Kościelisko 13.09

1 rok temu

Plan był następujący: z buta Ścieżką pod Reglami do Doliny Lejowej, doliną do Ścieżki nad Reglami a potem do schroniska na Polanie Chochołowskiej. Poranek był rześki i słoneczny, już ewidentnie ciągnący jesienią. Początek ścieżki bardzo w stylistyce Bolesława Leśmiana i jego Malinowego chruśniaku, bo wszędzie było pełno skrzących się złachmaniałych pajęczyn, ale zamiast chorego liścia malin wygrzewały się na słońcu motyle, jeszcze senne po chłodzie nocy.

i

Dolina Lejowa cicha i pięknie oświetlona o tej porze dnia. Na całym szlaku było nas troje, wszyscy szliśmy nieśpiesznym tempem. Szukałam owocującej kaliny, którą kwitnącą wypatrzyłam w czerwcu, ale nie znalazłam i choćby prośba do św. Antoniego nie podziałała. To znaczy tak myślałam, ale potem ciągle gdzieś widziałam czerwone jagody tej krzewinki, co uznałam za przejaw poczucia humoru Padewczyko-Lizbończyka: „Chciałaś kalinę, to masz, i tu masz, i tam masz”. Trzeba będzie coś wrzucić dla jego ubogich.

i

Potem skręciłam w stronę Siwej Polany i dalej przez grań na polanę. Niby patrzyłam na mapę, ale nie spodziewałam się takich przewyższeń. Szlak mokry i błotny, ślisko. Na górze na szczęście kornik z halnym sprzątali, więc sucho i widokowo. Oczywiście pan Giewont pięknie widoczny, Chuda Przełączka też.

i

Zejście nie okazało się tak przyjemne, jak się spodziewałam. Głównie z tego powodu, iż jest duże nachylenie, do tego spora część szlaku to polna droga – podejrzewam, iż po deszczu tam się zjeżdża, nie schodzi. Idzie się po wąskim karbiku, bo koleiny wymyte na głębokość pół metra, jeżeli nie więcej. Pod koniec za to piękna hala i wypas, dosłowny wypas owiec. Zanim usłyszałam ich dzwonki, zobaczyłam najpierw typową dla parku ławkę i dźwigającego się obok niej podhalana, który z godnością się oddalił. Na ławce leżała kurtka i plecak, więc gdzieś w okolicy musiał być też ktoś dwunożny. Pod halnym meblem zaś, jak się okazało po podejściu bliżej, leżały dwa kolejne psy, sądząc po rozmiarach pies i suka. Pani mnie olała, pan pięknie zapozował, chociaż nie wzbudziłam w nim jakichś głębszych emocji typu odruch obronno-zaczepny. Potraktowały ławkę jako budę z odrobiną cienia, przy okazji pilnując rzeczy pasterza.

i

Ten był ze stadem pod lasem, tam też wyłożył się w trawie ten pies, który oddalił się na mój widok. Było dźwięcznie, sielankowo i cieplutko. Stamtąd już było niedaleko do szlaku na polanę, po drodze minęłam jeszcze trenujące biatlonistki. Jedna z nich podbiegła pod górę, żeby dołączyć do grupy, i choćby oddech jej nie przyśpieszył. Obrzydliwie zazdroszczę.

Na szlaku gorąco i tłumnie. Rok temu szłam tędy w deszczu, więc wrażenia zupełnie nowe tym razem. Piękna jest ta droga, znów wróciły na nią rowery – nota bene chyba zbierają je w tutejszym lesie, bo ewidentnie nimi obrodziło przy wejściu na szlak na Trzydniowiański Wierch…

i

Na szlaku dużo ludzi z psami, dochodzą ze zwierzakami aż do schroniska. W nim samym bez szczególnego oblężenia, widoki cudne, a do mnie dotarła z całą mocą prawdziwość powiedzenia br. Piotra (dominikański kooperator), iż przemijanie mu doskwiera. Mi też, dlatego jeżeli chcę wejść na grań Zachodnich, muszę kiedyś zarezerwować sobie nocleg w schronisku, na inną wersję nie mam kondycji. Smuteczek.

Z kwestii technicznych, to następnym razem też skorzystam z kolejki, która jeździ na początku szlaku, do końca asfaltu. Szkoda butów i energii na jego przedeptywanie.

i

Obejrzałam sobie bliżej kapliczkę św. Jana Chrzciciela na polanie. Zaraz za ogrodzeniem kaplicy cisza, jakby była odrębna przestrzeń. Niesamowite doświadczenie, jakoś nie chce się stamtąd odchodzić. Trzeba jednak było, po drodze nagrałam filmik z owieczkami i podreptałam w dół. Jej, jaka długa ta dolina. Jakoś w deszczu wydała mi się krótsza, ciekawe.

Przy wejściu zjadłam pyszne lody, zapakowałam się do busika (ten sam kierowca-terapeuta, który wiózł mnie z Zakopanego w niedzielę, ale chyba mnie nie poznał) i spokojnie dojechałam do Kościeliska. Od gór powiewało chłodem, niebo zasnuwało się chmurami i chociaż wieczór był ciepły, to zapachniało powiewem jesieni, iż zacytuję Jaskra z polskiej przeróbki Wiedźmina. Przeczucie i prognoza były słuszne – dziś leje. Nie pełną mocą, ale jesiennie zdecydowanie.

A na koniec goryczka, o której pisałam wcześniej, wełnianka i dzwonek. A co.

i



Idź do oryginalnego materiału