JAK ZMIENIONO NAM WIARĘ?

polskawolna.pl 5 miesięcy temu
Bezwzględność posoborowych architektów Novus Ordo sprawia, iż w kościołach budowanych przez pokolenia Polaków prędzej znajdzie się miejsce na rewie mody, koncerty estradowych wyjców lub błogosławienie sodomitów niż na tradycyjną, znaną od wieków, Mszę świętą. Katolikom pozostaje zejście do – niekoniecznie symbolicznych – katakumb.

Od Redaktora:

Kapłan odwrócony plecami do Najświętszego Sakramentu (lub jeszcze gorszą częścią ciała, gdy pochyla się całując stół posadowiony na masońską modłę), Komunia święta dawana „na stojaka i do łapy”, w dodatku przez tzw. szafarzy nie mających żadnych uprawnień do pełnienia takiej funkcji, kobiety pętające się po prezbiterium na razie w roli ministrantek ale z rosnącymi pretensjami do funkcji szafarzyc, a choćby kapłanek… Te ropiejące wykwity zmian dokonanych w liturgii Kościoła rzymskokatolickiego po II Soborze Watykańskim (1962 – 1965) znane są każdemu wiernemu, który szuka drogi do zbawienia w nielicznych oratoriach i kaplicach prowadzonych przez kapłanów Świętej Tradycji.

Tymczasem jest to ledwie namiastka kreciej, konsekwentnie wdrażanej pracy śmiertelnych wrogów Kościoła w jego przedsoborowej, liczącej niemal dwa tysiąclecia formie. Skala już dokonanych zmian w połączeniu z perspektywą tego, co nas jeszcze czeka i bezwzględnością budowniczych tworu przypominającego synagogę Szatana każe przynajmniej uzbroić się w wiedzę na temat ich metod działania.

Jestem przekonany, iż zamieszczone poniżej obszerne fragmenty wykładu Michała Rzepki, zatytułowanego „Najsmutniejsza z rocznic albo Złote Gody Novus Ordo czyli Krótka analiza informacyjna rytu Pawła VI”, przedstawionego podczas konferencji „Kościół katolicki w czasach zamętu. Elementy diagnozy i remedia” da każdemu katolikowi wyjątkowo mocny oręż w uświadamianiu każdemu, kto przez cały czas tkwi w posoborowiu, jak daleko zbłądził lub dał się wyprowadzić na manowce przez obecnych „pasterzy”.

Warto podkreślić inżynierskie wykształcenie autora poniższej pracy połączone ze studiami teologicznymi. Skutkuje to bowiem nie tylko publicystyczną odwagą, dbałością w operowaniu konkretami i precyzyjnym powoływaniem się na wiarygodne źródła ale także jasnością wywodu i bezdyskusyjnością stawianych tez. Jestem przekonany, iż dzięki temu każdy czytelnik nie będzie miał żadnych wątpliwości co do ogromu spustoszenia, jaki dokonał się w Kościele od 1965 roku.

Henryk Jezierski

ISTOTA LITURGII

Jedno z najstarszych praw liturgicznych Kościoła, ustanowione ok. 450 r., wyrażone jest maksymą: lex orandi, lex credendi, będącą pewnym uproszczeniem przypisywanego papieżowi Celestynowi I stwierdzenia: Legem credendi lex statuat supplicandi (łac. „O prawie wiary niech stanowi prawo modlitwy błagalnej.”), faktycznie pochodzącego od papieskiego sekretarza św. Prospera z Akwitanii.

Ta starożytna sentencja wyjaśnia, iż prawidło modlitwy decyduje o prawidle wiary, co krótko można ująć w słowa: „tak wierzysz, jak się modlisz”, wyrażające myśl, iż to, co przekazuje liturgia w swym całokształcie obejmującym treści modlitw, towarzyszące im gesty i znaki, wpływa bezpośrednio na naszą wiarę i ją kształtuje. Starożytna zasada opisująca ten związek została przypomniana przez papieża Piusa XI w konstytucji Divini Cultus (1928).

A liturgia jest sprawą naprawdę świętą; przez nią bowiem podnosimy się do Boga i łączymy z Nim, poświadczamy Mu wiarę swoją i najściślejsze wobec Niego przejmujemy zobowiązania za odebrane dobrodziejstwa i zasiłki, potrzebne nam nieustannie. Stąd zachodzi pewien związek wewnętrzny pomiędzy dogmatem a liturgią świętą oraz pomiędzy czcią chrześcijańską a uświęceniem ludu. Z tego powodu Celestyn I mniemał, iż w czcigodnych rubrykach liturgicznych wyrażano prawidło wiary; mówi bowiem: „Przepis, jak się modlić, ustanawia przepis, jak wierzyć. (…) (1 Epist. ad episc. Qal Patr. Lat., L. 535)” (podkreśl. aut.)

Wspomniany przez papieża związek wewnętrzny pomiędzy dogmatem, a liturgią świętą uświadamia nam zatem, iż ewentualna zmiana w sposobie modlitwy (lex orandi – „przepis, jak się modlić”) pociągać będzie za sobą zmianę w wierze (lex credendi – „przepis, jak wierzyć”), która przecież kształtowana jest na bazie przekazu, jaki wiernym niesie liturgia.

Ma to szczególnie duże znaczenie, gdyż wielu katolików dysponuje słabym zapleczem teologicznym i posiada niewielką wiedzę na temat doktryny – siłą rzeczy bazuje więc na liturgii, a cotygodniowa niedzielna Msza jest nierzadko jedynym źródłem rozumienia prawd wiary.

Stąd też łatwo zauważyć, iż szczególnie niebezpiecznym będzie manipulowanie przy obrzędach Mszy Świętej, łatwo mogące doprowadzić do katastrofy na polu doktrynalnym, jeżeli wprowadzane w liturgii zmiany nie będą korespondować z doktryną katolicką, którą liturgia ma wyrażać. Forma kultu musi bowiem odpowiadać zasadom wiary.

Warto o tym znanym od wczesnego chrześcijaństwa prawidle przypominać, gdyż, jak się wydaje, spora część duchowieństwa funkcjonuje w kompletnym niemal oderwaniu od tej reguły, co z grubsza przyrównać można do sytuacji kierowcy, który zaskoczony jest, iż kręcenie kierownicą powoduje zmianę toru pojazdu.

Tak duża obojętność, duszpasterska dezorientacja i doktrynalna dezinformacja panują niestety w wyniku „reformy” liturgii, a zwłaszcza zmiany rytu Mszy Świętej, przeprowadzonej w 1969 roku za podszeptem II Soboru Watykańskiego. Pseudo-odnowa, zgodnie z zależnością wyrażoną prawidłem lex orandi – lex credendi, deformując ryt Mszy Świętej nie pozostała bez wpływu na wiernych, a zwłaszcza kapłanów, zaszczepiając im rozmyty, a czasem wręcz zafałszowany obraz liturgii jako takiej, a liturgii Ofiary Mszy Świętej szczególnie.

Zaznaczyć należy, iż temat liturgii w ogólności, a w szczególności Mszy Świętej wraz z ortodoksją w tym względzie to temat ważny. Ba, najważniejszy! – gdyż bezpośrednio kształtuje to, co mamy najcenniejszego, czyli naszą wiarę – tę wiarę, która jest potrzebna do zbawienia.

Tym samym, zdawszy sobie sprawę, iż najistotniejszym wydarzeniem w historii ludzkości (w ogóle) była zbawienna dla nas śmierć Pana naszego na krzyżu, jej faktyczne uobecnienie we Mszy Świętej stanie się dla nas sprawą najwyższej wagi. Kwestią najistotniejszą, wymagającą największej uwagi, szacunku i poświęcenia, nie ma bowiem wydarzeń ważniejszych i nie ma zajęć Bogu milszych. Towarzyszący Ofierze Eucharystycznej ryt także uważać należy za coś niezwykle cennego. Coś, co nie jest sprawą błahą, arbitralną, kompromisową, ale coś, co wymaga szacunku i ochrony. (Jeden z moich przyjaciół osobom, często samym kapłanom, twierdzącym, że: „Nie jest ważne, jaki ryt”, odpowiadał: „Co jest ważne, jeżeli to nie jest ważne?”)

Iluż kapłanów angażuje się dziś we wszystko dookoła, tylko nie w kwestie liturgii! Iluż dało się uwieść płytkiemu aktywizmowi, organizacji, logistyce, potrzebom kreowania wspólnot i spełnianiu oczekiwań wiernych („bo najważniejsze jest, żeby przyciągnąć ludzi”)! Tymczasem to, co najważniejsze, leży gdzieś na uboczu, bo „nie ma czasu”. To na co jest czas, skoro na Mszę Świętą i dogłębne poznanie jej rytu czasu nie ma? Niejeden dziś krząta się wszędzie dookoła jak ewangeliczna Marta, zapominając, iż to Maria obrała najlepszą cząstkę (Łk 10,42).

W kwietniu 2019 roku przypadała 50. rocznica ogłoszenia „nowego porządku” Mszy Świętej, tzw. Novus Ordo Missae, teksty którego rytu zawiera Mszał Pawła VI. Dla katolików poinformowanych, dla tych, którzy usiłują być wierni Tradycji i Magisterium Kościoła, jest to data bardzo smutna. Mija pół wieku od (praktycznego) zniszczenia katolickiego kultu, odrzucenia tradycyjnej liturgii, która w niezmienionej formie trwała niemal czterysta lat, a przez wcześniejsze wieki organicznie wzrastała dzięki wielkim świętym.

Za nami, po wspomnianej rewolucji, mamy pół wieku kształtowania „nowej świadomości” liturgicznej, w której niejedno rozumie się w sposób diametralnie różny, a i częstokroć sprzeczny z tym, czego nauczano w Kościele przez niemalże dwa millenia. Owo „nowe rozumienie” w każdej niemal sprawie – z „nową teologią” na czele – wdarło się do Kościoła w wyniku zwycięstwa sił liberalnych na II Soborze Watykańskim. Upływające pół wieku oznacza, iż zdecydowana większość dzisiejszych duchownych (także biskupów) została ukształtowana wedle nowych pryncypiów, a w izolacji – w skrajnych przypadkach choćby w atmosferze pogardy – względem Tradycji. Co gorsza, przytłaczająca większość kapłanów zadowala się tym, co poznała w zreformowanym seminarium, uważając to za Tradycję i sądząc, iż wyprodukowany 50 lat temu ryt jest wyrazem Tradycji Kościoła. Nic bardziej mylnego!

W związku z okrągłą rocznicą ogłoszenia Novus Ordo Missae, swoistymi złotymi godami owego horroru, który zafundował nam Paweł VI, warto zapoznać się z faktami dotyczącymi nowej liturgii – tak, aby kapłani mogli sobie lepiej uświadomić, o co toczy się gra. Aby wiedzieli, co sprawują, skąd się to wzięło i dokąd to ich samych wraz z powierzonym im ludem prowadzi.

FAKTY

1. Novus Ordo to liturgia sfabrykowana, banalny produkt chwili

Szok i niedowierzanie? Jak ktoś może tak mówić?! – prawdopodobnie zarzuci niejedna osoba. Problem w tym, iż to tylko przytoczone słowa. Jesteście Państwo ciekawi, kto tę myśl wyraził? Nie kto inny tylko Józef kardynał Ratzinger, prefekt Kongregacji Nauki Wiary. I nie tylko to powiedział – on to n a p i s a ł. We wprowadzeniu do francuskiej edycji książki msgr Klausa Gambera La Réforme liturgique en question:

To, co zaszło po Soborze, jest czymś zupełnie innym – w miejsce liturgii będącej owocem ciągłego rozwoju, wstawiono liturgię sfabrykowaną. Odeszło się od żywego procesu przemiany oraz wzrostu i zastąpiono go wytwarzaniem. Nie chciano kontynuować owej wielowiekowej, żywej przemiany i organicznego dojrzewania, natomiast, zupełnie jak przy produkcji przemysłowej, zastąpiono je fabrykatem, banalnym wytworem chwili (podkreśl. aut.).

