
Lwie paszcze na murach Oksfordu
Oksford Kardynała Newmana
ks. Mateusz Kiwior COr
Sobotni poranek 23 sierpnia nie należał do najprzyjemniejszych. Pobudka o 5.30. Niestety, tym razem nie przyszedł Gandalf, aby polizać mnie po twarzy i chociaż odrobinę osłodzić smutną konieczność wczesnego wstawania. Poczucie dyskomfortu potęgowały lodowate powiewy wiatru przez uchylone okno znajdujące się tuż za moją głową. Końcówka wakacji, a na zewnątrz jest zaledwie 9 stopni. Odpuszczam – pomyślałem. Jeszcze zdążę anulować bilet na pociąg.
Jednak coś nie pozwalało mi zrezygnować z podróży, którą planowałem na dzisiaj. Za dużo w ostatnim czasie działo się wokół Niego. Najpierw wiadomość z 31 lipca br. o papieskiej decyzji, potem niespodziewany telefon od dziennikarki z Przewodnika Katolickiego i długi wywiad na Jego temat, a teraz jestem tutaj, w Jego rodzinnej Anglii, zaledwie 110 mil od miejscowości, w której spędził blisko połowę swojego życia, w której dokonał się najważniejszy moment w Jego życiu – konwersja na katolicyzm.
Jakby tego było mało, to jeszcze niedawna wizyta u moich angielskich przyjaciół, zapalonych ogrodników, w których ogrodzie mogłem wreszcie na żywo zobaczyć tę tajemniczą roślinę o angielskiej nazwie Snapdragon, której tłumaczenia na język polski ciągle nie byłem pewien. Większość słowników podaje, iż Snapdragon to Lwia paszcza, ale za nic na świecie nie mogłem sobie wyobrazić Lwiej paszczy rosnącej w murze, czyli widoku, który tak bardzo zapadł Jemu w pamięć, gdy prawie na zawsze opuszczał cel mojej dzisiejszej podróży.
U moich przyjaciół przez zupełny przypadek znalazłem Lwią paszczę, a Chris z błyskiem w oku zaprowadził mnie do najodleglejszej części ogrodu, by pokazać mi typowy angielski kamienny zmurszały mur pełen nierówności i wypadającej zaprawy, w których to właśnie Lwia paszcza potrafi zapuścić korzenie i choćby zakwitnąć. Genialne! Wreszcie zrozumiałem co miał na myśli pisząc: „o wielu Lwich paszczach na murze”, które widział z okien swojego pierwszego mieszkania, gdy rozpoczynał studia w Trinity College i których wspomnienie przenika wiersz napisany przez Niego w 1827 roku pt. Snapdragon: a Riddle for a Flower Book (pol.) Lwia paszcza: Zagadka w księdze kwiatów:
Jam zakorzeniona w murze
Baszt, wież, sal — w zamkowej strukturze;
Uwięziona w sztucznym łożu,
W zaprawie, w ołowiu — w groźnym zbożu.
Choć żywa, z kamienia się wywodzę,
Z martwym głazem w braterskiej zgodzie.
(Tłumaczenie własne z pomocą AI)
Ten właśnie splot z pozoru przypadkowych wydarzeń stał się podstawą zaplanowanej przeze mnie podróży. 23 sierpnia 2025 roku – sobota – „Oxford Kardynała Newmana”. Ruszamy!
Przejazd pociągiem z Brighton do Oxfordu zajął blisko 3 godziny. Najpierw godzinna podróż do stacji London Victoria, po drodze wujek Google podpowiadał jaką linię metra wybrać, żeby sprawnie przemieścić się na dworzec London Paddington, z którego wyruszał już bezpośredni pociąg do Oxfordu. Zapamiętać: „Cirkle Line”, żółte oznaczenia. Mogę też pojechać District – zieloną, ale to wydłuży podróż o pół godziny. London Victoria. Wysiadam, przechodzę przez bramki i kieruję się do wyjścia, gdzie od razu widać schody do podziemnej stacji metra. Tylko się nie pomyl. Szukasz żółtych oznaczeń. OK. Ale w którym kierunku. Szybkie spojrzenie na mapę. Już wiem, w stronę South Kensington. Zaraz, zaraz… tam przecież są filipini: Brompton Oratory. Może wysiądę na chwilę i odwiedzę jeszcze ich kościół. Nie. Mam za mało czasu. Podjechała podziemna kolejka. Uff, są choćby miejsca siedzące. Mijam kolejne stacje. South Kensington – już ustaliłem, iż filipinów w Londynie dziś sobie odpuszczam, Gloucester Rd., High Street Kensington, Notting Hill Gate… hm… zaraz, zaraz czy to nie jest ta znana z filmów ulica? No dobrze, dzisiaj nie czas na podróże inspirowane filmami. Dziś Kardynał Newman. Jeszcze Bayswater i jestem na Paddington. Wyjeżdżam ruchomymi schodami i oto moim oczom ukazuje się ogromny dworzec London Paddington, tak, ten sam na którym rodzina Brownów po raz pierwszy spotkała misia Paddingtona. Żarty na bok. Czas odnaleźć adekwatny peron. Na szczęście mój pociąg jest bezpośrednio do Oxfordu, więc o wiele łatwiej znaleźć go na gigantycznych tablicach zmieniających co chwilę zawartość. Znów bramki, bilet, peron. Jestem w pociągu. Ruszam. Jak się szczęśliwie okazało po drodze tylko jeden przystanek. Po 40 minutach wysiadam w Oxfordzie. od dzisiaj zwiedzanie pieszo.
