Irena Gelblum: Lepiej nie udawać bycia sobą

3 godzin temu
Zdjęcie: Irena Gelblum


Dlaczego czas wojny zamazała czarnym flamastrem? Nie chciała przyjąć roli ofiary, z którą kojarzy się ocalały z Holokaustu? A o ile to wcale nie chodziło o Holokaust?

Fragment książki „Nie koniec, nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów”, Wydawnictwo Czarne, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Wołowiec – Warszawa 2025

Historia mścicieli długo była okryta tajemnicą, członkowie grupy poprzysięgli milczenie. Aż przerwał je w latach osiemdziesiątych Aba Kowner, gdy świadomy śmiertelnej choroby, sam zaczął opowiadać i zorganizował zbiórkę świadectw. Nie wszyscy chcieli mówić. Na podstawie zeznań tych, którzy się na to zdecydowali, powstały książki i filmy[1].

Ciągłe upokorzenie i bezradność w czasie wojny napędzały pasję zemsty – pisze Dina Porat, która przekopała się przez setki relacji, pamiętników, listów, dokumentów i sama nagrała wiele rozmów. Cytuje Abę Kownera: „Horrorem było życie, które poprzedziło śmierć, to upokorzenie ludzi; byliśmy świadkami, jak naród i jednostka obracają się w proch, jak wszystkie świętości szarga się i niszczy”[2]. Poza pragnieniem odwetu kierowało nimi przekonanie, iż tylko jeżeli pokażą światu, iż Żydzi potrafią się zemścić, uchroni ich to przed kolejną Zagładą.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Grupa Kownera przygotowała dwa plany. Plan A: uderzyć w pięć dużych miast – Berlin, Hamburg, Frankfurt, Monachium i Norymbergę. Opanować ich systemy wodociągowe i pewnego dnia, po odcięciu dopływu wody do dzielnic, w których mieszkają nie-Niemcy, wpuścić do rur truciznę. Plan B, skromniejszy, na wypadek, gdyby tamto się nie udało: uderzyć w obozy, w których przetrzymywano esesmanów. Podać im zatruty chleb.

[…] Przykrywką dla ich supertajnej akcji było zaangażowanie w działalność Brichy – Aba Kowner należał do jej współzałożycieli. Mściciele kursowali więc do Włoch, po drodze wykonując rozliczne zlecenia. Kazik Ratajzer uzgodnił z Kownerem, iż wróci z Bukaresztu do Polski jako przedstawiciel Brichy, by przeprowadzać grupy przez Czechosłowację[3]. W jakich działaniach uczestniczyła Irena Gelblum, nie wiemy, ale Grzela znalazł ją na liście aktywistów organizacji w albumie wydanym przez izraelskie Ministerstwo Bezpieczeństwa[4].

Może zdobywała dla nich pieniądze dzięki transakcjom na czarnym rynku? Na pewno zajmowała się tym dla mścicieli. Meirke Davidson, emisariusz Hagany, opisał, iż była wśród nich pomysłowa i rzutka kobieta o imieniu Irena, która gwałtownie i z dużym zyskiem obracała pieniędzmi między Włochami a Rumunią[5].

[…] Wśród tych, którzy w Bukareszcie zgłosili akces do mścicieli, był Jechiel Feiner. Przeżył Auschwitz i gdy zamieszkał w Izraelu, pod pseudonimem Kacetnik pisał powieści – jak sam mówił – „z planety Auschwitz”. W wydanej w latach osiemdziesiątych „Zemście” pytał: „Czy krew niemieckiego dziecka zagłuszy dla nas, choćby na chwilę, płacz dziecka żydowskiego? Czy czyjakolwiek krew ma moc zmycia krwi tych, którzy zginęli?”[6].

