czuła tuż po porodzie:
„Było Mu zimno. I płakał. Potrzebował mojej pomocy. Mojej! Nastolatki z Nazaretu. To skłoniło mnie do zastanowienia się przez krótką chwilę: czy to naprawdę Syn Boży? Józef powiedział mi później, iż przez chwilę myślał o tym samym. Ale wiedzieliśmy, iż On jest. Nie wiem, czego się spodziewałam. Ale On płakał i potrzebował mnie. Zastanawiałam się, jak długo to potrwa. Teraz już mnie nie potrzebuje. Nie, odkąd nauczyliśmy go chodzić i jeść. Przypuszczam, iż już od dawna mnie nie potrzebował. A po śmierci Józefa, niech spoczywa w pokoju, dorósł jeszcze szybciej. I chciałabym móc powiedzieć, iż to mnie uszczęśliwiło. Oczywiście jako Żydówka jestem podekscytowana widokiem wszystkiego, co robi dla naszego ludu i jestem z Niego dumna. Ale jako mama czasami jestem trochę smutna”.
Maryja w bardzo ciepły i wzruszający sposób została sportretowana w filmach rekonstruujących lata spędzone przez małego Jezusa z rodzicami w Egipcie i w Nazarecie, takich jak: „Dziecko imieniem Jezus” (Un bambino di nome Gesù, reż. Franco Rossi, 1987), w którym rolę Maryi powierzono Carmen Sanmartin; „Święta Rodzina”(La Sacra famiglia. reż. Raffaele Mertes, 2006), w którym Maryję zagrała Ana Caterina Morariu; oraz „Młody Mesjasz” (The Young Messiah, reż. Cyrus Nowrasteh, 2016) z Sarą Lazzaro.
Ostatni z wymienionych przeze mnie filmów stanowi ekranizację znakomitej książki Anne Rice „Chrystus Pan. Wyjście z Egiptu”, w której narratorem jest sam Jezus. Powieść zachwyciła mnie, gdy ja czytałem, ale ekranizacja zrobiła już na mnie mniejsze wrażenie. Tym niemniej „Młody Mesjasz” to interesujący film, który na pewno warto obejrzeć.
ZOBACZ>>> Maria jako nastolatka z Nazaretu. Filmowe ujęcia
Sukces Maryi?
Mówi się, iż za sukcesem każdego mężczyzny stoi wyjątkowa kobieta – żona albo matka. Są filmy, które próbują pokazać, jaki wpływ miała Maryja na ukształtowanie charakteru Jezusa.
W amerykańskim dramacie biblijnym „Maryja, Matka Jezusa” (Mary, Mother of Jesus, reż. Kevin Connor, 1999) Matkę Boską zagrały dwie szwedzkie aktorki – Pernilla August starszą, a Melinda Kinnaman – młodszą. Film ten bardzo mocno podkreśla znaczenie Maryi w wychowaniu Jezusa, sugerując między innymi, iż Jego późniejsze przypowieści były inspirowane historiami opowiadanymi Mu przez matkę w dzieciństwie. Poza tym to dzięki niej Jezus poznaje Pismo Święte.
Kevin Connor pokazał, jak Maryja (zaraz po Jezusie) przyjmuje chrzest z rąk Jana Chrzciciela, a potem jak wspiera dorosłego Jezusa (w tej roli Christian Bale stylizowany na Che Guevarę) w Jego działalności.
W filmie „Maryja, Matka Jezusa” (Io sono con te, reż. Guido Chiesa, 2010) Najświętszą Pannę zagrały trzy aktorki z państw północnej Afryki. Młodziutką – trzynastoletnia Tunezyjka Nadia Khlifi, dorosłą – Rabeb Srairi, a staruszką Selma Huimli. W tej interpretacji Maryja ma silną, nieco buntowniczą osobowość. Stawia pytania o sens niektórych nakazów Tory, zwłaszcza dotyczących czystości rytualnej. Jej sprzeciw budzi na przykład obrzezywanie niemowląt. Rodzina aranżuje małżeństwo Maryi z wdowcem, mężczyzną w sile wieku, z własnymi dziećmi. Dziewczyna wychowana w duchu miłości i wzajemnego szacunku, z trudem znosi patriarchalne stosunki panujące w nowym domu i przeciwstawia się nadmiernemu karaniu dzieci. Walczy jak lwica o to, w co wierzy. Z czasem Józef zaczyna akceptować niezależność Maryi, która wszystko robi po swojemu. Matka Jezusa jako jedyna chociażby troszczy się o Hillela, niepełnosprawnego wyrzutka, żyjącego na obrzeżach Nazaretu – przynosi mu chleb i rozmawia z nim. Ma to wielki wpływ na Jezusa. Maryja staje się wzorem do naśladowania dla swojego syna. Jest dla niego przewodniczką. Ze spokojem ducha, cierpliwością i uporem, buduje Jego charakter i wskazuje Mu drogę.
Giudo Chiesa chciał pokazać, iż korzenie Jezusowego nauczania (na przykład zwracanie uwagi na ducha a nie na literę Prawa) tkwią w wychowawczych metodach Jego matki.
Jerzy Stuhr, który zagrał jednego z Mędrców ze Wschodu, w jednym z wywiadów powiedział, iż Maryja została przedstawiona w tym filmie niemal jako pierwsza rewolucjonistka w historii.
CZYTAJ>>> Dzieciństwo Maryi. Tak przedstawiali je na dużym ekranie
Matka wspierająca Syna
Kiedy nakłoniłem mojego dwunastoletniego syna Stasia, aby oglądał z nami serial „The Chosen”, na widok matki Jezusa (granej przez peruwiańską aktorkę Vanessę Benavente) stwierdził: „przecież Maryja tak nie wyglądała”. Faktycznie, Maryja na obrazach w kościele wygląda zupełnie inaczej.
