Legenda o św. Krzysztofie

kjb24.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Legenda o św. Krzysztofie


Krzysztof był olbrzymem o ogromnej sile i odstraszającym wyglądzie. Król zaangażował go do swojej straży przybocznej, gdyż nikomu nie przychodziło choćby do głowy szukanie zwady z takim olbrzymem, który mógł powalić choćby ogromny dąb jednym uderzeniem miecza.

Ale pewnego dnia Krzysztofowi znudziła się ochrona króla, który był wielkim tchórzem, i postanowił on udać się na poszukiwanie najpotężniejszego króla świata, by mu służyć. W końcu mu się to należało: nikt nie był tak sprawny i tak mężny jak on.

Po długiej wędrówce Krzysztof dotarł na dwór pewnego króla, o którym opowiadano, iż jest nie do pokonania. Gdy ten król zobaczył Ogromnego Krzysztofa, chętnie przyjął go na służbę i pozwolił mu zamieszkać w swoim zamku.

Brelok do kluczy ze św. Michałem i św. Krzysztofem

Pewnego dnia wędrowny pieśniarz śpiewał u stóp króla pieśń, w której często powtarzało się imię diabła. Król, który był chrześcijaninem, ilekroć słyszał, iż mówiono o diable, robił znak krzyża. Krzysztofa to zdziwiło i spytał króla, co oznacza ten znak. Król odmówił odpowiedzi, ale Krzysztof zażądał stanowczo:

– o ile mi panie nie powiesz, odchodzę!

A król na to odrzekł:

– Gdy słyszę imię diabła, szukam zawsze obrony w tym znaku, gdyż boję się szkodliwej mocy szatana i nie chciałbym wpaść w jego szpony.

Krzysztof spojrzał na niego rozczarowany, a potem oświadczył:

– jeżeli tak bardzo boisz się diabła, znaczy to, iż jest on potężniejszy od ciebie. Dlatego naprawdę odchodzę, gdyż jak powiedziałem, chcę służyć królowi najpotężniejszemu na świecie. Żegnaj. Idę na poszukiwanie diabła, aby mu służyć.

Krzysztof opuścił dwór i udał się na poszukiwanie diabła. Dotarł do dzikiego i pustego miejsca, gdzie koczowała banda okrutnych żołdaków. Strażnicy zatrzymali go i zaprowadzili do przywódcy. Miał on twarz kosmatą i okrutną, a jego oczy iskrzyły się złością.

– Dokąd idziesz? – zaryczał głosem, który przerażał.

– Idę na poszukiwanie diabła, ponieważ chcę mu służyć – odpowiedział Krzysztof.

Straszliwy osobnik zachichotał, a potem powiedział:

– Jestem tym, którego szukasz.

Krzysztof zadowolony ze znalezienia najpotężniejszego władcy świata, przyrzekł mu służyć wiernie. Ale pewnego dnia, gdy Krzysztof i diabeł wędrowali drogą, natknęli się na krzyż. Diabeł zaczerwienił się i zaczął wydawać dziwne dźwięki, a potem rzucił się do ucieczki, wznosząc tumany kurzu. Na domiar złego zmusił Krzysztofa do wędrowania niedostępną i niewygodną ścieżką, byle tylko nie przechodzić obok krzyża.

Tego wieczoru Krzysztof, ciągle jeszcze zdumiony, spytał diabła o powód nieoczekiwanej ucieczki, która zmusiła ich do zejścia z wygodnej drogi, aby pójść okropną ścieżką. Diabeł odmówił odpowiedzi, ale Krzysztof zagroził:

– jeżeli mi nie odpowiesz, odchodzę!

Wówczas diabeł niechętnie wytłumaczył mu:

– Człowiek, zwany Jezusem, został pewnego dnia przybity do krzyża. Ilekroć widzę znak krzyża, jestem zmuszony do ucieczki.

Na to Krzysztof rzekł:

– Ten Jezus jest więc o wiele potężniejszy od ciebie, jeżeli tak bardzo przeraża cię znak, który Go przypomina. Muszę więc przyznać, iż nie znalazłem jeszcze najpotężniejszego króla na ziemi. Okłamałeś mnie. Żegnaj, diable. Wyruszam na poszukiwanie Jezusa.

NOWOŚĆ: Zestaw samochodowy ze św. Michałem (magnes + figurka + brelok)

Krzysztof musiał jednak długo wędrować, zanim napotkał kogoś, kto mógł mu wskazać, gdzie znaleźć Jezusa. W końcu natknął się na pustelnika, który opowiedział mu historię Jezusa, kazał przeczytać Ewangelię i nauczył go prawd wiary.

