Historia jedna z wielu

misjesalezjanie.pl 2 dni temu

Pracuję w Nairobi już pół roku. Będąc szczerym, gdy ktoś prosi mnie o podzielenie się wrażeniami nie wiem już co mówić. Praca tutaj stała się dla mnie “niezwykłą zwykłą” codziennością, a mimo wszystko z każdym dniem czuję, iż wiem jeszcze mniej niż poprzedniego dnia.

Przeżywam tu rekolekcje i korepetycje z miłości w ekstremalnych warunkach z naszymi chłopcami, których nie zamieniłbym nigdy, na nic, bo każdy ich uśmiech, każda zmiana jest tego wszystkiego warta.

Misje są piękne w całej swojej złożoności! Dwa miesiące temu przyjechało łącznie 38 nowych chłopców plus jeden, który przybył do nas wcześniej decyzją sądu. Aktualnie zostało 23. Chłopcy uciekają, albo sami proszą o wysłanie ich do rodzinnych miejscowości. Pierwsze dni to uczenie ich wszystkiego, od niewyobrażalnych podstaw. choćby nie wiecie jak wiele cierpliwości, zaangażowania jest do tego potrzebne. Mimo wszystko najtrudniejsze to pozostać kamiennie surowym i trzymać dystans, bo nie jesteś ich kumplem, a wychowawcą. Często choćby najmniejsze spuszczenie z tonu skutkuje późniejszym brakiem dyscypliny lub szacunku.

Chłopcy zaraz po przyjeździe dostają jedzenie i są przeszukiwani, aby zabrać im wszystkie narkotyki lub inne tego typu rzeczy. Potem oddają swoje ubrania często pełne insektów, które później palimy, następnie dostają nowe ubrania i idą pod prysznic. I wtedy widzisz… Blizny jakby po biczowaniu na plecach, poparzone ciała i wiele ran. Chcesz być blisko, dać uśmiech, czy serce, ale nie do końca możesz bo koniecznym jest pilnowanie procedur z całą stanowczością, aby szły sprawnie i bez przeszkód. Trzeba paru dni, aby wytrzeźwieli i pokazali prawdziwe twarze. Tym razem trafiła do nas grupa 9-17 lat.

Ostatnio dużo się dzieje w sferze edukacji chłopców. Jako, iż jest to ośrodek rehabilitacyjny dla chłopców z ulicy, nie mamy tu regularnej szkoły, ale za to mamy klasy, w których nauczamy my – wolontariusze i pracownicy, przygotowując ich do wysłania do normalnej szkoły. Jestem wychowawcą klasy czerwonej o średnim poziomie zaawansowania, dla chłopców w przeróżnym przedziale wiekowym.

System edukacji w Kenii wciąż jest dla mnie zaskoczeniem, bo zdarza się, iż 10-letni chłopiec jest bardziej zaawansowany niż 14-letni, mimo różnicy czterech klas. Uczę w mojej klasie matematyki oraz angielskiej gramatyki, mam również dwie godziny katechezy w najstarszej klasie. Gdy dostałem listę chłopców z ich wiekiem oraz odpowiednimi klasami w prawdziwej szkole, byłem przerażony tym jak bieda, ulica oraz różnego typu patologie mogą zastopować ich proces edukacji.

Ci chłopcy nie udają, mimo, iż skrywają w swoich sercach wiele strasznych historii.

Lekcja katechezy jest adekwatnie świetną okazją, aby najprościej, bez udawania porozmawiać z nimi. Na pierwszej lekcji zapytałem o definicje miłości z ich perspektywy. Odnosili się do Pana Boga, uczuć i wielu przykładów, ale to, co mnie najbardziej zaskoczyło to to, iż byli bardzo aktywni, szczerze chcieli się tym podzielić. Na ostatniej lekcji zapytałem ich, co jest trudnego w miłości, co sprawia, iż ciężko nam kochać. Powiedzieli, iż poniżanie, przemoc, agresja, nielojalność oraz interesowność są największymi przeszkodami w tym, żeby mogli kogoś kochać i patrzeć z miłością.

