Ja w Kościele

kjb24.pl 2 miesięcy temu
Zdjęcie: Ja w Kościele


Z notatnika grzesznika

[artykuł opublikowany pierwotnie jesienią 2021 r. – przyp. red.]

Papież Leon XIII w encyklice „Tametsi futura” napisał, iż „Dosyć już nasłuchał się tłum o tym, co się zwie «prawami człowieka», niechże usłyszy kiedyś o prawach Boga”. Myślę, iż nam wszystkim zrobi dobrze, o ile przynajmniej od czasu do czasu zapomnimy o sobie i swoich prawach, o naszych ego i punktach widzenia, warunkujących postrzeganie świata, a skupimy się dla odmiany na Bogu i Jego prawach.

Nie da się ukryć, iż współczesne społeczeństwa coraz bardziej się atomizują. Coraz mniej czujemy się częścią większej wspólnoty – rodziny czy narodu – a coraz bardziej chcemy być indywidualnościami, które chwilowo mają zbieżne interesy z innymi, więc zawierają tymczasowe sojusze, ale tak naprawdę nie łączy nas nic głębszego. Wpływ na to ma oczywiście wiele czynników, którymi zajmują się socjologowie, ale wydaje się, iż tak właśnie jest.

PRZEDSPRZEDAŻ: Olej św. Michała Archanioła + Post Świętego Michała Archanioła (Zestaw)

Indywidualizm

Remigiusz Okraska na portalu „Teologii Politycznej”, w tekście zatytułowanym „Szczepionka na indywidualizm pilnie poszukiwana” apeluje o odnowę myślenia wspólnotowego; o to, byśmy znowu poczuli się częścią większej grupy, a co za tym idzie – poczuli wobec niej pewną odpowiedzialność, ponieważ indywidualizm, czyli przekonanie, iż jednostka jest ponad grupą, iż najważniejsza jest jej niezależność, jest drogą donikąd. Szczególnie wyraźnie widać to obecnie, gdy od kilkunastu miesięcy żyjemy w innej rzeczywistości.

Autor postawił tezę, iż w przyszłości w sporach ideowych i politycznych za łby nie będą brać się prawicowcy z lewicowcami, tak jak to zwykle bywało, ale ci, którzy uważają, iż jesteśmy częścią społeczeństwa i mamy wobec niego określone powinności, z tymi, którzy uważają, iż ich wolność jest wartością nadrzędną i nikt nie powinien im niczego narzucać. Przedsmak tych dyskusji mamy już dzisiaj, podczas debat związanych z lockdownami czy szczepionkami. Nie omijają one oczywiście Kościoła, który również podzielił się według nowych kryteriów.

Jedni akcentują wolność jako warunek wszystkiego, a drudzy mówią o odpowiedzialności względem innych. Obie te wartości są cenne i powinny być dla nas istotne. Jako iż żyjemy w jednym państwie i w jednym Kościele, powinniśmy jednak znaleźć złoty środek, tak aby nie stracić zbyt wiele wolności, ale poczuwać się do odpowiedzialności za innych oraz za nas jako wspólnotę.

fot. DNK.Photo | Unsplash

Egoizm

Swego czasu karierę robił termin „zdrowy egoizm”, spopularyzowany przez austriackiego dziennikarza Josefa Kirschnera. Krótko mówiąc, chodzi o to, iż pomaganie innym, poświęcanie się dla innych, połączone z niezauważaniem siebie oraz swoich potrzeb, prowadzi najczęściej do zgorzknienia, rozgoryczenia, poczucia bycia wykorzystywanym. Uznano więc, iż konieczna jest pewna dawka egoizmu, czyli myślenia także o sobie, tak żeby zachować pewną równowagę psychiczną. Inaczej mówiąc, najefektywniej będę pomagać innym, gdy sam będę wypoczęty, gdy moje potrzeby będą zaspokojone, gdy będę szczęśliwy i gdy będę to robić z własnej woli.

W teorii wszystko to wygląda pięknie i choćby ma dużo sensu. Problem jednak w tym, iż – jak często można się przekonać w dyskusjach na ten temat – niektórzy zdają się mylić pojęcie „zdrowy egoizm” ze stwierdzeniem: „egoizm jest zdrowy”. A to przecież nie jest to samo. Może byłoby lepiej tę postawę nazywać „zdrowym altruizmem”, który mówiłby o tym samym, czyli pomaganiu innym w sposób zdrowy, a więc w poszanowaniu siebie i swoich potrzeb, ale nazwa nie sugerowałaby, iż może ten egoizm nie jest wcale taki zły.

