Mówiła o sobie: „Nie jestem duszą towarzystwa. Żeby stać i się pięknie uśmiechać? To nie dla mnie. Nie mam czasu błyszczeć”.
Na cmentarzu parafialnym w Józefowie koło Otwocka odbył się pogrzeb Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, wybitnej aktorki, artystki niezależnej, osobnej.
Mówiła o sobie: „Nie jestem duszą towarzystwa. Stoję sobie raczej z boku, nikomu się nie narzucam. Tak jest mi dobrze, lubię własne towarzystwo. Żeby stać i się pięknie uśmiechać? To nie dla mnie. Zawsze mam dużo rzeczy do zrobienia, pieski czekają, kolejka książek, od których najchętniej w ogóle bym się nie odrywała, ogrodem trzeba się zająć, z dziećmi spotkać… Nie mam czasu błyszczeć”.
Symbol pokolenia
Zadebiutowała w słynnym filmie Janusza Morgensterna „Trzeba zabić tę miłość” według scenariusza Janusza Głowackiego (1972). Była zjawiskowa. Rola Magdy stała się wydarzeniem i przyniosła aktorce pierwsze ważne wyróżnienie – nagrodę im. Zbigniewa Cybulskiego.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Jankowska-Cieślak stała się dla młodego pokolenia wchodzącego w życie na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, a więc na progu „gierkowszczyzny”, symbolem niezależności, buntu, połączonego z zagubieniem i poszukiwaniem czułości, miłości, przyjaźni. Stworzyła wizerunek dziewczyny przełamującej wszystkie schematy swojej epoki. Była nie tylko profesjonalną aktorką, ale też „naturalnym” symbolem tamtych lat i tamtego pokolenia.
Prof. Aleksander Jackiewicz pisał w „Ekranie” po premierze filmu Morgensterna: „Wielka jest naturalność gry aktorki w tej roli. Chociaż Magda często zgrywała się. Ale to zgrywała się ona – nie aktorka. Magda była mieszaniną człowieka i projektu na człowieka. Nie potrafiła się jeszcze pozbierać. Naturalność gry Jankowskiej polegała na mozaikowości bliskiej autentycznym zachowaniom współczesnego człowieka, zwłaszcza młodzieży, w których niejako wszystko jest na raz”.
Po filmie Morgensterna była chętnie obsadzana, m.in. w serialach: „Polskie drogi” i „Jan Serce”. W 1982 r. jako pierwsza polska aktorka zdobyła nagrodę na festiwalu w Cannes. Otrzymała statuetkę za rolę kobiecą w węgierskim filmie „Inne spojrzenie” w reżyserii Károly’ego Makka. Film na podstawie książki Erzsébet Galgóczi rozgrywał się w rzeczywistości Węgier tuż po rewolucji 1956.
W tę polityczną historię wpisana została problematyka obyczajowa – lesbijska miłość łącząca główną bohaterkę Evę z Livią (Grażyna Szapołowska). Podkreślano, iż Éva Jankowskiej-Cieślak jest postacią prawdziwą i tragiczną. Zarówno, gdy upokorzona musi tłumaczyć oficerowi śledczemu technikę miłości lesbijskiej, jak i gdy zdesperowana ściąga na siebie salwę wojsk pogranicza.

Piękna, poprzecinana zmarszczkami twarz Jankowskiej-Cieślak nadała scenom „Tataraku” Wajdy metafizycznego wymiaru, eschatologii, której człowiek nigdy do końca nie zrozumie
ks. Andrzej Luter
Wydawałoby się, iż po takim sukcesie zacznie występować w międzynarodowych produkcjach u najlepszych reżyserów. Niestety, stan wojenny uśmiercił wszystkie plany. Po latach ujawniono, iż wiele propozycji dla Jankowskiej nadsyłanych z zagranicy wylądowało w niszczarkach władz ówczesnej kinematografii. Ani aktorka, ani jej mąż, znany reżyser teatralny Piotr Cieślak, nie należeli do ulubieńców władz komunistycznych.
W roku 1989 już po odzyskaniu niepodległości Maciej Dejczer zrealizował film „300 mil do nieba”. Jadwiga Jankowska-Cieślak zagrała w nim przejmująco matkę dwóch braci, Jędrka i Grzesia, którzy postanowili uciec za granicę z Polski ogarniętej stanem wojennym, ukrywając się pod podwoziem samochodu ciężarowego. Film miał ogromną oglądalność, opowiadał bowiem o wydarzeniach autentycznych, którymi żyła w połowie lat osiemdziesiątych cała Polska.
Prawd naprawdę strasznych mówić nie wolno
Najwybitniejszą kreację filmową stworzyła – moim zdaniem – w „Rysie” (2008) Michała Rosy. Film ten wpisywał się w gorącą dyskusję na temat lustracji. Nie jest to – na szczęście – obraz o teczkach esbeckich, ale porażający dramat psychologiczny, opowiadający o tym, jak demony przeszłości mogą zniszczyć człowieka. Joanna (Jadwiga Jankowska-Cieślak) i Jan (Krzysztof Stroiński) to wspaniałe małżeństwo, przeżyli ze sobą w miłości i przyjaźni wiele lat. I nagle po latach zjawia się ubecka „iskrówka” – depesza telegraficzna!
