Zdjęcia „ożywiające” zmarłych pomagają przeżyć stratę? Nie, odwrotnie: mogą jedynie zaburzać naturalny proces gojenia się ran.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw ktoś poprosił, by z rodzinnej fotki na tle rzymskiej Fontanny di Trevi wyciąć innych przechodniów. Komuś innemu zależało na zmianie koloru włosów, a jeszcze innemu na podmianie tła, na którym pozuje jego dziecko – „tak, żeby wyglądało jak sesja noworodkowa”.
Ci odważniejsi wrzucają czasem swoje selfie z prośbą o „śmieszną przeróbkę”. Nazywam to odwagą (może raczej to forma ekshibicjonizmu?), bo poza niewinnymi modyfikacjami, jak zmiana mimiki czy dodanie zabawnych gadżetów, część internautów stanowczo zbyt luźno puszcza wodze swojej kreatywności, przerabiając zdjęcie delikwenta w mało smaczny lub wręcz obraźliwy sposób.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Tak z grubsza wygląda aktywność na forach i grupach sympatyków edycji zdjęć dzięki sztucznej inteligencji. Algorytmy nie zawodzą – wystarczy „polajkować” jedną z takich fotek, by nasz feed zaczęły wypełniać kolejne przeróbki. I pewnie nie byłoby w tym niczego niepokojącego, gdyby nie fakt, iż zdesperowani internauci domagają się coraz bardziej intymnych ingerencji w zamieszczane zdjęcia – od wizualizacji, w których są uzdrawiani z nieuleczalnych chorób, aż po przywracanie życia bliskim zmarłym.
Co jeszcze bardziej alarmujące: zaczęły pojawiać się firmy specjalizujące się w „ożywianiu” wspomnień.
Sprzedawcy marzeń
„Wyobraź sobie, iż znów widzisz ich uśmiech… Wystarczy nam zaledwie zdjęcie” – zachęca jedna z firm parających się tworzeniem filmików „wskrzeszających” zmarłych, firma oferująca „animację uśmiechów, mrugnięć i subtelnych ruchów” – a to wszystko „w kilka sekund”.
Dalej gra na jeszcze czulszej strunie, przekonując, iż konsument (jakkolwiek żałośnie to określenie w tym kontekście nie brzmi) może „przeżyć na nowo ciepło, śmiech i prawdziwe emocje, które wydawały się już utracone”. Firma, o której piszę, chwali się, iż z jej usług miało skorzystać już ponad 120 tys. osób, a na stronie internetowej dumnie widnieją emblematy (mające sugerować rzekome patronaty medialne) tak rozpoznawalnych tytułów jak „The New York Times”, BBC czy „Business Insider”.
W ramach dostępnych opcji można sprawić, by postaci na zdjęciu przytulały się, całowały lub po prostu przyjacielsko machały dłonią. „Ożywiłam wojenne zdjęcie mojego dziadka. Widząc, jak znowu salutuje, dostałam gęsiej skórki” – pisze w recenzji usługi jedna z kobiet. „Animowałam zdjęcie mojej nieżyjącej już babci. Miałam wrażenie, jakby uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz” – stwierdza inna zadowolona klientka.
Kiedy na potrzeby tego tekstu próbuję przetestować tę niecodzienną usługę (przesyłając losowe zdjęcie pobrane z internetu), firma najpierw wymaga ode mnie podania adresu e-mail, a później wyskakuje okienko ze „specjalną ofertą”, w ramach której, po szczodrym rabacie minus sześćdziesiąt pięć procent (ale uwaga, uwaga – ważnym tylko przez 30 minut!), za przerobienie fotografii zapłacę niecałe trzy złote – a to wszystko oczywiście w planie miesięcznym (do wyboru były jeszcze opcje dwumiesięczne i tygodniowe), jednorazowego skorzystania z opcji producent nie przewidział.
Przerobione zdjęcia i filmiki idą w poprzek naturalnej kolei rzeczy. Mamią użytkownika, sprzedając mu iluzję – choć pewnie bardzo przyjemną i wzruszającą, to przez cały czas niemającą nic wspólnego z rzeczywistością
Magdalena Fijołek
To tanio, czy jednak drogo? Z pozoru wydaje się niewiele, ale jak na umiejętność prostego przerabiania zdjęć, którą w parę minut można opanować samemu dzięki dostępnych w sieci modeli AI, jednak ciut drogo. jeżeli doliczymy do tego bezcenną wartość naszej prywatności (udostępnienie adresu mailowego, o zdjęciach z wizerunkiem własnym i/lub osób bliskich nie wspominając), wychodzi na to, iż gra nie jest warta świeczki.
A jednak tego typu usługi cieszą się ogromną popularnością. Dlaczego?
Wzruszenia w formie instant
„Odblokuj serdeczne wspomnienia, czułe momenty i magię przeszłości – za każdym razem, gdy zatęsknisz za bliskością” – brzmi jedna z zachęt na witrynie firmy sprzedającej marzenia. Czy naprawdę jest się o co czepiać? Co w końcu może być złego czy zagrażającego w tym, iż zobaczymy filmik, na którym przytula nas nieżyjący od lat ojciec? Albo iż przebiegną nas dreszcze na widok uśmiechającej się ukochanej babci?
