Godzina Święta. Sierpień. Piąty Czwartek Miesiąca.

salveregina.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Chrystus-w-Getsemani


Godzina Adoracji w nocy o 23.

Intronizacja Serca Jezusowego 1922

Nauka.

Godzina święta (Adoracji) jest to modlitwa myślna lub ustna trwająca godzinę wieczorem we czwartek, na pamiątkę smutku i konania Pana Jezusa w Ogrojcu.

Początek tego nabożeństwa pochodzi od Św. Marii Małgorzaty. Razu pewnego pokazał się jej Pan Jezus i tak do niej powiedział: „Każdej nocy z czwartku na piątek dam ci odczuć ów smutek, jakiego doznawałem w Ogrodzie Oliwnym. Abyś mi towarzyszyła w mej pokornej modlitwie, jaką wtedy zanosiłem do ojca mojego, wstaniesz o godzinie jedenastej, upadniesz na twarz na ziemię, aby uśmierzyć Gniew Boży, i prosić będziesz o Łaskę dla grzeszników, abyś mi osłodziła nieco smutek, jakiego doznawałem opuszczony przez apostołów, którym musiałem czynić wyrzuty, iż jednej godziny nie mogli czuwać ze Mną”.

Niepojętymi Łaskami odpłacał jej Pan Jezus za to pobożne ćwiczenie.

Polecamy wtedy wszystkim przyjaciołom Serca Pana Jezusa, aby odprawiali tę świętą godzinę, o ile już nie każdego czwartku, to przynajmniej przed pierwszym piątkiem miesiąca.

Nabożeństwo to można odprawić w kościele albo w domu.

Nie ma na to żadnej przepisanej modlitwy. Można rozważać o smutkach Pana Jezusa w Ogrojcu, albo o smutku jakiego doznaje, będąc Obecny w Najświętszym Sakramencie. Można w czasie tej godziny odprawiać drogę krzyżową, odmawiać Różaniec, przygotować się do Spowiedzi itp.

Rozmyślanie o Modlitwie Pańskiej. ALE NAS ZBAW ODE ZŁEGO. AMEN.

Źródło: Dodatek do Głosu Eucharystycznego Listopad 1936r.

1 . U w i e l b i e n i e .

O mój Jezu, chcę Cię wielbić jako mistrza modlitwy. Aż dotąd próbowałem z łaską Twoją zdawać sobie spraw ę z różnych próśb, jakie zanosić powinienem dla Twej chwały i dla m ego szczęścia. Zrozumiałem , iż ten podwójny cel osiągnę, o ile ubłagaw szy łaskę Tw oją, otrzym am , przynajm niej
co mię dotyczy, aby się święciło Imię Twoje, aby
przybyło do nas królestw o Twoje, aby w ola Twoja
spełniała się na ziemi, tak jak w niebie; abym otrzym
ał codzienny chleb duszy i ciała i przebaczenie
grzechów gdy przebaczę bliźnim moim, a
wreszcie łaskę staw iania oporu pokusom. W szystkie
te prośby, gdyby się ziściły, mogłyby przecież
w ystarczyć do mojego szczęścia, ale widocznie nie
byłyby w ystarczającym i, gdyż kazałeś nam jeszcze
mówić te słow a: „ale nas zbaw ode złego“ , a nic
niepożytecznego nie w yszło z ust Twoich.

Krótka ta prośba jest streszczeniem wszystkich innych, ale obok tego zaw iera jeszcze now ą prośbę i każe nam błagać o nowe dobrodziejstwa. Gdy
mówimy: „ale nas zbaw ode złego“ , prosimy nie
tylko o wybawienie od szatana, jako sprawcy grzechu,
ale chcemy być także zachowani od wpływu,
który szatan wywiera często na dusze najświętsze;
prosimy także, abyśmy się nie dawali uwodzić próżnymi
złudzeniami, fałszywymi natchnieniami, umiejętnościami
odnowionego poganizmu, które codziennie
zabierają tyle ofiar. Wreszcie przez tę prośbę:
„ale nas zbaw ode złego“ , prosimy, abyśmy, ile
możności, uniknąć mogli tych nieszczęść zalewających
ziemię, a które są skutkiem grzechu i karą za
grzech jak powodzie, pożary, pioruny, grady, głód,
mór, wojna, rozruchy, prześladowania, choroby, niewola,
wygnanie, zdrady, podstępy i t. d.