Anna Bikont, „Nie koniec, nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów”, Wydawnictwo Czarne, Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, Wołowiec – Warszawa 2025

Dina Porat pytała mścicieli (Ireny Gelblum nie było wśród jej rozmówców), jak po latach oceniają swoje działania. Większość mówiła o uldze, iż nie doszło do realizacji planu A. Ale niektóre rozmowy były dramatyczne. Jehuda Friedman, dawny Idek, towarzysz Ireny w Dachau, uprzejmy, miły pan po dziewięćdziesiątce, nagle zaczął krzyczeć: „Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego akcja została wstrzymana?! Mój ojciec i moja matka nigdy mi nie wybaczą, iż nic nie zrobiłem! Mamusiu, tatusiu, nic nie zrobiłem! Rozebrali ich, zastrzelili. Wróciłem do domu, a dom był pusty. Było nas siedmioro dzieci. Mój wujek miał dziesięcioro. Powinniśmy byli próbować jeszcze raz i jeszcze! To strasznie boli, to boli, boli! Co za strata, co za marnotrawstwo! Wszyscy byliśmy za tą akcją, byliśmy gotowi i jednomyślni, żołnierze i żołnierki, każdy wybrany indywidualnie, i czekaliśmy na to przez cały rok! Dlaczego? Dlaczego zgodziliśmy się to odwołać?”[7].

Czy Irenie Gelblum było bliżej do emocji Friedmana, czy do pytań Kacetnika? Nie wiemy. Jej późniejsze życie kilka może nam tu rozjaśnić.

*

Nigdy nie wspominała o swojej roli w szeregach mścicieli. W ogóle nie opowiadała o żydowskiej przeszłości (nawet gdy w latach sześćdziesiątych przystała na rozmowę z dziennikarzami Polskiego Radia, sądziła – jak wynika z kontekstu – iż tylko szkicowo coś im opowiada. Zabroniła nagrywać, dziennikarze zrobili to potajemnie, a jej odmowa została utrwalona na taśmie)[8].

O czas wojny próbowała ją zapytać w końcówce lat dziewięćdziesiątych Anka Grupińska, która przygotowywała „Odczytanie listy” – książkę z biogramami członków Żydowskiej Organizacji Bojowej. Od Marka Edelmana wiedziała, iż Irena mieszka w Warszawie, ma nowe nazwisko i unika dawnych przyjaciół.

– Marek opowiadał o niej z zachwytem: piękna, wariatka, superinteligentna, superodważna – mówi. – Zadzwoniłam do niej: „W mojej książce jest opowieść o Irce Gelblum. Chciałabym z panią o niej porozmawiać”. Usłyszałam: „Ja z tą osobą nie mam nic wspólnego. Ja nie znam tej osoby”.

Grupińska w biogramie napisała o jej dalszym życiu tylko tyle, iż Irena Gelblum przeżyła Zagładę i mieszkała w Izraelu, we Włoszech i w Polsce. Jej dawni przyjaciele zachowywali absolutną lojalność i nikt przez dziesiątki lat nie podał szczegółów, które pomogłyby ją zidentyfikować. Aż jej postać pojawiła się w rozmowie Joanny Szczęsnej z Markiem Edelmanem dla „Gazety Wyborczej” w 2008 roku. „Ona już od dawna udaje, iż jest kimś innym – mówił Edelman. – Do niczego się nie przyznaje – jakie getto, jaka łączniczka? Odmłodziła się o co najmniej dziesięć lat, przybrała włoskie nazwisko, pisze wiersze po włosku, choćby przetłumaczyli je na polski, takie tam wzdychy. Z nikim z nas z ŻOB-u, z getta nie kontaktowała się od lat”[9].

Wywiad przeczytał Remigiusz Grzela zaprzyjaźniony z polsko-włoską poetką Ireną Conti di Mauro. Zrozumiał od razu, iż to musi być ona. Conti jeszcze wtedy żyła, ale nie śmiał jej o to zapytać. Gdy zmarła, napisał jej dwie biografie[10] (wcześniej, także po śmierci Conti, Joanna Szczęsna napisała o niej obszerny tekst[11]).