Chłopcy są bardzo skrzywdzeni, często długo zajmuje im, aby się otworzyć i mimo, iż zakładają maski, to w codziennej prostocie naszego funkcjonowania tutaj, w swoim zachowaniu, impulsywności oraz tożsamości są bardzo prawdziwi. Niesamowite, iż mimo tej wielkiej wrażliwości na ocenę, śmiech, czy uszczypliwe komentarze, zakładając maskę twardzieli są w stanie szczerze rozmawiać o miłości. Zaskakuję mnie również to, jak sami z siebie przy odpowiedziach nawiązują do Pana Boga oraz znają przykłady wielu biblijnych historii. Był tu choćby taki młodzieniec, co, gdy spytali się go o werset odpowiedział cytatem.

Jest tu dwóch chłopców, z którymi od momentu ich przyjazdu tutaj miałem problem. Moją główną rolą tutaj jest być wychowawcą oraz asystować chłopcom w ich codzienności, a co za tym idzie, pilnować zasad i dyscypliny. Ta dwójka, mimo, iż mają zupełnie różne charaktery, to razem, już po paru dniach zaczęli dawać mi w kość. Nie była to najwyższa klasa nieposłuszeństwa i bezczelności, ale potrafili wykończyć.

Wiadome jest to, iż “chłopcy to chłopcy” i nie może być łatwo, szczególnie z uwagi na ich przeszłość, ale to tych dwoje mnie sobie upodobało, a nie ja ich. Z większością z nich potrzeba rozmów i wspólnego czasu, aby zbudować relację opartą na szacunku. Natomiast z tymi dwoma było inaczej. Obaj trafili do mojej klasy, co było wtedy dla mnie nieszczęściem. Grali mi na nerwach niesamowicie, również poza klasą. Problem tkwił w tym, iż nie dało się ich ignorować, bo sami mnie znajdywali. Wydawało mi się, iż rozmowy przynosiły tylko chwilowe efekty, a czas, który im poświęcałem, wykorzystywali na wyprowadzenie mnie z równowagi. (Dla przybliżenia są to chłopcy w wieku 15-16 lat)

Okazało się, iż to nie do końca tak było, im więcej czasu z nimi spędzałem, tym bardziej na swój sposób zaczynali mnie lubić. Im więcej swojej twarzy im odsłaniałem, (oczywiście w granicach rozsądku i pewnej surowości) tym więcej przychodzili do mnie w często irytującej postaci. Aż w końcu po wielu rozmowach i zbliżeniu się do nich, mimo dalszego łobuzowania, zaczęli mi pomagać. Kulminacyjnym momentem było to, gdy jeden z nich zaczął bronić mojego dobrego imienia przed całą grupą, a drugi bardzo chciał żebym usiadł koło niego w autobusie.

Do tego momentu, gdy słyszę jak ktoś z daleka krzyczy “FILIP!” wiem, iż z wielkim prawdopodobieństwem jest to któryś z nich.

Jest to historia jedna z wielu.

Chłopcy potrafią nas testować, ale w gruncie rzeczy te “łobuzy” – właśnie oni szukają relacji, bezpieczeństwa, zaufania i uwagi. Szukają tego, czego szuka każdy nastolatek, również w Polsce.

Cały czas się uczę, ale wiem, iż przy całej stanowczości, surowości i twardości trzeba też umieć wyważyć tę łagodność, bliskość i ciepło. Wielu z nich szuka wzoru ojca, matki, ogólnie rodziny w relacjach z nami. Staram się być dla nich czasem starszym bratem, a czasem poważnym wychowawcą. Zresztą zdarza się im mnie nazywać “Mr. Serious Guy”.

Mimo, iż czasem moje nerwy i głowa błagają o wolne, to kocham tych naszych wychowanków.

Pomódlcie się za chłopców Księdza Bosko w Nairobi, ale i nie tylko, bo i w odległej od nas Polsce też jest młodzież, która tej modlitwy potrzebuje.

Filip Pokrzywnicki,
Pracuje w Nairobi w Kenii

Idź do oryginalnego materiału