Jakiż o mój Jezu ratunek wśród tylu złego?
Oto, iż mamy wiarę w Twą obecność eucharystyczną,
nadzieję w Twą miłość wszechmocną. —
W istocie, gdybyśmy Cię kochali i czcili jak należy,
nie zaznalibyśmy większej części tego zła;
gdyż zmniejszyłaby się wśród nas liczba grzechów,
a więc i kara; a gdybyś za dobre dla nas uważał,
by nas wrzucić w ogień doświadczenia, nie lękalibyśmy
się, będąc przy Tobie i odzyskalibyśmy rychło pokój, rzucając się do stóp Twoich i wołając
z Apostołami: „Panie, ratuj nas, bo giniem y!“

Panie, wierzymy, żeś Ty jest wśród nas, aby
nas pocieszać w naszych cierpieniach, aby je osładzać
i czynić je znośnymi i zasługującymi. Wielbimy
Cię, jako wiekuistego zwycięzcę szatana. Wierzymy,
że z Tobą jesteśmy zdolni pokonać nieprzyjaciół
widomych i niewidomych i znosić przykrości
życia. Nie ufając więc sobie, mówimy: Ale nas
zbaw ode złego.

2. D z i ę k c z y n i e n i e .

Jakże dobrym jesteś, o mój Boże, dla Twych
biednych dzieci! Bo skoro nam każesz prosić o wybawienie
od złego, to pewnie nas chcesz wybawić.
Wszakże w tym celu przyszedłeś na świat! Wszakże
dlatego przyjąłeś na siebie największą część naszych
boleści. Słyszę, jak w przededniu śmierci,
zwracając się w modlitwie do Ojca, gdy nam zostawiłeś
Twoje Ciało i Krew Twoją, jako największe
zadatki miłości, mówisz do Ojca: „Nie proszę, abyś
ich wziął ze świata, ale abyś ich zachował od złego”.

Dla Siebie obrałeś, o mój Jezu, wszystkie
cierpienia, wszystkie upokorzenia, wszystkie gorycze, wylanie wszystkiej krwi i wszystkich łez. Dla
nas zostaw iłeś jak najmniej boleści, kilka łez i kilka
kropel krwi, bo to jest potrzebne dla naszego
zbaw ienia! O niezrów nana dobroci! O niew ysłowiona
hojności Przenajśw iętszego Serca.

A jeżeli teraz spraw iedliw ość Twoja, o Boże,
uzna za słuszne dotknąć nas w jakiś sposób, to nir
gdy o tyle, ile na to zasługujem y. A ileż to razy
oszczędzasz nas, gdy czując się bardzo przygniecionymi,
udajemy się z ufnością do Ciebie, do M atki
Twej świętej, do Aniołów i Świętych Twoich, gdy
wołam y w chwili ucisku: ale nas zbaw ode złego!

Dzięki Ci, Drogi Zbawicielu, za wszystkie
uleczone słabości, za oszczędzenie cierpień ludziom,
za tyle cudów, za łaski m iłosierdzia, które otrzymaliśmy
od M atki Twojej i od Józefa świętego
i za przyczyną Świętych Twoich i Aniołów Twoich.

W dzięczność m oja potęguje się, gdy rozważę,
że prawdziwym złem jest tylko grzech, a wszystko,
co cierpię fizycznie i m oralnie, prócz grzechu, nie
tylko nie jest adekwatnie złem, ale czasem, za szczególnem
zrządzeniem O patrzności, może się stać dobrodziejstw
em naw et doczesnym, a zawsze jest wielkim dobrem naturalnym .

Jakie zadziwiające szczęście po najgłębszych upokorzeniach! Jakie powołania po doświadczeniach i przypadkach.

Nieszczęście, czyli to, co my tak nazywamy, jest niezmiernej ceny. Najpierw pom aga nam w ypłacić
długi grzecham i zaciągnięte a łatwiej je sp ła cić
w tym, jak w przyszłym życiu. Potem w ysługuje nam, jeżeli jesteśm y cierpliwi i kochający, w yższy stopień chwały i radość, o której naw et nie m ożemy mieć w yobrażenia. A jeszcze jedną korzyścią jest podobieństw o z C hrystusem , które osiągnąć możemy przez cierpienia, bo przez nie dajemy miłość za miłość.

Zresztą dla dusz sprawiedliwych pociecha zawsze
towarzyszy krzyżom, a często boleści świętych
zanurzone są w takim m orzu radości, iż te dusze
wołają jak św ięty Paw eł: „Obfituję w radości
wśród przeciw ności” — albo jak św. Franciszek
K saw ery: „Dosyć, Panie, dosyć!” N adew szystko
zaś u stóp o łtarza, w chwili Komunii, utrapienia
te zm niejszają się lub znikają.

