„Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”, pytał Chrystus Martę z Betanii chwilę przed wskrzeszeniem jej brata. Dopytanie Zbawiciela o wiarę, nim przywrócił życie Łazarzowi, to wyjątkowy symbol. Pokazuje on, iż Chrystus wyrwie z okowów śmierci tych, którzy przyjęli Jego doktrynę.
Bez wiary nie ma zbawienia
W wieku postmodernizmu prawda o konieczności wiary do zbawienia zdaje się niektórym niezrozumiała. Jak życie wieczne zależeć może od konkretnych przekonań? Czyżby Bóg lubował się w sofizmatach i intelektualnych spekulacjach? W co kto wierzy to przecież „sprawa prywatna”. Czy nie liczy się wyłącznie „czynna miłość”?
Trudno byłoby chyba przekonać do takiej optyki naszego Pana. W Ewangelii Chrystus, Zwycięzca śmierci, konsekwentnie wiąże życie wieczne z wiarą w Niego. Święty Jan odnotował kilka innych jeszcze okazji, przy których Zbawiciel głosił taką naukę:
„Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światło życia” (…) „A oto znowu innym razem rzekł do nich: Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie” (J 8, 5).
„Jest wolą Tego, który Mię posłał, abym ze wszystkiego, co Mi dał, niczego nie stracił, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6, 35-40).
W jeszcze dosadniejszej formie prawdę o potrzebie wiary dla zbawienia, według zapisu św. Marka, Chrystus przekazał apostołom, posyłając ich na cały świat: „I rzekł do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16, 15-16).
Kościół również stawiał tę sprawę zawsze dosadnie: Zbawiciel daje życie wieczne tym, którzy nie odrzucili Jego Prawdy. Uczy tak chociażby cieszące się sporym autorytetem Atanazjańskie Wyznanie Wiary. Rozpoczyna je „mocna” deklaracja: „Ktokolwiek chce być zbawionym, przede wszystkim potrzeba, aby wyznawał Katolicką wiarę. Której jeśliby kto nie zachował całej i nienaruszonej, ten niewątpliwie zginie na wieki”.
Z kolei Sobór Trydencki w Dekrecie o Usprawiedliwieniu podkreślił, iż wiara jest nieodzownym warunkiem nadziei na zbawienie. „Gdy Apostoł mówi, iż człowiek zostaje usprawiedliwiony przez wiarę i darmowo, to słowa te należy rozumieć w takim sensie, w jakim przy nieustannej zgodzie przyjmował je i wyjaśniał Kościół katolicki. Mówimy, iż zostaje usprawiedliwiony przez wiarę, bo wiara jest początkiem ludzkiego zbawienia, fundamentem i korzeniem wszelkiego usprawiedliwienia, bez niej niemożliwe jest podobać się Bogu ani dojść do wspólnoty Jego synów; mówimy zaś, iż jest usprawiedliwiony darmowo, bo nic, co poprzedza usprawiedliwienie, wiara lub uczynki, nie zasługuje na łaskę usprawiedliwienia”, orzekli biskupi w dogmatycznym dokumencie.
Wiara – posłuszeństwo lub bunt wobec Chrystusa
Ta kluczowa rola prawdziwej wiary w osiągnięciu zbawienia pokoleniu wychowanemu w postmodernistycznej atmosferze wydaje się trudna do zaakceptowania. Utarło się powszechnie wrażenie, iż prawdy „obiektywnej” – jak to mówią niektórzy – nie ma. A jeżeli już jest, to nie da się jej uchwycić. Z tego powodu przekonania, to w dużej mierze rzecz gustu. Każdy ma swoje. Najważniejsze, by były one otwarte na powątpiewanie i zmianę zdania. Najlepsze, co można zrobić, to być „tolerancyjnym” i szanować, a choćby doceniać to, iż innym wydaje się inaczej…
Popularność takich opinii sprawia, iż treści inne niż uczynki miłosierdzia, serdeczność i jakiś prospołeczny aktywizm, tracą należyte im miejsce w życiu chrześcijańskim. Tymczasem w rzeczywistości to wierze (czyli uznaniu rozumem za prawdziwe wszystkich treści objawionych) przysługuje w nim zupełny priorytet. Św. Tomasz z Akwinu podkreślał w Summie Teologicznej, iż od niewiary – mowa tu o świadomym nieprzyjęciu katolicyzmu – nie ma większego grzechu, bo nic bardziej nie oddala od Boga.
