Historia, którą napisało życie (a choćby dwie historie)

kjb24.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Przez trudy do gwiazd


Niektórzy kolekcjonują tak zwane „złote myśli”. W takim zbiorze niemal zawsze znajdzie się zdanie, które wypowiedział Seneka, starożytny mędrzec, żyjący przed dwoma tysiącami lat: „Per aspera ad astra”, co na język polski zwykle bywa tłumaczone: „Przez trudy do gwiazd”.

Zdanie to rozumie doskonale sportowiec, który niejeden raz bił się z myślami, wołającymi: „Rzuć te treningi, twoi koledzy dobrze się bawią, choćby na najbliższą sobotę zaprosili cię na imprezę”. Zdanie to ma przed oczyma uczeń, który walczy o zwycięstwo w konkursie przedmiotowym, bo przecież to sposób na zdobycie indeksu jeszcze przed maturą. Zdanie to zna też każdy, kto uczy się gry na jakimś instrumencie. A przede wszystkim zdanie to jest w sercu każdego katolika, który podejmuje codzienne trudy, aby uczestniczyć w euforii zbawienia, w Chrystusowym Zmartwychwstaniu, które trwa na wieki.

Poznałem niedawno dwie interesujące relacje. Prawdziwe.

Kamień z Groty Objawień w oprawie

Babcia obok podium

Działo się to przed siedmiu laty. Sebastian miał już metr dziewięćdziesiąt, a był dopiero po drugiej klasie gimnazjum. Jeszcze w czasie roku szkolnego dwóch trenerów chodziło wokół niego – jeden od koszykówki, drugi od skoków. Nie mógł się zdecydować.

Wakacje przyniosły dramat. Niezamierzony, niespodziewany, ale konkretny. Rodzice mieli jedno miejsce w samochodzie, gdy jechali nad morze i zaproponowali Dominikowi, najlepszemu przyjacielowi Sebastiana, wspólny tydzień w wynajętym domku. Bawili się wszyscy znakomicie, pogoda była wystrzałowa. Któregoś popołudnia biegali wszyscy, razem z rodzicami, za piłką plażową i … Sebastian z Dominikiem zderzyli się z całym impetem rozpędzonych piętnastolatków. Nic by się nie stało, gdyby Sebastian nie upadł na jakiś kołek wbity głęboko w piasek. Chwilę potem z zakrwawionej łydki wystawała jakaś kość, ktoś mocno owinął udo jakąś chustką, pogotowie, szpital…

Dziadek, który jest chirurgiem, specjalnie przejechał kilkaset kilometrów, przetransportował Sebastiana do swego szpitala, sam ostatecznie przeprowadził operację, prześwietlenie pokazywało, iż wszystko jest w porządku. Ale resztę wakacji Sebek spędził na działce dziadków, w większości leżąc na jakimś specjalnym leżaku z nogą w gipsie. Nikt z najbliższych go nie opuścił, choćby Dominik też tam przyjechał i często rezygnował z biegania – grał z Sebastianem w jakieś gry, oglądali różne filmy. Jednak wyglądało na to, iż sport w życiu Sebastiana będzie raczej przeżywany przed ekranem telewizora.

Najlepszym trenerem okazała się babcia. Troszczyła się o dobre jedzenie dla wnuka, ale każdego dnia mówiła coś o skuteczności ludzkich wysiłków. Gdy zbliżał się wrzesień, zapytała wprost: „To co będziesz trenował?” Sebek tylko skrzywił się kwaśno i spojrzał ze złością na wyraźną, świeżą, choć już pięknie zagojoną bliznę na nodze.

Babcia wtedy opowiedziała historię sześciu miesięcy swojego życia, gdy z jakichś powodów nie chciała jej się zagoić blizna po trzecim cesarskim cięciu. Choć mąż jest dobrym lekarzem, nie umiał nic zdziałać. Babcia wtedy wyczytała, iż jakieś ćwiczenia mogą przynieść poprawę i choć niezagojona blizna była źródłem przykrego bólu, babcia z zagryzionymi wargami kilka razy dziennie masowała swoje ciało, ćwiczyła, choć za każdym razem musiała zwalczać ból. Ostatnie zdanie było najwspanialsze: „Dzięki tym ćwiczeniom po roku mogła się szczęśliwie i zdrowo urodzić Twoja mama”.

Sebastian ma sporo ambicji, nadrabiał dobrą miną, oparty o Dominika, który odwiedzał go kilka razy na tydzień i już po dwóch miesiącach zaczął delikatnie ćwiczyć na boisku. Gdy Dominik skakał, to i Sebek razem z nim przychodził na treningi.

Babcia dyskretnie pytała o ich formę. W czasie Wielkiego Postu powiedziała, iż człowiek, który umie przełamywać się w drodze do wyznaczonego celu, szybciej usłyszy i zrozumie, co Pan Jezus mówi do swych uczniów – iż na Drodze Krzyżowej trzeba pamiętać nie tylko o ukrzyżowaniu, ale przede wszystkim o zmartwychwstaniu.