Krzysztof wysłuchał wszystkiego z wielką uwagą, poprosił o chrzest i przyrzekł służyć Jezusowi ze wszystkich sił.

– Króla, któremu pragniesz służyć, musisz czcić częstymi postami – dodał pustelnik.

– Proszę, wyznacz mi coś innego, gdyż w ten sposób nie mogę Mu służyć – odpowiedział szczerze Krzysztof.

– Musisz również dużo się modlić – ciągnął dalej pustelnik.

– Również i w ten sposób nie mogę Mu służyć – powiedział szczerze Krzysztof.

A na to pustelnik:

– Czy widzisz rzekę tam w dole? Wielu tonie w niej, gdy chce się przez nią przeprawić.

– Tak, wiem.

– Wobec tego, ponieważ jesteś taki wysoki i taki silny, idź nad brzeg rzeki i pomagaj ludziom przeprawiać się przez nią. Jezus uzna z pewnością taką służbę, a ponieważ jest nieskończenie dobry, być może sam przyjdzie ci to powiedzieć.

– Takie usługi chętnie mogę świadczyć! – stwierdził tym razem Krzysztof.

Udał się nad brzeg rzeki, która przecinała na dwie części nizinę i zbudował sobie tam chatkę. Z pnia młodego drzewa zrobił sobie mocny kostur, aby pewniej przeprawiać się przez wodę, i zaczął przeprowadzać z jednego brzegu na drugi podróżnych, którzy pragnęli przejść rzekę w bród.

Kto chciał się przeprawić na drugą stronę, wołał dobrego olbrzyma, a ten brał na ramiona podróżnego i, walcząc z prądem, przenosił go na drugi brzeg. Krzysztof wykonywał swoje zadanie bardzo wiernie, służąc swemu nowemu Królowi, choć jeszcze Go nie znał.

Czarne anioły z Rudy

Minęło tak wiele miesięcy. Pewnego dnia, gdy Krzysztof odpoczywał w swej chacie, usłyszał głos dziecka, które wołało na niego:

– Krzysztofie, wyjdź na dwór i przenieś mnie przez rzekę!

Krzysztof wyszedł przed chatę, ale nie znalazł nikogo. Wzruszył ramionami i powrócił do domu. Wtedy znów usłyszał ten sam głosik, który go wołał. Ponownie wyszedł na dwór, ale nie zobaczył nikogo. Powrócił więc do chaty i oto po raz trzeci dziecięcy głos wzywał go. Krzysztof po raz trzeci wyszedł z domu i tym razem znalazł dziecko nad brzegiem rzeki. Dziecko bardzo grzecznie poprosiło go o przeniesienie na drugi brzeg.

Midjourney

– Strzyżyku, jesteś tak maleńki, iż prawie Ciebie nie widać! Chciałem właśnie wyprostować nogi – powiedział Krzysztof dobrodusznie. Jedną ręką uniósł dziecko, posadził je sobie na ramionach i wszedł do rzeki, opierając się na kosturze. Ale oto woda zaczęła rosnąć, a Dziecko ciążyło mu jak ołów. Krzysztof obdarzony był siłą nadzwyczajną, ale teraz im bardziej wchodził w rzekę, tym prąd jej stawał się coraz groźniejszy, a ciężar Dziecka przytłaczał go, uginając kolana. Kilka razy groził mu upadek. Przejście przez rzekę wydawało się nieskończenie długie i wymagało strasznego wysiłku. Wytężając wszystkie siły Krzysztof dotarł na drugi brzeg i postawił Dziecko na ziemi. Wycieńczony upadł na kolana na trawie.

– Dziecko – dyszał olbrzym – naraziłeś mnie na wielkie niebezpieczeństwo. Twój ciężar był tak wielki, iż wydawało mi się, iż niosę na barkach cały świat!

Dziecko spojrzało na niego, uśmiechając się.

– Nie dziw się, Krzysztofie – powiedziało. – Niosłeś na ramionach nie tylko cały świat, ale również Tego, który go stworzył. Ja jestem Jezusem, Królem wszechświata, któremu przyrzekłeś służyć. Abyś uwierzył, iż to co mówię, jest prawdą, gdy ponownie przejdziesz przez rzekę, zatknij swój kij w pobliżu chaty, a jutro zobaczysz, iż wyrosłe tam drzewo obsypane będzie kwieciem i owocami.

Powiedziawszy to, Dziecko zniknęło.

Krzysztof wypełnił polecenie. Gdy powrócił do chaty, wbił w ziemię swój kij, a następnego dnia znalazł w jego miejsce drzewo obsypane kwieciem i owocami.

Bruno Ferrero, Nowe historie

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2017)

Idź do oryginalnego materiału