2. Mszał Novus Ordo ma dopiero 50 lat.

Do zasad Tradycji należy ciągłość, tymczasem Novus Ordo powstało w latach 60. ubiegłego wieku i mija dopiero 50 lat od ogłoszenia tego mszału 3 kwietnia 1969 r.

Warto, by każdy sobie ten fakt uświadomił. Nie jest to żadna tradycja (nawet taka przez małe ‚t’) Kościoła – ten nowy ryt stworzono po prostu pół wieku temu i nie ma on nic wspólnego z katolicką Tradycją. Co więcej, sprzeciwia się on Tradycji i jest gwałtem przeciwko wierze katolickiej; co zostanie wykazane dalej.

3. Novus Ordo sprzeciwia się woli Soboru Trydenckiego.

Sam pomysł utworzenia nowego rytu, a także zmiany rytu istniejącego, sprzeciwia się nauce – i to nauce uroczystej – Soboru Trydenckiego. Zgodnie z nią nie można zmieniać rytów stosowanych przy udzielaniu sakramentów; niestety, po rewolucji Vaticanum II zmieniono wszystkie siedem. Sobór nakłada anatemę, co wskazuje, iż nie mamy tu do czynienia li tylko z dyscypliną, ale kwestią wiary – ponieważ generalnie nie nakłada się anatemy w sprawach dyscyplinarnych:

Gdyby ktoś mówił, iż przyjęte i uznane obrzędy Kościoła katolickiego, zwyczajowo stosowane przy uroczystym udzielaniu sakramentów, mogą być lekceważone lub dowolnie i bez grzechu pomijane, lub zmieniane na inne nowe przez jakiegokolwiek pasterza kościołów – niech będzie wyklęty (sesja 7, kanon 13) (podkreśl. aut.).

Warto zwrócić uwagę, iż łaciński tekst podkreśla, iż chodzi o kogokolwiek spośród pasterzy kościołów (quemcumque ecclesiarum pastorem), wskazując, iż dotyczy to choćby samego papieża.

4. Novus Ordo sprzeciwia się Quo Primum – konstytucji apostolskiej św. Piusa V.

Święty papież Pius V podjął wyznaczone przez Sobór Trydencki zadanie zabezpieczenia rytu przed modyfikacjami; ponieważ szalała wtedy rewolucja protestancka, a część duchowieństwa realizowała postulaty protestanckie, tym bardziej konieczne było zabezpieczenie rytu przed dezintegracją. W 1570 r. papież wydaje konstytucję apostolską, dokument najwyższej rangi, ustanawiający porządek Mszy Świętej po wszystkie czasy i zakazujący w niej zmian. Papież uroczyście postanawia, że: będzie odtąd bezprawiem na zawsze w całym świecie chrześcijańskim śpiewanie albo recytowanie Mszy św. według formuły innej, niż ta przez Nas wydana (…) i przez tę obecną Konstytucję, która będzie mieć moc prawną po wsze czasy, nakazujemy i polecamy, pod groźbą kary Naszego gniewu, aby nic nie było dodane do Naszego nowo wydanego Mszału, nic tam pominięte, ani cokolwiek zmienione. (…) Podobnie nakazujemy i oznajmiamy, iż nikt nie może być nakłaniany bądź zmuszany do zmieniania tego Mszału; a niniejsza Konstytucja nigdy nie może być unieważniona lub zmieniona, ale na zawsze pozostanie ważna, i będzie mieć moc prawną(…) (podkreśl. aut.).

Św. Pius V bynajmniej nie żartował: Podobnie, nikomu nie wolno naruszyć lub nierozważnie zmienić tego tekstu Naszego zezwolenia, ustanowienia, nakazania, polecenia, skierowania, przyznania, indultu, deklaracji, woli, dekretu i zakazu. Ktokolwiek by ośmielił się tak uczynić, niech wie, iż naraża się na gniew Boga Wszechmogącego oraz błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła. Papież zagroził gniewem samego Boga! Nie czyniłby tego, ani nie obłożył takimi sankcjami, gdyby się nie obawiał, iż próby zniesienia zostaną w przyszłości podjęte, być może choćby przez jego następców.

5. Novus Ordo sprzeciwia się woli wszystkich papieży, z Janem XXIII włącznie.

Na szczęście następcy świętego Piusa V wzięli sobie to do serca i traktowali Quo Primum jako bezwzględnie wiążące. Najlepszym dowodem jest fakt, iż przez czterysta lat każdy z kolejnych papieży, az do Jana XXIII w czasach współczesnych (edycja z 1962 roku), wydając zawsze c do istoty ten sam Mszał, na pierwszym miejscu umieszczał wspomnianą bullę św. Piusa V Quo Primum, ustalającą po wsze czasy kanony rytu, dodając swoje dekrety (np. pewne drobne zmiany w rubrykach) za nią. Dopiero Paweł VI przeprowadził rewolucję – wydany przez niego mszał Novus Ordo zawiera zupełnie inny ryt i nie jest poprzedzony Quo Primum ani żadnymi wcześniejszymi dokumentami, przez co zaznacza się zerwanie.

6. Mszał Novus Ordo nie został nigdy promulgowany.

Choć gdzieniegdzie mówi się o promulgacji, mowa powinna być raczej o publikacji. Papież Paweł VI nigdy nie promulgował tego Mszału w takim sensie, iż nigdy nie złożył podpisu pod jakimkolwiek dokumentem zobowiązującym do używania tejże księgi. Wiele osób traktuje konstytucję apostolską Missale Romanum jako promulgację, ale w istocie w dokumencie tym Paweł VI dekretuje jedynie dwie rzeczy i to dotyczące tylko wspomnianego nowego mszału:
1. Trzy nowe „kanony”: „zdecydowaliśmy o włączeniu [do Modlitwy eucharystycznej] trzech nowych Kanonów” [tres novi Canones adderentur statuimus]; bynajmniej nie jest powiedziane, iż nakazuje się ich używać.
2. Zmiana słów konsekracji: „Chcemy zatem, by te słowa w każdej Modlitwie eucharystycznej brzmiały w następujący sposób (…)” [Itaque in quavis Precatione Eucharistica illa sic proferri vοlumus].

Zarówno Missale Romanum, jak i dekret same w sobie nie zakazują rytu starego ani nie nakazują odprawiania w nowym. Przymus ten – w sensie presji wywieranej przez biskupów podczas rewolucji liturgicznej – przyszedł za sprawą kongregacji kultu Bożego, która wydała taki nakaz, podpisany przez niejakiego abp. Bugniniego (o którym później), a to wszystko wyraźnie sprzeciwiając się Soborowi Trydenckiemu, konstytucji apostolskiej Quo Primum św. Piusa V i woli wszystkich papieży aż do Jana XXIII włącznie.

Warto sobie jednak uzmysłowić, iż kongregacja – jakakolwiek! – nie ma takiej władzy, by odwoływać czy negować postanowienia najwyższej instancji, tj. samego papieża. Kongregacja nie mogła unieważnić decyzji św. Piusa V, co jest pod względem prawnym oczywiste, gdyż niższy nad wyższym nie sprawuje władzy. Domniemana zgoda czy wyrażone gdzieś ustnie życzenie Pawła VI nie ma tu znaczenia – jeżeli konstytucja, którą uroczyście promulgował św. Pius V, miała być odwołana, a nowy ryt nakazany, Paweł VI powinien również osobiście o tym zdecydować, angażując cały swój autorytet.

Z tej perspektywy (sprzeczności z Quo Primum) trudno zatem uznać mszał Novus Ordo za legalny, a tym bardziej za wiążący. Uznanie takie pociągnęłoby bowiem konieczność przyjęcia decyzji kongregacji za nadrzędne wobec uroczystych orzeczeń papieskich.

Nie przeszkodziło to jednak – i przez cały czas nie przeszkadza – w zakazywaniu, ograniczaniu, niezapewnianiu, słowem ścisłej reglamentacji Starej Mszy.
Przez dziesiątki lat w ogóle powszechnie uważano, iż dawna Msza została zakazana. Twierdziło tak wielu księży, wykładowców w seminariach, biskupów (zresztą do dziś wielu tak twierdzi), a iż jest to nieprawdą, poświadcza choćby papież Benedykt XVI: Jeśli zaś chodzi o używanie Mszału z roku 1962 jako Forma extraordinaria liturgii Mszy, chciałbym zwrócić uwagę na to, iż ten Mszał nie został nigdy prawnie zniesiony i w konsekwencji, co do zasady, był zawsze dozwolony(motu proprio Summorum Pontificum, 2007) (podkreśl. aut.).
(Nie będziemy wnikać w pewne problematyczne kwestie Summorum Pontificum, podkreślmy tylko, iż i tak dokumentem o najwyższej randze pozostaje konstytucja Quo Primum św. Piusa V.)

Nawet uznając, iż Paweł VI miał prawo (nie moralne, bo oczywiście takiego nikt nie ma, ale czysto legalne w sensie prawa pozytywnego) zmienić mszał na inny, powinien był zastosować formę prawną do tego odpowiednią. Aby odwołać uroczystą konstytucję apostolską poprzednika – a św. Pius V wyraźnie i z mocą postanowił, by była ona na wieczne czasy! – musiałby mieć naprawdę poważny powód i winien był do zatwierdzenia tak rażącej zmiany zaangażować cały autorytet.

Podsumowując, choć powszechnie mówi się o promulgowaniu, w istocie dokument „promulgacji” (proszę sprawdzić w swoim mszale – Prot. N. 166/70) to dekret kongregacji rytów, bez podpisu papieża (!), który zezwala [permittitur] – bynajmniej nie nakazuje! – na użycie Novusa, jeżeli tylko mszał będzie dostępny. Choć same kwestie okołoprawne nie są najistotniejsze, podkreślić należy, iż decyzje takiej wagi nie powinny budzić żadnych wątpliwości.

7. Mszału Novus Ordo nie powinno się nazywać mszałem rzymskim.

Istnieją bardzo solidne podstawy, by mieć wątpliwości, czy mszał Novus Ordo wbrew tytułowi w ogóle można nazwać Mszałem Rzymskim. Mszał posoborowy ma z liturgią rzymską kilka wspólnego, bardzo bliski jest za to liturgiom protestanckim, zwłaszcza anglikańskiej. I bynajmniej nie chodzi tu o kwestię, czy przedstawiany jako rzymski ryt Novus Ordo, w zasadzie sprawowany we wszystkich możliwych językach poza adekwatnym dla Rzymu językiem łacińskim, wypada w ogóle nazywać rytem łacińskim (rzymskim). To, powiedzmy, jest kwestia drugorzędna w porównaniu z innymi problemami.

