Jak myśli Polak narodowy?

2 tygodni temu

Ma w pamięci poniżenie polskości wskutek rozbiorów, a po krótkiej niepodległości ponowne jej zagrożenie. Tego kompleksu nie umie się pozbyć, nie czuje się prawdziwie wolny, choćby gdy niepodległość udało się odzyskać, i wierzy, iż są na świecie bliżej nieokreślone siły, masońsko-kapitalistyczne, żydowskie czy niemieckie, które zmierzają do ponownego odebrania Polakom ich tradycji, własnego stylu życia, zasad moralnych i choćby samego Boga. Im bardziej nie potrafi tych sił zracjonalizować, tym silniej ich się ich lęka, i wskutek tej podejrzliwości staje się niezdolny do międzynarodowego współdziałania. Rzutuje to również na tworzenie obrazu przeszłości: skoro domniemani wrogowie czyhają na każdą słabość, nie wolno jej okazywać, i w rezultacie wszystko, co nie pasuje do wyobrażenia nieskazitelnej Polski, ma być opatrzone pieczęcią zdrady i wymazane ze zbiorowej pamięci. Nie czując się prawdziwie wolnym, sam unicestwia różnorodność polskiej tradycji i chce do jej pilnowania zaprzęgać instytucje państwowe. Tymczasem siłą polskiej historiografii, począwszy od najwcześniejszych kronikarzy, było obok dumy narodowej krytyczne spojrzenie na przeszłość i teraźniejszość, w celu nieustającej „naprawy Rzeczypospolitej” z ducha Andrzeja Frycza Modrzewskiego i Konstytucji 3 Maja. Taka wielogłosowa historiografia i pamięć historyczna była nieodłącznym składnikiem polskiej tradycji i nie powstrzymały tego żadne urzędowe zakazy i konfiskaty. Przekonanie, iż „tylko ja mam rację, tak ma być, i koniec”, bywa tak silne, iż skłonne do wybaczania największych choćby nieprawości według zasady: naszych biją, oni walczą o Polskę, i to jest ważniejsze od wszystkiego! – niczym u kibica drużyny futbolowej żywiącego nienawiść do przeciwnika.

Dotyczy to również kwestii obyczajowych. Wśród nich dzielące Polaków jest z jednej strony przekonanie, iż przerywanie ciąży jest wykroczeniem etycznym i iż nie wolno utożsamiać miłości dwupłciowej z jednopłciową, z drugiej – iż prawem kobiety jest decydowanie o poczętym życiu i iż obie te miłości są równoprawne. Co powinien w tej sytuacji uczynić kandydat, który deklaruje, iż chce być prezydentem wszystkich Polaków? Na pewno zachować powściągliwość w urażaniu czyjejkolwiek wrażliwości. I budować mosty. Oświadczenie, iż tworzy komunikację i buduje mieszkania dla ogółu, jest unikiem, ponieważ tak czyni każde państwo, innej możliwości nie ma. Co do aborcji – uznać, iż to jest zło i może być usprawiedliwione tylko alternatywą innego, uznanego za większe zła, a osąd powinien wtedy należeć do szerszego grona: partnera, rodziców i krewnych, lekarza i w potrzebie psychologa, przy zapewnieniu kobiecie prawa do ostatecznej decyzji, nikt bowiem nie może być lepszym sędzią, niż ona sama. Każda taka sytuacja wymaga rozwagi i potrzebna jest w tym pomoc innych. Co do związków partnerskich jednopłciowych – uznać, iż są one czymś innym (to nie znaczy gorszym, bo taka skłonność jest wrodzona) niż małżeństwo i przyjąć stosowne regulacje prawne, zróżnicowane stosownie do okoliczności i woli zainteresowanych w sprawach majątku, wzajemnych wobec siebie zobowiązań, dziedziczenia i uprawnień dzieci, własnych czy za zgodą sądu adoptowanych. Nieślubne związki kobiety i mężczyzny miałby możliwość wyboru między ślubem, uznanym prawnie związkiem partnerskim i pozostaniem w związku wolnym. Potrzebne są tu rozwiązania nieradykalne i kompromisowe, nienaśladujące ani państw Zachodu, ani Wschodu, a wtedy stanie się może cud w duchu św. Franciszka i Leona czternastego.

Sprawą dzielącą jest też stosunek do Kościoła, od czynnego uczestnictwa w liturgii, poprzez własne pojmowanie wiary bez zrywania związku z Kościołem, aż do całkowitego ateizmu (co, mówiąc nawiasem, nie jest do końca możliwe, ponieważ istnienie wyższej inteligencji, poczucia piękna, prostego i niezwykle wyrafinowanego, i prawdy w kategoriach jedynie dostępnych, czyli ludzkich, nie da się zakwestionować). Kiedy się żąda rozdziału Kościoła i Państwa, to wypada szukać porozumienia w tym, iż Kościół w swojej wierze i majątku jest dobrem ogólnonarodowym, a opieka nad miejscami związanymi z kultem i wymagającymi ogromnych kosztów nie może się obejść bez pomocy państwa i stosownych regulacji prawnych, także finansowych. Polscy „komuniści” dbali o historyczne miejsca kultu, a „bezbożni” Francuzi rzucili się jak jeden mąż (dla naszych uroczych w swojej śmieszności feministek, różnych gościń, doktorek, marszałkiń i ministr: mąż, i w tym żona) do ratowania Katedry Naszej Pani. Obok żywej opieki duszpasterskiej kościoły wraz ze swoim ceremoniałem i przyczynianiem się do pielęgnowania tradycji regionalnych są wielkim polskim muzeum – znaczna część budowli religijnych to zabytki – za którego zachowanie odpowiedzialność spada na wszystkich.

Jest pewna nadzieja w tym, iż do ideałów Polaka narodowego zbliża się, jak wykazała pierwsza tura wyborów prezydenckich, znaczna część Polaków młodego pokolenia. Różnice między konserwatyzmem i postępowością nie muszą być tak radykalne, jak głosi to kandydat Polaka narodowego, mogą stać się zarzewiem twórczego fermentu. Nie stanie się bowiem inaczej: adekwatna młodości czystość intencji, jej na równi poczucie polskości, jak obycie w świecie. Spowoduje, iż zatwardziała i w gruncie rzeczy okrutna wersja konserwatyzmu zmieni swoje oblicze na – nie trzeba się obawiać tego oksymoronu – konserwatyzm progresywny. I o ile starsi nie przeszkodzą nowemu pokoleniu swoimi fobiami, ono samo wyłoni swoich przywódców i wypracuje formuły społecznego – i patriotycznego – porozumienia.

Andrzej Lam

Idź do oryginalnego materiału