Spieszę zatem wyjaśnić – jestem przekonany, iż owa fala entuzjazmu
nie wynika z tego, iż ktoś postrzega Trumpa jako zbawiciela (to byłaby
wyjątkowo głupia herezja), wybawcę Polski (to byłby politologiczny
idiotyzm), polityka idealnego (takich nie ma), albo przedstawiciela Boga
w USA (tak rzeczywiście wydaje się postrzegać Trump, ale to głównie
jego problem).
Z czego więc wynika to masowe zainteresowanie i poruszenie? Z
tego, iż Amerykanom udało się to, co u nas wskazuje się jako absolutnie
niemożliwe. Jako zakazane. Jako fejk-news choćby w kategoriach nadziei. I
nie chodzi o zwycięstwo tego czy innego konkretnego człowieka, ale o
przełamanie (być może chwilowe, być może pozorne – zobaczymy) tego, co
miało być już zadekretowane na zawsze. Historia uczy przecież, iż
niezwykle rzadko udaje się cofnąć rewolucję, szczególnie tę
ideologiczną, zatruwającą masy a potem implementowaną obowiązkowo
odgórnie.
A Amerykanie, w swym potężnym ruchu, pokazali iż jest to możliwe.
Że ideologie WOKE, klimatyzmu, pandemizmu i gender, których efektem
były te wszystkie bzdury, których aż szkoda czasu tu wyliczać, można
zatrzymać i cofnąć. Dzięki wytrwałej pracy u podstaw, budowaniu
dziesiątek mediów internetowych i radiowych, budowaniu formalnych i
nieformalnych stowarzyszeń – i drugim efektem tej pracy (być może
chwilowym i efemerycznym) są wyniki wyborów a w konsekwencji Trump w
Białym Domu. Pierwszym efektem jest natomiast częściowe, ale dość
doniosłe, przebudzenie społeczeństwa już kilka, kilkanaście miesięcy
temu. Ono naprawdę jest imponujące, biorąc pod uwagę to przeciwko jak
ogromnej machinie musieli się zbuntować.
Organizacje patriotyczne, konserwatywne, katolickie i społeczne w
Polsce i na całym świecie dostały kolejny sygnał, iż można. Że się da.
Że nie warto się poddawać. Że trzeba budować. Że można codziennie
publikować teksty przeciwko polityce WHO i zachęcać swój kraj do
opuszczenia jej, gdy wszyscy wokół się z tego pomysłu nabijają – bo
nagle okazuje się, iż może to z dnia na dzień zrobić wielkie światowe
mocarstwo. Że można przypominać, iż są tylko dwie płcie. Albo, iż można
mieć inny pomysł na ochronę przyrody i planety, niż pomysły globalistów.
I tak dalej. I tym podobne.
Tak więc, poruszenie nie wynika (a przynajmniej nie powinno) z
miłości do Trumpa, do amerykańskich protestantów, z podziwu dla Muska, z
elegancji Melanii ani choćby z kalkulacji geopolitycznych, bo te
rzeczywiście mogą okazać się zaskakujące. Poruszenie to wynika z
przypomnienia, iż to o co walczymy, jest realne. A przecież tak często
wydaje się przegrane, bo przecież „cały świat jest przeciw”. Guzik
prawda.
Krystian Kratiuk