Grzela był moim przewodnikiem po powojennym życiu Ireny Gelblum. Wszędzie dotarł, wszystko przebadał, wszystkich przepytał. o ile czasem cytuję tu też innych rozmówców i źródła, trafiłam do nich, idąc jego tropem.

Irena wróciła więc do Polski w 1948 roku. Już z nowym nazwiskiem – Conti, ale wtedy utrzymywała jeszcze kontakt z Markiem Edelmanem i jego żoną Aliną Margolis. Za namową Edelmana poszła na medycynę (nie skończyła), zarabiała jako stewardesa. Cierpiała na depresję i nawracające migreny. W latach pięćdziesiątych wyszła za Ignacego Waniewicza, który ocalał w Związku Radzieckim (wcześniej nazywał się Weinberg) i był dogmatycznym stalinowcem. Kuzynka Ireny mówiła Grzeli, iż Ignacy zajął się nią po próbie samobójczej. Urodziła mu córkę. Pracowała jako dziennikarka, a następnie sekretarz redakcji w piśmie „Nowa Wieś”, którego naczelną była Irena Rybczyńska‑Holland. Do końca życia Irka miała w niej najbliższą przyjaciółkę i opokę. Opowiadała Rybczyńskiej, jak przeżyła wojnę. Pisała do niej listy: „Wiesz, jaka jestem i iż w gruncie rzeczy ludzie mnie nie chcą (oprócz zakochanych), a przecież przy największym talencie trudno rozkochać w sobie cały świat”[12].

Promocja!
  • Krzysztof Bielawski

Zagłada cmentarzy żydowskich

39,98 49,98
Do koszyka
Książka – 39,98 49,98 E-book – 35,98 44,98

[…] Dla Grzeli odsłuchanie radiowego nagrania z 1963 roku było szokiem. Irena miała tam wysoki głos, dźwięczny, wyrzucała z siebie słowa w pośpiechu, nieskładnie. Nigdy by nie rozpoznał, iż to ona. Odkąd ją znał, mówiła nisko, z emfazą, teatralnie, używała kunsztownego języka i cedziła słowa.

W czasie pierwszej Solidarności Irena Conti jeździła za Lechem Wałęsą i wydała o tym po włosku małą książkę reportażową[13]. Pisała wiersze i tłumaczyła na włoski, między innymi prozę Iwaszkiewicza i poezję księdza Twardowskiego[14]. Należała do Kapituły Orderu Uśmiechu. Dochód ze swoich tomików przeznaczała na budowę Europejskiego Centrum Przyjaźni Dziecięcej w Świdnicy. A nie była zamożną osobą. Zimą nie było jej stać na ogrzewanie domu, który zbudowała w Konstancinie (w nadziei, iż zamieszka z nią jej wielka miłość, ten celnik czy urzędnik, którego poznała, wyjeżdżając do Włoch. Utrzymywali kontakt przez następne czterdzieści lat, ale on miał żonę i pozostał z rodziną. W książce Grzeli występuje pod zmienionym imieniem). Dom był absurdalnie duży, wielka, otwarta przestrzeń, więc nie dało się ogrzewać tylko jednego pokoju.

Podawała coraz późniejsze daty urodzenia. Hanna Krall w „Szczegółach znaczących” opisała ich przypadkowe spotkanie w windzie. „Wiedziałam, kim jest, ona wiedziała, iż wiem. Udawanie nie miało sensu”. Krall powiedziała jej, iż Marek Edelman był nią zafascynowany. „Jak człowiek ma dwanaście lat, to jeszcze się nie boi” – odparła Irena[15].

[…] Czytam tomik „Miłość – czułość – dobroć” („Być niekochanym / jest bardzo bardzo trudno / ale jakoś się żyje / człowiek umiera dopiero / kiedy nie kocha”)[16]. Podziwiam jej moc perswazji, skoro przekonała do tych wierszy czytelników i słuchaczy, nie mówiąc o dwóch renomowanych wydawnictwach. Chyba by się to nie udało, gdyby nie była otoczona aurą poetki z Sycylii, która rozkochała się w Polsce.

