Karina Bosak: Staję po stronie życia i chcę otwierać drzwi innym

stacja7.pl 2 dni temu

Weronika Kostrzewa: Jesteś Kariną Bosak czy “żoną Bosaka”? Wkurza Cię to określenie?

Karina Bosak: Nie, no oczywiście, iż nie! Ja jestem i Karina Bosak i “żona Bosaka”. Jestem dumna z tego, iż jestem żoną Bosaka. Lubię to tak naprawdę i sama trochę się śmieję, jak ktoś próbuje w ten sposób mi umniejszyć. Nic z tych rzeczy! Ja się z tego bardzo cieszę, nie jestem taka przewrażliwiona na swoim punkcie, żeby to było jakąś ujmą.

CZYTAJ>>> Marcin Zieliński dla Stacji7: Pan Bóg mówi na różne sposoby, zwykle bardzo prosto

Może to też wynikać z tego, iż twój dorobek zawodowy jest duży i to nie jest tak, jak niektórzy chcieliby, żeby było, żeKarina jest żoną Bosaka i tyle. Twoje ostatnie wystąpienie w Sejmie na temat ochrony życia tchnęło nadzieję w tych, którzy chcieli takie słowa usłyszeć. Ale wylała się też ogromna fala hejtu… Boisz się przed takim wyjściem – ręce ci się trzęsą, czujesz, iż to za chwilę, a już bym chciała, żeby było po? Masz coś takiego?

Przyznam się, iż wtedy, szczególnie przy tamtym przemówieniu, nie miałam czegoś takiego – to też nie było moje pierwsze wystąpienie publiczne. Kiedyś mi to towarzyszyło i też obawiałam się, iż być może będzie mi towarzyszyło tym razem – bo jednak to było pierwsze wystąpienie sejmowe – ale ja starałam się skupić po prostu na zadaniu, na tym, iż muszę powiedzieć te słowa, iż one są ważne.

Długo nad nimi też myślałam. Konsultowałam, rozmawiałam, jeżeli chodzi o to przemówienie, bo szukałam takich myśli, które właśnie są ważne, które odkrywają coś, co zostało dawno zakryte, albo jest pomijane, bo w debacie aborcyjnej, czy w debacie dotyczącej ochrony życia już wiele rzeczy zostało powiedziane, więc co tu można jeszcze powiedzieć? Można byłoby się zastanawiać, a jednak czas jest ważny, bo to są bardzo szkodliwe ustawy i życia po prostu trzeba bronić. Nie można milczeć, nie można załamywać rąk. Byłam bardziej skupiona na tym, iż to są słowa, które trzeba powiedzieć. Skupiona na zadaniu, które trzeba wykonać, niż na sobie.

Jeszcze słowo o tym przemówieniu. Jak je konsultowałaś z mężem, to mówiłaś: Krzysiek, ja tu się popłaczę, ja tu się wzruszę. Miałaś taką obawę, czy chciałaś, żeby to było prawdziwe? Mam wrażenie, iż to prawdziwość tego przemówienia porwała innych!

Muszę przyznać, iż ćwiczyłam, żeby się nie rozpłakać, bo ja wielokrotnie się rozpłakałam, jak sobie ćwiczyłam! I udawało mi się to powiedzieć tak spokojnie, bez płakania. No ale już jak było na żywo, to wszyscy wiedzą.

ZOBACZ>>> Diana Paulińska: seksualność jest zdrowa, potrzebna i dana od Pana Boga

Karino, my się wszyscy wyruszyliśmy przy tym przemówieniu! Skąd bierzesz siłę na to, żeby żeby stać się też twarzą pro-life? Jednak ta fala hejtu jest duża, później wiadomo, iż z takiej Kariny będą szydzić, bo jak obalić to, co powiedziała? Argumentami się nie da, no więc uderzamy w człowieka. Skąd w tobie odwaga, siła na to, żeby unieść to, co się wydarzy?