Oxford to chyba jedno z najbardziej znanych miast akademickich na świecie. Słynny uniwersytet założono tutaj przed rokiem 1167 i jest on najstarszym publicznym uniwersytetem w Wielkiej Brytanii. Dziś składa się z 39 niezależnych College’ów (będę używał angielskich nazw, aby łatwiej powiązać poszczególne miejsca z dostępnymi życiorysami Kardynała Newmana). Najstarszy z nich: University College założony został w 1247 roku. Idea niezależnych jednostek kształcących na poziomie zawodowym, magisterskim i doktorskim, została zapożyczona od Uniwersytetu Paryskiego i przetrwała aż do naszych czasów. Mnie interesowały oczywiście College’e związane z osobą Kardynała.
Niestety muszę przyznać, iż przed podróżą nie odrobiłem należycie zadania domowego (może dlatego iż przejąłem się ich nieobowiązywalnością w najmłodszych klasach podstawówki) i zupełnie umknął mi Trinity College, w którym Newman zadebiutował w Oxfordzie w wieku zaledwie 15 lat. Tak. Muszę uderzyć się w piersi. Trinity College nie znajdował się na moim szlaku, a szkoda, bo jest to jeden z niewielu miejsc na akademickiej mapie Oxfordu, które można zwiedzić. Stratę powiększają ponadto arcyciekawe fakty z tego okresu życia Newmana. Opisywane przez niego w listach do siostry studenckie zwyczaje, w których brał udział, także te obecne w studenckiej kulturze i dzisiaj, jak pewna skłonność do metafizycznego wręcz traktowania używek (mam na myśli C2H5OH), czy specyficzną modę panującą wówczas zarówno wśród studentów jak i wykładowców. Ale nie próbujcie tutaj wyszukiwać w Internecie haseł typu moda w Wiktoriańskiej Anglii, wszak królowa Wiktoria urodzi się dopiero za 3 lata w 1819 roku, a królową zostanie w 1837. Newman styka się więc z modą, która jest nieco ekstrawagancka. Dominują intensywne kolory, nietypowe kroje spodni, czy ubrań wierzchnich. Oxford w czasie Jego studiów to prawdziwe zagłębie studenckiego szaleństwa. Wspominam o tym nieprzypadkowo, ponieważ zostałem kiedyś zapytany o pewien fragment z jego życiorysu, kiedy odwiedzający go w Littlemore przyjaciele ze wspólnoty anglikańskiej byli wręcz pewni Jego konwersji na katolicyzm ponieważ… zaczął nosić czarne spodnie. Przepraszam. Uprzedzam fakty, ale nie mogę nie podzielić się tymi „odkryciami”, które w moim przekonaniu pozwalają dostrzec w Newmanie człowieka z krwi i kości, a nie tylko egzaltowanego dżentelmena, który to obraz mylnie może wynikać z jego twórczości pisarskiej i poetyckiej.
Trinity College, skrywa jeszcze jedną ciekawostkę. Salę wspólną, tzw. Hall. To właśnie na ścianach tej Sali niektórzy biografowie Newmana dostrzegają pierwowzór serc umieszczonych później w Jego herbie kardynalskim.
Za bardzo się rozpisałem i to w dodatku o miejscu, w którym tym razem nie byłem. Wracam więc do mojej podróży.
Z dworca kolejowego, pieszo podążam w kierunku Oriel College. Po drodze mijam średniowieczny zamek i więzienie. Jest godzina 10.30, pogoda jak na angielskie warunki wprost rewelacyjna. Odrobina chmur na niebie i wciąż przebijające słońce. Po bardzo chłodnym poranku jest to miła zmiana i mogę przysiąc, iż zaczyna się robić naprawdę gorąco. Rozglądam się dokoła by przywołać w pamięci obrazy Oxfordu, które mam sprzed 20 lat, gdy jeszcze odwiedzałem to miejsce jako kleryk. Trochę mnie dziwi, iż nigdzie nie widzę tych średniowiecznych, albo stylizowanych na średniowieczne zabudowań kolejnych college’ów. Cały czas rozglądam się również za moimi Lwimi paszczami na murach. Niestety brak starożytnej zabudowy równa się brak zmurszałych murów. A zatem o Lwich paszczach mogę tylko pomarzyć. Czyżby przez 20 lat Oxford zmienił się aż tak bardzo? Sprawdzam mapę. Spokojnie. Po prostu jestem w nowszej części miasta. Idę dalej.