Obyśmy mogli mieć te .uczucia, gdy krzyż nas
dosięga. W każdym razie w przeciwnościach i
w pom yślnościach miejmy na ustach i w sercu:
„Niech będzie Imię Pańskie b ło g osław ione!” „Dzięki
B ogu” i „Uwielbiaj, duszo moja, P ana!”

3. W y n a g r o d z e n i e .

Że cierpię na świecie, nic to dziwnego, bo jestem
dzieckiem Adama i Ewy. Grzech to pierworodny
jest przyczyną główną naszych nieszczęść.
Gdy jednak pomyślę, iż sam popełniłem tyłe grzechów,
rozumiem, iż powinienem zrównoważyć to
zło już tak bardzo ciążące.

Przebacz, Panie, iż grzechami obciążyłem się,
a więc i odpowiedzialnością za cierpienia świata.
Zbaw nas od złego, a nadewszystko od grzechu.

Jeśli dotąd cierpiałem, wyznaję, iż zasłużyłem
na cierpienia. Ale moje cierpienia byłyby zmniejszone,
gdybym był uważniej mówił: ,,Zbaw nas od
złego! Przebacz, Panie, brak ufności w T obie!“

Cóż jeszcze więcej? Powinienbym się cieszyć
wśród doświadczeń, a jam się buntował, szemrałem
przeciw sprawiedliwości Twojej! Przebacz, Panie,
niech to nieszczęście więcej mnie nie dotyka,
nieszczęście braku ufności w Tobie!

4. P r o ś b a .

O cóż prosić Cię będę, o mój Boże, o ile nie o podobieństwo z Twym wielkim Sługą, Janem Chryzostomem, o którym mówiono w Konstantynopolu: ,,Ten człowiek lęka się tylko grzechu!“ Obym i ja tylko grzech za prawdziwe złe uważać mógł
zawsze.

Błagam Cię, o mój najukochańszy Zbawicielu,
abym wśród moich cierpień, trudności, utrapień, nigdy
nie zapominał, żeś Ty jest przy nas, aby nas
pocieszać i wzmacniać i iż mówisz do nas, jak niegdyś: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy pracujecie
i jesteście obciążeni, a Ja was ochłodzę”.

Błagam Cię, wszechmocny, wierny Zwycięzco
szatana, mój Zbawicielu, o łaskę, abym wierzył
w moc Przen. Sakramentu, iż On może wypędzić
szatana, pokonać jego podstępy, a choćby powstrzymać
pioruny Bożej sprawiedliwości. Prosić będę
zawsze o przyjście eucharystycznego królestwa Twego:
to jest o pomyślny rozwój wszystkich dzieł
adoracji, wynagradzania i Komunii, bo wpływ szatana
zmniejszać się będzie w miarę, jak ludzie czcić
będą Przen. Eucharystię, a równocześnie mniejsze będą utrapienia na świecie. Amen! Amen!… Ale nas zbaw ode złego! Amen.

Wieczną miłością.

Może w jakiejś starej książce spotkałeś się z obrazkiem starodawnym, dziwnie przemawiają cym do twej duszy: W szatach liturgicznych stoi
przy ołtarzu kapłan i obydwoma rękam i podnosi
białą H ostię, nad którą w łaśnie wymówione zostały
głęboko tajem nicze, wszechmocne słow a Jezusow
e: „To jest ciało M oje“ . W około wszyscy przytom
ni na kolanach. A poniżej, z jakiejś otchłani pod
ołtarzem w znoszą się z pomiędzy płom ieni ręce,
błagając, by z C iała i Krwi C hrystusow ej spłynęło
na nie wybawienie od mąk.

Ale częściej jeszcze przed oczyma mej duszy
inny widzę obraz. Nigdy go w rzeczyw istości nie
widziałem , a jednak zdaje mi się być żywym i rzeczywistym
— tak rzeczywistym, iż nieraz mimo
woli się oglądam , czy go nie zobaczę.