Co do wątpliwości bardzo poważnej natury te dwie są zasadnicze:
• Po pierwsze – rozpatrując samą sytuację utworzenia nowego, innego „rytu rzymskiego”.
Kłóci się to z postanowieniem Soboru Trydenckiego, kłóci się z decyzjami wszystkich poprzedników Pawła VI, kłóci się z samym choćby tylko po ludzku rozumianym pojęciem „tradycji”. Nie chodzi tu teraz ani o Tradycję apostolską, ani choćby tradycje kościelne – to, iż z tymi jest sprzeczne, to chyba oczywiste; chodzi o prawo zwyczajowe. Poza tym, jak można wprowadzać nowy twór, skoro Kościół na Soborze Trydenckim (Sesja VII, kanon 13) postanowił, iż nie jest to możliwe, a kto by twierdził inaczej, jest z Kościoła wyłączony (anathema sit – niech będzie wyklęty)? Skoro kanony rytu rzymskiego zostały po wsze czasy ustalone w bulli Quo Primum, jakże ten nowy, zupełnie inny twór nazwać rytem rzymskim?
• Po drugie – rozpatrując sam ryt (tak jak został zaprojektowany).
Zasadniczymi częściami Mszału Rzymskiego są offertorium (tj. ofiarowanie) i Kanon Rzymski, czyli jedyna używana w Kościele łacińskim modlitwa eucharystyczna. W Novus Ordo usunięto ofiarowanie, zastępując je sprotestantyzowanym i zjudaizowanym „przygotowaniem darów”, a Kanon Rzymski choć teoretycznie pozostał w mszale (o ile wiadomo, ks. Bugnini chciał choćby i Kanon usunąć, ale go powstrzymano), to poddano go daleko idącym zmianom, a ponadto uczyniono nieobowiązkowym. Co więcej, poczyniono wiele zabiegów (także w dołączonym do mszału Pawła VI OWMR, czyli ogólnym wprowadzeniu do mszału rzymskiego), by doprowadzić do tego, iż Kanon nie będzie odmawiany. Zabiegi te przyniosły skutek: Kanonu w praktyce niemal nigdy się nie używa, za to króluje II ME (modlitwa eucharystyczna Zaprawdę, święty jesteś, Boże, źródło wszelkiej świętości…), czasem – najczęściej w niedzielę – III ME albo ewentualnie IV ME, o ile jakiś ksiądz nie wpadnie na pomysł (co na Zachodzie jest dość częstym zjawiskiem) by samemu tworzyć jakieś modlitwy albo używać tzw. modlitw eucharystycznych w mszach z udziałem dzieci.

Podsumowując, msza Novus Ordo nie zawiera ofiarowania i nie zawiera (poza naprawdę nielicznymi wyjątkami) Kanonu, czyli najważniejszych części rytu rzymskiego. Ponadto nowy ryt w swoim ordo (części stałe) praktycznie nie wspomina o ofierze: jedyną mówioną na głos modlitwą, która się ostała, jest Orate fratres. Notabene, główny architekt nowego rytu – wspomniany ks. Bugnini – ją również chciał usunąć; nie było jej w prototypowej Missa Normativa z 1967 r., a przywrócona została dopiero po naleganiach biskupów. Motywacją takich drastycznych usunięć była chęć dostosowania liturgii tak, aby była ona akceptowalna dla protestantów.

8. Celem reformy liturgii było ułatwienie zjednoczenia z heretykami.

Sprawę należy postawić jasno: katolicy nie potrzebują zjednoczenia z heretykami, gdyż jednocząc się w wierze z heretykami, sami musieliby nimi zostać. To akatolicy muszą przyjąć wiarę katolicką – jest to absolutnie jedyny możliwy sposób na zjednoczenie chrześcijan (zob. encyklika Mortalium animos Piusa XI). Tymczasem II Sobór Watykański pragnął zatroszczyć się także o odnowienie i rozwój liturgii w celu popierania tego, co może ułatwić zjednoczenie wszystkich wierzących w Chrystusa, czyli po prostu takich zmian w liturgii, które by ją odkatolicyzowały, aby nie razić protestantów (inny dokument soborowy stwierdzi, że: Sposób formułowania wiary katolickiej żadną miarą nie powinien stać się przeszkodą w dialogu z braćmi [czyli protestantami].

Nie jest to prywatną interpretacją. Nie kto inny jak ksiądz, późniejszy arcybiskup, Annibale Bugnini, główny architekt nowego rytu mszy, przewodniczący Consilium (Rada ds. wprowadzenia Konstytucji o liturgii świętej) wyznał na łamach L’Osservatore Romano z 19 marca 1965 r., iż w zmienianiu liturgii poprzez pozbycie się wyrażeń i pojęć tak drogich i dzięki długotrwałemu stosowaniu powszechnie znanych doprowadzono Kościół do poniesienia tak bolesnych ofiar, kierując się pragnieniem ułatwienia pod każdym względem drogi zjednoczenia z oddzielonymi braćmi, przez usunięcie każdego kamienia, który mógłby choćby z daleka stanowić przeszkodę lub powód do niepokoju(podkreśl. aut.).

Warto powtórzyć – chodzi o usunięcie każdego kamienia, który mógłby choćby z daleka stanowić przeszkodę lub powód do niepokoju dla obiektywnych heretyków!

To bardzo znamienne, iż słowa te wypowiedział właśnie współautor konstytucji soborowej, przewodniczący rady ds. jej wprowadzania i zarazem architekt nowego mszału – to wszystko w jednej osobie…

Czy tego rodzaju innowacje nie powinny zapalać u katolików lampki ostrzegawczej? Tymczasem niejednokrotnie jedyną odpowiedzią, jaką ma neokatolicki kler, jest oznajmienie, iż „papież zatwierdził”, tak jakby sam fakt zatwierdzenia przez papieża automatycznie rozwiązywał wszelkie problemy i pozwalał zrezygnować z myślenia, z sumienia i jakiejkolwiek własnej odpowiedzialności.

9. Protestanci brali aktywny udział w tworzeniu mszału Pawła VI.

Nie jest tajemnicą, iż aktywny udział w tworzeniu nowej liturgii brali protestanci. W internecie od dawna krąży zdjęcie (zdaje się, iż pierwotnie opublikowane w L’Osservatore Romano z 23.04.1970 r.) przedstawiające Pawła VI z sześcioma protestanckimi uczonymi, którzy włączeni zostali w przygotowywanie rytu właśnie ze względu na to, iż nie wyznają katolickiej wiary. Ponieważ sprawa ta bywa przez apologetów posoborowia kwestionowana czy bagatelizowana, badacz liturgii Michael Davies zweryfikował fakty, osobiście kontaktując się z należącym do tego grona protestanckim ekspertem, który potwierdził swój udział w tworzeniu nowej liturgii. Gwoli ścisłości, podajmy za Daviesem listę owych sześciu protestanckich konsultantów: dr George, kan. Jasper, dr Shepherd, dr Kunneth, dr Smith i br. Max Thurian.

10. Mszał Novus Ordo wywodzi się z herezji…

Oczywistą zatem konstatacją będzie stwierdzenie, iż herezja leży u początków nowego Mszału. Wprowadzone w liturgii zmiany są nie tylko celowe – są nierzadko również bardzo konsekwentne, a uważne przyjrzenie się poszczególnym elementom rytu potwierdzi, iż protestantyzacja Mszy jest bardzo daleko idąca.

Zanim do tego jednak przejdziemy, wypada przedstawić kilka wiadomości wstępnych. Aby zrozumieć, dlaczego ryt Pawła VI jest wewnętrznie zły, koniecznie należy pojąć najpierw zasadnicze i nie dające się pogodzić różnice w rozumieniu Mszy Świętej przez katolików i protestantów (ci drudzy mówią co najwyżej o sakramencie ołtarza). Choć doktryny heretyków różnią się między sobą w zależności od mądrości etapu danej sekty, mają pewne elementy wspólne. Uogólniając, przedstawimy je poniżej:

Istota Mszy Świętej

Według doktryny katolickiej:
ofiara,
(cel ostateczny: ofiara na chwałę Trójcy Przenajświętszej, cel bezpośredni: ofiara przebłagalna)

Według poglądów protestanckich (uproszczonych):
wspólnotowy posiłek, wspomnienie ostatniej wieczerzy, zgromadzenie wiernych

Obecność Pana Jezusa

Według doktryny katolickiej:
prawdziwa, rzeczywista i substancjalna (vere, realiter, substantialiter)
obiektywna (niezależna od wiary ludzi)
trwała

Według poglądów protestanckich (uproszczonych):
symboliczna; u niektórych: prawdziwa, ale tylko w sensie duchowym
subiektywna (zależna od wiary)
tymczasowa (podczas celebracji)

Sakrament ma miejsce na mocy…

Według doktryny katolickiej:
konsekracji przez ważnie wyświęconego kapłana

Według poglądów protestanckich (uproszczonych):
wiary wspólnoty; protestancki „ksiądz” nie różni się niczym szczególnym od wiernych, jest po prostu reprezentantem wspólnoty – obranym przez nią przewodniczącym

Wewnętrzna wartość

Według doktryny katolickiej:
niezależna od obecności zgromadzenia

Według poglądów protestanckich (uproszczonych):
obecność zgromadzenia należy do istoty (stąd brak celebracji, gdy nie ma ludu).

Przejrzenie katolickich przedsoborowych katechizmów nie pozostawia wątpliwości: Msza Święta w swej istocie jest ofiarą. Należy to do sedna nauki katolickiej (dogmat) oraz było – i jest przez cały czas – żarliwie zwalczane przez protestantów podkreślających, iż istotą Mszy jest spotkanie wspólnoty celem upamiętnienia ostatniej wieczerzy.

Przeciwko takim fałszywym poglądom wystąpił Sobór Trydencki, nakładając klątwę w następujących kanonach (z sesji 22, kanony o Najświętszej ofierze mszy świętej):

Kanon 1.
Gdyby ktoś mówił, iż we mszy nie składa się Bogu prawdziwej i adekwatnej ofiary; albo iż składanie ofiary nie jest niczym innym niż dawaniem nam Chrystusa do spożycia – niech będzie wyklęty.

Kanon 3.
Gdyby ktoś mówił, iż msza jest tylko ofiarą pochwalną i dziękczynną lub jedynie pamiątką ofiary złożonej na krzyżu, a nie przebłagalną; (…) – niech będzie wyklęty.

Teraz przejdźmy do sprawy zasadniczej: Jak została zdefiniowana Msza Święta w oryginalnym, tj. pierwotnym, pochodzącym z 1969 r. Ogólnym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego (OWMR)?
Podajmy polskie tłumaczenie punktu nr 7:
Uczta Pańska lub inaczej Msza, to święta synaksa albo zgromadzenie ludu Bożego, który jednoczy się pod przewodnictwem kapłana, by celebrować pamiątkę Pańską. Dlatego też do każdego zgromadzenia lokalnego Kościoła doskonale odnosi się obietnica Chrystusa: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię Moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20).

Jest to definicja zupełnie protestancka. Msza definiowana jest nie jako Ofiara, ale jako zgromadzenie ludu Bożego. Brak tu mowy o specjalnym działaniu kapłana in persona Christi, natomiast podkreśla się, iż jest to jedynie pod przewodnictwem kapłana (sacerdote praeside) wraz z dość jednoznacznie w tym kontekście brzmiącą pamiątką Pańską.

Celnie podsumowano to w Krótkiej Analizie Krytycznej Novus Ordo Missae podpisanej m.in. przez kard. Ottavianiego, sekretarza św. Oficjum (!) przesłanej papieżowi:

Definicja Mszy została zatem sprowadzona do pojęcia „uczty”, które nieustannie przewija się w tekście (Institutio generalis8, 48, 55d, 56). Ponadto ową „ucztę” określa się jako zgromadzenie zebrane pod przewodnictwem kapłana, w celu sprawowania pamiątki Pańskiej, wspominając wydarzenia Wielkiego Czwartku. Żaden z tych elementów nie zawiera w sobie dogmatów: Rzeczywistej Obecności Chrystusa w Eucharystii, rzeczywistości Ofiary, sakramentalnego charakteru dokonującego konsekracji kapłana ani wewnętrznej wartości Ofiary Eucharystycznej, niezależnej od obecności zgromadzenia (…) Jednym słowem, nowa definicja nie zawiera żadnego z zasadniczych dogmatów dotyczących Mszy Św., które, zebrane razem, stanowią prawdziwą jej definicję. Celowe ich pominięcie w tym miejscu jest równoznaczne z ich „prześcignięciem” i negacją, przynajmniej w praktyce.