W końcu docieram do skrzyżowania z którego rozpościera się widok na High Street. No wreszcie. W oddali widzę już wieżę kościoła uniwersyteckiego St. Mary. Przyśpieszam kroku. Pokusa by wejść od razu do środka jest ogromna, wszak to właśnie w tym kościele Newman wygłaszał swoje słynne kazania. To tam znajduje się słynna ambona, z której pożegnał się z audytorium i miał już nigdy nie powrócić w dotychczasowej roli duchownego anglikańskiego. Znów uprzedziłem fakty. Trzeba się ogarnąć. Najpierw Oriel College.
Skręcam w prawo w wąską uliczkę, która doprowadzi mnie na tyły Oriel College. Są mury! I choćby jakieś rośliny na nich. Wyciągam telefon by zrobić zdjęcie. Niestety, to nie są Lwie paszcze, ale przynajmniej na murze! Po kilkudziesięciu krokach moim oczom ukazuje się część Oriel College, w której znajduje się kaplica. Widać zakończone gotyckimi łukami okna witrażowe. Słońce zaczęło świecić tak mocno, iż niestety nie można dostrzec co przedstawiają. Dodatkowo, jak to zwykle bywa w wakacje w różnych miejscach obleganych przez turystów, prawie cała kaplica otoczona jest płotem, za którym realizowane są jakieś roboty budowlane. Spróbuję od frontu. Już po chwili jestem na Oriel Square i podziwiam okazałe drzwi prowadzące na wewnętrzny dziedziniec. W szczytowej części drzwi widać tarcze herbowe i polichromowane motywy roślinne. Drzwi na szczęście są uchylone. Może uda mi się wejść na dziedziniec. Zaglądam. Rozczarowanie. Ogromna tablica w przedsionku informuje, iż college nie jest udostępniany zwiedzającym. Wielka szkoda. Udaje mi się jednak zrobić kilka zdjęć wewnętrznego dziedzińca, który pamięta czasy, gdy przechadzał się po nim Kardynał Newman.
Oriel College to miejsce niezwykle ważne dla Newmana w jego rozwoju naukowym. Kiedy w roku 1821 zdecydował się aplikować do grona fellows of Oriel College, wtedy najbardziej prestiżowego środowiska naukowego, miało miejsce wydarzenie, o którym później pisał w swoich listach. Dołączenie do grona fellows wymagało zdania egzaminów pisemnych, które trwały aż trzy dni po kilka godzin i wymagały napisania dłuższych dysertacji. Newmanowi bardzo zależało, żeby dobrze wypaść i bardzo starannie przygotowywał swoje wypracowania w sali wspólnej (Hall) college’u. Wiązało się to z niemałym zmęczeniem, i wtedy, gdy podniósł wzrok, zauważył herb fundatora College’u Roberta Pierreponte z podpisanym poniżej zawołaniem tego szlachcica w języku łacińskim: PIE REPONE TE, co można przetłumaczyć z przymrużeniem oka jako: „Wyluzuj!”.
Widać ta rada bardzo pomogła Newmanowi, gdyż egzaminy zdał śpiewająco i został przyjęty w poczet środowiska naukowego Oriel College. (Trudno przełożyć na język polski termin: fellow, ponieważ takiej funkcji nie ma w polskim systemie akademickim.) Newman bardzo angażował się w jako opiekun i wykładowca wspólnoty college’u. W roku 1824 podjął tam decyzję o przyjęciu święceń diakonatu w Kościele anglikańskim, a rok później święceń prezbiteratu w tym Kościele. Pierwsze dwa lata jako duchowny anglikański musiał dzielić między obowiązki na Uniwersytecie i pracę wikariusza w nieistniejącym już kościele św. Klemensa. Warto wspomnieć na marginesie jak bardzo angażował się w posługę parafialną. Postawił sobie za cel odwiedzić osobiście wszystkich parafian oraz poświęcał się prowadzeniu katechez przygotowujących do przyjęcia sakramentów. Z wielką charyzmą gromadził również środki na odnowienie tego kościółka.
W trakcie pobytu w Oriel College zwalnia się urząd proboszcza kościoła akademickiego St. Mary. Newman obejmuje tę funkcję i od samego początku daje się poznać jako duszpasterz szczerze zatroskany o duchowy wzrost środowiska akademickiego.