W „The Chosen” przypomina raczej Cygankę, to znaczy… przepraszam – kobietę o romskiej narodowości. Takie jest przynajmniej moje skojarzenie. Kolorowa sukienka, różowa chustka zawiązana na głowie, bordowa wełniana kamizelka, korale na szyi, kolczyki w uszach. Wydaje się, iż takie ubranie zupełnie nie pasuje do Maryi.
Tak już jest, iż mamy pewne swoje wyobrażenia i kiedy coś nie zgadza się z tym naszym zakorzenionym wizerunkiem, mówimy, iż „było inaczej”. Według piosenki „Czarna Madonna” Matka Boska „wzrok ma smutny, zatroskany, jakby chciała prosić cię, byś w matczyną Jej opiekę oddał się”. Natomiast w serialu „The Chosen” Maryja ma poczucie humoru, jest ciepła i empatyczna, lubi też poplotkować z bliską przyjaciółką. Podczas Święta Namiotów z błyskiem w oku wtrąca się do dyskusji uczniów o rzeczach niemożliwych, mówiąc, iż ma pewne doświadczenia w tej kwestii. Przekomarza się z Jezusem w domu rodzinnym podczas Jego ostatnich w nim odwiedzin, zanim jej syn wyruszy, aby wieść żywot wędrownego kaznodziei. Do pełnej ciepła i matczynej troski Maryi z „The Chosen” idealnie pasują słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego:
„Nie ma jak u mamy
Ciepły piec, cichy kąt
Nie ma jak u mamy
Kto nie wierzy robi błąd”.
CZYTAJ>>> Matka Boża na dużym ekranie. Filmowe oblicza Maryi
„Chłopcy, przestańcie! Zachowujecie się jak dzieci”
Kiedy Jezus rozpoczyna działalność, interesuje się Jego posługą, a także Jego bliskimi i towarzyszami. Traktuje ich trochę, jak własne przybrane dzieci. Pociesza Ramę przerażoną zniknięciem Marii Magdaleny. Potem pomaga Magdalenie, zawstydzonej powrotem do dawnego życia, która nie ma odwagi stanąć przed Jezusem. Pełni funkcję swego rodzaju pośredniczki, a zarazem sprawia wrażenie mądrej i doświadczonej mentorki. Gdy uczniowie kłócą się po tym, jak Jezus został zabrany na przesłuchanie przed pretorem Kafarnaum, Maryja strofuje ich w bardzo matczyny sposób: „Chłopcy, przestańcie! Zachowujecie się jak dzieci”.
Pięknie pokazana jest jej więź z synem, pełna miłości, czułości i wzajemnego szacunku. W pewnym momencie widać, jak, idąc obok siebie, trzymają się za ręce. Są chwilę, gdy stykają się czołami. Maryja pomaga Mu zdjąć sandały i myje Jego stopy, gdy On sam już nie ma na to sił po wyczerpującym całodniowym uzdrawianiu chorych i obolały wraca do obozowiska. W innym momencie dodaje Mu otuchy przed wygłoszeniem Kazania na Górze do kilkutysięcznego tłumu i razem z innymi kobietami dba o odpowiedni wygląd Jezusa.
Niesamowicie podoba mi się, jak na samym początku przekonuje Jezusa, aby dokonał cudu na weselu w Kanie Galilejskiej. Matka pana młodego to jej najlepsza przyjaciółka, która jest bardzo zestresowana, bo pragnie dobrze wypaść przed snobistycznymi i bogatymi rodzicami wybranki ich syna. Tymczasem na wesele przychodzi dwukrotnie więcej gości, niż pierwotnie planowano. Zaczyna brakować wina, co oznacza katastrofę i totalną kompromitację. Maryja bierze sprawy w swoje ręce, odnajduje syna i w imieniu rodziny pana młodego prosi Go o interwencję. On jednak waha się. Kiedy mówi, iż Jego godzina jeszcze nie nadeszła, matka odpowiada pytaniem: „Jeśli nie teraz, to kiedy?”. Po dokonanym cudzie przemiany wody w wino, gdy starosta weselny dziękuje za „ten niepotrzebny, ale jakże hojny dar”, polegający na podaniu lepszego wina w drugiej kolejności, widać, iż Maryja odczuwa wielką ulgę. Spogląda przez tłum gości na Jezusa i bezgłośnie dziękuję Mu, co możemy odczytać z ruchu jej warg. Piękna scena.
Warto ją zestawić ze sceną retrospekcji, gdzie widzimy Maryję przestraszoną zniknięciem dwunastoletniego Syna, który podczas powrotu z pielgrzymki do Jerozolimy miał towarzyszyć wujkowi, ale zniknął. Przerażona biega, krzyczy i wypytuje ludzi, czy Go widzieli. Kiedy wreszcie Jezus znajduje się w świątyni i mówi, iż był w domu Ojca, Maryja prosi Go, aby na razie tego nie robił, bo „Jego czas jeszcze nie nadszedł”. Natomiast Józef, chcąc pewnie trochę rozładować sytuację, żartobliwie proponuje, aby chłopiec zrekompensował matce stres, masując jej stopy w drodze powrotnej do Nazaretu.
Myślę, iż Maryja o twarzy Vanessy Benavente, prosta, zwykła, uśmiechnięta, ale też mocno zatroskana o przyszłość Syna, może wielu osobom kojarzyć się z ich własną matką.
Źródło
atom