Stół C hrystusa Pana zastaw iony i goście zbliżają
się ze złożonym i rękom a, by przyjąć Chleb
Aniołów. Ach, a wkoło tego świętego stołu, niewidocznie
dla ludzkich oczu, unoszą się postacie —^
cienie, patrzące głodnym i oczyma — oczyma gorejącymi
tęsknotą: „O, raz tylko jeszcze, raz jeden ty lko
przyjąć Najśw. E u ch ary stię!“ — oczyma drżącymi
bólem : „Ach, czemuż za późno poznałem
jak często zaniedbałem to bezm ierne szczęście, — oczyma, w których płacze pragnienie niczym niezaspokojone: „Kiedy, kiedy, o Panie, będę połączony z T o b ą?“

P atrzą z daleka i wyciągają błagalnie ram iona,
rozpaczliwie załam ują ręce za okrucham i ze
św iętego stołu.

Nie wiem, czy tak się ma w rzeczywistości, że
biedne dusze zm arłych otaczają ołtarz i balaski?
Ale dlaczegożby nie miało tak być? Kościół nic nam
nie mówi, gdzie jest czyściec i czy to w ogóle osobne
miejsce.

A o ile mówią, iż po wszystkie czasy uśw ięcone
jest każde miejsce, gdziekolwiek spełniony
został dobry uczynek, o ile praw dą jest, iż człowieka
ciągnie siła nieprzeparta na miejsce jego miłości
— jego miłości lub winy, by tam zadośćuczynić,
— o ile to praw dą: ,,Gdzie skarb twój, tam
i serce tw o je !“ … o, jakże owe dusze muszą nieprzezwyciężenie
dążyć do tego św iętego miejsca,
gdzie niegdyś Eucharystia święta nasycała je szczęściem
i łaską — albo gdzie muszą napraw ić zaniedbania
nie mogące już być w ynagrodzone — do
tego miejsca, gdzie Najwyższe Dobro w ubożuchnej
osłonie prawdziwie jest obecne jako ośrodek całego św iata?

Nie wiemy, jakimi drogam i zadośćuczynienia prow adzi dusze zmarłych przedwieczna Boska sp rawiedliwość,
której przy śmierci człowieka niezgłębione
M iłosierdzie oddać m usiało dalszą działalność
— jakimi ta Sprawiedliwość prow adzi je d ro gam
i zadośćuczynienia i oczyszczenia.

Czy to cierpienia bez m iary? Czy to przerażająca
ciemność lub w strząsające jasnowidzenie, zespalające
m iłosiernie jakoby w szystkie bólew spółpokutujących?

Czy te dusze pokutnicze cierpią zabijające zimno,
czy też przebiegają przestrzenie pustynne, zmiażdżone
tłoczącym je ciężarem, czy błąkają się w niezmierzonych,
sm utnych mgłach, w puszczach bez
końca?

Nie wiemy! „Jak przez ogień”, mówi Pism o
św. A o wiecznie zatraconych mówi P an: „Gdzie
robak nie um iera, a ogień nie w ygaśnie”.

Ale Zbawiciel zastosow uje wyrazy do naszego
ziemskiego rozumu. Mierzymy ziemską m iarą, a
w tenczas palenie się w płom ieniach wydaje nam się
czemś najokropniejszym . Nie mamy pojęcia, w jaki
sposób ogień m aterialny może w pływać na istoty
bezcielesne. 1 nie wiemy też, czy to rzeczywisty
ogień. „Jak przez ogień!”

Albo może to zimno przerażające, które jako wynik daje tę samą mękę „spalenia” co ogień.

Mówimy, jak rozumiemy, według naszego
ziemskiego pojęcia.

Ale jedno wiemy: Jeżeliby dusze zmarłych
w miejscu oczyszczenia wolne były od wszystkich
innych mąk — najgłębszą, niewypowiedzianą męką,
przed którą znika każda inna męka, to — rozłączenie
ich z Bogiem.

Widziały dusze Boga raz jeden — w chwili
śmierci, gdy stanęły przed Nim na sąd. Tak, jeszcze
nie bez osłony, o nie; ale przez tę osłonę przebijało
jakoby przeczucie Jego piękności.

Olśnione, zwyciężone chciały rzucić się Mu
do stóp, przytulić się do Jego Serca ojcowskiego,
— a musiały pójść na bolesne wygnanie! Wniknęły
głęboko w otchłań Boskości — i w tej samej
chwili oddalone zostały z przed Jego oblicza.

Chciały się rozradować szczęściem błogosławionych,
a zostały oderwane i przeniesione w rozłąkę bolesną.