Z kolei te nieliczne wiersze, które mają w sobie moc, rozbrzmiewają w pełni dopiero, kiedy wiemy, do czego się odnoszą. Nie wiadomo, jak zginęli jej rodzice i brat, Irena uważała, iż zostali rozstrzelani w Sobiborze.

Niedługo staniecie w drzwiach
tyłem
jak wtedy
plecami przed salwą
Taką masz pooraną twarz
powie matka
czy przeszły po niej
tylko nieurodzaje
takie masz rzadkie włosy
jak ja ci teraz zaplotę warkocze
Daj spokój powie ojciec
Czy nie widzisz iż ona nie ma twarzy
Siostrzyczko moja powie brat
tak żeby zmienić temat
dlaczego nie wspinasz się po drzewach
przecież cię nauczyłem
czy drzewa teraz nie mają gałęzi
Dajcie jej spokój powie ojciec
przecież zostawiliśmy ją samą
na ziemi nieobiecanej
i wyjdą po cichutku
nie odwracając się twarzą[17]

Potrzebowała uznania. Wysyłała swoje wiersze do Watykanu, prosząc o opinię Jana Pawła II. Przemierzała Polskę, by recytować je przejętym słuchaczom, często licealistom – wzruszonym, bo włoska poetka zechciała pisać po polsku i jeszcze się do nich pofatygowała.

Przekreśliła swoją heroiczną kartę. A może jako jedyna żyjąca w Polsce łączniczka Żydowskiej Organizacji Bojowej i powstanka warszawska odznaczona Krzyżem Walecznych byłaby otoczona jeszcze większą czcią i jeszcze częściej zapraszana? Pytam o to Agnieszkę Holland.

– Ale przecież jej nie chodziło o uznanie dla siebie. Tylko dla tej postaci, którą stworzyła, bo uznanie miało tę postać uwiarygodnić.

Remigiusz Grzela:

– Córka zapytała ją, czemu zrywa kontakty ze starymi przyjaciółmi. „Bo są starzy”, odpowiedziała jej. To ci starzy przyjaciele zajęli się nią, gdy umierała.

Pytam go, czy z obrazem Ireny, który wyłonił mu się w czasie pisania, umie połączyć jej przynależność do mścicieli.

– Pasuje mi do Ireny motyw zemsty. Jej istotą była autodestrukcja, dokonanie zemsty na sobie. Była nieszczęśliwą osobą na granicy szaleństwa.

Dlaczego czas wojny zamazała czarnym flamastrem? Nie chciała przyjąć roli ofiary, z którą kojarzy się ocalały z Holokaustu? A o ile to wcale nie chodziło o Holokaust? Może tylko nam trudno sobie wyobrazić, iż to nie musi być doświadczenie, w którego cieniu rozgrywa się całe późniejsze życie? Zostawiła po sobie setki listów miłosnych od różnych adresatów. W ostatniej wersji, po serii operacji plastycznych, twierdziła, iż urodziła się w 1939 roku – odmłodziła się o szesnaście lat. Może więc najważniejsze było dla niej doświadczenie kobiecości, nie chciała mieć tylu lat, ile miała, i stąd rekonstrukcja życiorysu?

Zmieniła ton głosu, wiek, tożsamość, ale zachowała jedno – brawurową odwagę w graniu cudzych ról. Może pragnienie nieustannej zmiany było wpisane w jej osobowość, może dzięki temu przeżyła wojnę i była sobą właśnie jako kobiece wcielenie Zeliga?

Jak pisała w wierszu:

Może lepiej nie udawać
bycia sobą, kiedy się jest
zupełnie kimś innym[18].

