Czy z Konfederacją leci pilot? Tak, i to dwóch – jeden chce wylądować precyzyjnie na konkretnym lotnisku, a drugi na jakimkolwiek. Będzie to działało do czasu.
„Pytanie zasadnicze: dlaczego strona ukraińska nie zestrzeliła (rosyjskich) dronów, gdy te jeszcze znajdowały się w ich przestrzeni powietrznej?” – napisał na X poseł Konfederacji Konrad Berkowicz. Ten sam, który wcześniej zastanawiał się nad tym, jak by polski rząd się zachował, gdyby do Polski wleciały te śmiercionośne maszyny.
Okazało się, iż polskie służby zachowały się bardzo dobrze. To jednak dla Konfederatów było za mało, bo jeszcze kurz nie opadł na resztki dronów, a już Sławomir Mentzen mówił w Polsat News, iż na ataki nie jesteśmy przygotowani i iż strzelanie do dronów z F-35 nie jest ekonomiczne.
Myślę, iż wypowiedź, do której gwałtownie zaczęli się odnosić inni politycy Konfederacji, może okazać się strzałem w stopę, o ile nie znajdzie się wystarczająco dużo wyborców kierujących się odruchową niechęcią do Ukrainy i rządu Donalda Tuska, którzy jej przyklasną. W obliczu rosyjskiej prowokacji Polacy, jak to mówią Amerykanie, raczej „zbiorą się wokół flagi”, tym bardziej, iż współpracę w nagłym przypływie odpowiedzialności zapowiedzieli już prezydent i premier.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Nie był to pierwszy ryzykowny ruch Mentzena, który parę tygodni temu dyskutował z Mateuszem Morawieckim w trakcie swojej piwnej trasy polityczno-koncertowej. Premier był w bardzo dobrej formie: reagował żywo i sprawnie parował zarzuty wobec swoich rządów. Morawiecki wyszedł z większości sporów obronną ręką – również dlatego, iż dostał dużo przestrzeni na głoszenie swoich poglądów. Sławomir Mentzen także wypadł bardzo dobrze… przynajmniej w roli wnikliwego dziennikarza, chcącego poznać poglądy interlokutora.
Kłopot w tym, iż chyba nie o to chodziło. Wspomniana trasa ma w założeniu promować Mentzena, a nie jego rozmówców. Ma też wymiar polityczny, a nie dziennikarski. Dlaczego więc lider Nowej Nadziei to sobie zrobił?
Czy Konfederacja ma pomysł na siebie i politykę?
Mentzen już wcześniej rozmawiał w tym formacie z kandydatami startującymi w II turze wyborów prezydenckich i były to jedne z najciekawszych politycznych rozmów kampanii. Polityk Konfederacji potrafi słuchać, zadawanie pytań wychodzi mu znacznie lepiej niż ripostowanie. Nie wykluczam, iż to dlatego, iż odpowiedzi rozmówców go po prostu interesują. A wbrew pozorom nie jest to częste zjawisko wśród dziennikarzy prowadzących wywiady. Nie mówiąc już o politykach, debatujących ze swoimi oponentami.
Może więc Mentzen chciał tak wypaść? jeżeli tak było, to problem polega na tym, iż zadaniem polityka nie jest poznanie prawdy o poglądach konkurenta, ale przekonanie nowych wyborców i utrzymanie starych. Choć Mentzen jest gospodarzem swoich spotkań, może na nich stracić jako lider Konfederacji na korzyść odpytywanych przez siebie polityków. I to każe postawić sobie pytanie, czy taka taktyka jest przemyślana z punktu widzenia długoterminowego interesu politycznego Konfederacji. A szerzej: czy Konfederacja ma w ogóle przemyślany pomysł na siebie?

Krzysztof Bosak i jego środowisko kierują się maksymą „spiesz się powoli”. Nie liczą na szybkie zwycięstwo, a jednak do niego wytrwale dążą. W przeciwieństwie do nich Mentzen woli mieć rację, niż wygrywać
Stefan Sękowski
Spróbujmy to zrekonstruować. Fakt, iż od pewnego czasu ugrupowanie bryluje w sondażach, kilka nam mówi. Konfederację unosi fala prawicowego populizmu, która wspomaga podobne formacje w całym naszym kręgu cywilizacyjnym. Mogła na nią wskoczyć nie dzięki kalkulacji, tylko dlatego, iż nadszedł jej czas. Oczywiście korzystny wiatr trzeba umieć wykorzystać, o czym na pewno wiedzą i Mentzen, i Krzysztof Bosak (nota bene instruktor windsurfingu). Pytanie tylko, co jest tu ważniejsze: warunki pogodowe czy umiejętności?
