Nie wiem, jak jest w Niebie. Mogę próbować sobie to wyobrazić, ale Dobry Bóg w swej niewysłowionej mądrości nie podarował nam plastycznej wizji niebiańskiej ziemi obiecanej, krainy wiecznej szczęśliwości. Winniśmy zatem tęsknić, nie znając.
Przez wieki, na przeróżne sposoby na płótnach, ścianach i sufitach kościołów, swoje wizje Nieba składali wielcy twórcy naszej cywilizacji, pozwalając nam, maluczkim, modlącym się o wieczne zbawienie, przymrużywszy oczy zobaczyć ułamek przyszłego, utęsknionego piękna. Pod powiekami zatem, prosząc „przyjdź Królestwo Twoje” widzimy świętych zgromadzonych wokół Chrystusa-sędziego z Sykstyny; gdy wyszepczemy „jako w Niebie tak i na ziemi”, zbliży się do nas zieleń i doskonała harmonia natury i duchowości z adoracji Baranka Ołtarza Gandawskiego von Eycka, a wzywając wstawiennictwa Najświętszej Maryi Panny dostrzec możemy świetliste, złote tła boskości z dzieł Fra Angelico.
Ale artyści, choć wielcy, niczym są wobec niebiańskiego Twórcy. Może więc powinniśmy zaufać mistykom, przez których Pan nasz przemawia? Ale i tu zaoferowano nam ograniczoną plastyczność. „Światło niepojęte, które jest Bogiem” i dusze „nieustannie uwielbiające Boga” z siostry Faustyny. „Siódme mieszkanie” Teresy z Avili. „Zjednoczenie z Bogiem” Jana od krzyża. „Dusze zanurzone w Jego miłości jak ryby w morzu” Katarzyny ze Sieny albo „miejsce niewysłowionego piękna, harmonii i pokoju, pełne światła, aniołów i świętych, całkowicie skupionych na kontemplacji Boga” Anny Katarzyny Emmerich…
Nie umiem tego zobaczyć oczami, nie potrafię. Chciałbym, pragnąłbym opisać Niebo. To z pewnością marzenie każdego artysty, każdego pisarza.
Nie wiem jak wygląda Niebo i jego mieszkańcy, jakie panują tam zasady, którędy się tam wchodzi, gdzie spotyka się Chrystusa, w której części Nieba stróżują aniołowie, gdzie zaś dusze wpatrują się w oblicze Pana.
Ale wyobrażam sobie, jak musiało to wyglądać wtedy, gdy ziemski żywot kończyła Matka Przedwiecznego Słowa, Królowa Aniołów, Wyznawców i Męczenników. Błękit nieba musiał zdać się wówczas jeszcze bardziej niebieski. Biel obłoków, jeżeli są tam jakieś obłoki, musiała wybieleć jeszcze w oczach czekających na ten dzień cherubów, serafinów i tronów. jeżeli rzeczywiście śpiewają, ich śpiew niósł się potężniej niż zwykle.
Panowania, Moce i Władze radowały się, iż oto spełnia się kolejny z punktów wielkiego Bożego Planu. Że oto nastał w końcu dzień, kiedy na swoje miejsce trafiła Ta, która przyniosła światu Zbawiciela; z którą zjednoczony był od Zwiastowania, która bolała siedmiokroć gdy zdradzony, wzgardzony i ukrzyżowany oddawał swego Ducha Ojcu, zgodnie z tym samym wielkim Planem.
I w końcu ci, którzy znali Ją najlepiej, bo najlepiej znają człowieka, a więc Księstwa, Archaniołowie i Stróżowie, nie tylko Ją witali, ale i prowadzili przed Tron Ojca i Syna i Ducha Świętego, gdzie czekała na Nią korona Nieba i Ziemi. Z całą pewnością koronował Ją sam Syn, ponownie jednocząc się w akcie niepojętym dla ludzkiego umysłu z Matką Zbawiciela, Matką Kościoła, Matką miłosierdzia, Matką łaski Bożej, Matką nadziei, Matką nieskalaną, Matką najczystszą, Matką dziewiczą, Matką nienaruszoną, Matką najmilszą, Matką przedziwną, Matką dobrej rady.