Słowem, definicja z pierwszej wersji wprowadzenia do mszału posoborowego była prawdziwym skandalem, który oczywiście wybuchł. Paweł VI był zmuszony do wprowadzenia poprawek. Opóźniło to ostatecznie wydanie mszału, który zamiast być wydanym w roku 1969, ukazał się rok później. Definicję uzupełniono i choć przez cały czas zawiera ona niejeden problem, sprawia jednak wrażenie nieco bardziej katolickiej. Przy okazji zredagowano nowy rozdział OWMR, który pod względem zawartych manipulacji jest jednym z najbardziej fatalnych w skutkach tekstów wydanych w historii ludzkości (nie miejsce jednak, by przy tej okazji się tym zajmować).

Na koniec warto podkreślić jakże istotny fakt: choć zmieniono definicję, nie zmienił się jej przedmiot. Pomimo uzupełnienia definicji cały „ryt”, zaprojektowany jako quasi-protestancki, pozostał, jaki był i po dziś dzień wyraża to, co wyraża.

11 … i do herezji prowadzi – ze względu na głęboką protestantyzację.

Cały nowy mszał Novus Ordo Missae sprawia wrażenie zaprojektowanego, by dostosować go do protestanckiej koncepcji Eucharystii, a choćby do koncepcji skrajnie humanistycznych. Na czym to polega? Naświetlmy kilka głównych aspektów, nad którymi w sposób nieco bardziej szczegółowy pochylimy się w podrozdziałach. Wskazać należy cztery główne, charakterystyczne dla protestantyzacji, tendencje, którymi skażony jest ryt Novus Ordo:

1. Istota Mszy Świętej prezentowana jest raczej jako wspólny posiłek (uczta) czy też zgromadzenie wiernych niż jako Ofiara;

2. Kapłan prezentowany jest raczej jako przewodniczący zgromadzenia niż jako Ofiarnik;

3. Obecność Chrystusa Pana w postaciach eucharystycznych prezentowana jest raczej jako jedynie symboliczna, duchowa czy subiektywna, co skutkuje brakiem szczególnego poszanowania względem Najświętszego Sakramentu;

4. Sprawianie wrażenia, iż obiektywna wartość Mszy Świętej zależy od obecności wiernych.

11.1 Novus Ordo propaguje raczej ucztę (względnie zebranie) niż Ofiarę.

Świadczy o tym szereg faktów:
• wspomniana definicja w oryginalnym OWMR1969 (punkt 7) określająca Mszę Świętą jako zgromadzenie ludu Bożego (nie jako Ofiarę);
• rozpoczęcie Mszy Świętej: ryt tradycyjny jednoznacznie ogniskuje się na Bogu, podkreśla, iż kapłan przystępuje do ołtarza Bożego, wchodzi na górę świętą i do przybytków Boga; ryt nowy skupia się zaś na wspólnocie wiernych, zaczynając od jej powitania (Miłość Boga Ojca, łaska…. niech będą z wami wszystkimi) i następującego po tym zagajenia;
• podkreślenie aspektu uczty (a nie Ofiary) przez powszechną praktykę zastępowania ołtarzy stołami (pomysł potępiony przez Piusa XII w enc. Mediator Dei, 1947);
• wprowadzenie nowych modlitw eucharystycznych w praktyce zastępujących Kanon Rzymski, będący kamieniem obrazy dla protestantów; Kanon zdecydowanie i wielokrotnie podkreśla aspekt ofiary rozumianej w sposób katolicki, nowe modlitwy czynią to w znikomym zakresie bądź niemal w ogóle – do tego stopnia, iż najpopularniejsza druga modlitwa eucharystyczna (II ME) bywa odmawiana przez protestanckich pastorów (!);
• zastąpienie Offertorium (ofiarowanie) „przygotowaniem darów”, czyli to, co jednoznacznie wskazywało na Ofiarę, zastąpiono formą inną; nowe modlitwy zaczerpnięte zostały z żydowskich modlitw paschalnych (tzw. berakhah) odmawianych przed posiłkiem; trudno o bardziej wyraźne przesunięcie w kierunku protestantyzmu: zamiast podkreślenia ofiary mamy podkreślenie posiłku;
• bardzo konsekwentne unikanie terminu „ofiara” – w ordo nowego mszału, spośród modlitw wymawianych głośno przez kapłana jedyną jest Orate fratres, którą pierwotnie chciano usunąć;
• zamiast podkreślania faktu składania Ofiary w posoborowej nowomowie eksponowanie kwestii wspólnego posiłku, m.in. poprzez określenia typu „celebracja Eucharystii”; nie tylko coraz rzadziej mówi się o Ofierze – coraz rzadziej używa się choćby słowa „Msza”, stosując zwroty w rodzaju: „Idziemy na Eucharystię”;
• nadużywanie i nadmierne akcentowanie terminu „chleb”, przywodzącego na myśl posiłek, którym zastępowane jest słowo „hostia”; przewaga użycia tego pierwszego jest wyraźna;
• zezwolenie i całkiem szerokie rozpowszechnienie (głównie na Zachodzie, w Polsce np. w neokatechumenacie) praktyki stosowania zamiast typowych hostii wypieczonego – często własnym sumptem – chleba;
• zwrócenie kapłana ku wiernym, które również jest bardziej charakterystyczne dla sytuacji spożywania posiłku;
• zmiana słów konsekracji na takie, które są preferowane przez protestantów: charakter narracyjny; podkreślenie posiłku poprzez włączenie frazy bierzcie i jedzcie… do słów konsekracji; „bardziej biblijne”, co wskazuje na zasadę sola scriptura;
• generalna praktyka Novus Ordo, w ramach której Komunia Święta jest udzielana wiernym zawsze, choćby wówczas, gdy okoliczności wybitnie temu nie sprzyjają, jak np. podczas mszy z wieloma tysiącami ludzi zgromadzonymi na stadionach, gdzie udzielanie Komunii jest poważnie utrudnione, a możliwości zapobieżenia nadużyciom i świętokradztwom niewielkie; na Mszy Tradycyjnej komunia niekoniecznie musi być wiernym udzielana, ponieważ Komunia Święta wiernych nie należy do istoty Ofiary, a ściśle mówiąc, nie należy choćby do rytu Mszy Świętej.

Przykładów takich podać by można prawdopodobnie jeszcze wiele. choćby jeżeli część z przytoczonych powyżej problemów nie pochodzi bezpośrednio z nowego mszału, to wywodzi się z powiązanych z nim dokumentów liturgicznych czy też weszła do powszechnej praktyki w Kościele posoborowym.

11.2 Novus Ordo kładzie nacisk raczej na bycie przewodniczącym niż Ofiarnikiem.

W tradycyjnej liturgii sprawa jest jasna – to kapłan składa Ofiarę, jest on Alter Christus. Wierni tylko (i aż!) się do tej Ofiary włączają. W Novus Ordo akcent pada natomiast na protestancką koncepcję zgromadzenia, które celebruje wraz z kapłanem zredukowanym do roli przewodniczącego. Jednocześnie podkreśla się usilnie rolę świeckich w myśl – często opacznie rozumianego – powszechnego kapłaństwa wiernych. Zmierza to w kierunku rozmywania rozróżnień między kapłaństwem sakramentalnym a tym powszechnym wszystkich ochrzczonych, które bynajmniej nie jest tylko różnicą w funkcji czy stopniu, ale jest różnicą ontologiczną.

O takim wypaczeniu świadczy szereg faktów:
• wspomniana definicja w oryginalnym OWMR7 podkreślająca, iż Msza to zgromadzenie ludu Bożego, który jednoczy się pod przewodnictwem kapłana;
• bardzo częste nazywanie kapłana przewodniczącym (OWMR), na wzór ministrów protestanckich;
• wprowadzenie do liturgii koncepcji miejsca przewodniczenia – pierwotnie po prostu centrum stanowił ołtarz;
• odrzucenie większości gestów adekwatnych liturgii, takich jak znaki krzyża, pokłony, przyklęknięcia, bicie się w piersi poprzez ich znacznie zredukowane;
• architektura nowo budowanych Kościołów i zmiany przeprowadzane w istniejących, które przypominają bardziej sale zebrań czy audytoria;
• wyeliminowanie, w dużym stopniu, postawy klęczącej, będacej naturalną dla uniżenia przed Bogiem, zamiast której większy nacisk kładzie się na postawę stojącą – z lubością przedstawianą jako „tryumfująca” – czy wręcz siedzącą;
• pozbycie się wymagań co do obecności w ołtarzu (w Novus Ordo: stole ołtarzowym) kamienia ołtarzowego i relikwii oraz zredukowanie ilości obrusów do jednego i ograniczenie wymagań dotyczących świec; „rozwój” nastąpił w jednym tylko miejscu: zwiększeniu liczby mikrofonów, które stały się w nowej liturgii wszechobecne;
• zwrócenie celebransa ku wiernym, które przypomina bardziej sytuację wykładu względnie jakiegoś przedstawienia, np. teatralnego; ksiądz przewodniczący wygląda jakby prowadził dziennik telewizyjny albo telezakupy, a nie jak kapłan, który z drżeniem wchodzi do Świętego Świętych, by złożyć Bogu Wszechmogącemu Ofiarę Najświętszą;
• kreatywność, na którą nowy mszał zezwala, a czasem choćby do niej zachęca; prowadzi to nierzadko do sytuacji, gdy kapłan czuje się „panem liturgii” (kimś w rodzaju reżysera) zamiast jej sługą; w tym przypadku „przewodniczenie” uznać należy nie jako ograniczenie roli kapłana, co raczej wyeksponowanie jej ponad miarę, gdyż nie chodzi tu o rolę kapłana jako kapłana, ale jako rolę konkretnej osoby, konkretnego księdza, który wnosi w liturgię własną osobowość, własne pomysły, własne emocje;
• upowszechniająca się od Soboru praktyka zaniechania przez kapłanów odprawiania Mszy Świętej prywatnie, gdy nie ma ludu (No bo i komuż w takim razie przewodniczyć? Dla kogóż uczta czy zebranie?); zaniechanie to ma swoje źródło w samym OWMR, które stwierdza, że: Mszę bez ministranta lub bez obecności przynajmniej jednego wiernego można odprawiać tylko ze słusznej przyczyny – tak, jak gdyby Msza odprawiana prywatnie miała obiektywnie mniejszą wartość niż Msza odprawiana z licznym zgromadzeniem.

Podsumowując, ryt Novus Ordo okazuje się całkiem spójnym w swojej protestanckiej teologii, konsekwentnie przedstawiając Mszę Świętą jako ucztę względnie zebranie wiernych (zamiast Ofiary) i redukując kapłana do roli przewodniczącego (zamiast bycia składającym Ofiarę Alter Christus).

