Artystki, których biografie przedstawiane są w wydawanych ostatnio zbiorach, często łączy tylko to, iż są kobietami. Trudno mieć jednak pretensje do autorek i autorów tych książek. To efekt znacznie większej nienormalności – trwającego wieki pomijania twórczości kobiet milczeniem.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2025. W wolnym dostępie można przeczytać jedynie jego fragment. W całości jest otwarty tylko dla prenumeratorów naszego pisma i osób z wykupionym pakietem cyfrowym. Subskrypcję można kupić TUTAJ.
Czy w dziedzinie sztuk plastycznych kobiety przejawiają równy talent jak mężczyźni? jeżeli odpowiemy „Tak”, możemy być pewne, iż zaraz pojawi się wezwanie: „Udowodnij! Wymień nazwiska wielkich artystek”. Może być ono wyrażone mniej obcesowo, tak czy inaczej pospiesznie musimy przeformułować logikę tej rozmowy.
Wejście na drogę przywoływania nazwisk oraz dokonań malarek, rzeźbiarek czy graficzek nieuchronnie zaprowadzi nas do klęski. Jest faktem, iż kolejne coraz częściej ukazujące się biografie artystek ułatwiają tworzenie takich list. Między innymi zyskujące wielką popularność książki Małgorzaty Czyńskiej i Sylwii Zientek1 sprawiły, iż nie tylko specjalistki bez szczególnych trudności zbudują ciąg nazwisk: Abakanowicz, Szapocznikow, Kobro, Stryjeńska, Łempicka, Rosenstein, Boznańska, Bilińska…
Im dalej w głąb historii, tym większy kłopot. Można się ucieszyć, iż z pomocą przychodzi nam publikacja Piotra Oczki Suknia i sztalugi2, pozwalająca zapoznać się z historiami malarek dawniejszych epok, i to w sposób, który nadaje im wyrazisty kontur – wydobywając to, co istotne w dzisiejszych analizach dotyczących płci. W szerszej świadomości utrwalą się więc artystki baroku, jak Artemisia Gentileschi, obrazująca kobiety jako mocne i sprawcze, świetnie komponująca biblijną scenę z Judytą odcinającą głowę Holofernesowi i nadająca jej silny ładunek psychologiczny.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2025 w dziale „Nad książkami”.