Po pierwsze – nie śledzę później tak bardzo wszystkich komentarzy, żeby się tym później niepotrzebnie nie przytłoczyć. To jest też trochę kwestia przyzwyczajenia. Być może, o ile ja dopiero teraz bym się z tym spotkała to byłoby to dla mnie nowe, trudne. Ale ja już to trochę znam, to jest ciągle ten sam schemat i tak adekwatnie już jestem trochę na niego zobojętniała. Też jest tak, iż ja nie jestem w tym sama, nie czuję się w tym taka opuszczona. Już nie mówię tylko oczywiście o moim mężu, tylko czuję bardzo duże wsparcie wszystkich wokoło – też osób, które się ze mną zgadzają. Nie mam ambicji, żeby stać się twarzą pro-life, jestem teraz posłanką, jestem w Sejmie i to jest zadanie, to jest moja praca, jest teraz taki temat w Sejmie, tym się zajmujemy. I i ja po prostu muszę stanąć po stronie życia. Jedyne co chcę, to otworzyć drzwi innym.

To mnie też bardzo cieszy, bo dostałam mnóstwo wiadomości po tym wystąpieniu, iż to, co miało być nazwane – zostało nazwane, iż wiele osób się ze mną zgadza. Być może wiele osób, które tak na co dzień wcale nie żyją przekazem i taką potrzebą obrony życia, to w sercu są za tym życiem i być może powoli też czują, iż że będzie trzeba ten głos gdzieś zabrać i to ich trochę ośmieli.

Dlatego bardziej się czuję osobą, która być może właśnie otworzy drzwi, albo będę jakąś dźwignią, która coś dopomoże. Myśląc o tym przemówieniu miałam też taki cel – żeby dodać ludziom odwagi, żeby wiedzieli, rozumieli, jaka jest prawda, bo prawdę się po prostu czuje, podskórnie też wiadomo, gdzie ona leży i tego nie da się zagłuszyć. Można to zakłamać, zakopać, zakrzyczeć, ale prawda się przebije. To coraz trudniejsze i zależało mi, żeby te słowa właśnie tak poruszyły serca. Poruszyły serca, porobiły szczeliny w tych sercach u niektórych. No i mam nadzieję, iż to się udało.

CZYTAJ>>> Ania Stachowiak: Wiele osób pisze, iż dzięki historii mojej i Adama, odnaleźli drogę do Boga

Zdecydowanie się udało! Jak ty, jako obserwator życia publicznego, tego też dotyczącego sporu o ochronę życia uważasz gdzie teraz jest rola dla pro-liferów?

To takie bardzo złożone pytanie i odpowiedź chyba będzie też złożona – bo na wszystkich frontach ta aktywność jest potrzebna, te wszystkie fronty są i zagrożone i niedopilnowane. Wydaje mi się – i to, bym chciała też jako przewodnicząca Zespołu ds. Opieki Okołoporodowej jednak poruszyć niedługo: kwestie hospicjów perinatalnych, kwestie lepszego uregulowania dziecka nienarodzonego jako pacjenta, sytuacji kobiet i w ciąży i po porodzie i tych, które spotkają się z tą trudną diagnozą, o ile ich dziecko może być chore, iż ich dziecko umrze. Tego wszystkiego brakuje. Wiele regulacji prawnych, które dotyczą rodzin, osób, które są niepełnosprawne – są dysfunkcjonalne albo funkcjonują źle w kontrze do tego, co powinno się dziać. To społeczeństwo, to instytucje państwa, powinny wspierać takie rodziny, które mają tą trudniejszą sytuację. Tak w tej chwili chyba niestety nie jest.

To sytuacja, która jest pozostawia bardzo wiele do życzenia i nie można też jej zostawić w tyle i nie można się skupić na tych barykadach. Na pewno dawać świadectwo w marszach jest warto, jednak moim zdaniem też, każdy ma taki swój własny front. Tak ja mam ten front sejmowy teraz – to jest takie moje zadanie, które zostało mi powierzone w październiku przez wszystkich moich wyborców. I staram się i będę się starała to spełniać i wypełniać jak najlepiej. Ale każdy z nas na co dzień ma takie zadanie – moim zdaniem najwięcej dobrego, zmieniającego w sercach robią indywidualne rozmowy, nie agresywne, nie takie z wyrzutami, z obrażaniem, ale rozmowy z pytaniami i z odpowiedziami, szukaniem tej prawdy w takim spokoju z drugą osobą. Bo wtedy się okazuje, iż bardzo wiele osób jednak by się z zgadzało z tym, iż każde życie należy chronić i każde życie należy cenić, iż jest wielką wartością, iż z każdego życia należy się cieszyć. Bo to jest wielka euforia – życie.

Posłuchaj całej rozmowy:

Źródło

atom
Idź do oryginalnego materiału