LITURGIA: DLACZEGO MY KLĘKAMY?

archanioly.czeladz.pl 1 miesiąc temu
Czy klękanie na Mszy świętej podczas konsekracji jest obowiązkowe? A po „Baranku Boży” też? I co zrobić, gdy trafiłem do kościoła, gdzie wszyscy wtedy stoją? Dla większości z nas – jeżeli nie dla wszystkich – dość oczywiste jest to, iż w pewnych momentach mszy świętej klękamy. Dzieje się tak podczas konsekracji i tuż przed komunią, gdy ksiądz ukazuje hostię, mówiąc: „Oto Baranek Boży”. Zazwyczaj sprawę ułatwia dźwięk dzwonków, którymi posługujący do mszy daje nam znak, iż czas uklęknąć. W niektórych regionach zachował się jeszcze zwyczaj dłuższego klęczenia – od konsekracji aż do „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”. Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, obowiązujące zasadniczo w całym Kościele Powszechnym, zaleca przyjęcie postawy klęczącej na czas konsekracji. Nie wspomina jednak – co może być dla nas zaskakujące – o klękaniu na „Oto Baranek Boży”. Zostawia jednak pewną ogólną możliwość dostosowania postaw przyjmowanych przez wiernych podczas mszy do miejscowych zwyczajów. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa postawę klęczącą kojarzono ze skruchą, szukaniem pomocy i opieki czy wręcz uniżeniem sługi wobec pana. Miała ona charakter pokutny i błagalny. Stąd poszczególne synody zabraniały wręcz klękania podczas Eucharystii przeżywanej jako królewska uczta dzieci Bożych. Sobór w Nicei (325 rok) zakazał klękania w niedziele oraz w okresie wielkanocnym. Zamiast postawy klęczącej zalecano stojącą. W niej z kolei widziano wyraz wolności i godności (człowiek wyprostowany, z podniesioną głową), jakie odzyskaliśmy po uprzednim poniżeniu i zniewoleniu grzechem dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa. Bywało też, iż z takich czy innych powodów nadawano „przywilej” nieklękania jakimś wspólnotom kościelnym. Przywilejem takim, jak się zdaje, cieszył się przez pewien czas Kościół w „arcykatolickim” niegdyś królestwie Hiszpanii. Warto zauważyć – zwłaszcza dziś, w czasach wyniesionego na wysoki piedestał indywidualizmu – iż w instrukcjach zawartych w mszale mocno podkreślona została kwestia jedności znaków (w tym postaw) liturgicznych wykonywanych przez zgromadzenie. Jedność znaku jest bowiem znakiem jedności zebranej wspólnoty. Jasne, iż można tego pojęcia użyć jak wytrychu i próbować usprawiedliwić nim różne okołoliturgiczne aberracje. Rozumiemy jednak, iż nie o to chodzi. Bliższa duchowi Kościoła jest chyba sytuacja, w której wszyscy klęczą/stoją – choćby dostosowując się jedni do drugich – niż wspólnota, w której w najważniejszym dla niej momencie większość zajęta jest demonstracyjnym klęczeniem/staniem „jedni przeciwko drugim”. Mentalność ludzka i zwyczaje zmieniają się z biegiem czasu, a zmiany te niekoniecznie muszą być „na gorsze” lub „na lepsze”, ale nieraz są po prostu zmianami. Pan Jezus z apostołami leżeli przy stole podczas ostatniej wieczerzy, a z leżenia zrezygnowano dość gwałtownie prawdopodobnie nie dlatego, iż uznano je za „niegodne”, ale z powodu liczebności wspólnot (dwadzieścia osób da radę położyć się przy jednym stole, sto już niekoniecznie). Poza tym Pan prosił podczas Wieczerzy nie o to, „aby wszyscy klękali/stali”, ale „aby byli jedno” (J 17,22). Może lepiej będzie zatem w konkretnych wypadkach dostosować się do reszty sióstr i braci, choćby jeżeli akurat rozmija się to z moją osobistą wrażliwością liturgiczną. To znaczy uklęknąć, gdy oni klękają i stać, kiedy stoją. Nieraz taki „akt pokory” z mojej strony będzie dużo głębszym przyklęknięciem przed Chrystusem obecnym przecież we wspólnocie zgromadzonego Ludu Bożego niż najsumienniej zgięte kolana.

więcej…

Idź do oryginalnego materiału