Teraz błąkają się zdała od Boga, a tęsknota
rozdziera im serce, męczy, pożera je. Oderwane od
wszystkiego co ziemskie, miłość ich ku Bogu wybuchła
nagle potężnym płomieniem. Siła nieprzemożona ciągnie je ku Niemu:

Każda cząsteczka, każdy atom duszy dąży do
swego Boga i Stwórcy i Dawcy szczęścia — a
zapora bolesna pow strzym uje i rani. W reszcie zrozum
iała dusza słowo napisane w czasie jej pielgrzymki życiowej płom ienistym i literam i na firm amencie:
„M iłością wieczną um iłow ałem ciebie i
z wielkości m iłosierdzia pociągnąłem cię ku Sobie“ (Jer. 31, 3).

M iłością wieczną! O, i w życiu słyszała często
te słow a i zdaw ała się je rozumieć. Ale słowo to
nigdy nie było żywe, stało jakoby poza nią. Coś uspakającego,
pocieszającego — ale znaczenia isto tnego
słów tych nie rozum iała! Za silne były w ięzy
św iatow e, miłość do św iata za m ocna; za gorąca
krew, za prom ienne słońce, za bardzo kuszące życie,
jego dobra i piękności i rozkosze.

Teraz nagle spadła zasłona z jej oczu i w obliczu Boga poznała niezm ierzoną doniosłość słów: „Miłością wieczną umiłowałem ciebie i z wielkości miłosierdzia pociągnąłem cię ku Sobie“ .

Miłością wieczną! Poprzez miliony lat, od wieków postanow ił Bóg powołać ją do życia! Dla
niej rozsypał tysiące światów jako kropelki światła
w przestworzu. Dla niej stworzył ziemię z niczego,
przyozdobił ją w spaniałością, stworzył otoczenie i warunki życia dla tego ludzkiego dziecięcia!

Na tę duszę zwrócone były oczy Jego pełne
najczulszej miłości ojcowskiej. Nosił ją na rękach
jak matka swe dziecię. O taczał opieką każdy jej
krok, szedł za nią poprzez cierniste krzaki jej grzechów,
poprzez ugory jej niewdzięczności, poprzez
pustynie jej obojętności. I nęcił, prosił, zaklinał,
błagał — a zawsze na nowo przebaczał. Nosił jej
słabość i niedoskonałość, żywił ją Ciałem i Krwią
Swoją, zważał na każde jej poruszenie, każde westchnienie,
każdą łzę, każde najdrobniejsze drgnienie miłości wzajemnej.

U m iłow ał ją, tę duszę, tę jedyną, jak gdyby tylko ona jedna była na świecie. Um iłow ał ją m iłością wieczną, tak głęboką, tak silną, tak gorącą, tak czułą, tak m iłosierną, tak niezmienną, iż ta m iłość — to cud niepojęty!

I tęskni Bóg, by duszę tę mieć na wieki przy Sobie, na wieki ją nasycić szczęściem bez końca. Chce z nią podzielić szczęśliwość Swoją.

To w szystko dusza wie teraz. O, jaki żal, iż taką m iłość tak często odrzucała od siebie! Z w łasnej winy widzi się pozbaw ioną tej szczęśliwości.

„M iłością wieczną um iłow ałem cię i z wielkości
m iłosierdzia pociągnąłem cię ku Sobie“ . Słowa te wnikają każdej chwili do najtajniejszych głębin
jej istoty. I chciałaby wzlecieć do Serca Bożego,
rozpłynąć się w potoku wiecznej miłości. Pędzi ją,
porywa, jak wichru siła… Jednak powstrzymywana jest mocą niewzruszoną.

Jaki to ból już tu na ziemi, gdy miłość nie połączy
się z miłością. Miłość z natury swej dąży
do połączenia. Gdy dwoje ludzi, złączonych w silnej,
głębokiej, wiernej miłości — los rozłączy, ach,
jak niewypowiedziany ich ból, ‘jak męczącą ich
tęsknota, jak palące ich pragnienie. Jak bardzo ciąży
na nich ta rozłąka!… A przecież miłość ziemska
to tylko blady cień tej miłości, która pociąga
do niestworzonej Piękności duszę, pozbawioną ziemskiej powłoki.

Tak, to jest ten prawdziwy, ten niezmiernie wielki ból dusz zmarłych, wobec którego wszystkie inne cierpienia są tylko cieniem.