11.3 Novus Ordo w sposób mało godny traktuje Najświętszy Sakrament.

W kwestii poszanowania Najświętszego Sakramentu nie da się przesadzić. Jest to przecież Prawdziwy Bóg! Ci, którzy uznają nowy ryt nie za rewolucję i istotną zmianę, a za wyraz ciągłości w Tradycji (czego nie da się utrzymać, choć wiele osób, zwłaszcza duchownych, żywi takie przekonania), uznać będą musieli, iż w takim przypadku ryt Pawła VI należy rozpatrywać względem poprzedzającego go rytu Mszy Świętej Wszechczasów, czyli faktycznego, oryginalnego Mszału Rzymskiego. Spoglądając na ryt Pawła VI z perspektywy rytu tradycyjnego, trudno się oprzeć wrażeniu, iż mszał Novus Ordo traktuje Obecność Chrystusa Pana w konsekrowanych Postaciach jako jedynie symboliczną bądź jedynie równorzędną wobec tej duchowej we wspólnocie wiernych czy w Słowie Bożym, na co zwracali uwagę już kardynałowie w Krótkiej Analizie Krytycznej. Tak nonszalanckie podejście do Ciała i Krwi Pańskiej da się wytłumaczyć chyba tylko w taki sposób, iż pseudo-reformatorzy na wzór „swych mistrzów protestantów” nie podzielali katolickiej wiary w przeistoczenie (transsubstancjację) i zaordynowali zachowania, które nijak wyrażają prawdę obiektywnej (niezależnej od wiary ludu), prawdziwej, rzeczywistej, substancjalnej i trwałej obecności Chrystusa Pana w Najświętszym Sakramencie.

Wykażemy to, przedstawiając dwie okoliczności obciążające nowy ryt: „odwrócone podniesienie” i kwestię braku poszanowania Najświętszego Sakramentu.

„Odwrócone podniesienie” to zmiana wprowadzona w centralnym momencie Mszy Świętej, polegająca na odwróceniu kolejności dwóch mających wielkie implikacje aktów: następującego bezpośrednio po konsekracji aktu adoracji Najświętszych Postaci przez kapłana i aktu okazania Najświętszych Postaci wiernym. Zmiana ta niesie bardzo istotny przekaz podprogowy: w nowej liturgii, odwrotnie niż w przypadku Mszy tradycyjnej, kapłan nie przyklęka natychmiastowo po wymówieniu słów konsekracji jako wyraz wiary w to, iż Chrystus Pan dokładnie w tym momencie, tj. mocą słów kapłana, staje się obiektywnie Obecny. W Novusie kapłan najpierw pokazuje hostię ludowi, tak jak gdyby lud musiał to „zatwierdzić”, a Chrystus stawał się obecny dzięki wierze wspólnoty, i dopiero po takim okazaniu kapłan przyklęka. Taki sam odwrócony przebieg dotyczy konsekracji wina. Zmiana choć subtelna (wydaje się, iż niezauważona przez większość katolików) wyraźnie wskazuje na inne znaczenie, które przywodzi na myśl heretycką koncepcję transsygnifikacji zamiast katolickiej transsubstancjacji.

Druga okoliczność obciążająca nowy ryt to natarczywa redukcja aktów czci względem Najświętszego Sakramentu, tak jak gdybyśmy po konsekracji nie mieli do czynienia z Ciałem Pańskim tylko ze zwyczajnym chlebem, ewentualnie jakimś chlebem o specjalnym znaczeniu.

Zmiany w traktowaniu Najświętszego Sakramentu wprowadzone przez system Novus Ordo są naprawdę szokujące – w pełni można je sobie jednak dopiero uświadomić, znając i rozumiejąc liturgię tradycyjną. To m.in. wyjaśnia, dlaczego tak wielu uformowanych na pryncypiach nowej liturgii kapłanów nie widzi tu żadnego problemu. Dopiero z perspektywy Tradycji można dostrzec, ile oznak czci i szacunku usunięto, a ile wątpliwych, jeżeli nie świętokradczych, praktyk wprowadzono. Kwestię okazywania szacunku względem Najświętszego Sakramentu można rozpatrywać trojako:
a) względem traktowania Najświętszych Postaci podczas samego odprawiania Mszy Świętej,
b) względem sposobu udzielania Komunii Świętej,
c) względem przechowywania Najświętszego Sakramentu.

Rozpatrzmy każdy z wymienionych aspektów:

ad. a) traktowanie Najświętszych Postaci podczas samego odprawiania Mszy Świętej – w odróżnieniu od liturgii Novus Ordo liturgia tradycyjna podkreśla olbrzymi szacunek do Najświętszego Sakramentu, jak i do samego ołtarza; wyraża się to m.in. przez:
• liczne przyklęknięcia; w Novus Ordo zredukowane do trzech, a czasem – w zależności od lokalnych decyzji episkopatów – choćby całkowicie wyeliminowane;
• po dotknięciu Najświętszych Postaci charakterystyczne trzymanie palców (brak ich rozdzielenia) przez kapłana, aby nie uronić choćby najmniejszej cząstki;
• stosowanie trzech obrusów, które poza znaczeniem symbolicznym służą ochronie Krwi Pańskiej, gdyby się Ona rozlała; w Novus Ordo usunięto wymóg trzech obrusów, praktycznie redukując go do jednego, tak jakbyśmy mieli do czynienia ze zwyczajnym posiłkiem;
• ochronę Najświętszego Sakramentu poprzez zarezerwowanie dotykania Postaci jedynie przez kapłanów, a przedmiotów mających styczność z Ciałem i Krwią Pańską przez osoby posiadające przynajmniej święcenia subdiakonatu; w Novus Ordo dopuszczono, aby osoby niekonsekrowane dotykały naczyń liturgicznych, mszał NOM wprost zachęca, aby świeccy (ministrant) dotykali naczyń, co wcześniej było oczywiście nie do pomyślenia;
• ochronę Najświętszego Sakramentu poprzez zarezerwowanie dla duchownych czynności kapłańskich takich jak puryfikacja; w Novus Ordo dozwolono, aby świeccy dokonywali puryfikacji (sic!) choćby po Mszy, przez co wzrasta niebezpieczeństwo nieposzanowania;

ad. b) sposób udzielania Komunii Świętej – tutaj sprawa jest oczywista, gdyż przeprowadzono wielką rewolucję; świadczą o tym:
• praktyczne wyeliminowanie postawy klęczącej przy przyjmowaniu Komunii Świętej (nawet w Polsce nie jest to praktyką dominującą, a za granicą prawie nie występuje);
• praktyka – na Zachodzie powszechna, w Polsce dość usilnie lansowana – udzielania Komunii Świętej na rękę;
• zezwolenie, by zwykli świeccy, a nieraz choćby kobiety, niekonsekrowanymi dłońmi dotykali Najświętszych Postaci i udzielali Komunii Świętej – tzw. świeccy szafarze nadzwyczajni;
• praktyczne wyeliminowanie balasek, które gdzieniegdzie się jeszcze zachowały, jednak w nowo budowanych kościołach są konsekwentnie nieobecne;
• praktyczne wyeliminowanie paten, których powszechne wyrugowanie w zasadzie gwarantuje profanację: trudno bowiem, by nigdy nie doszło do upuszczenia hostii lub choćby jej mikroskopijnych cząstek;
• upowszechniająca się praktyka udzielania Komunii pod dwiema postaciami, mimo iż może to bardziej narażać Najświętszy Sakrament, wszak łatwiej o wytrącenie kielicha, rozlanie Krwi Pańskiej – zwłaszcza przy dużej ilości wiernych;

ad. c) przechowywanie Najświętszego Sakramentu – również i w tej kwestii wprowadzono drastyczne zmiany; dowodzą tego:
• szokująca – jeżeli się dobrze zastanowić – praktyka odwracania się kapłana tyłem do Najświętszego Sakramentu w tabernakulum, co obserwujemy w wielu kościołach – zwłaszcza starych, gdzie w środek prezbiterium wstawiono stół, a dawny ołtarz używany jest jako tabernakulum. Dochodzi nierzadko choćby do jeszcze bardziej kuriozalnych, choć tragicznych sytuacji, gdy kapłan – proszę wybaczyć słowo – wypina się na tabernakulum w momencie, gdy całuje – pusty przecież – stół (w Novus Ordo ucałowanie stołu ołtarzowego zredukowane zostało do dwóch razy: „na wejście” i „na wyjście”, tj. na zakończenie celebry);
• nie mniej rażąca praktyka umieszczania tabernakulum poza centrum, czyli poza ołtarzem pomimo nauczania papieskiego, m.in. Piusa XII, który głosił, że: Oddzielić tabernakulum od ołtarza to oddzielić dwie rzeczy, które powinny pozostać złączone ze względu na swe pochodzenie i swoją istotę. W dzisiejszych kościołach tabernakulum może być dosłownie wszędzie, tylko nie tam, gdzie być powinno, to jest na środku ołtarza, przy którym składa się Ofiarę Mszy Świętej;
• praktyczne porzucenie stosowania dodatkowych oznak szacunku dla Najświętszego Sakramentu w tabernakulum, takich jak konopeum;
• absurdalna praktyka nieprzyklękania przed Najświętszym Sakramentem w tabernakulum podczas celebracji, tak jakby Pan Jezus przestawał tam być obecny. Chodzi o większość przypadków, gdy tabernakulum jest w prezbiterium, oddzielone od stołu ołtarzowego. Przechodząc przez oś tabernakulum, oddaje się zatem cześć pustemu stołowi zamiast Świętemu Świętych. Wymyślono choćby na tę okoliczność stosowny sofizmat: „to ołtarz, symbolizujący Chrystusa, jest w centrum liturgii”. Ignoruje to jednak fakt, iż ołtarz zaledwie s y m b o l i z u j e Chrystusa, a w tabernakulum j e s t przecież sam Chrystus (!), czyli to mniej więcej tak, jakby kłaniać się przed królewskim herbem, jednocześnie wypinając się na siedzącego nieopodal króla.

Podsumowując, ryt Novus Ordo w rażący sposób odchodzi od utwierdzonej tradycji Kościoła i w sposób mało godny traktuje Najświętszy Sakrament – Boga samego (!). Trudno o większą zniewagę: przecież to właśnie liturgia Mszy Świętej stanowić ma najwyższy akt kultu należny samemu Bogu. Jakże chrześcijanin miałby w różnych chwilach swego życia w sposób adekwatny czcić Stwórcę, skoro w samej liturgii – czyli właśnie tam, gdzie kult, cześć i poddanie są najbardziej koniecznymi i osiągać powinny swoją pełnię – pozbawiono Go czci?

11.4 Novus Ordo sprawia wrażenie, iż obiektywna wartość Mszy Świętej zależy od obecności wiernych.

Jak uczy Kościół, wartość Mszy Świętej, czyli uobecnienia Ofiary Chrystusa nie zależy od czynników akcydentalnych takich jak obecność ludu. Ofiara Krzyżowa mocą Bożą jest odnawiana w każdej Mszy Świętej, niezależnie czy bierze w niej udział wiele tysięcy wiernych, czy zgoła nikt. Ponadto ma ona zawsze charakter publiczny, choćby gdy odprawia ją kapłan bez udziału wiernych, gdyż Msza Święta z samej swojej natury jest publicznym kultem Kościoła, tożsamym z mającą uniwersalny przecież charakter Ofiarą Krzyżową. Odkupienie ludzkich win dokonuje się bowiem przez fakt zbawczej Śmierci Chrystusa – i dokonałoby się niezależnie od tego, ile osób stałoby pod Krzyżem. Owszem, obecność wiernych na Mszy Świętej pozwala im obficiej zaczerpnąć jej owoców, ale nie zmienia to obiektywnej i nieskończonej wartości Ofiary. Rozróżnić należy zatem samą zbawczą akcję Boga-Człowieka od aplikacji jej owoców. Warto zresztą przypomnieć, iż same owoce ofiarne (choć w różnym zakresie) są aplikowane nie tylko w przypadku bezpośredniej i fizycznej obecności wiernych podczas celebracji (zakładając ich odpowiednią dyspozycję), ale również na mocy decyzji kapłana mającego władzę aplikować łaski płynące z Mszy Świętej tym osobom, za które Msza jest odprawiana – także zmarłym. Nauce tej sprzeciwiali się protestanci negujący tę specjalną władzę kapłańską, negujący czyściec i negujący fakt uobecnienia Ofiary. Odszczepieńcy widzieli w Mszy Świętej jedynie symboliczne przedstawienie Ostatniej Wieczerzy będące po prostu ucztą wspólnoty.