Z pozoru to niewinna zabawa, ot, nieco sentymentalna podróż w czasie, by jeszcze raz przeżyć dawno utracone chwile. I chyba w tym osobiście widzę pewien kłopot – nie dość, iż takie przerobione zdjęcia i filmiki są zwyczajnymi fejkami (a więc „prawdziwość emocji” sugerowana przez twórców systemu jest tu mocno naciągana), to na dodatek idą w poprzek naturalnej kolei rzeczy; mamią użytkownika, sprzedając mu iluzję – choć pewnie bardzo przyjemną i wzruszającą, to przez cały czas niemającą nic wspólnego z rzeczywistością.
Czy tego typu usługi mogą pomóc w przeżywaniu żałoby? Śmiem twierdzić, iż jest dokładnie na odwrót – mogą wręcz wydłużać i nasilać poczucie straty, zaburzać naturalny proces gojenia się emocjonalnych ran.
Między realnym i zmyślonym
Jako psycholożka i psychoterapeutka z klinicznym backgroundem widzę jeszcze jedno poważne zagrożenie: co z osobami podatnymi na tzw. psychotyczną dekompensację (a w konsekwencji rozwinięcie objawów charakterystycznych dla schizofrenii, takich jak omamy i urojenia)? Trudno przewidzieć, w jaki sposób zareaguje umysł człowieka pogrążonego w głębokim kryzysie.
Wyobrażam sobie, iż dla matki, która straciła niemowlę, widok jej dziecka nagle „ożywionego” i uśmiechającego się z kołyski (bo i takie prośby pojawiają się na wspomnianych grupach) może być wyzwalaczem bardzo poważnych zaburzeń psychicznych.
- Zbigniew Nosowski
Szare, a piękne
Kto weźmie za to odpowiedzialność? Jak w każdym temacie dotyczącym sztucznej inteligencji, niezwykle trudno wskazać adresata potencjalnych roszczeń i pretensji…
„Czarne lustro” przestaje być fikcją
Pamiętam, jaką sensacją okazał się „Black mirror” („Czarne lustro”). Serial wyprodukowany dla Netfliksa konfrontował widzów z przerażającą wizją świata opanowanego przez najnowsze technologie na długo przed powszechnym boomem związanym z AI.
Z nieco innej, choć również niepokojącej perspektywy, opowiada o tym inny głośny miniserial „Cassandra”, w którym to smart-dom zaczyna żyć własnym życiem i dokonywać zemsty na jego mieszkańcach.
Jakkolwiek kasandrycznie (nomen omen) by to nie brzmiało, jesteśmy świadkami, jak coś, co do tej pory było jedynie artystyczną fikcją, zaczyna przenikać do naszej rzeczywistości. Oba wspomniane tytuły poruszają wątek transformacji żywego człowieka w maszynę, głównie po to, by uciec od śmiertelności i oszczędzić cierpienia tym, którzy zostają przy życiu.
Czy przerabianie zdjęć na filmiki, w których nasi zmarli wykonują podyktowane algorytmem komendy, nie jest wstępem do bardziej rozbudowanych form przywoływania duchów przeszłości? Dlaczego by nie pójść dalej i nie uciąć sobie pogawędki z ukochanym dziadkiem? Wystarczy odpowiedni prompt dla ChataGPT, a syntezator mowy dopełni dzieła.
Brzmi absurdalnie? Na ten moment może tak, ale założę się, iż wśród sympatyków przerabiania zdjęć nieboszczyków popyt na tego typu usługi mógłby być całkiem znaczący (zwłaszcza w okolicach listopada).
Bez cierpienia, bez śmierci?
Lubię wracać do książki Judith Viorst pod jakże wymownym tytułem „To, co musimy utracić”. Autorka rozprawia się w niej z mitami o długowieczności, bezwarunkowej miłości i fantazjami o ludzkiej omnipotencji.
„Nasza egzystencja ma swój kres, a to «ja», które z wysiłkiem i w cierpieniu stwarzaliśmy przez tyle lat, pewnego dnia umrze. Być może podtrzymuje nas myśl, nadzieja lub pewność, iż jakaś cząstka nas będzie trwać na wieki, jednak musimy pogodzić się z tym, iż to «ja», które oddycha, kocha, pracuje i zna samo siebie, zostanie unicestwione” – czytamy w rozdziale zatytułowanym „ABC umierania”.
Czy próby wykasowania cierpienia i śmierci, choćby w tym wirtualnym wymiarze, nie są objawem niezgody na to unicestwienie? Czy – idąc dalej – powszechna niezgoda na utratę (jakże różna od średniowiecznego memento mori) nie jest znakiem naszych czasów? A przecież bez straty nie ma życia.

3 godzin temu







![Superpełnia Księżyca zachwyca na całym świecie [GALERIA]](https://misyjne.pl/wp-content/uploads/2025/11/25b05500.jpg)