I to jest ta straszna męczarnia tych wiecznie
straconych — tak, choćby szatanów: być na zawsze
odłączonym od Boga, który ukochał duszę wieczną
miłością i który ją przeznaczył do wiecznej szczęśliwości! Że są wykluczeni z Jego miłości, iż nie
mogą Go miłować, iż niejako nienawidzieć muszą
— jak gdyby ze zrozpaczonej, przewrotnej, nigdy niezaspokojonej miłości — to właśnie czyni piekło
— piekłem. O, gdyby choć raz jeden zobaczyć
mogli Jego Oblicze! Raz jeden spocząć na Jego Sercu ojcowskim.

O, wy biedne, prawdziwie biedne dusze, które
kochacie Boga miłością, oczyszczoną ze w szystkiego
co ziemskie, z ciała i krwi, z ciemnoty i ludzkiej
słabości m iłością, któ ra silna jak śmierć, g łęboka
jak m orze, a gorąca jak żar płom ieni — sto imy
tu do głębi przejęci w aszą męką! My cierpimy
z wami, bo jesteście naszymi bliźnimi. Wiele z was
z naszej krwi, połączeni jesteśm y więzami wdzięczności,
miłości. W szystkie jesteście naszymi braćmi i siostram i!

Ponad waszym i grobam i wieją w iatry listopadowe,
w szystkie kwiaty zwiędły, świece pogasły,
w estchnienia ciężkie w zlatują, łzy niewidziane płyną za was.

Ach, ta w szystka, li tylko ludzka żałość nie może ulżyć bólowi waszemu. Wyciągacie ręce, prosząc o inną pomoc.

Leżycie może przed tym ołtarzem , przepraszając
za winy, popełnione przed tym eucharystycznym
Bogiem. Może! O rozumiem, jaka was pali tęsknota
do tej Przenajświętszej Hostii! Pozbawione widoku Boga, tęsknota ta prowadzi w as do tabernakulum,
by być choć w pobliżu Boga ukrytego. A może
Bóg wam pozwolił cieszyć się tym bolesnym szczęściem!

Ach, gdybyście choć na godzinę mogły pow rócić
do życia, z jak płomienną miłością, z jaką czystością
i pokorą, z jaką wiarą przyjęłybyście ten
Najśw. Sakrament!

Czy my, wędrujący pod ziemskim słońcem w obliczu eucharystycznego Słońca, możemy pozwolić, byście łaknęły?

Wam M iłosierdzie Boże już nic pomóc nie m oże, nas za to wieczna M iłość ,,pełna m iłosierdzia” ciągnie ku Sobie…

Więc chcemy o was pam iętać, wy biedne dusze,
gdy Pan pod postacią w stąpi do serca naszego.
Chcemy Go błagać: „Panie, ofiarujem y Ci tę świętą
Komunię za dusze zmarłych, które wyciągają rę ce
z głębi ‘Swej tęsknoty za rąbkiem Twej sukni,
które głodne otaczają Twe wieczne bramy. Przyjmij
je do Serca Twego. Niechaj wreszcie ujrzą Oblicze
Twe i zatopią się w szczęśliwych falach wiecznej miłości!”

Tłum. z niem. M. Buzalska.

  • 1 Ojcze nasz i 1 Zdrowaś Marya za konających i grzeszników.
  • 1 Ojcze nasz i 1 Zdrowaś Marya w intencji powszechnego triumfu Najświętszego Serca Pana Jezusa, a specjalnie rozszerzenie codziennej Komunii Świętej, Straży Honorowej, Godziny Świętej i Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa w rodzinach.
  • 1 Ojcze nasz i 1 Zdrowaś Marya w intencjach osobistych wszystkich tu obecnych.
  • 1 Ojcze nasz i 1 Zdrowaś Marya za naszą Ojczyznę, zwłaszcza o zachowanie jej od bezbożności.

Najświętsze Serce Jezusa, przyjdź Królestwo Twoje. (5 razy).

Niepokalane Serce Maryi, módl się za nami. (3 razy).

Święty Józefie, módl się za nami.

Święta Małgorzato-Mario, módl się za nami.

Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Zobacz.

Po adoracji.

Podziękuj Sercu Panu Jezusowemu za otrzymane w ciągu tej adoracji Łaski…

Przeproś za wszystkie swe niedbalstwa…

Odmów 6 pacierzy za Kościół Święty dla dostąpienia odpustu i oddaj go Maryi do rozporządzenia…

Odchodząc, pozostaw swe serce na straży honorowej Boskiego Serca Pana Jezusowego.

Można posłużyć się innymi wersjami Godziny Świętej podanych w linku strony: Czwartek poświęcony ku czci Przenajświętszego Sakramentu.

© salveregina.pl 2024

Idź do oryginalnego materiału