W społeczeństwie pełnym indywidualistów, którzy sami dla siebie są twórcami prawa moralnego i wyznacznikami tego, co słuszne, a co nie, w społeczeństwie pełnym zatwardziałych singli z wyboru, którzy nie mają ochoty obniżać standardu swojego życia dla rodziny czy dzieci, w społeczeństwie pełnym przedstawicieli tak zwanego pokolenia płatków śniegu, którzy uznają się za wyjątkowych i niepowtarzalnych, „zdrowy egoizm” – będący ładnym opakowaniem, w którym kryje się pospolity egoizm – może być kuszącym stylem życia.

Dlatego tak istotny jest powrót do myślenia wspólnotowego. Życie w rodzinie oraz zdrowe funkcjonowanie we wspólnocie Kościoła, czy odpowiedzialność za kogoś w jakiejkolwiek innej formie, niewątpliwie pomagają taki sposób myślenia w sobie kształtować.

Kamień z Groty Objawień w oprawie

Egoista w Kościele

To wszystko, o czym była mowa powyżej, wpływa także na stan naszej wiary. Czy tego chcemy, czy nie, wychowujemy się w kulturze indywidualizmu, a więc i przejmujemy pewne sposoby myślenia promowane jako słuszne. Czasem niestety sprawia to, iż zamiast wyznania wiary rozpoczynającego się od słów: „Wierzę w jednego Boga…”, wyznaniem wiary najbliższym naszemu sercu jest odmiana zaimka „ja” przez wszystkie przypadki.

Jak to wygląda w praktyce? Wybieram sobie z religijnego skarbca praktyk te, które mnie odpowiadają, i które do mnie pasują. Księży słucham głównie tych, którzy mówią to, co ja chciałbym usłyszeć. Uczęszczam na spotkania wspólnoty religijnej, o ile ja się czuję na nich dobrze. Aż wreszcie – opuszczam Kościół, bo ja nie czuję się zrozumiany albo ja czuję zgorszenie kimś innym, na kogo moje święte oczy nie mogą patrzeć. To ja jestem przecież recenzentem Pana Boga, Jego stworzenia i Kościoła, mianowanym przez nie wiadomo kogo, ale jestem. W końcu najważniejsze, żebym to ja był szczęśliwy i spełniony.

Żeby nie być źle zrozumianym – nie ma nic złego w tym, iż pewne aspekty wiary dostosowujemy do siebie i w ogóle o siebie dbamy. Nie chodzi przecież o to, żeby na siłę i dla zasady działać wbrew sobie i sobie szkodzić. Chodzi jednak o to, żeby móc się na chwilę zatrzymać i zapytać, czy rzeczywiście to, co robię, rozwija mnie i innych wokół mnie w dobrą stronę, czy rzeczywiście idę w stronę nieba i prowadzę innych za sobą, czy może raczej utwierdza mnie to tylko w poczuciu, iż jest fajnie i jestem OK, więc nie muszę nic specjalnie zmieniać. Wtedy stoi się w miejscu, a kto nie idzie do przodu, ten się cofa.

Drewniany różaniec z kamieniem z Groty Objawień na Gargano (czerwony)

Instytucja Kościoła

Indywidualistyczne postrzeganie siebie sprawia, iż Kościół przestaje być naszym domem, naszą Matką, a zaczyna być po prostu jedną z wielu instytucji, do których należymy. A skoro tak, to możemy, a choćby powinniśmy się od niej dystansować, kiedy coś nam nie pasuje. W ostatnich czasach jest niestety wiele powodów, by być zasmuconym działaniami Kościoła. Nie można jednak zapomnieć, iż tenże Kościół jest chwiejny nie dlatego, iż źli są jacyś „oni”, ale dlatego, iż ja sam jestem chwiejny.

Warto więc pamiętać, iż kult człowieka albo kult siebie, wyrażane w jakimś przesadnym dążeniu do niezależności wobec wszystkiego albo do podporządkowywania wszystkiego mojemu szczęściu, to także bałwochwalstwo.

Tomasz Powyszyński

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (5/2021)

Idź do oryginalnego materiału