Odmienne korzenie konfederatów
Z całą pewnością istnienie Konfederacji nie jest wynikiem czystego koniunkturalizmu. Ugrupowania ją tworzące mają za sobą dekady na politycznym aucie. Jej politycy mieli wiele okazji, by zmienić barwy, część z nich zresztą to robiła. Nowa Nadzieja Sławomira Mentzena wyrasta ze środowiska wolnościowego skupionego niegdyś wokół Janusza Korwin-Mikkego. To pierwsza formuła z tego nurtu, która odniosła sukces bez udziału ojca założyciela, a w ostatnim czasie wręcz wbrew niemu.
Przez dekady partie Korwin-Mikkego nie przekraczały wyborczego progu. Jedyny raz, gdy w Sejmie posadził dokładnie trzech posłów, to wybory w 1991 r., gdy próg jeszcze nie istniał. Nie zrażało to polityka, który przez całą swoją działalność nie zbaczał z obranego, radykalnego i skandalizującego kursu. Pozwalał sobie co najwyżej na drobne i zwykle symboliczne korekty, jak wtedy, gdy w 1995 r. roku zamienił na krótko muszkę na krawat. Przekroczenie progu udało się dopiero w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. W tym środowisku zostali przez lata tylko najwytrwalsi. Sam Mentzen jest w nim obecny, z krótką przerwą, od dwóch dekad.
Ruch Narodowy to inna historia. Część jego polityków, z Krzysztofem Bosakiem na czele, ma doświadczenie krótkiego współrządzenia w latach 2006–2007 w ramach Ligi Polskich Rodzin. Potem przyszły lata politycznego autu. Przypadek Bosaka jest tu znamienny: po porażce w 2007 r. na powrót do Sejmu czekał 12 lat, konsekwentnie działając w organizacjach społecznych i mediach. Cierpliwość, dyscyplina, unikanie ostentacyjnych konfliktów – to elementy jego politycznej praktyki. A także myślenie w dłuższej perspektywie: ponoć kilkanaście lat temu otrzymał propozycję startu do Sejmu z list Prawa i Sprawiedliwości, jednak ją odrzucił. jeżeli tak było, to się opłaciło.

- Marek Kita
Zostać w Kościele / Zostać Kościołem
Oprócz niego w RN znajdziemy głównie polityków wchodzących w wiek średni. Miejscem, w którym hartowała się stal, były Marsze Niepodległości, organizowane między innymi przez środowisko Młodzieży Wszechpolskiej. W tym RN przypomina trochę Partię Razem, której trzon stanowią – współpracujący ze sobą od ćwierć wieku – byli Młodzi Socjaliści. Jest to więc zwarte grono, które od lat wspólnie dąży do jednego celu.
Partia od rządzenia czy wywracania stolika?
W polskich warunkach kooperacja między środowiskiem nacjonalistycznym a radykalnie wolnorynkowym nie jest czymś nowym (wspólne starty wyborcze mają na koncie m.in. w roku 1993 i 2007), choć można znaleźć między nimi także sporo różnic. W interesującym nas kontekście zastanówmy się: dlaczego przedstawiciele obu nurtów Konfederacji trwali niewzruszenie przez tyle lat przy chronieniu świętego ognia?
Myślę, iż narodowcy tego chcieli, a korwiniści wręcz to lubili. Krzysztof Bosak i jego środowisko kierują się maksymą „spiesz się powoli”. Nie liczą na szybkie zwycięstwo, a jednak do niego wytrwale dążą. W przeciwieństwie do nich Mentzen woli mieć rację, niż wygrywać. Dlatego nie ma problemu z głoszeniem poglądów, które mogą kosztować go głosy, jak choćby w przypadku aborcji czy płatnych studiów.
Gdyby więc spytać, czy z Konfederacją leci pilot, należałoby odpowiedzieć, że, jak w każdym samolocie, leci ich dwóch. Przy czym jeden chce wylądować precyzyjnie na konkretnym lotnisku, a drugi na jakimkolwiek, robiąc wcześniej parę spektakularnych beczek.
To może działać. Ale do czasu, bo oznacza grę na dwóch fortepianach i dla innych publiczności. Z opracowania Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego „Nowy duopol obali ten system” wynika, iż elektorat Konfederacji dzieli się na trzy segmenty: libertarian (45 proc.), nacjonalistów (35 proc.) i kontestatorów (20 proc.). Z tego punktu widzenia oba filary koalicji mają sobie coś do zaoferowania.