Należy tu zauważyć, iż wspólnotowa uczta z samej swej natury jest zgromadzeniem osób, a do istoty zgromadzenia siłą rzeczy należy o b e c n o ś ć ludzi. Nie można też mówić o „uczcie”, gdyby nikt nie brał w niej udziału. Dlatego zatem obecność ludzi staje się w protestanckim rozumieniu Mszy Świętej kwestią kluczową, czymś co należy do jej istoty.

W takim ujęciu – rozmijającym się z katolickim – wartość Mszy Świętej staje się zależna od obecności wiernych. To tłumaczy, dlaczego w mszy Novus Ordo tak silnie akcentowana jest obecność ludu wraz z wybiciem – niemal na pierwszy plan – roli świeckich. Jest to jeszcze jedna z przesłanek sprotestantyzowania rytu, którego konstrukcja odbiega od katolickiej doktryny, przesadnie podkreślając rolę świeckich, a choćby insynuując konieczność ich uczestnictwa dla ważności i godności Ofiary.

O takim wypaczeniu świadczy szereg faktów:
• wspomniana definicja w oryginalnym OWMR7 podkreślająca, iż Msza to zgromadzenie ludu Bożego;
• fałszywa narracja „koncelebracji” ludu z kapłanem, pieczołowicie wyrażana np. w III modlitiwe eucharystycznej, która już w pierwszym zdaniu podkreśla, iż to lud składa ofiarę czystą, i w której konsekwentnie używa się formy mnogiej bez jakiegokolwiek rozróżniania między kapłaństwem sakramentalnym a tzw. powszechnym kapłaństwem wiernych. Taki układ jasno sugeruje, iż faktycznym ofiarującym jest lud, a nie kapłan; kapłan jest redukowany po prostu do roli reprezentanta zgromadzenia głośno wypowiadającego słowa w jego imieniu;
• upowszechniająca się od Soboru praktyka zaniechania przez kapłanów odprawiania Mszy Świętej prywatnie, gdy nie ma ludu (No bo i komuż w takim razie przewodniczyć? Dla kogóż uczta czy zebranie?), o czym już była mowa przy okazji kwestii „przewodniczenia”. Zaniechanie to ma swoje źródło w samym OWMR, które stwierdza, że: Mszę bez ministranta lub bez obecności przynajmniej jednego wiernego można odprawiać tylko ze słusznej przyczyny. Tak, jak gdyby Msza odprawiana prywatnie, miała obiektywnie mniejszą wartość niż Msza odprawiana z licznym zgromadzeniem;
• nacisk na hiperaktywizację wiernych określaną często frazesem „aktywnego uczestnictwa”, będącym zresztą niepoprawnym tłumaczeniem zalecenia soborowego;
• wypaczenie roli świeckich – będące konsekwencją hiperaktywizacji – poprzez powierzanie im funkcji liturgicznych dotychczas zarezerwowanych wyłącznie dla duchownych bądź kleryków niższych święceń. Role takie powierza się choćby kobietom i dziewczętom, nie wyłączając szafowania Eucharystią (!).

Reasumując, ryt Novus Ordo większy nacisk kładzie na aktywizację wiernych i samozadowolenie ludzi niż na cześć Bogu należną. Z pewnym zakłopotaniem należy stwierdzić, iż to już nie tyle choćby protestantyzacja, co skrajna humanizacja liturgii. Nie powinno to jednak dziwić, wszakże „nowa liturgia” jest owocem skażonego humanizmem II Soboru Watykańskiego, który w swoich dokumentach buńczucznie i bluźnierczo stwierdza, że: Wedle niemal zgodnego zapatrywania wierzących i niewierzących wszystkie rzeczy, które są na ziemi, należy skierować ku człowiekowi, stanowiącemu ich ośrodek i szczyt (Gaudium et Spes, 12 – podkreśl. aut.). Skoro zaś ku człowiekowi – a nie ku Bogu – należy skierować wszystkie rzeczy (łaciński oryginał idzie choćby jeszcze dalej, mówiąc po prostu: wszystko, to cóż się dziwić, iż tak właśnie uczyniono z liturgią.

Nowa soborowa religia będąca amalgamatem nauki katolickiej i koncepcji humanistycznych wymaga bowiem adekwatnego kultu. Kultu, w którym pierwsze miejsce przyznaje się człowiekowi.

11.5 Wnioski z rozdziału.

Celem wywodu w rozdziale 11. było wykazanie, iż mszał Novus Ordo jako zbieżny z protestanckimi koncepcjami Eucharystii niechybnie prowadzi do herezji. W powyższych podpunktach przedstawione zostały wybrane szczegółowe kwestie protestantyzacji (a choćby humanizacji) rytu w poszczególnych aspektach doktrynalnych. Można do tego dodać również i takie zmiany w układzie oraz formie Mszy, które nawiązują do formy nabożeństw u braci, którzy się od Kościoła odłączyli:

• wprowadzenie całej rzeszy postulatów protestanckich (jak np.: odmawianie modlitwy eucharystycznej na głos, uproszczenie rytu, udzielanie komunii pod obiema postaciami, przyjmowanie komunii na rękę, stosowanie języka potocznego, używanie preferowanej przez protestantów terminologii itd.), które bądź to wcześniej zostały bezpośrednio potępione przez Kościół, bądź też Kościół odnosił się do nich z wielką rezerwą. choćby jeżeli niektóre z nich same w sobie niekoniecznie są błędne (jak np. komunia pod obiema postaciami), ich argumentacja już częstokroć taką jest;
• praktykowanie liturgii słowa typowej dla wspólnot protestanckich, tj. dwa czytania zamiast jednego, olbrzymi nacisk na homilię i ogólnie „Słowo Boże”;
• ogólne dostosowanie struktury liturgii Mszy świętej do teologii protestanckiej – znakomity liturgista Klaus Gamber analizując wspomnianą definicję z OWMR, stwierdził, iż ma swoje źródło w protestanckiej teologii rytu Abendmahl, pamiątkowego posiłku [commemorative meal]. Fakt, iż ta osobliwa definicja Mszy objawia się w dokumencie opatrzonym podpisem papieża Pawła VI, i iż później konieczne było jej skorygowanie, jest boleśnie oczywistą oznaką tego, jak wielkie pomieszanie panuje dzisiaj w naszym Kościele (podkreślenie autora);
• dosłowne przeniesienie z protestanckich liturgii niektórych elementów, jak np. bo Twoje jest królestwo, potęga (…) .

Warto wspomnieć o jeszcze jednej sprawie dotychczas nieporuszanej: spora część protestantów jest gotowa zgodzić się na pewne rozumienie Mszy Świętej jako Ofiary pod warunkiem, iż nie jest to definicja ściśle katolicka. Są np. tacy protestanci, którzy zgodzą się, iż Msza to np. ofiara chwały – w rozumieniu czci, jaką oddaje się Bogu. Podobnie z ofiarą dziękczynienia. Ale żaden prawdziwy protestant nie zgodzi się, iż Msza Święta to ofiara przebłagalna za grzechy tożsama z ofiarą Krzyża.

Stąd też – pomimo iż zarówno uwielbienie, jak i dziękczynienie również należą do celów katolickiej Mszy Świętej – kluczowym dla czystości doktryny elementem różnicującym jest aspekt przebłagalny, nie do zaakceptowania przez protestantów. A ten w mszale Novus Ordo został niemal całkowicie pominięty.

Oba mszały, tradycyjny i Novus Ordo, rozpatrywać zatem należy we adekwatnych im kontekstach. Stary Mszał niemal na każdym kroku uświadamia nas, iż Msza Święta jest Ofiarą przebłagalną. Użycie w wielu innych miejscach sformułowań ofiara chwały, ofiara uwielbienia żadnym problemem nie jest, ponieważ sformułowania te są jak najbardziej prawdziwe; wszak Msza poza charakterem przebłagalnym ma również charakter dziękczynienia, uwielbienia czy błagania. Przeciwnie Novus Ordo – nie wspominając niemal nigdy (jest zaledwie kilka wzmianek w ponad 1000-stronnicowym mszale) o ofierze przebłagalnej, a prawie ciągle kładąc przed oczy jedynie aspekt dziękczynienia i uwielbienia lub ofiary rozumianej tylko jako samoofiarowanie się wiernych bądź ofiary pojednania (rozumianej np. jako pojednanie się z braćmi), zaciemnia charakter przebłagalny do tego stopnia, iż dziś mało kto zdaje sobie sprawę z takiego charakteru Mszy Świętej. Jest to kwestia adekwatnych proporcji, które w Novus Ordo zostały zachwiane, jak można domniemywać – z premedytacją. Ogrom przykładów przedstawionych wyżej i same deklaracje autorów każą wykluczyć, iż jest to przypadek. Należy to do tych subtelności, które mają charakter ilościowy, a zatem policzalny.

Reasumując:
• choć Msza Novus Ordo pozostaje Ofiarą (i bywa to oficjalnie deklarowane, a nieraz choćby nauczane), ryt tego niemal w ogóle nie wyraża, wręcz przeciwnie – podkreśla się aspekt wspólnoty i uczty;
• choć kapłan przez cały czas jest Ofiarnikiem, ryt tę prawdę rozmywa, podkreślając drugorzędny aspekt bycia przewodniczącym zgromadzenia;
• choć transsubstancjacja ma miejsce (o ile oczywiście Msza jest odprawiana ważnie), to podczas Mszy w nowym rycie zarówno kapłan, jak i wierni zachowują się tak, jakby Chrystus Pan wcale nie był prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie obecny;
• choć w systemie Novus Ordo Ofiara Mszy Świętej teoretycznie przez cały czas ma obiektywną wartość niezależną od zgromadzenia, samo OWMR forsuje błędną koncepcję jakoby zgromadzenie ludu było konieczne dla wartości Ofiary.

Widać zatem jasno, iż mszał Novus Ordo: tak w całości, jak w szczegółach, wyraźnie oddala się od katolickiej teologii Mszy św., sformułowanej na XX sesji Soboru Trydenckiego, a propaguje zamiast tego teologię protestancką, tę samą, przeciwko której Sobór Trydencki wzniósł zaporę nie do pokonania, tak jak przeciw wszelkim herezjom atakującym integralność tajemnicy Eucharystii. W tym kontekście (gdzie tradycyjny ryt Mszy był zaporą „nie do pokonania”) staje się jasne, dlaczego pseudoreformatorzy dążyli do tego, aby całkowicie zlikwidować ryt tradycyjny i zastąpić go innym, nowym.

Zbierając przedstawione do tej pory fakty, można stwierdzić, iż nowy ryt Mszy:
1. jest efektem „reformy” liturgii, której celem było ułatwienie zjednoczenia z heretykami (SC1, UR11),
2. powstał pod kierunkiem ks. Bugniniego, który chciał rytu pozbawionego elementów ściśle katolickich, za to akceptowalnego przez protestantów,
3. był tworzony we współpracy z protestantami,
4. w swojej formie przekazu co najmniej rozmywa, a czasem wręcz zaprzecza dogmatom eucharystycznym,
5. spełnia wiele protestanckich postulatów,
6. w samej swej konstrukcji przekazuje protestancką wizję liturgii i protestancką koncepcję Eucharystii.