Racją, która stoi za tą nauką, jest właśnie fakt, iż przyjęcie lub odrzucenie prawd religii to nie sprawa prywatnych przekonań. Kwestia wiary nie pozostaje zamknięta w naszym umyśle. To konkretna postawa względem samego Boga. Kto zachowuje artykuły wiary, przyznaje, iż Chrystus jest dawcą prawdy i Najwyższym Nauczycielem. Kto świadomie nie zgadza się ich przyjąć, odmawia Panu tej godności. Wierzyć lub nie, oznacza odpowiedzieć na pytanie, jakie Chrystus zadał apostołom: „Za kogo mnie uważacie?” – odpowiedzieć z czcią albo lekceważeniem.
Z tego powodu wiara jest kwestią najwyższej wagi. Liczy się bardziej choćby niż inne konkretne wybory moralne. Kto grzeszy śmiertelnie traci łaskę, ale nie wiarę, uczył Sobór Trydencki. Strasznie jest nie zachować prawa Bożego. Ale posunąć się do stwierdzenia, iż takie prawo w ogóle nie istnieje lub jest uzurpacją, jeszcze straszniej. Przyjęcie lub odrzucenie Objawienia jest pierwszą decyzją, w której człowiek decyduje, czy uszanować Boga, czy też wypowiedzieć Mu posłuszeństwo. Wybór ten ma eschatologiczne znaczenie sam w sobie, ale jest pełen również „praktycznych” konsekwencji: determinuje całość odniesienia człowieka do naszego Stwórcy.
„Wiara jest fundamentem oraz początkiem życia duchownego, bo na niej opieramy całą budowę cnót i przez nią czynimy pierwszy krok do Boga. (…) wiara wprowadza nadto duszę w świat nadprzyrodzony, świat Boży. (…) Pokazuje duszy (…) Pana Boga, Jego doskonałości, Jego tajemnice i te dobra, które człowiekowi przyobiecał i te dzieła, które z miłości ku niemu spełnił, a tym sposobem wiara jest podstawą nadziei i miłości oraz podwaliną budowy duchownej. Bez wiary nie można żyć po chrześcijańsku, bo któż potrafi zbudować dom bez fundamentów; bez wiary silnej i żywej nie można stać się doskonałym, od fundamentu bowiem silnego zależy trwałość budowy”, wyjaśniał święty biskup Józef Sebastian Pelczar w książce „Życie duchowe, czyli doskonałość chrześcijańska”. jeżeli miłować – to kogo? jeżeli mieć nadzieję – to czego wyglądać i komu ufać?…
Sądzeni z Miłości
Równie trudno o adekwatny stosunek do człowieka bez wiary. Pozbawiona jej miłość przeradza się w humanitaryzm, gotowy dla ludzkiego pożytku zapomnieć o sprawach boskich. Wbrew popularnej interpretacji, zawarta w Ewangelii św. Mateusza zapowiedź Sądu z uczynków miłosierdzia nie oznacza, iż jedynym kryterium zbawienia i potępienia będzie karmienie głodnych i odwiedzanie chorych. W swoich pracach święty biskup Pelczar podkreślał, iż taka opinia to zgubny błąd. Chrystus mówiąc: „coście uczynili jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili” nie wygłosił pochwały humanitaryzmu. Postąpił dokładnie odwrotnie. Zbawiciel tłumaczył, iż dobre uczynki należy wykonywać nie dla człowieka, ale ze względu na miłość ku Bogu. Tylko Jego kochać mamy całym umysłem, sercem i duszą, zaś wszystkich innych z powodu tej jedynej absolutnej miłości.
Między dwiema Chrystusowymi zapowiedziami Sądu – z wiary i z uczynków miłości – nie ma rozdźwięku. Tak nasze czyny wobec bliźnich, jak i przyjęcie prawd religii to wyraz stosunku do Boga – dawcy i prawdy, i zasad moralnych. By mieć nadzieję na wiecznie królowanie ze Zmartwychwstałym, potrzeba uznania Jego władzy – w jednym i drugim aspekcie.
Filip Adamus