Ostatecznie jednak na coś trzeba będzie się zdecydować. Choćby w 2027 r., gdy Konfederacja może okazać się kingmakerem – i to od niej będzie zależało, kto i czy w ogóle, będzie sprawował rządy w Polsce (jeśli nie dojdzie do przedterminowych wyborów).
Nie jest wykluczone, iż drogi narodowców i konserwatywnych liberałów się rozejdą. Bosak, jak Roman Giertych w 2006 r., może obawiać się naporu partyjnych „dołów”, które będą pchać go do koalicji – realizacji programu tu i teraz
Stefan Sękowski
W tym układzie RN będzie naturalnie lgnęło w stronę PiS, do którego mu zdecydowanie bliżej niż do KO, zaś NN może sprawdzać, kto z dużych graczy da im więcej. Na stole leży także trzecia opcja, czyli brak koalicji z kimkolwiek. Może ona być wzmacniana przez świadomość, iż – o ile wyniki badań Sadury i Sierakowskiego zostaną uznane za reprezentatywne – większość wyborców Konfederacji (48 proc.) życzy sobie właśnie wywrócenia stolika.
Z kim się sprzymierzyć?
Na tę chwilę wspólnym celem obu formacji jest zdobycie jak największej liczby mandatów w przyszłym Sejmie. jeżeli już dziś nie zaczną pracować nad spójną, wspólną strategią, Konfederacja potencjalnego sukcesu może nie przeżyć. Nie jest wykluczone, iż drogi narodowców i konserwatywnych liberałów się rozejdą. Bosak, jak Roman Giertych w 2006 r., może obawiać się naporu partyjnych „dołów”, które będą pchać go do koalicji, realizacji programu tu i teraz, no i oczywiście dzielenia fruktów związanych z władzą. To nie musi być także celem mentzenistów, którym może wystarczyć głoszenie swoich jedynie słusznych poglądów z mównicy sejmowej.
Podział Konfederacji byłby na rękę i dla PiS, i dla KO, choć bardziej przed wyborami, niż po nich. Przy czym nie wydaje się, by główne partie mogły mieć na to wpływ. Niektórzy politycy koalicji rządzącej już obłaskawiają Sławomira Mentzena. Zupełnie inną taktykę przyjął Jarosław Kaczyński, który choćby nie ukrywa swojego braku szacunku do lidera Nowej Nadziei. Najbardziej radykalni przedstawiciele PiS samą myśl o potencjalnej koalicji z nim określają mianem zdrady Polski.
W ten sposób wykazują brak zrozumienia tych, którzy na Mentzena głosowali. Dla wyborców Konfederacji obie największe formacje polityczne to przedstawiciele starego świata, z którymi nie chcą mieć wiele wspólnego, choćby jeżeli jedną z nich (zazwyczaj PiS) uznają za mniejsze zło. Bardziej sensowną postawę w tym kontekście prezentował Mateusz Morawiecki, legitymując potrzeby elektoratu tej partii poprzez przyjęcie zaproszenia na „Piwo z Mentzenem” i przedstawiając podczas tego wydarzenia swoje poglądy, bez czynienia umizgów w kierunku gospodarza.
To też mogło spodobać się widzom, którzy – jak wynika z badania Sadury i Sierakowskiego – szukają u polityków wiarygodności (zostawiam na boku kwestię, czy ją rzeczywiście znajdują). Jednak choćby jeżeli Morawiecki dostał pozwolenie od Kaczyńskiego na wzięcie udziału w tym przedsięwzięciu, to sam decyzji o dalszych ruchach PiS nie podejmie.
A czy sama Konfederacja rozumie swoich zwolenników? Skoro ją popierają, to na razie raczej tak. Jednak stoją przed nią pewne zagrożenia. Elektoraty radykalne surowo oceniają popieranych polityków. Wyborcy protestu lubią zmieniać obiekty swojego głosowania.
Dodatkowo liczne badania pokazują, iż zwłaszcza w tzw. kwestiach światopoglądowych typowy zwolennik Konfederacji jest mniej konserwatywny od jej polityków. Gdyby ta partia uzyskała wpływ na rzeczywistość, musiałaby pogodzić jedno z drugim – oczywiście gdyby chciała utrzymać swoje poparcie. A nie dla wszystkich musi to być priorytet.
Przeczytaj również: Jesteśmy na wojnie, którą przegrywamy. Drony to tylko kolejny etap rosyjskiej agresji