Ci, którzy byli tam już wtedy – Abraham, Mojżesz, Dawid i Prorocy, Eliasz i Henoch, Izaak i Jakub, Anna i Jeremiasz, starzec Symeon, Elżbieta i Zachariasz, a także Dyzma, którego widziała na krzyżu, Szczepan i wielu innych, radowali się i wyśpiewywali wielkość Pana Zastępów, po trzykroć świętego, tylko Jego, gdyż tylko On JEST Świętym, tylko On JEST Panem, tylko On Najwyższym. Ale choćby On potrzebował Jej, Panny roztropnej, Panny czcigodnej, Panny wsławionej, Panny możnej, Panny łaskawej, Panny wiernej, aby dać światu Zbawienie.
Czekał i Józef, Jej Oblubieniec, Przeczysty Stróż. Najsprawiedliwszy, najroztropniejszy, najposłuszniejszy. Podpora, Pociecha, Opiekun. Jak przez wiele lat ziemskiego życia wskazywał Jej drogę, tak teraz wskazał Jej Tron.
Jak wyglądała sama koronacja? Ach, sformułowanie „Bóg jeden raczy wiedzieć” w żadnym kontekście jeszcze nie wydawało się tak adekwatne, tak bardzo na miejscu. Lubię jednak myśleć, wyobrażać sobie, iż ku Synowi, w chwale Ojca i Ducha prowadził Ją Archanioł Gabriel.
Ten sam, który jakiś czas wcześniej – w Niebiosach czas niepoliczalny, ale na Ziemi najważniejszy w dziejach – stał się pośrednikiem Jej pośrednictwa. Otulał Ją taką samą troską, z jaką pozdrawiał wtedy, teraz jeszcze pełniej rozumiejąc, dlaczego stała się Błogosławioną między Niewiastami. Witał tą samą promiennością, z którą przyjął Jej słynne na cały świat: niech mi się stanie według Słowa Twego. Kłaniał się z czcią tak jak i wtedy, gdy przez Nią Słowo Ciałem się stało. Mogła przecież teraz być nieco skrępowaną – wszak pierwszy raz wstępowała do Nieba, mimo iż Niebo już kiedyś wstąpiło w Nią.
I mówiąc przez cały czas niewiele, jak i podczas całej misji Jej Syna, uśmiechała się teraz na powrót z Nim, już w Niebiosach, przy Duchu Świętym, którego stała się wszak Przybytkiem. Ona, Róża duchowna, Wieża Dawidowa, Wieża z kości słoniowej, Dom złoty, Arka przymierza, Brama niebieska, Gwiazda zaranna, Uzdrowienie chorych, Ucieczka grzesznych, Pocieszycielka strapionych, Wspomożenie wiernych.
Przyjmując Koronę Nieba i Ziemi była już Królową Apostołów, stała się w jednej chwili Królową Patriarchów, Proroków i Wszystkich Świętych.
Ale zanim tam trafiła, jak i to się stało? Jak Ona, dzieł Boskich korona, odeszła? Zasnęła? Została wzięta do nieba, wniebowzięta? Jak to wyglądało? Tu też z pomocą, dla pragnącej plastycznych opisów wyobraźni człowieka XXI wieku, przychodzą dawni artyści. Pozostają zgodni, zawsze wznoszą Ją ku górze, w otoczeniu Aniołów. Tycjan, Carraci, Rubens, El Greco. Jakże inaczej mogłoby to bowiem wyglądać? Matce towarzyszą Apostołowie, zgodnie ze starochrześcijańskimi legendami.
Czy tak właśnie było?
