Mija 35 lat od tej wiekopomnej decyzji. To wystarczający czas, żeby z grubsza dokonać oceny słuszności i zasadności owego ministerialnego rozporządzenia! Moim subiektywnym zdaniem nie ma powodu do szczycenia się nim i oklasków choćby grzecznościowych! Bo cóż dobrego stało się z powodu wprowadzenia lekcji religii do szkół? Czy wpłynęły one pozytywnie na zachowanie dzieci i młodzieży – na ich rozwój intelektualny? Czy nasze pociechy sprawiają z tego powodu mniej kłopotów wychowawczych, są lepsze od tych uczęszczających za komuny na lekcje religii do sal katechetycznych?! Śmiem wątpić. Ba, powiem więcej.
Uważam, iż w tamtych odległych czasach dziatwa szkolna była o wiele bardziej zainteresowana lekcjami religii – chętniej w nich uczestniczyła! Nie miała aż takiego jak w tej chwili lekceważącego, olewającego stosunku do tego przedmiotu! W wyniku wprowadzenia religii do szkół, salki katechetyczne stoją puste albo pełnią funkcję magazynów. Często bywają wynajmowane. Generalnie są przydatne obrotnym klechom w robieniu interesów!
W szkołach lekcje religii generują jedynie problemy – więcej godzin, większe koszty, liczne żądania, o których wcześniej nie było mowy! Wprawdzie prymas Glemp w momencie wprowadzania katechezy do placówek oświatowych zapewniał, iż Kościołowi katolickiemu nie chodzi o to, żeby z tej posługi czerpać zysk, tylko by ułatwić dzieciom i młodzieży dostęp do nauki religii! Rzeczywistość gwałtownie zweryfikowała owo zapewnienie! Katecheci biorą wynagrodzenie z państwowej kasy i o żadnej bezinteresownej posłudze, chrześcijańskiej misji do spełnienia, choćby nie chcą słyszeć!
Krzewią katolicką wiarę za mamonę! Tyle mniej więcej mamy dobrego z wprowadzenia lekcji religii do szkół! Innym dobrodziejstwem w mniemaniu purpuratów i katozaczadzonych polityków jest konkordat! Ta nieszczęsna umowa otworzyła fioletowym beretom drogę do państwowej kasy. Płynie z niej forsa do Kościoła szerokim strumieniem; dotacje, darowizny, dofinansowania, wypłaty, ulgi, umorzenia i co tam sobie jeszcze katabasy wynajdą do zapłaty. Konkordat jest tak skonstruowany, iż książęta ubogiego Kościoła mogą wtykać nos w nie swoje sprawy, przyjmować wobec Polski postawę roszczeniową, ale w drugą stronę to nie działa.
Włodarzom RP – watykańskim sługusom – pozostaje tylko spełnianie życzeń czarnej sotni. Te pasożyty w sutannach nie mają wobec Polski żadnych zobowiązań – za to żądań wysuwają bez liku! Wymownym przykładem tych kuriozalnych relacji są wyższe uczelnie, na których purpuraci mają swoje katedry. One dają im „PRAWO” do zasiadania we władzach owych szkół – panoszenia się w nich! Rektorzy zaś tych uczelni nie mogą tak się zachowywać – wtrącać się w wewnętrzne sprawy katolickich wydziałów, gdyż one są suwerenne i niezależne! I tak jest ze wszystkim, czego dotkną ziemscy namiestnicy Pana Boga!
PS W państwowej, świeckiej szkole potrzebne są lekcje religii jak garbatemu plecak!