Jedno, rzucone jakby mimochodem pomówienie – w tym przypadku przez mylącego zresztą fakty i daty ubeka – może doprowadzić człowieka do obłędu, atrofii uczuć. Joanna całe swoje życie stawia pod znakiem zapytania. Widz uczestniczy w przejmującym studium psychozy. Bohaterka wpada w psychologiczny potrzask. Odsuwa się od przyjaciół i pozostaje przerażająco samotna w przeżywaniu swojej tragedii. Traci wiarę w otaczający świat z powodu niemożności odkrycia prawdy.
Siłą obrazu jest ascetyczne aktorstwo Jankowskiej-Cieślak doskonale oddające sytuację człowieka, który nie może przezwyciężyć sam siebie. Po obejrzeniu filmu miałem poczucie, iż prawd naprawdę strasznych mówić nie wolno. Chodzi o te prawdy, wobec których człowiek jako ofiara niszczącego moralizmu jest całkowicie bezsilny. Jankowska-Cieślak zagrała ten stan psychiczny człowieka w sposób powalający, tego nie da się zapomnieć.
To aktorstwo najwyższej próby. Za tę rolę aktorka otrzymała Polską Nagrodę Filmową Orzeł.
Elektra naszej współczesności
Jadwiga Jankowska-Cieślak była także, a może przede wszystkim, wybitną aktorką teatralną. Występowała u największych twórców polskiej sceny. Wymieńmy najważniejszych: Kazimierz Dejmek, Maciej Prus, Jerzy Grzegorzewski, Adam Hanuszkiewicz, Krzysztof Warlikowski, Krystian Lupa, Jerzy Jarocki, Agnieszka Glińska, Paweł Miśkiewicz, Izabella Cywińska, Grzegorz Jarzyna, Piotr Cieślak. Zadebiutowała na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie w 1973 roku. Zagrała tytułową postać w „Elektrze” Jeana Giraudoux w reżyserii Kazimierza Dejmka.

- Wiesław Saniewski
Wolny strzelec pod nadzorem
Po premierze pisano o tej roli w miesięczniku „Teatr”: „Niezwykły wdzięk, subtelność bladej, wiotkiej rośliny, uosobienie bezbronnej dziewczęcości, które wnosi za swoim pierwszym pojawieniem się na scenie, łączy się w osobliwy sposób z namiętnością, siłą wyrazu, niemal z brutalnością, która rodzi się u niej z gwałtownego zaangażowania, z jakiegoś beznamiętnego zatracenia się. Jej Elektra jest doprawdy nieubłagana: czujemy to namacalnie, mamy pewność, iż nie powstrzyma jej nic, iż gotowa jest dosłownie zburzyć świat… Ta interpretacja jest wstrząsająca, urzekająca, ale i groźna. To jest istotnie Elektra naszej współczesności… a może i najbliższej przyszłości? Aż dreszcz przechodzi…”.
Czytam po latach tę recenzję z „Teatru” i uzmysławiam sobie, iż taką Elektrą była także Magda z „Trzeba zabić tę miłość”.
Joanna Szczepkowska na wiadomość o śmierci koleżanki napisał bardzo osobiste wspomnienie: „Jadwiga, Jadzia. Jadźka – tak do niej mówiliśmy, a ona tę wersję lubiła najbardziej. Tak nazywana czuła się lepiej, bo nie pomnikowo, bała się i zamykała na dowody szacunku i podziwu, jakim ją darzyliśmy. Była najwyżej. Artystka sztuki aktorskiej.
[…] Była objawieniem. Inna od wszystkich, jacy dotąd pojawili się na scenach. Czerpała z bogactwa swojego wnętrza, do którego mało kto miał dostęp. […] Pamiętam, była pandemia, a ona napisała, iż chce poczytać sobie «Alchemię słowa» mojego dziadka Jana Parandowskiego i czy może mam, bo chciałaby pożyczyć. Gdybym miała choćby jeden egzemplarz, pamiątkowy, oddanie go na zawsze w ręce Jadzi, dałoby pożytek większy niż trzymanie go na półce.
Umówiłyśmy się na mojej ulicy, wyludnionej w tym czasie. Stała na chodniku tak krucha, tak szaro ubrana, jakby chciała, żeby jej nie było. Podeszłam blisko, słońce padało na jej twarz pokrytą siatką zmarszczek, które dodawały jej piękna i uroku. Była nieziemska, choć chciała być zwyczajna. Wstawała przed świtem, lubiła pielęgnować rośliny w ogrodzie. Ta pora była chyba najbardziej odpowiednia dla jej cichej, bogatej natury. Odeszła we śnie. Przed świtem. Teraz jest cisza. Potem…? Niech to będzie tam sama miłość. Warta jej byłaś i jesteś jej warta Jadwigo”.
W 2009 r. Jadwiga Jankowska-Cieślak zagrała przejmującą rolę w filmie Andrzeja Wajdy „Tatarak” na podstawie prozy Jarosława Iwaszkiewicza. Była przyjaciółką głównej bohaterki Marty (Krystyna Janda). Towarzyszyła Marcie w milczeniu, w jej umieraniu i niekończącym się cierpieniu po utracie syna w czasie wojny. Wajda zawsze miał genialną intuicję aktorską. Piękna, poprzecinana zmarszczkami twarz Jankowskiej-Cieślak nadała tym scenom metafizycznego wymiaru, eschatologii, której człowiek nigdy do końca nie zrozumie.
Odeszła aktorka niepowtarzalna i niepodrabialna.
Przeczytaj również: Nie żyje Janusz Majewski, mistrz polskiego kina