Sprawa wydaje się zatem jasna. przez cały czas jednak znajdują się na tym świecie tacy, którzy wybuchają gniewem, gdy tylko się powie, iż Novus Ordo jest rytem sprotestantyzowanym. Są choćby i takie osoby (niestety, przeważnie wśród alumnów instytucji ekumenizujących, takich jak zreformowane seminaria i wydziały teologii), które uważają, iż protestantyzacja rytu jest dobra, ponieważ pozwala na zbliżenie i „dialog” z braćmi. Niech się zatem tacy zbliżają w swoich wierzeniach do tych, co najwyraźniej identyfikują się ze słowami swojego „mistrza”, iż wszystkie burdele (…) wszystkie rzezie, mordy, kradzieże i cudzołóstwa spowodowały mniejszą ohydę niż papieska Msza. Katolicy zaś trzymać się będą nieskażonej nauki wyrażanej przez czcigodny, uświęcony przez wieki, tradycyjny ryt Mszy Świętej.

12. Novus Ordo jest wrogie Tradycji.

Po powyższych rozważaniach staje się zatem jasne, iż ryt Novus Ordo nie był ani żadną reformą, ani żadnym udoskonaleniem, ani choćby żadnym urozmaiceniem. Ryt Novus Ordo to po prostu atak na Eucharystię i na katolicyzm w ogólności. I wynika to nie tylko z faktu, iż jako sprotestantyzowany i przekazujący zafałszowaną wiarę jest rytem obiektywnie złym – warto też prześledzić historię jego wprowadzania. Odbywało się to, pomimo braku legalnych podstaw (zob. fakt #6) i wbrew posłuszeństwu Soborowi Trydenckiemu, w istnym amoku: w imię dostosowania do rzekomych nowych norm liturgicznych z zapałem demolowano („dostosowywano”) prezbiteria, w których niszczono dawne ołtarze, stawiając miast nich stoły ludowe, usuwano figury świętych, balaski, klęczniki i wiele innych przedmiotów mających na celu wyrażanie i podtrzymywanie wiary katolickiej. Działo się to choćby w konserwatywnej Polsce, choć przede wszystkim na Zachodzie, zwłaszcza w USA, gdzie choćby ukuto na tego rodzaju kierowane przez duchowieństwo niszczycielskie działania specjalny termin – wreckovation. Większość kapłanów i biskupów popłynęła z prądem, wprowadzając coraz to dalej idące nowinki. Ci, którzy pozostali wierni Tradycji, byli (i do dziś są) marginalizowani, a nieraz choćby i prześladowani. Księża wręcz zmuszani byli do odprawiania Mszy Świętej tylko i wyłącznie w Novus Ordo w imię „posłuszeństwa” bądź „zachowania jedności Kościoła”.

W kwestii rzeczonego „posłuszeństwa” warto jednak zadać pytanie, czy należy być posłusznym protestantyzacji, czyli ostatecznie zmierzaniu do herezji? Zaś w sprawie „zachowania jedności Kościoła” powstaje oczywista wątpliwość – jakże zamiana jednolitego, stałego i takiego samego dla wszystkich rzymskich katolików rytu na multijęzykowy – jednakże niemal nigdy po łacinie – dostosowywany do lokalnych kultur, silnie uzależniony od kreatywności kapłana i zachcianek wspólnoty mszał miałby służyć zachowaniu jedności?

Biskupi przymykali oczy niemal na wszystkie możliwe nadużycia liturgiczne, zresztą nierzadko sami je popełniali i przez to do nich zachęcali. Daleko szukać nie trzeba choćby i dziś (zob. np. msza pogrzebu ś.p. prezydenta Adamowicza w Gdańsku), a gdy jakiś kapłan pragnął odprawiać Mszę Świętą w rycie czcigodnym, od razu był na cenzurowanym. W ogóle dzisiejsi biskupi posoborowi „z urzędu” są niechętni Tradycji, co najwyżej – choć też rzadko – ją tolerując i to choćby już po Summorum Pontificum Benedykta XVI.

Przymusowe wprowadzanie Novus Ordo niemalże zniszczyło ryt tradycyjny, co z satysfakcją podkreślał znany apologeta rewolucji liturgicznej ks. J. Gelineau SJ. W ten oto sposób nowy sprotestantyzowany ryt rozplenił się szeroko, deformując całe pokolenia katolików i przez to szkodząc niezliczonej liczbie dusz. Wyrugował Mszę tradycyjną i to hierarchowie przyjmujący Novus Ordo byli w pierwszym rzędzie tymi, którzy dawną Mszę zwalczali. Zachowała się ona tylko dzięki garstce wiernych kapłanów i paru biskupom, którzy nie poddali się przewrotowi.

Nonsensem jest wobec tego mówić o jakimś współistnieniu rytów czy też wzajemnym (sic!) się ich ubogaceniu. System Novus Ordo jest niekompatybilny z Tradycją z dwóch powodów: gdyż obiektywnie przedstawia inną, sprotestantyzowaną wiarę oraz ponieważ aktywnie Tradycję zwalcza, co pokazała historia i działania hierarchów, niestety.

Powodem, dla którego w oficjalnych strukturach jest tak mało „Tradycji” (jeśli gdzieniegdzie występuje, to ściśle reglamentowana i nierzadko zanieczyszczona), jest właśnie to, iż Novus Ordo niczym rak opanowało Kościół, a wierni na podobieństwo żab wyklutych w brudnej wodzie uznają brudną wodę za normalną. Po prostu: ogół ludzi uznających się za katolików nie zna katolickiej doktryny, ponieważ nigdy nie mieli okazji jej poznać, znają tylko tę posoborową przekazywaną w ramach systemu Novus Ordo. Dowodzi tego chociażby fakt, iż 99% czy to wiernych świeckich, czy duchownych nie korzysta z żadnych katolickich książek, katechizmów bądź dokumentów kościelnych sprzed lat 60. XX w., za to obficie karmi się wszystkim, co przyszło za „pastoralnym” II Soborem Watykańskim. To samo dotyczy seminariów, o czym równie łatwo można się przekonać, sprawdzając stosowaną literaturę, wśród której niemal nie ma nic starszego niż ostatnie 50 lat, a jeżeli coś się już jakimś trafem pojawia, wykładane jest w „nowym świetle” Vaticanum II. Akt zerwania jest zatem wyraźnie widoczny, a jednym z paradoksów potwierdzających tę tezę jest fakt, iż duchowieństwo Novus Ordo, które tak chętne jest do wspólnych modłów z heretykami i poganami, nie znajduje częstokroć choćby krzty tolerancji dla uświęconej przez wieki katolickiej liturgii.

Sprawa wierności Tradycji, a tym samym wierności nauce Kościoła, co jest tożsame z wiernością samemu Chrystusowi, jest wartościowana binarnie: albo chce się być wiernym albo nie, albo obiektywnie jest się z Tradycją albo w opozycji wobec niej (Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie Łk 11,23), albo ryt wyraża wiarę katolicką albo nie, albo ryt jest wyrazem posłuszeństwa wobec Tradycji albo nie. Nie ma żadnej dodatkowej opcji, stanu pośredniego czy kompromisu, który byłby czymś obiektywnie dobrym, choć tego rodzaju kompromisowe sytuacje ze względu na słabość ludzkiej natury i dopust Boży w praktyce występują. Podsumowując: albo będziemy się modlić zgodnie z Tradycją i wiarą katolicką, albo wbrew niej.

13. Novus Ordo jest nie tyle rytem, co bazą do tworzenia rytów.

Do tej pory, aby nie komplikować od początku rozważań, określaliśmy Novus Ordo jako „ryt”, ale po bliższym przyjrzeniu się można stwierdzić, iż posoborowy mszał to nie tyle ryt, co raczej baza do tworzenia rytów własnych. Dlaczego?

Mszał Pawła VI kładzie olbrzymi nacisk na tzw. kreatywność, dając kapłanowi wiele opcji do wyboru, np. wybór form aktów pokuty, modlitw eucharystycznych, czytań etc., pozwalając na posługiwanie się „własnymi słowami” w niektórych momentach Mszy Świętej i ogólnie zachęcając do pewnej inwencji, co idzie w parze z ogólnym i typowym dla posoborowia zanikiem dyscypliny. Powoduje to, iż celebracja jest na łasce kapłana: to nie kapłan podąża za Mszą, jak kiedyś, to raczej Msza ma iść za kapłanem według jego uznania. W ten sposób Msza staje się nierzadko emanacją osobowości kapłana. Coraz bardziej zmierza to w kierunku tego, iż kapłan zamiast ukazywać i wskazywać na Chrystusa, wskazuje… na siebie, względnie na wspólnotę, wokół której wszystko się kręci.

Znamienne jest samo słowo „ryt”. Pojęcie rytu wskazuje na rytuał, czyli coś uroczystego, niezmiennego, ściśle i drobiazgowo spełnianego; w religii: coś świętego. Tradycyjna Msza łacińska co do zasady wygląda zawsze i wszędzie tak samo (ubiór, gesty, wszystkie modlitwy). W Mszale zarówno w rubrykach, jak i nigrykach generalnie nie ma żadnych możliwości do wyboru czy też fragmentów, które wedle uznania celebransa „można pominąć”.

Novus Ordo zaś sprawuje się na niemal nieskończoną liczbę sposobów, w zależności od osobowości, pomysłowości czy wręcz kapryśności kapłana, uwzględniając choćby czasem zachcianki wspólnoty. Niewiarygodne? Sprawdźmy wobec tego i to bazując tylko i wyłącznie na mszale, nie uwzględniając w ogóle nadużyć czy różnorakich ekscesów:

Policzmy zatem, na ile sposobów można odprawić „Nową Mszę”?

  • zagajenie (powitanie) – 5 wariantów
    akt pokutny – 4 warianty
  • trzeci wariant aktu pokutnego – 11 rodzajów wezwań do wyboru (razem: 14 wariantów aktu pokuty)
  • kyrie – 2 warianty (a choćby 3, bo jeżeli użyto 3 lub 4 aktu pokuty, to Kyrie „wylatuje”)
  • Credo – 2 warianty (a choćby 3, jeżeli podczas Mszy św. sprawuje się sakrament Chrztu)
  • Modlitwa Wiernych – 4 warianty (ponoć jest więcej)
  • przygotowanie darów – 2 warianty
  • prefacje – 10 wariantów
  • Modlitwy Eucharystyczne – 18 wariantów (w Polsce, bowiem w innych krajach jeszcze więcej)
  • doksologia – 2 warianty
  • Wprowadzenie do Modlitwy Pańskiej – 8 wariantów
  • Domine, qui dixisti – 5 wariantów
  • modlitwa przed Komunią – 2 warianty
  • rozesłanie – 2 warianty.

Podsumowując: Nową Mszę w Polsce można (delikatnie szacując) odprawić na 5x4x14x2x2x4x2x10x18x2x8x5x2x2=516096000 (pięćset szesnaście milionów dziewięćdziesiąt sześć tysięcy) sposobów.

To w przybliżeniu 14 razy więcej niż liczba mieszkańców naszego kraju. W efekcie niemal żadna celebracja nie jest taka sama – w sensie użycia tych samych modlitw i gestów; w istocie każdy kapłan ma niejako swoje osobiste ryty. Z tego właśnie względu trudno mszał Novus Ordo nazwać „rytem”, tym bardziej „rytem rzymskim” (zob. fakt #7) – jest on raczej bazą do tworzenia własnych rytów.

Stanowi to jeden z wielkich problemów systemu Novus Ordo. Taka kreatywność nie jest niczym innym jak po prostu prywatyzacją liturgii, a przecież kapłan nie odmawia modlitw mszalnych w imieniu własnym tylko w imieniu całego Kościoła.