Maj przyniósł zawody, a po finale Dominik stanął obok Sebastiana na podium. Sebastian wyżej. Twierdził, iż przyjaciel specjalnie nie dał wszystkiego z siebie, ale to już jest tajemnicą, Dominik mówił, iż nic podobnego. A koło podium stanęła Babcia. Okazało się, iż trener jest synem jej przyjaciółki. A gdy Sebastian mocno ją uściskał i ucałował, wtedy w jej oczach zobaczył gwiazdy. Te, do których dążył, te, do których wszyscy dążymy.

Dzisiaj, po siedmiu latach, Sebastian i Dominik kończą trzeci rok w seminarium. Wiedzą też doskonale, iż w życiu duchowym wcale nie jest inaczej niż przy gojeniu ran i rehabilitacji.

Modlitwy Wielkiej Mocy – ks. Mateusz Szerszeń

Granatowa pościel

Po śmierci męża mama Anity gasła z dnia na dzień. Była kobietą silną psychicznie, choćby się uśmiechała, ale co tydzień, podczas wizyty u neurologa, stwierdzano ubytek wagi, pojawiły się początki anemii. Lekarz mówił, iż to może się zdarzyć najmocniejszemu człowiekowi, określił tę chorobę jako psychosomatyczną rekcję organizmu na silne stresy. Przeżycia były rzeczywiście traumatyczne – nim mąż Pani Krystyny zmarł, przez ponad pół roku żył w ogromnym bólu spowodowanym przez rozwijający się nowotwór, a kochająca żona towarzyszyła mu, najbardziej cierpiąc z powodu swojej bezradności. Ciocia mówiła, iż po śmierci męża „to wszystko zaczęło z Krysi wychodzić”. Może dlatego, iż jest takim typem, który wszystko przeżywa znacznie mocniej „w sobie” niż okazuje to na zewnątrz.

Anita początkowo zupełnie nie wiedziała, co robić. Sama bardzo przeżyła śmierć taty i całą siłą odpychała myśl, iż w ciągu jednego roku może stracić oboje rodziców. Któregoś popołudnia wyczytała z pieczątki numer telefonu do pani neurolog, u której bywała co tydzień mama. Trochę walczyła ze sobą, ale nie widząc żadnej innej możliwości, wreszcie zadzwoniła. Lekarka nie od razu wiedziała, kto mówi i w jakiej sprawie. Ale, gdy skojarzyła, wzruszyła się i umówiła się na następny dzień w pobliskiej małej kawiarence. Anita przyszła już pół godziny wcześniej. Usłyszała, iż może pomóc mamie najskuteczniej. Aby tylko była przy niej. By była cierpliwa i czuła. Musi – niekoniecznie o tym mówiąc – swoją obecnością pokazywać jasno, jak mama jest ważna w jej życiu.

Św. Michał Archanioł ratuje małżeństwo

Anita na początku chciała notować zalecenia Pani Doktor. Ale tylko wyjęła kartkę, nic na niej nie zapisała – wszystko, co mówiła lekarka, było dla niej oczywiste. A potem były długie miesiące. Zrezygnowała adekwatnie ze wszystkiego poza szkołą, choć i w przypadku szkoły zastanawiała się, czy nie stracić roku, by tylko nieustannie być przy mamie. Ciocia jednak przekonała ją, iż sukcesy szkolne Anity też będą swoistą terapią dla mamy.

Tak się złożyło, iż zwycięstwo miało miejsce podczas świąt wielkanocnych. Anita kupiła mamie w prezencie delikatną jedwabną pościel – na granatowym tle były wymalowane uśmiechnięte gwiazdki. Założyła tę pościel kilka dni przed dniem Zmartwychwstania i tego samego dnia okazało się, iż mama przybrała na wadze, pierwszy raz od kilku miesięcy. Wieczorem, leżąc w łóżku, powiedziała do córki: „chodź, połóż się na chwilę koło mnie, to oprócz gwiazd będę miała na pościeli prawdziwe słońce”.

Ostatnie zdanie od Seneki

Niektórzy wyrażenie „per aspera ad astra” tłumaczą „przez ciernie do gwiazd” i dodają, iż Seneka po zostawił po sobie również zdanie: „Drzewo nie smagane wichrem, rzadko kiedy wyrasta silne i zdrowe”. Słowa możesz dobrać dowolne, aby tylko tę treść wprowadzić w życie.

ks. Zbigniew Kapłański

Artykuł ukazał się w dwumiesięczniku „Któż jak Bóg” (4/2015)

Wielkie Zawierzenie Św. Michałowi Archaniołowi – ks. M. Szerszeń
Idź do oryginalnego materiału