A zatem czas na kolejny przystanek mojej podróży śladami Newmana. Kościół St. Mary w Oksfordzie. Wąskimi uliczkami wracam sprzed Oriel College na ulicę High Street, przy której króluje majestatyczna wieża z XIV wieczną misternie zdobioną iglicą. Na szczęście, kościół jest dostępny dla zwiedzających, dlatego wchodzę do środka i natychmiast udaję się w kierunku zawieszonej na jednym z filarów ambony. Przed sobą mam świadka bardzo ważnego okresu życia Kardynała, lat 1828-1843, gdy pełnił funkcje wikariusza, a następnie proboszcza tego Kościoła Uniwersyteckiego. To właśnie z tej ambony wygłaszał swoje słynne kazania uniwersyteckie, które poprawione wydał jako konwertyta z komentarzem: „Nie mogę uwierzyć, iż nie są katolickie.”
Dla wielu niezaznajomionych z tradycjami kościoła anglikańskiego, należy dodać, kazania uniwersyteckie, to swoisty wynalazek duszpasterski Newmana. W jego czasach posługa duszpasterska w Kościele Anglikańskim ograniczała się do sprawowania porannych nabożeństw i od czasu do czasu nabożeństw w ciągu tygodnia. Newman, jako duszpasterz, dostrzegł jednak potrzebę zaoferowania czegoś więcej, czegoś bardziej katechetycznego, i wprowadził popołudniowe nabożeństwa z kazaniami, które z czasem zaczęły przyciągać ogromną rzeszę studentów. Te nabożeństwa były do tego stopnia popularne, iż niektóre college musiały zmienić godziny popołudniowych zajęć dla studentów, a choćby posiłków, ponieważ tak wielu młodych ludzi dopominało się o możliwość uczestniczenia w prowadzonych przez Newmana nabożeństwach.
Kolejnym zaskoczeniem może być sposób w jaki Newman przemawiał. Nie było w tym patosu, ukrytych sztuczek krasomówczych, barokowych ozdobników, czy jak lubi powtarzać jeden z moich współbraci: „retoryki pustego słowa”. Kazania Newmana były starannie przygotowane, a on sam wygłaszał je z nosem utkwionym w kartce z zapiskami. Nie można również zapomnieć, iż to właśnie na tej ambonie John Henry zawiesił swój kaptur fellow of Oriel College (zewnętrzny znak przynależności do społeczności akademickiej college’u) i tym samym zakomunikował przeniesienie się do Littlemore.
Dość dygresji. Ambona Newmana usytuowana w połowie kościoła St. Mary, po Jego beatyfikacji w 2010 roku została przyozdobiona pamiątkową tablicą z wizerunkiem Kardynała i podpisem: Błogosławiony, co jest wyjątkowym uhonorowaniem Newmana w kościele anglikańskim.
Kolejny punkt na mapie mojej podróży zaliczony. Jest godzina 11.45. Słońce przeciera przez dotychczas zachmurzone niebo, ja dotarłem już do tylu wspaniałych miejsc związanych Newmanem, tylko ciągle mam niedosyt, bo nigdzie po drodze nie spotkałem Lwich Paszczy na murze! Kontynuuję więc moją podróż, by pieszo pokonać trasę do podmiejskiej osady Littlemore. Po drodze będę mijał ogród botaniczny, więc kto wie… może tam znajdą się jakieś Lwie paszcze?
Idę High Street w kierunku rzeki Cherwell jednego z dopływów Tamizy. Po lewej mijam potężny gmach Magdalen College i znowu w głowie pojawiają się powiązania z niesamowitymi osobistości angielskiej literatury: miejsce studiów C.S. Lewisa, ulubione miejsce spacerów J.R.R. Tolkiena, ale nie o tym ma być ta podróż, więc gnam dalej w kierunku południowo-wschodnim. Zamierzam przejść trasę, którą Newman przemierzał wielokrotnie pieszo lub konno (tak posiadał własnego konia, którym choćby udawał się do Brighton, gdzie przez jakiś czas po śmierci męża mieszkała matka Kardynała). Tuż przed mostem na rzece Cherwell, po lewej stronie mijam ogrodzenie Ogrodu Botanicznego, najstarszego w Wielkiej Brytanii, ulubionego miejsca odpoczynku Tolkiena ze słynną kamienną ławką, która zaskakująco przypomina tę w domu Elronda (z Władcy Pierścieni). Znów przepraszam za dygresję. Z mostu oglądam delikatnie sunące po rzece charakterystyczne dla Oksfordu płaskodenne łodzie, jeszcze tylko rzut oka na miejsce, gdzie stał już nieistniejący kościółek św. Klemensa i wchodząc na ulicę Iffley Road zmierzam prosto w kierunku Littlemore. Przede mną ok. 5,5 kilometrowy spacer.
Ciąg dalszy nastąpi…
więcej o św. Kardynale Newmanie ZOBACZ↓