Msza Święta jest kultem publicznym Kościoła, a nie przestrzenią eksperymentów liturgicznych, aranżacją prywatnych pomysłów kapłana czy środkiem realizacji zachcianek jakichś grup wiernych. Msza w nowym rycie sprawia wrażenie przegadanej, podczas której uwaga skupia się na człowieku i wspólnocie. To, co winno być czynnością świętą, nierzadko przerywane jest przez uwagi, wtrącenia i inwencje kapłana, do których zresztą mszał zdaje się zachęcać. Powoduje to nieustanne przełączanie się między sacrum a profanum. Dlatego ciężko o skupienie, ciężko o ciszę. Z tego prawdopodobnie powodu sztucznie wprowadzono do rytu dwa momenty ciszy: po homilii i po komunii. Jest to zabieg udany, o ile ma podkreślić dwa najważniejsze momenty celebracji rozumianej na sposób protestancki: kazanie jako punkt główny, co postulował sam Marcin Luter, i wspólną wieczerzę.

14. Novus Ordo otępia zmysł wiary.

Dotychczasowe rozważania przywiodą nas do jeszcze innego, oczywistego wniosku: liturgia Novus Ordo otępia zmysł wiary (sensus fidei, sensus catholicus).

Jakże bowiem miałaby ten zmysł katolicki wyostrzać, skoro na każdym niemal kroku propaguje protestanckie doktryny? Jak ryt, projektowany w duchu odkatolicyzowania (główny architekt, ks. Bugnini wprost deklarował usunięcie każdego kamienia, który mógłby dla kacerzy choćby z daleka stanowić przeszkodę lub powód do niepokoju), miałby budować wiarę katolicką?

Za tymi działaniami kryje się problem fundamentalny – problem ignorowania Prawdy. Pseudoliturgiści nie ustawali w wysiłkach, by zreformowana liturgia zadowalała heretyków (którzy par excellence zaprzeczają Prawdzie), nikt nie pytał jednak, czy liturgia taka zadowala Pana Boga. Dokładnie ten sam problem ujawnia się w przypadku „kreatywności” liturgicznej, jednego z przewodnich motywów rzekomej reformy.

Dlaczego kreatywność jest zła? Gdyż za nią kryje się – w ostatecznym rozrachunku – antropocentryzm. Dostosowanie do ludu. No dobrze – ktoś powie – ale pomijając nadużycia, czy nie jest czymś słusznym, by tak dostosować liturgię, aby ułatwić w niej udział? Otóż nie. Pytanie takie pokazuje, iż zatracone zostało rozumienie liturgii.

Człowiek został przede wszystkim stworzony po to, aby Pana Boga chwalić i Jemu służyć. Najlepszym możliwym sposobem oddania chwały Bogu jest Msza Święta posiadająca wartość nieskończoną. Dlatego zamach na Mszę Świętą jest w konsekwencji zamachem na oddawanie Jemu czci, a w związku z tym jest pośrednio zamachem na samego Boga. Jest w pewnym sensie też i zamachem na człowieka, któremu przynosi szkodę poprzez pozbawienie możliwości okazywania adekwatnego kultu – wyrazu czci, którą winien składać Stwórcy. Te sprawy są ignorowane nie tylko przez ogromną większość duchowieństwa, która bądź to świadomie poszła za rewolucją, bądź ukształtowana została na pryncypiach rewolucyjnych i nie ma zorientowania, co się stało. Nierzadko umyka to uwadze choćby tradycyjnie usposobionych katolików, u których główną motywacją czasem okazuje się po prostu jedynie piękno klasycznego rytu, a nie kwestie doktrynalne z samym rozumieniem pojęć l i t u r g i i, k u l t u i c z c i na czele.

Celem liturgii jest oddanie Bogu czci. Doskonałej czci. Ktoś powie: „No dobrze, ale czy celem liturgii nie jest uświęcanie obecnych?”. Owszem, jest – ale to „jedynie” pozytywny skutek uboczny, podobnie jak ze śmiercią Pana Jezusa na krzyżu – jej zasadniczym celem było zadośćuczynienie Bogu Ojcu za grzech ludzi. Zbawienie ludzi jest celem drugorzędnym, pokazującym jednakże, jak Pan Bóg nas kocha. Chrystus chciał nas zbawić, ale nie musiał tego robić. Tak więc pierwszym celem Bóg. Drugim dopiero zbawienie człowieka. Teocentryzm – Bóg zawsze na pierwszym miejscu. Ostateczny cel. Nie: człowiek. Nie: skupienie się na człowieku. Nie: patrzenie na wszystko z perspektywy człowieka. A taka, niestety, właśnie jest nowa liturgia, takie były jej założenia: antropocentryczne, humanistyczne, utylitarne. W ten sposób człowiek stał się poniekąd Bogiem, ponieważ człowiek miast dostosować się do liturgii, liturgię dostosowuje do własnych potrzeb (rzeczywistych czy urojonych). Do przeprowadzenia tego antropocentrycznego przewrotu, jak w każdej rewolucji, jej luminarze potrzebowali paliwa w postaci mas, rzekomej „woli ludu”.

Pod pozorem „ułatwienia uczestnictwa wiernym” względnie „polepszenia rozumienia” liturgiczni hunwejbini dostali de facto wolną rękę do przeprowadzania rewolucji pełną parą. Tymczasem, czego niestety konserwatywna część hierarchii nie zauważyła, starając się o rozumienie liturgii przez wiernych, należało stosownie objaśniać istniejące obrzędy dzięki katechez, kazań czy wykładów, dostarczać odpowiednich pomocy, np. mszalików albo dobrych artykułów, i kształtować katolików względem ducha liturgii i myśli Kościoła, a nie zmieniać liturgię na inną, tym mniej na taką, która wyraża niekatolickie doktryny. Zresztą zdecydowana większość ludzi nigdy nie pragnęła zmiany liturgii – oni pragnęli lepszego poznania tej liturgii, w której brali udział ich przodkowie, takiej liturgii, jaką była od wieków.

Kryzys liturgii jest zatem wielowarstwowy. Nie tylko dotyczy licznych i powszechnych nadużyć (nawet względem bardzo luźnego dyscyplinarnie Novus Ordo), nie tylko samego nowego rytu jako takiego, nie tylko samych – błędnych u podstaw – założeń tzw. reformy, ale również rozumienia, czym w ogóle liturgia jest. Dlatego nie ma powodów, by w obliczu panującego dziś zamieszania dziwić się, iż są osoby skłonne uznać fakt występowania defektów w rycie Pawła VI, ale mimo to uważające, iż nie jest to dostateczny powód, by z mszału tego zrezygnować. Ludzie ci nierzadko są przeświadczeni, iż sami znając adekwatną naukę, mogą ją wyznawać bez żadnego uszczerbku, choćby jeżeli będą brali udział w obrzędach Novus Ordo. Takie podejście jest jednak błędne: przede wszystkim dlatego, iż ignoruje ludzką naturę, wprowadzając dysocjację między tym, co się wyznaje w sercu, w umyśle, w duszy, a tym, w czym się fizycznie bierze udział. Człowiek przecież złożony jest i z ciała, i z duszy, i jego postawa zarówno pod względem czysto fizycznym, jak i intelektualnym powinna być spójna. Należy to do ludzkiej natury, tyczy się więc każdego człowieka i nie ma tu żadnych wyjątków.

Założywszy nawet, iż jakiś wyjątek by się znalazł, nie można ignorować faktu, iż wiele innych dusz zostało wywiedzione na manowce za sprawą Novus Ordo: czy to samego rytu bezpośrednio, czy to ze względu na nauki, zachowanie i praktyki stosowane przez duchownych podczas celebracji.

Jedno i drugie i tak sprowadza się do problemu doktrynalnego przygotowania kapłanów. Jakie bowiem przygotowanie, tacy kapłani. Jacy kapłani, tacy też będą powierzeni im wierni. Fakty są nieubłagane: spośród osób uważających się za katolików coraz więcej rozmija się z nauczaniem Kościoła, a jakimś trafem najbardziej wierni Magisterium są ci, którzy uczęszczają na Mszę Świętą w rycie tradycyjnym. Potwierdzają to niedawno przeprowadzone badania, które wykazały, iż wśród wiernych w USA:
• tylko 2% katolików tradycyjnych popiera antykoncepcję, w porównaniu do (aż!) 89% katolików Novus Ordo;
• jedynie 1% katolików tradycyjnych popiera aborcję (dziwne, iż ktoś w ogóle się znalazł), w porównaniu do (aż!) 51% katolików Novus Ordo;
• aż 99% katolików tradycyjnych co tydzień bierze udział w Mszy Świętej, podczas gdy katolików Novus Ordo zaledwie 22%;
• zaledwie 2% katolików tradycyjnych popiera „małżeństwa” gejowskie, w porównaniu do 67% katolików Novus Ordo.

Jakiż musi być stan nominalnego „katolicyzmu” w Stanach Zjednoczonych (przypomnijmy, iż to kraj o największej liczebnie populacji osób uznających się za katolików), skoro większość „wiernych” jest tam za antykoncepcją, aborcją i tzw. małżeństwami gejowskimi? Cóż robią tamtejsi księża i biskupi?

Nadal jednak znajdą się i tacy – niektórzy choćby z tytułami naukowymi – którzy twierdzić będą, iż nie ma to absolutnie żadnego związku z Novus Ordo czy też ogółem „reform” posoborowych. Polecając ich spostrzegawczość w modlitwie, skupmy się jednak na rzeczywistości. Zorientowanych katolików nie będzie trzeba specjalnie przekonywać, iż podobne rezultaty otrzymalibyśmy w wielu krajach Europy Zachodniej, gdybyśmy tylko poszli do któregoś z kościołów (o ile nie byłby już przerobiony na market, pub czy dom publiczny). Takie stanowisko nie odbiega zresztą od głoszonych przez hierarchię, zwłaszcza niemiecką, poglądów. Także i w Polsce, choć zacofanej o 20 lat, liberalizacja postępuje i to bardzo szybko. Owe 20 lat wynika m.in. z tego, iż właśnie o mniej więcej dwie dekady opóźniono u nas realizację „reform” soborowych z rewolucją liturgiczną na czele. Dla porównania: pierwszym pełnym i rozpowszechnionym wydaniem Novus Ordo w Polsce był mszał z roku 1986 r.; zaś np. episkopat Francji wykazawszy się niecierpliwością i nadgorliwością, w dekrecie z 12 listopada 1969 r. wymusił używanie Novus Ordo począwszy od 1 stycznia 1970 r., jeszcze zanim przyszedł nakaz z watykańskiej kongregacji.

Rozpad Kościoła, rozpad dyscypliny i dezinformacja względem doktryny idzie więc w parze z reformowaną liturgią i warunkiem koniecznym prawdziwej odnowy jest odnowa liturgii, na co zresztą zwracał uwagę sam Benedykt XVI, niezależnie od pewnego dwójmyślenia. Oczywiście, mówimy tu o warunku koniecznym, bynajmniej nie jedynym. Sam powrót do wierności w liturgii to zaledwie część pracy. Konieczny pozostało powrót do doktryny, ale ten będzie łatwiejszy, jeżeli liturgia będzie doktrynę wyrażać, a nie ją rozmywać czy wręcz jej zaprzeczać. W jednym i drugim przypadku wielką rolę mają tu do odegrania kapłani – w końcu to do nich należy nauczanie ludu i prowadzenie dusz do zbawienia. jeżeli sami opowiedzą się jednoznacznie po stronie Prawdy, jeżeli zwrócą się ku nieskazitelnemu kultowi katolickiemu, Pan Bóg, na mocy samego ich urzędu, da im wszystko, co potrzeba, by pociągnąć za sobą lud ku prawdziwej, katolickiej wierze.

Michał Rzepka
(Fragmenty materiałów z drugiej edycji Konferencji „Kościół katolicki w czasach zamętu. Elementy diagnozy i remedia”, Wydanie I, 2020)

Idź do oryginalnego materiału