Czy zasnęła w ich towarzystwie?
Czy słabnąc, zapadając w ów niezwykły sen, który nigdy nie stał się losem żadnej innej niewiasty, rzeczywiście zdołała wezwać ich wszystkich z różnych zakątków ówczesnego świata? Czy wcześniej, jak chce jedna z legend wśród Transitus Mariae znów pojawił się Archanioł, tym razem z palmową gałązką, tym razem nie zapowiadając poczęcia Nowego Życia, ale początek nowego życia dla Niej? Czy rzeczywiście jeden z odrzucających nauki Jej syna rodaków z niegdyś wybranego Narodu próbował przewrócić Jej trumnę, ale został nagle porażony i ozdrowiał dopiero po przyjęciu Chrystusa?
Czy to, jak chce Apokryf Pseudo-Janowy, sam Syn zstąpił z Nieba, by zabrać do Domu Ojca swą Matkę? A Tomasz zwany Niewiernym, czy rzeczywiście przybył na wydarzenie spóźniony i otrzymał od Maryi Jej pas, spuszczony z Nieba jako kolejny dowód dla niedowiarka?
Nie wiem tego.
A co wiem?
Na przykład, iż „Sakramentarz” wysłany przez papieża Hadriana Karolowi Wielkiemu mówił, iż „we czci jest u nas obchód tego dnia, w którym Święta Boża Rodzicielka zaznała śmierci doczesnej, ale nie mogła podlegać więzom śmierci Ta, która z siebie zrodziła Wcielonego Syna Twego a Pana naszego”. Albo, iż papież Sergiusz, wprowadzając Litanie, czyli procesje stacyjne w cztery uroczystości maryjne, wylicza razem święto Narodzenia, Zwiastowania, Oczyszczenia i Zaśnięcia Najświętszej Panny Maryi. Albo, iż papież Leon IV polecał uroczyście obchodzić święto, mające już wtedy nazwę Wniebowzięcia Świętej Bożej Rodzicielki, przez wprowadzenie wigilii do niego.
Jakże mogło być inaczej, skoro już Ojcowie Kościoła czcili Wniebowziętą? Wyróżniał się pośród nich święty Jan Damasceński, piszący: „Potrzeba było, by Ta, która rodząc zachowała nienaruszone dziewictwo, zachowała również i po śmierci swe ciało bez żadnego skażenia. Potrzeba było, by Ta, która Stwórcę w swym łonie jako Dziecię nosiła, przebywała w Boskich przybytkach. Potrzeba było, by Oblubienica poślubiona przez Ojca zamieszkała w niebieskich komnatach. Potrzeba było, by Ta, która widziała Syna swego na krzyżu i doznała w serce ciosu miecza boleści, uniknąwszy go przy rodzeniu, oglądała tegoż Syna zasiadającego wraz z Ojcem. Potrzeba było, by Matka Boża posiadała to, co do Syna przynależy i otrzymywała cześć od całego stworzenia jako Matka Boga i służebnica zarazem”.
I wielu innych przed nim i po nim podzielało tę wiarę, którą i my podzielamy, a której uroczyste, dostojne potwierdzenie zawdzięczamy Piusowi XII, który opierając się na jednomyślnej podówczas wierze biskupów z całego świata, oczywistość tę nieoczywistą ogłosił z mocą papieskiej nieomylności.
I świętujemy po dziś, marząc o Niebie, którego Matka Boża jest Królową i krocząc po Ziemi, której Matka Boża jest Królową. Trwając w Kościele, którego Matka Boża Wniebowzięta jest Królową. Do Niej się uciekając, pod Jej obronę, naszej Pani, Orędowniczki, Pośredniczki i Pocieszycielki, licząc, iż z Synem swoim nas pojednywa, Synowi swojemu nas poleca i Synowi swojemu nas oddaje.
Krystian Kratiuk
https://www.youtube.com/embed/J5bw18venPE