Rozpadające się
małżeństwa i związana z nimi fala rozwodów; brak powołań – brak nowych księży i
innych osób duchownych; kryzys w Kościele – coraz mniejsza liczba wiernych,
coraz częstsze apostazje. Co je łączy?
Wszyscy żyjemy w
rodzinach, a jeżeli z tych rodzin wyrzuca się Boga, zarówno jak i z innych
dziedzin życia, nie rozmawia się o Nim, nie żyje się Jego nauką, za to stawia
się na samowystarczalność i niezależność, to czy dziwi brak powołań do
kapłaństwa? Czy dziwią te wszystkie rozwody?
Czy w rodzinach, które są
podstawową komórką społeczną uczy się dziś odpowiedzialności za drugiego
człowieka i za własne czyny, wzajemnego szacunku, przebaczania drugiej osobie?
Czy uczy się dziś ludzi wytrwałości i cierpliwości? Czy te wartości przypadkiem
nie wymierają? Czy nie powinniśmy przypadkiem wspierać rodzin swoją modlitwą?
Czyż nie powinniśmy
sięgnąć do źródła problemu? Modlimy się o nowe powołania, ale czyż korzeń problemu
z powołaniami nie tkwi przypadkiem w rodzinach, w katolickim nauczaniu, które
przekazują wiernym kapłani już wyświęceni, którym często brak odwagi, by mówić
prawdę?
Zadbajmy o
teraźniejszość, bo to ona do nas należy i to na nią mamy wpływ. Przeszłości nie
możemy zmienić, możemy z niej tylko wyciągnąć wnioski; to, co się wydarzy w
przyszłości może nadejść lub nie, a tak wiele zależy od tego, co zrobimy dziś.
Przemyśl to.
Ewelina
Szot