Jerzy Grotowski. Geniusz czy narcyz? A może jedno i drugie?

7 miesięcy temu

Zmarł 25 lat temu. Ciężko chorował: serce, nerki, białaczka. Jeszcze kilka miesięcy przed śmiercią wygłosił ostatni z dziewięciu wykładów w College de France, gdzie specjalnie dla niego, jak kiedyś dla Mickiewicza, utworzono katedrę antropologii teatru.

Wyjechał z Polski w stanie wojennym. Otrzymał azyl polityczny w USA pomimo swych związków z komunistycznym reżimem za cenę twórczej wolności; dostał amerykańskie stypendium MacArthur Foundation, zwane grantem dla geniuszy, i został profesorem Columbia University. W 1990 roku przyjął obywatelstwo francuskie. Jego wykład inauguracyjny w College de France po raz pierwszy w historii tej szacownej instytucji odbył się nie w jej gmachu, ale w paryskim teatrze Bouffes du Nord Petera Brooka.

Grotowski prowadził dialog z kolektywną nieświadomością, wadził się z Bogiem, wędrował ku pierwotnemu doświadczeniu, a teatr był po drodze. Dobrze wpisywał się w epokę hipisów, „białych Cyganów”, jak ich nazywał. Mistyk w masce racjonalisty. Dla jednych genialny Grot osaczający największe tajemnice tkwiące w człowieku, twórca charyzmatyczny, kapłan świeckiej religii, niepokorny, przekorny, zbuntowany. Dla innych narcystyczny Żorżyk o wielkiej potrzebie uznania, adoracji, sławy, manipulator ludźmi, sztukmistrz, heretyk, profan odprawiający czarne msze, jak twierdził prymas Wyszyński. Posądzano go o szamanizm, o pozowanie na proroka, na apostoła ducha własnej autokreacji.

Idź do oryginalnego materiału