W jednej z kopert znalezionych po jej śmierci znajdowały się strzępy podartych zdjęć. Wśród nich jej postać wydarta ze zbiorowej fotografii, na której pozowała z Abą Kownerem i grupą mścicieli w Rumunii w 1945 roku[19].

[1] Historię mścicieli opisuję na podstawie książek: Rich Cohen, „The Avengers. A Jewish Wartory”, New York 2000; Dina Porat, „Nakam. The Holocaust Survivor Who Sought Full‑Scale Revenge”, transl. by Mark L. Levinson, Stanford 2023, Tom Segev, „Siódmy milion. Izrael – piętno Zagłady”, przeł. Barbara Gadomska, Warszawa 2012.
[2] Dina Porat, „Nakam”, dz. cyt., s. 4.
[3] Icchak Cukierman „Antek”, „Nadmiar pamięci (Siedem owych lat). Wspomnienia 1939–1946”, przeł. Zoja Perelmuter, Warszawa 2000.
[4] Remigiusz Grzela, „Trzy życia Ireny Gelblum”, Warszawa–Ożarów Mazowiecki 2023.
[5] Dina Porat, „Nakam”, dz. cyt.
[6] Cyt. za: Dina Porat, „Nakam”, dz. cyt., s. 283.
[7] Tamże, s. 226.
[8] Remigiusz Grzela ustalił, iż wywiad nagrywał Henryk Iwański, który po wojnie bardzo skutecznie rozpowszechniał opowieści, jak to on, Polak, walczył razem z rodziną w powstaniu w getcie, a w kanałach zginęli jego ojciec i syn (którego skądinąd nie miał) (Dariusz Libionka, Laurence Weinbaum, „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego”, Warszawa 2011). Zdaje się więc ironią losu, iż historia Ireny Gelblum, która odcięła się od swojej bohaterskiej przeszłości, została utrwalona dzięki człowiekowi, który sobie bohaterską przeszłość wymyślił.
[9] Joanna Szczęsna, „Opowiem ci o Mani Kac. Rozmowa z Markiem Edelmanem”, „Gazeta Wyborcza”, 19–20.04.2008.
[10] Remigiusz Grzela, „Wybór Ireny”, Warszawa 2014; Remigiusz Grzela, „Trzy życia Ireny Gelblum”, dz. cyt.
[11] Joanna Szczęsna, „Wymazywanie”, „Gazeta Wyborcza”, 19.04.2014.
[12] List niedatowany, prawdopodobnie z 1969 roku, cyt. za: Remigiusz Grzela, „Trzy życia Ireny Gelblum”, dz. cyt., s. 442.
[13] Irena Conti, „A colloquio con Lech Walesa. Intervista-reportage su Solidarnosc de la Polonia”, Bari 1981.
[14] Irena Conti, „Poesia polacca contemporanea”, Roma 1977; Jan Twardowski, „Kiedy mówisz iż kochasz / Quando dici che ami”, przeł. Irena Conti di Mauro, Kraków 2006.
[15] Hanna Krall, „Szczegóły znaczące”, Kraków 2022, s. 188, 189.
[16] Irena Conti di Mauro, „Miłość – czułość – dobroć. Amore – tenerezza – bontà. Trylogia sycylijska”, cz. 2, Warszawa 2003, s. 23.
[17] Irena Conti, „Ziemia nieobiecana”, Warszawa 1983, s. 63.
[18] Irena Conti Di Mauro, „I co teraz z tą miłością?”, Warszawa 2008, s. 46. Dziękuję Remigiuszowi Grzeli za wyłowienie tych trzech linijek z wiersza mówiącego o tym, iż dzieciom i młodzieży nie należy wciskać gotowych recept na życie, opublikowanego w tomiku wydanym przez Europejskie Centrum Przyjaźni Dziecięcej w Świdnicy.
[19] Remigiusz Grzela, „Trzy życia Ireny Gelblum”, dz. cyt.

Idź do oryginalnego materiału