Można żyć bez wiary w jakiegoś Boga. Trudniej żyć bez doświadczenia duchowego – mówi „Tygodnikowi Powszechnemu” reżyserka Jagoda Szelc.
W nowym numerze „Tygodnika Powszechnego” m.in. o potrzebie samotności Anna Goc rozmawia z reżyserką Jagodą Szelc.
– Lubię być sama od zawsze. Dla mnie to najbardziej upragniony stan, ku rozpaczy moich przyjaciół. Wyspokojenie to moja praktyka duchowa – stwierdza Szelc.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Opowiada, iż urodziła się w domu ludzi niewierzących. – Od dziecka słyszałam, iż człowiek po śmierci rozkłada się w ziemi, staje się nawozem dla roślin. Być może dlatego daleko mi do romantyzowania natury i religii. Wydaje mi się, iż można żyć bez wiary w jakiegoś Boga. To jest dość łatwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co dzieje się na świecie. Trudniej żyć bez doświadczenia duchowego – mówi reżyserka.
Gdzie szuka tego doświadczenia? – Banalnie. W lesie, najlepiej w samotności. […] Samotność nigdy mnie nie przerażała. Byłam w niej od dziecka mocno wytrenowana. Dla dzieciństwa nie była najlepsza, ale dla dorosłości bywa wartościowa. Stan samotności jest dla mnie całkowicie naturalny – zaznacza.
Przyznaje też, iż umie być z ludźmi. – I są momenty, kiedy bardzo chcę być z ludźmi. Ale przez większość czasu bardzo chcę być sama. Potrzebuję izolacji i wybieram konkretne izolacje. […] Najbardziej chciałabym być leśnym dziadkiem. Mieszkałam kiedyś przez dwa miesiące w lesie. Miałam chatkę, a osoba, o której robiłam film dokumentalny – drugą. Zdarzało się, iż nocą wracałam sama przez las, bez latarki. W nocy bez księżyca było tak ciemno, iż nie widziałam swoich rąk. Jakbym nie miała ciała. A jednak dzięki dźwiękowi czujesz, iż jesteś – zauważa Jagoda Szelc.
DJ